Różnice kulturowe, to rezultat długotrwałego procesu budowania odrębności. To również źródło wielu międzynarodowych nieporozumień. W jeszcze większym stopniu sprawa dotyczy różnic w postrzeganiu zewnętrznego świata w następstwie używania różnych języków, które cechują się niejednakową matrycą opisywania rzeczywistości. Pomysł komunikowania się za pośrednictwem dźwięków, był wszędzie w świecie ten sam, ale mechanizm powstawania języków odmienny tak głęboko, że miało to również dramatyczny wpływ na kształtowanie się różnic kulturowych. Najbardziej zagadkowe jest to, że ludzie sami, w pełnej świadomości czynu, nie utworzyli języka jako swego narzędzia komunikacji. Pytania o to, kto w takim razie spowodował jego istnienie jest nie na miejscu. On wytworzył się sam. O bezradności w tej kwesti najwiekszych proroków religijnyvh świadczy biblijna opowieść o Wieży Babel, dokumentnie pozbawiona wewnętrznej logiki. Wieża miała być wzniesiona jako bezbożny symbol ludzkiego dążenia do dorównania Bogu. Jahwe, ogarnięty zazdrością, pomieszać miał ludziom języki i podzielił ich na różne narody, by uniemożliwić im wzajemne zrozumienie i by pozostali skłóceni na zawsze. Opowieść miała wyjaśniać powód, dla którego ludzie potrafią wydawać skoordynowane dźwięki zwane mową w podobny sposób, ale ich ostateczny efekt jest tak odmienny, sprawa przenosi się w przestrzeń utrwalania mowy, czyli pisma i tym sposobem jedni nie są w stanie zrozumieć innych. Cała historia ludzkości, to dzieje odmiennych losów wielkich kultur oraz odmiennego stopnia bezradności w obliczu wyzwań współczesności. Rzecz w tym, że ludzie nie rozumieją się na różny sposób. Jedni nie rozumieją drugich bardziej, niż jeszcze inni innych. Nie wiemy, jaka jest tego przyczyna, ale znamy następstwa. Odmienności cywilizacyjne mają między innymi źródło w tym, że języki różnią się nie tylko gramatyką, ale również możliwością ekspresji myśli. Czy biblijnemu Jahwe o to właśnie chodziło, czy też kierowała nim zwykłe u ludzi poczucie zawiści, bez brania pod uwagę niehumanitarnych następstw tego pomieszania i pomimo niestosowności uczucia w obliczu głębi własnej transcendencji?
Pojęcie słowa, jako dźwiękowego przekazu myśli pochodzi od greckiego „logos”, oznaczającego jej jasne i ścisłe formułowanie zgodne z regułami poprawnego (rozumianego na zachodni sposób) wnioskowania i wniosków uzasadniania. Opowieść o Wieży Babel stoi w sprzeczności z tym regułami, ponieważ – jak z niej wynika – ludzie z początku mieli używać tylko jednego języka, od początku wspólnego wszystkim. Rzecz w tym, że – logicznie rzecz ujmując – jeśli pomiesza się to samo z tym samym, to nie może pojawić się nowa jakość. Wskutek mieszania wody, choćby nie wiedzieć jak intensywnego, nie powstanie nic innego, jak tylko woda. Z mieszania wspólnego języka mógłby powstać tylko taki sam jego rodzaj, nie zaś języki zbudowane tak odmiennie, jak portugalski w relacji do chińskiego, czy hebrajski względem fińskiego. Przyczyna różnorodności języków świata musi być inna, niż prosty efekt samego tylko mechanicznego zmieszania. Biblijni prorocy, z samej istoty prorokowania, przekazywali ludziom wieści bez przeprowadzenia dowodu i z zasady bez takiej możliwości, bo powstające w stanie bezradnej ekstazy zwanej objawieniem. Stan objawienia utożsamiano z procesem dochodzenia do prawdy i tym sposobem prorok uzyskiwał miano Bożego Posłannika i pozmazańca, a jego posłannictwo stawało się misją prawdy jedynej. Dzisiaj, proroków nie ma, bo też i współcześni ludzie proroków nie potrzebują. Mają internet.
Wiele czynników wpłynęło na nierównomierny wzrost liczby ludności w różnych zakątkach świata. Podstawowym, była dostępność żywności, której źródłem była uprawa roli. Związek tego czynnika z używanym językiem istniał, lecz miał charakter przypadkowy. Przypadkiem było, że na ryżoplennych terenach Azji, jako pierwsi osiedlili się ludzie używający języka pra-chińskiego, w którym znaczenie słowa zależało od użytej tonacji wypowiadanego dźwięku, podczas gdy na kontynencie europejskim przewagę osiągnęli ludzie posługujący się inną jego logiką, a w żyznej dolinie Gangesu – jeszcze inną. Sugeruje to, że prawdziwym źródłem tak wielkich różnic w budowie języków, było to, że umiejętność wydawania skoordynowanych dźwięków była zapewne wpisane w ludzki gen. Dowodzimy, że skoro gen uruchomił się już po rozproszeniu się ludzkiego gatunku po świecie, to i realizacja potencjalnej zdolności przybrała wszędzie inną formę. Treść ta sama, czyli pojawienie się impulsu dla poszukiwania wspólnego narzędzia społecznej komunikacji, ale forma często krańcowo odmienna. W ówczesnym świecie, pozbawionym możliwości wymiany informacji, nie mogło być inaczej. Ten przypadkowy początek – prowadzący zarówno do wspólnoty, jak i odmienności ludzi – stał się jedną z przyczyn niejednakowych dróg rozwoju wielkich kultur. Sama konstrukcja tworzących się języków, ustawiła ich użytkowników na nierównych pozycjach od samego początku. Skoro język, to nie tylko możność komunikacji za pomocą głosu, ale również sama istota procesu myślenia, antropologiczna indentyczność rodzaju ludzkiego przekształciła się w informacyjną Wieżę Babel. I tak: języki chińsko-tybetańskie są sklasyfikowane jako „analityczne”, indoeuropejskie – jako „syntetyczne”. To dramatyczna różnica o trudnych do przecenienia konsekwencjach. W przeciwieństwie do języków syntetycznych, w analitycznych nie istnieje fleksja i odmiana słów przez przypadki. O ile rozwój języka indoeuropejskiego polega na „obróbce” słowa przez nadawanie mu odcieni znaczeniowych za pomocą przedrostków i przyrostków dodawanych do rdzenia oraz włączania ich w zdanie przy pomocy odmiany przez przypadki i czasy, języki chińskie tej zdolności nie mają. Posługują się najmniejszymi, jednosylabowymi dźwiękami znaczeniowymi (morfemami) w zupełnie inny sposób. Zamiast dodawania przedrostków i przyrostków do tego jednolitego rdzenia, zmieniają jego znaczenie przez połączenie go z innym. Dwa morfemy, które posiadają własne i odrębne znaczenie, połączone razem, tworzą nowe pojęcie, niekoniecznie związane ze znaczeniem każdego z nich. Znaczenie jednakowym morfemom nadaje akcent, czyli sposób ich wypowiadania, nie zaś gramatyka. To zupełnie inna koncepcja budowy słów i znaczeń, powodująca, że jeszcze dzisiaj, przy ogromnej unifikacji świata i wzajemnym przenikaniu języków, nadal trudno jest przetłumaczyć bardziej skomplikowane pojęcia z jednego typu języka na drugi, w szczególności, gdy są to pojęcia kulturowo obce.
Posłużymy się przykładem słowa mającego największe bodaj znaczenie dla naszego kręgu kulturowego. W języku polskim, podobnie jak w innych językach słowiańskich, słowo używane na określenie Boga ma pochodzenie indoirańskie. Sanskryckie’bhága’, oznaczało ‘pana’, ‘dawcę’, ’darczyńcę’, rozwinięte w 'bhágawan’ lub’bhágawat’, symbolizowało nieziemską istotę opisywaną jako ‘Wzniosły Pan’, ‘Bóg’. Słowo 'bhága’ może być bez trudu przetłumaczone na inne języki indoeuropejskie, ponieważ w tym kręgu kulturowym jest czymś powszechnie zrozumiałym. Łaciński ‘Deus’, czy angielski ‘God’ dźwięczy inaczej, ale znaczenie ma to samo. Może być odmieniane przez przypadki, a nawet żyć własnym życiem, otrzymując za pośrednictwem przyrostków i przedrostków dodatkowe, czasem nawet odległe od pierwotnego znaczenie: ‘bogaty’, ‘bogobojny’. ‘bożek’, ‘bóstwo’, ’pobożność’, czy ‘niebożę’. W analitycznym języku chińskim taka operacja jest nie tylko niemożliwa, ale ze względu na odmienną konstrukcję języka i źródła jego ewolucji kulturowej, a także inny sposób opisywania zjawisk, trudność sprawia samo oddanie idei tego rodzaju pojęcia, które w umyśle Chińczyków nigdy na dobre nie zaistniało. Rodzime systemy filozoficzne – konfucjanizm i taoizm nie używały pojęcia Boga jako nazbyt abstrakcyjnego i oderwanego od ziemskiego życia. Konfucjanizm był wręcz, wobec bezradności wobec pojęcia transcendencji, ateistyczny, a taoizm (od tao – ‘droga’), uworzył system etyczny pozbawiony pojęcia Istoty Wyższej. Zastąpiona została dążeniem do nigdy nieosiągalnej ostatecznie doskonałości. Zgodnie z informacją zawartą w słowniku, indoeuropejskie słowo ‘Bóg’ tłumaczone jest na język chiński jako shàng dì (上帝). To zbitka dwóch określeń: shàng (上) – ‘wznosić się’ i dì (帝) – ‘ziemia’. Nawet takie sformułowanie nie jest wystarczająco jednoznaczne dla mówionego języka chińskiego, ponieważ dopiero hieroglif dì (帝) nadaje dźwiękowi słowa znaczenie „uroczyste” podkreślając jego „wyższy”, a nie tylko zwyczajny odcień znaczeniowy. Użycie dla tego samego dźwięku innego znaku, zmienia również jego znaczenie. Na przykład, w połączeniu z hieroglifem guó (国) oznacza państwo (dì guó -帝国) i był używany na określenie Państwa Środka, czyli Cesarstwa Chin. Występując jednak samodzielnie, ten sam hieroglif dì oznacza ziemię w rozumieniu „zwyczajnego” obszaru i jest zapisywany zupełnie inaczej – w postaci hieroglifu 地, a nie 帝, chociaż dźwięk pozostaje ten sam. W tym ostatnim przypadku, dopiero w połączeniu z morfemami wyrażającymi pojęcia „wyższego rzędu”, takimi jak ‘cesarz’, ‘cesarstwo’, czy ‘bóg’, nadaje słowu dodatkowy i szczególny sens, czego jednak nie da się już wyrazić dźwiękiem. Jako „zwykłe” dì, zapisywane w postaci 地, wskazuje na ‘zwyczajną ziemię’, ‘teren’ a nie coś nadzwyczajnego, jak ma to miejsce w przypadku posiadłości ‘Boga’ i ‘Cesarza’, ilustrowanych przez ten sam dźwięk dì zapisywany jednak jako 帝, a nie 地. Bez wskazania przez rozmówcę na znaczenie dźwięku, jakie mu akurat nadaje, przekaz może być niezrozumiały, chyba, że mówiący posłuży się hieroglifem, co wyjaśni nieścisłość. Nie można oddać chińskimi morfemami pojęć pokrewnych (‘pobożny’, czy ‘bóstwo’), ponieważ słówotwórstwo nie zaczyna się tam od rdzenia dźwiękowego a podstawowy dźwięk jest niezmienny. Przyrostki i przedrostki w języku chińskim mają inną funkcję i nie zmieniają znaczenia samego rdzenia. Wszystko to spowodowało, że czynność pisania w języku chińskim, to nie tylko bierny zapis dźwięków mowy, ale również udział w tworzeniu nowych pojęć oddawanych przez znaki. Istnieje też i dalsza konsekwencja. Zapisywanie wielu tysięcy znaków stało się osobną i uprzywilejowaną kategorią użyteczności dla wielkiego państwa z konieczności posługującego się pisanymi edyktami, powodując, że jej uczestnicy – mandaryni – byli jedynymi, którzy mogli wspólnie z cesarzem uczestniczyć w rządzeniu wymagającym tworzenia pisanych dokumentów. Przejęli tym samym monopol na władzę w Chinach, spychając na dalszy plan kupców, przedsiębiorców i żołnierzy. Z punktu widzenia efektu kulturowego, różnice – z pozoru ograniczające się tylko do sposobu zapisywania wypowiadanych słów – nabrały tak wielkiego znaczenia, że mogą wyjaśniać szybsze tempo cywilizacyjnej ekspansji Zachodu w porównaniu z chińskim kręgiem kulturowym. O ile kultura europejska, poprzez maksymalne uproszczenie sztuki pisania, podążyła ku rozpowszechnieniu wiedzy i kultywowanie słowa pisanego, o tyle w dawnych Chinach, sztuka ta była zawsze pilnie strzeżonym przywilejem warstwy uczonych urzędników. Ruchoma czcionka drukarska została, to prawda, wynaleziona w Chinach, jednak istnienie dziesiątek tysięcy znaków powodowało, że w praktyce musiano używać pisma ręcznego, jako – paradoksalnie – bardziej poręcznego, a umiejętność pisania – ze względu na ewolucję ozdobności hieroglifów – stała się elementem sztuk pięknych i drogą do społecznego uznania. Prasa drukarska mogła wejść do powszechnego użytku w Europie, używającej do zapisu dwudziestu kilku znaków, w Chinach wielka i stale rosnąca liczba hieroglifów, w praktyce to uniemożliwiła, chociaż pierwszą prasę wytworzono w Chinach, nie w Europie i to prawie tysiąc lat przed Guttenbergiem. To równiez wyjaśnia fenomen kulturowy Chin, jako jedynej cywilizacji świata, w której na szczycie hierarchii społecznego uznania znalazł się „uczony w piśmie”, a nie wojownik, król i zdobywca.
Ocena fenomenu powiązania ekspansji cywilizacyjnej z używanym przez nią językiem jest niełatwa z powodu braku danych sięgających ich początków. Wiemy, że około roku 1100 liczba ludzi zamieszkujących Azję wynosiła około 80 mln, a Europę 50 mln. Jednak znaczna część ludności posługującej się językami z grupy indoeuropejskiej, to mieszkańcy Azji – Irańczycy, Afganowie, Kurdowie i Hindusi. Można przyjąć, że we wspomnianym okresie, języki z grupy indoeuropejskiej były reprezentowane na podobnym poziomie liczbowym, jak te z grupy sinotybetańskiej (chińskie, tybetański, birmański). Po dziesięciu stuleciach, liczby wskazują jednak na dwukrotną przewagę liczby użytkowników pierwszej grupy językowej nad drugą, pomimo znacznie większej rozrodczości tej ostatniej.
Jeszcze większe wrażenie robi porównanie ekspansji terytorialnej wymienionych rodzin językowych. Sinotybetańska praktycznie nie zmieniła lokalizacji i nadal, jak przed tysiącem lat, ogranicza się do etnicznych Chin, Tybetu i Birmy. Indoeuropejska rodzina językowa powiększyła natomiast swoje terytorium wielokrotnie, rozprzestrzeniając się z niewielkiego zakątka Eurazji – po Syberię i Pacyfik na wschodzie, obie Ameryki na zachodzie oraz Australię i Nową Zelandię na antypodach. Jeśli dodamy, że większość Afrykanów oraz mieszkańców Indii używa na codzień, obok swojego własnego języka – angielszczyzny lub francuskiego, to argument o sile kulturowej języków indoeuropejskich staje się mocny. Z tempem poszerzania zasięgu przez te języki mogłaby konkurować jedynie klasyczna arabszczyzna w okresie tworzenia muzułmańskiego imperium w Średniowieczu. Utknęła jednak w rozwoju, niebawem po rozpadzie kalifatu arabskiego, biernie tylko asystując ekspansji języków zachodnioeuropejskich.
Używany przez ludzi język jest narzędziem ich rozumowania. Jak wiadomo, używane narzędzie ma funkcję zwrotną i oddziałuje na samego użytkownika. Dodajmy, że język, to nie zwykłe narzędzie, które możemy podnieść lub odrzucić, lecz takie, które rodzi się z nami, rozwija z nami, ale – co najważniejsze – z nami nie umiera. Pozostaje nadal narzędziem dla innych. Jest nasze i nie nasze jednocześnie. Nie jest to narzędzie mechaniczne, ale rozumowe, zespolone z intelektem i dostosowujące się do niego. Umysł prymitywny nie potrzebuje wyrafinowanego narzędzia i otrzymuje tylko takie, jakie jest mu potrzebne. Język, to niezwykły typ narzędzia, które samo i praktycznie bez naszego udziału, dostosowuje się do intelektualnych potrzeb nosiciela.
Prowadzimy do tezy, że człowiek stał się wyjątkiem w świecie istot żywych dopiero wtedy, gdy osiągnął status istoty rozumnej potrafiącej używać szczególnego środka wyrazu, jakim jest język. Należy go uznać nie tylko za narzędzie komunikacji, ale również za przyrodzony element ich „rozumności”, bez którego ludzie nie wyszliby poza stadium zwierzęce. Wedle naukowej definicji język, to system sygnałów – wskazówek, ikon i symboli używanych dla kodowania i dekodowania informacji. Jego znaczenie jest jednak poważniejsze, niż tylko jako narzędzia komunikacji. To fenomen, pozwalający ludziom myśleć, co wyróżnia ich ze wszystkich istot żywych. W tradycji zachodniej, w przeciwieństwie do wszystkich bodaj tradycji orientalnych, „mówienie”, czyli używanie języka, jest częścią „rozumowania”, czyli używania jego symboli w myśli, bez konieczności wypowiadania. Przypomnijmy, że w tradycji greckiej filozofii, słowo logos było synonimem zarówno języka, mowy jak i rozumu jednocześnie. Inaczej mówiąc, język czyni użytek z dźwięków, ale to nie kombinacja dźwięków jest jego istotą, ale ich rozumowe tło. Tyle, że rozum, to nie bierna część ludzkiej osobowości, ale również zdolność do operowania pojęciami abstrakcyjnym oraz do analitycznego myślenia i wyciągania wniosków z otrzymywanych informacji. Zdolność zupełnie nieosiągalna dla świata zwierząt. To również coś więcej – zdolność do czynienia użytku ze zdobywanych informacji oraz ich gromadzenia i wykorzystania dla rozwiązywania problemów. To ważna konstatacja dla rozważanej przez nas kwestii różnic pomiędzy cywilizacjami ludzi. Zadziwiające, że badacze abstrahują od tego zagadnienia podczas prób klasyfikacji współczesnych cywilizacji. Każda z nich jest przecież powiązana z jedną z wielkich grup językowych i „myśli” kategoriami wytworzonymi przez jej język. Dla celów naszej analizy zatrzymamy się na trzech zasadach budowy tego narzędzia komunikacji i następstwach ich masowego przyjęcia przez ludzi: języków semickich, indoeuropejskich i chińskich. Zobaczymy wtedy, że to sama budowa języka, a nie przypadkowy zamysł, legły u podstaw wybrania takiego a nie innego sposobu jego zapisu. Ciekawe, że zwykle pokrywa się on z religijnym wyznaniem, czyli – w myśl klasyfikacji Huntingtona – jest równoległym do tego ostatniego wyznacznikiem odmienności cywilizacyjnej.
W naszym regionie geograficznym pismo zrodziło się na Bliskim Wschodzie pośród starożytnych języków semickich. Ich cechą był specyficzny zapis literowy, w którym liczyły się spółgłoski, lecz pomijano samogłoski. Zjawisko ma racjonalne podstawy i jest następstwem budowy tych języków. Źródłem każdego pojęcia jest tam rdzeń składający się ze spółgłosek. Rzeczowniki, czasowniki i przymiotniki tworzą się przez dodawanie samogłosek w postaci mówionych, lecz nie zapisywanych prefiksów, sufiksów i infiksów. Przykładem niech będzie hebrajski rdzeń k-t-b związany z pisaniem:
kataḇti oznacza „ja piszę” (brak wytłuszczenia oznacza dźwięk nie zapisywany);
kataḇta/ kataḇ – „ty piszesz” (rodzaj męski i żeński);
ale:
kattaḇ/ katteḇe, to „reporter” (m. i ż.);
kattaḇa, znaczy „artykuł” ;
miḵtaḇ – „list”, a miḵtaḇa, to „biurko”, czyli “mebel do pisania”;
Ta sama zasada słowotwórstwa rządzi językiem arabskim również należącym do semickiej grupy językowej. Posłużmy się przykładem z trójspółgłoskowym rdzeniem d-r-s oznaczającym „uczenie się”. Za pomocą zmiany rozdzielających rdzeń samogłosek powstają słowa mające pokrewne znaczenie:
dars: „lekcja” ; adrus: „uczę się” ; mudarris: „nauczyciel” ; madrasa: „szkoła”;
Tego rodzaju mechanizm słowotwórstwa może tworzyć wrażenie – do pewnego stopnia słuszne – „wyższości” spółgłosek, prowadząc do zapisu alfabetycznego w postaci tzw. abdżadu, pomijajacego samogłoski jako mniej ważne znaczeniowo. Jest regułą inną, niż skojarzenia pojęciowe w językach indoeuropejskich. Gdyby język indoeuropejski opierał się na tej samej logice, co arabski i hebrajski – to polskie słowa: „dom”, „dama” i „dym”, czy angielskie „cat”, „cut” i „cot” („kot”, „ciąć” i „szałas”) byłyby znaczeniowo pokrewne, ale w rzeczywistości pokrewne nie są, bo tymi językami rządzi inna zasada, nie eksponująca spółgłosek ponad samogłoskami. Języki te, począwszy od czasów starożytnej Grecji, mogły swobodnie używać alfabetu spółgłoskowo-samogłoskowego, który nie wiąże znaczenia słowa z jego brzmieniem. Użytkownik języka indoeuropejskiego ma prawo sądzić, że panuje nad swoim językiem i – do pewnego stopnia – używa go wedle woli. Język semicki sprawia wrażenie odmienne – to on rządzi użytkownikiem, zmuszając go do przestrzegania zasady wypowiadania się zgodnie z logiką zestawień spółgłoskowych. Wtedy, blisko jest do powstania przekonania, że język, to sprawa Boga, nie ludzi i że to za Jego sprawą „Słowo stało się ciałem” by zamieszkać między ludźmi.
Język chiński, z kolei, ma budowę niesprzyjającą pismu alfabetycznemu, albowiem zdanie powstaje na kształt zestawianych ze sobą cegiełek. Rzeczowniki nie podlegają odmianie. Nie ma ani przypadków, ani nawet liczby mnogiej – wystarczy dodać liczebnik, by wiadomo było, o jakiej ilości mowa. Wyjątek od tej reguły stanowić mogą niekiedy rzeczowniki osobowe, odnoszące się do ludzi – dodaje się do nich partykułę 们(‘men’), np. 学生 (‘xuésheng’) – student → 学生们 (‘xuéshengmen’) – studenci. W rzeczywistości jednak, jeśli przed rzeczownikiem stoją inne wyrazy wskazujące na liczbę mnogą, partykułę można pominąć.
W przypadku chińskiego, język pisany różni się od mówionego. W przeciwieństwie do języków naszego regionu geograficznego, znaczenie słowu nadaje nie tyle kompozycja dźwięków, ile zestawienie pisanych znaków nie notujących wymowy, lecz znaczenie. Dlatego mówi się o jednorodnym języku chińskim tylko jako o szerokim sposobie porozumiewania się za pośrednictwem znaków pisanych. Dźwięki mają charakter drugorzędny. Do końca XIX wieku takiego samego systemu zapisu używały Japonia, Korea i Wietnam. Ich języki, zarówno w dźwiękach jak i w budowie są odmienne od chińskiego. Zdolność do wzajemnego rozumienia nadawało im chińskie pismo logograficzne. Następstwem jest to, że odkąd używają własnego systemu pisma sylabiczno-literowego, ich powiązania z kulturą chińską osłabły i otworzyła się możliwość westernizacji.
Jeśli spojrzymy na omawianą kwestię z punktu widzenia cywilizacyjnego, a nie czysto językowego, możemy dojść do wniosku, że wielkie grupy językowe różnią się od siebie nie tylko konstrukcją samego narzędzia komunikacji, ale powodują inne postrzeganie roli nosiciela języka. Człowiek Zachodu wyrasta w przekonaniu, że to on rządzi swoją mową: mówi to, co chce i co uważa za słuszne i pożyteczne. Słowo jest jego narzędziem, a jego rozum – logos jest czymś nadrzędnym nad logos – słowem. Arabski muzułmanin tego przekonania już nie ma, ponieważ fakt, że w powstawaniu słów najważniejsze są spółgłoski, tworzące pierwotne ich znaczenie, traktować może na równi z biblijną tezą mówiącą, że „na początku było Słowo” – Boski Dźwięk, czy też słowo Allacha w postaci Świętej Księgi Koranu, uważanej najpierw za dźwięk, a potem dopiero za spisaną księgę. Konstrukcja języków semickich może nawet sugerować słuszność domniemania, że to Słowo rządzi mową i człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak islam – poddanie się wyższej od niego sile.
Dla mieszkańców chińskiej strefy cywilizacyjnej, słowo nie ma już tak wielkiego znaczenia, nie grzeszy przy tym precyzją i może bez trudu być zastąpione symbolami. Celem kształcenia jest je pojąć, a mądrością – używać. Nie jest to zwyczajne narzędzie komunikacji, lecz droga do osiągnięcia wiedzy i mądrości. Do mądrości należy dążyć, ale jej ostateczne osiągnięcie jest megalomanią i nie leży w zasięgu życia zwykłego śmiertelnika. „Jeśli sądzisz, że osiągnąłeś tao, to możesz by pewien, że to nie tao”- powtarzają taoiści.
Z punktu widzenia prowadzonego tu rozumowania warto podkreślić wyraźną odmienność kierunku rozwoju języka chińskiego w porównaniu z językami europejskimi. Dla każdego rozwiniętego języka, kluczowym momentem było przekroczenie przezeń bariery czasu i przestrzeni z chwilą upowszechnienia umiejętności pisania. Człowiek, w życiu codziennym, potrzebuje zaledwie ułamka liczby słów, które może odnaleźć w słowniku. Pełny słownik przeciętnego języka europejskiego zawiera ich ponad sto tysięcy, języka angielskiego aż pięćset tysięcy, ale przecież na codzień używa się zaledwie ich promila. Użyteczność tej wielkiej liczby słów nieużywanych w języku codziennym sprowadza się do ich zapisywania, gromadzenia i użycia w razie bardziej wyrafinowanej potrzeby. Język „wyższy”, zwany literackim, nie mógłby się rozwinąć bez możliwości uwieczniania słów i pojęć za pomocą pisma. Innymi słowy, po wynalezieniu pisma, języki rozwijały się nie tyle przez zapamiętywanie słów w celu ich codziennego używania, ile poprzez ich zapisywanie i gromadzenie, sublimację oraz możliwość używania coraz większej liczby synonimów i wyrażeń wzbogacających potoczną mowę. Ale też, do czasu wynalezienia radia i telewizji, jedyną drogą przekształcania mowy potocznej w bardziej rozwiniętą literacką formę, konieczne było upowszechnianie umiejętności czytania i pisania. Taka była prawdziwa droga awansu społecznego ludzi gminu. Bez nabycia sztuki pisania i czytania, jego powszechność uległaby zahamowaniu. Jest oczywiste, że im sposób zapisywania jest prostszy i łatwiejszy do opanowania, tym bariera awansu jest zawieszona niżej. Rozumując a rebour bez trudu wyciągniemy wniosek, że pismo trudne do opanowania blokuje również społeczny awans i może stać się w pewnych okolicznościach nieprzekraczalną barierą. Jeśli zgodzimy się z tezą, że konstrukcja każdego z wielkich języków była wynikiem „cywilizacyjnego przypadku”, to zgodzimy się również z tym, że jego następstwa już przypadkiem nie są.
W kręgu kultury chińskiej mogły mieć miejsce okoliczności o społecznym, nie tylko lingwistycznym wymiarze, które wykształciły logograficzny, a nie alfabetyczny, sposób zapisywania słów. Ten sposób sublimacji myśli stał się nie tylko dostępny dla nielicznych, ale zmierzał też bardziej w kierunku umiejscowienia go w roli sztuki, możliwej do osiągnięcia wybranym i odpowiednio wyrafinowanym, a nie zwykłego narzędzia zdobywania wiedzy. Tak traktowano pismo w czasach Cesarstwa Chin. Z tego rodzaju porównania wzorów ewolucji pisma na wschodniej półkuli można wywnioskować rodzaj wpływu języka pisanego, jaki wywarł na elity. Języki europejskie, już we wczesnej fazie rozwoju wykształciły fleksję i gamę narzędzi dla określania czasu, do którego odnosi się zdanie. Jest zastanawiające, czy na przeszkodzie podobnemu kierunkowi ewolucji języka chińskiego nie stanął rodzaj pisma, w którym wyrażano myśli i czy to nie z tej przyczyny nie dopracował się on niektórych form gramatycznych. Jeszcze dzisiaj, po kilku falach zmierzających do uproszczenia chińskich znaków, pomimo rządowych działań wspierających reformy, nie udało się przejść od tradycyjnego pisma hieroglificznego do alfabetu łacińskiego, a czasownik dysponuje tylko trybem teraźniejszym. Uważa się, że zunifikowane pismo chińskie ułatwiało Pekinowi zarządzanie krajem wielkości Europy i zamieszkałym przez dwa razy większą liczbę ludzi. Niektórzy uważają, że Chiny, to cywilizacja, która tylko udaje państwa, a cywilizacja wymaga innych i szczególnych narzędzi, niż zwykłe rządzenie. Ogromne Imperium Rzymskie również posiadało jednorodny system pisma, tyle, że prostszy – alfabetyczny, ale nie przeszkodziło to po-rzymskiej Europie rozpaść się na kilkadziesiąt organizmów państwowych i stać się mozaiką języków. Na to, że Chiny nadal pozostają jednolitym państwem pomimo silnych tendencji odśrodkowych, uzasadnienie w postaci wspólnoty sposobu zapisywania myśli jest zbyt słabe.
Badania wykazują, że przy czytaniu pisma znaczeniowego typu chińskiego, aktywność obszarów mózgu rozkłada się inaczej niż przy czytaniu pisma fonetycznego. Pismem fonetycznym zajmuje się głównie lewa półkula, natomiast znaczeniowym prawa. Według niektórych badań neurofizjologicznych, używanie pisma typu chińskiego angażuje – w przeciwieństwie do pisma alfabetycznego – obie półkule mózgowe, co ma się przyczyniać m.in. do przewagi w testach IQ, którą osiągają Chińczycy w porównaniu z Europejczykami. Niektórzy historycy są jednak zdania, że to właśnie konstrukcja pisma miała decydujący wpływ na rozwój nauki. Pismo chińskie, traktujące wyrazy i pojęcia całościowo, przekładało się na holizm chińskiej filozofii i hamowało rozwój analitycznej strony nauki, ale też i pogłębiało cywilizacyjną odrębność Państwa Środka. Teza koresponduje z „wielkim pytaniem Needhama”, dlaczego to Chiny, które w okresie europejskiego średniowiecza były najnowocześniejszym państwem świata, zatrzymały się w rozwoju i pozostały daleko za Europą Zachodnią? Do dnia dzisiejszego chiński sposób zapisywania myśli okazuje się poważnym hamulcem przemian. Tymczasem, odarcie języka z tradycyjnego zapisu grozi jego dramatycznym zubożeniem oraz odejściem od mandaryńskiego jako wspólnego języka narodowego na rzecz języków lokalnych. O skali problemu może świadczyć poniższe zagadnienie, wybrane z dziesiątków tysięcy podobnych.
Słowo ‘zhǔ’ – gościć, panować, nadawać godność oznaczane jest znakiem 主. Dla transkrypcji z tradycyjnego pisma chińskiego na alfabet łaciński kluczowe są znaki diakrytyczne umieszczane nad samogłoskami oznaczające ton, w jakim jest wypowiadane słowo, albowiem zmiana tonu powoduje również zmianę znaczenia. Chiński, podobnie jak wiele języków Azji Wschodniej, jest językiem tonalnym, to znaczy takim, w którym znaczenie słowu nie nadaje jego brzmienie, lecz tonacja, w jakiej się je wypowiada. W mandaryńskiej odmianie chińszczyzny jest ich cztery, w kantońskiej siedem, a w niektórych izolowanych językach nawet osiem. Na pozór oznacza to, że w mandaryńskim istnieją cztery możliwości przypisania danemu słowu znaczenia, a w kantońskiej odpowiednio siedem. Wspomniane słowo w transkrypcji na alfabet łaciński jest zapisywane jako ‘zhū’, ‘zhù’ oraz ‘zhú’. Każdy z zapisów podkreśla inną tonację dźwięku „u” i zmienia znaczenie słowa. Domyślać się można, że słowo, w zależności od tonacji, powinno mieć cztery znaczenia. Rzecz w tym, że liczba dźwięków mających odrębne znaczenie jest ograniczona. Tymczasem słownik wymienia kilkadziesiąt rodzajów sylaby zhu, a odrębne znaczenie powtarzających się dźwięków nadaje dopiero zapisany hieroglif. Rodzi to domniemanie, że w procesie rozwoju języka chińskiego, priorytet miały – nie jak w przypadku języków indoeuropejskich – dźwięki, które spisywano „na słuch”, ale odwrotnie – dla wielu słów, to hieroglif określający znaczenie pojęcia był czymś więcej niż tylko zapisem dźwięku. Mógł pełnić pierwotną rolę słowotwórczą, sam dźwięk spadał do roli pomocniczej, a rozwój słowotwórstwa szedł w kierunku mnożenia pisanych znaków, a nie wypowiadanych dźwięków, co też uniemożliwiało rozwoj bardziej skomplikowanej składni. Jeśli chcemy po chińsku napisać zdanie: „człowiek, który śpi w domu”, czynimy to przez połączenie trzech znaków: „człowiek”, „mata” i „dom”. Czynność spania nie musi być wyobrażona w postaci znaku ją określającego, albowiem samo zestawienie rzeczowników okazuje się wystarczające, by odczytać myśl słowami i pełnym zdaniem, ale nie jest tu konieczna ani odmiana przez przypadki, ani koniugacja W tej sytuacji rozchodzenie się języka pisanego i mówionego było zjawiskiem naturalnym z wszystkimi tego faktu konsekwencjami dla myślenia i sposobu postrzegania świata. Postrzegamy go przecież za pośrednictwem języka i nim myślimy.
W konsekwencji opisanej wyżej sytuacji, precyzyjnego znaczenia chińskiego słowa użytego w mowie, można domyślić się albo z kontekstu zdania, albo wskazując na odpowiedni znak pisma. Podobnej ułomności doznać musiały czasowniki, szczególnie trudne do zapisania metodą logograficzną. To po trosze tak, jak z chińskimi nazwiskami z natury języka dwusylabowymi (imię i nazwisko), których podstawowa liczba ogranicza się do kilku tysięcy, a książka telefoniczna wielkiego miasta zawiera dziesiątki tysięcy numerów z identycznymi imionami i nazwiskami. Poszukiwaną osobę poznaje się dopiero widząc ją, słysząc lub otrzymując innego typu konkretne wskazanie.
Swoją odmienność Chińczycy podnoszą do rangi cywilizacyjnej. Słusznie, jeśli podchodzimy do rzeczy pod kątem statycznego obrazu tej odmienności. Niesłusznie, jeśli pragniemy dowiedzieć się tego, czy sama konstrukcja języka i – co za tym idzie – sposób jego zapisu, mogła mieć wpływ na rozwój całej cywilizacji. Dostrzeżemy wtedy, że – niezależnie od argumentacji – niektóre języki (tureckie, wietnamski, języki afrykańskie, czarnogórski, maltański) przeszły na alfabet łaciński. Zjawisko odwrotne przechodzenia z alfabetu łacińskiego na inne – jako niewymuszone siłą – nie pojawiło się nigdzie. Jednokierunkowość procesu może być również użyta na rzecz argumentu o domniemaniu większej – ze względu na większą elastyczność i prostszy rodzaj pisma – zdolności przystosowawczej cywilizacji łacińskiej (zachodniej) od jej orientalnych odpowiedników. Być może w tym kryje się też część tajemnicy przewagi Zachodu nad resztą świata. Jego języki należą do indoeuropejskiej grupy etnicznej, posiadają najbardziej elastyczną gramatykę, cechuje je nieustanna zmiana i doskonalenie i co najważniejsze – wyrażane w literowym alfabecie są łatwe do opanowania. Wszystkie te cechy języków Europy stały się kluczem do trwałego procesu powodują, że to Zachodowi, a nie innej cywilizacji świata, stale towarzyszył rozwój nauki oraz trwałe i uporządkowane gromadzenie wiedzy. Stało się to przyczyną zjawiska, że w znacznym stopniu, to reszta świata wzoruje się na osiągnięciach Zachodu, a jeśli ten ostatni czerpie od niej wzorce, to zwykle przekształca je w wartość uniwersalną. Dla jego sukcesu i procesu przemiany świata w jedną coraz bardziej uniwersalną wspólnotę, tę cechę Zachodu trzeba uznać za wartość samą w sobie. Dobrze, że wschodnia część Europy kieruje się ku zachodowi, a nie rozgląda już po świecie w ciągłym poszukiwaniu dla siebie miejsca.