Tekst jest fragmentem książki prof. Rafała Krawczyka „Mitteleuropa czy Sarmatia Europea?”. Pozostałe będą publikowane w kolejności w miesięcznych odstępach.
Jaques Rupnik, urodzony w czeskiej Pradze dyrektor paryskiego Centrum Studiów i Badań Międzynarodowych (CERD) i były doradca prezydenta Havla wsparł się kiedyś komentarzem zauważając, że jeśli „powiesz mi gdzie jest Europa Środkowa, to powiem ci kim jesteś”.Trafił w sedno głęboko nieostrej idei tego, czym właściwie jest, albo czym z pewnością nie jest ta część Europy. Ci, którzy pochodzą z Niemiec kojarzą ją z echem niemieckich ambicji wobec Mitteleuropy, jednolitego „okołoniemieckiego” obszaru rozciągającego się od Warty po Dniepr. Mieszkańcy Polski i Czech utożsamiają region z Europą Środkową, Anglicy i Francuzi z Europą Wschodnią, a Rosjanie z „bliską zagranicą” pozwalającą im uważać się za Europejczyków. Rupnik, zasłynął uwagą, że oto dzisiejsza „Unia Europejska w wielu miejscach przypomina imperium Habsburgów” a jej konstrukcja wykazuje podobieństwa do wielonarodowościowej i na wpół federacyjnej dawnej monarchii austro-węgierskiej. Ta rozpadła się jak domek z kart w następstwie pierwszej wojny światowej. Czy to tylko jeden obraz regionu, czy też możemy doszukać się w tej przestrzeni większej różnorodności? Zastanowimy się nad tym z perspektywy historii Niemiec i Austro-Węgier a także roli jaką odgrywało w tym istnienie lub nieistnienie państwa polskiego.
Debata nad ewolucją środkowej części Europy jest jednak tropem fałszywym z tej przyczyny, że nie wnika w istotę problemu. Ewolucja społecznych struktur nigdy nie była w tym regionie samoistna, lecz wywoływana przez silniejszych sąsiadów i okoliczności zewnętrzne. Nie wyjaśnia też tego, jakie jest źródło jej kształtu i dlaczego jako problem pojawiła się dopiero w okresie tak zwanej Wiosny Ludów, która wstrząsnęła cesarską Austrią i zachwiała wiedeńskim tronem. Dlaczego nie miało to miejsca wcześniej kiedy istniała jeszcze Rzeczpospolita Polski i Litwy i to ona definiowała przebieg wschodniej granicy Europy. Kwestię podjęli w 1848 roku dwaj uczeni – Austriak Ludwig von Bruck i Niemiec Lorenz von Stein, rozważając ideę konfederacji krajów tej części Europy w ramach monarchii austriackiej. Pierwszy był parlamentarzystą i ministrem finansów, drugi ekonomistą i doradcą rządu Japonii w okresie reform Meiji. Pomysł zarysowania granic Mitteleuropy był wspierany przez rząd ówczesnej Austrii, ale napotkał na opór ze strony potężniejących Prus gotujących się do przejęcia roli regionalnego mocarstwa. Von Braun i von Stein przyjęli założenie, że obraz Europy jest ustalony i nie warto się zastanawiać nad jego korzeniami. Zwraca jednak uwagę rodzaj amnezji który dotknął poważnych skądinąd historyków i działaczy państwowych, skoro nie zauważyli, że tak rozumiane pojęcie Europy Centralnej jest w dziejach kontynentu czymś nowym i powstałym w związku z rozbiorami Rzeczypospolitej i wiąże się z konkretnymi wydarzeniami politycznymi kształtującymi na nowo obraz regionu. Dotyczyło to terenów zajmowanych przez całe pół tysiąclecia przez federacyjny fenomen Rzeczypospolitej Polski i Litwy o którym Europa starała się zapomnieć. Z jakiego powodu? Przecież to dopiero osiemnastowieczne rozbiory Rzeczypospolitej utworzyły obraz kontynentu, który usprawiedliwiał późniejszą dominację w regionie trzech państw – Austrii, Prus i Rosji a także wprowadzał tę ostatnią na europejskie salony? Europa powiększyła się na mapach dwukrotnie, jednak w takim kształcie stała się źródłem zupełnie nowych problemów których echo daje o sobie znać do dzisiaj.
Istnieje powiedzenie, że „jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pięniądze”. Wystarczy jednak słowo „pieniądze” zastąpić słowem „interesy”, aby pojąć cud ówczesnej międzynarodowej polityki w postaci wymazania z europejskiego słownictwa imienia Rzeczypospolitej Polski i Litwy. Przyjęto przy tym fakt jej zniknięcia tak, jakby to było czymś naturalnym. Tymczasem to, co się wtedy stało wciąż odbija się echem. Radosław Sikorski, nie tak dawny polski minister spraw zagranicznych wyraził swój niepokój o przyszłość Polski w Europie: „Polskę czeka izolacja” jeżeli rząd nie zmieni kursu i „nie zdobędzie się na refleksję”. Błędem według niego było to, że zamiast postawić na sojusz w ramach Trójkąta Weimarskiego, czyli na związki z Berlinem i Paryżem, dzisiejsza Polska stawia się w roli europejskiego szkodnika. „Woleliśmy zdefiniować się – dodaje – jako psuj i sojusznik szkodników, jako kraj, który dostarcza UE problemów, a nie rozwiązań. Dlatego zapłacimy za mrzonki o Międzymorzu”. Dziwi jednak nerwowość ministra i uderza słowo „mrzonki”, a także i to, że wypowiada się gwałtownie i ostro skoro idea Międzymorza, to geopolityczna myśl jak każda inna. Liczy niemal dwieście lat historii, a za rządów Piłsudskiego traktowana była nadzwyczaj poważnie. Dlaczego więc spadają na nią gromy, jakby była kompromitacją i zagrożeniem dla istnienia zarówno samej Polski jak i Unii Europejskiej? Zadziwiające jest też i to, że tak kategoryczna opinia pada bez poważniejszej analizy geopolitycznej.
Rozbiory przyniosły zaborcom znaczne nabytki terytorialne. Zagarnęli 732 tysiące kilometrów kwadratowych, czyli obszar dwu i półkrotnie większy od dzisiejszej Polski i półtora raza od Francji. Dla usprawiedliwienia wymazania jej z mapy Europy zgodzono się na oparcie europejskiej granicy na Uralu a nie, jak dotąd, na wschodnich obrzeżach Rzeczypospolitej. Obszarem tej ostatniej podzieliły się trzy kraje, przy czym największe znaczenie miało to dla Prus, bo ich państewko powiększyło się tym sposobem aż dwukrotnie i otworzyło sobie drogę do mocarstwowych ambicji. Rosja zajęła 462 tys. km² i 5,5 miliona mieszkańców, Prusy – 141 tys. km² oraz 2,6 miliona Polaków, a Austria – 130 tys. km² i 4,2 miliona ludzi. W ten sposób zniknęło z mapy Europy jej największe państwo o łącznej liczbie dwunastu milionów mieszkańców. Jakim sposobem rzecz mogła przejść prawie bez echa? Rozpoczniemy więc analizę fenomenu Mitteleuropy od Pierwszej Rzeczypospolitej, ponieważ to właśnie historia związana z jej zniknięciem stała się od końca XVIII wieku polityczną dominantą dwóch kolejnych stuleci i budulcem mocarstwowej roli państw rozbiorowych.
Idea stworzenia politycznej wspólnoty krajów rozłożonych pomiędzy niemieckim żywiołem etnicznym a Rosją zrodziła się jako następstwo nienaturalnego wydarzenia w postaci zniknięcia w XVIII wieku tworu państwowego istniejącego bez mała pięćset lat. Rozbiór Rzeczypospolitej Polski i Litwy odbył się na oczach Europy, którą stać było tylko na cichy chór pogrzebowy. Nikt ze współczesnych nie przejął się jej losem. Każdy z sąsiadów kierował się przy tym inną motywacją. Niewielkim Prusom szło o zdobycie wyższej pozycji w polityce europejskiej i powiększenia rozmiarów państwa, Austrii o to, by nie pozostać w tyle, a Rosja działała zgodnie z mechanizmem własnego dążenia do europejskości, które bez nowych nabytków terytorialnych po jej dotychczasowej zachodniej granicy nie byłoby możliwe.
Pierwsza Rzeczpospolita, przez wiele stuleci pełniła rolę pogranicza wypełniającego przestrzeń pomiędzy Europą i rosyjsko-mongolskim Wschodem. Jej rozbiory okazały się dla zaborców sukcesem pozornym, bo zakłócona została równowaga całego kontynentu. Sama Europa też zmieniła tożsamość. Zatrzymały się dążenia do rozbudowania w miarę jednolitej przestrzeni kulturowej zastąpione przez najzupełniej sztuczną koncepcję nawiązania tożsamości z Rosją. Ten problem odczuwamy do dzisiaj. Rosja, będąc formalnie częścią Europy nie bez przyczyny wciąż jest w niej traktowana jako ciało obce. W tej sytuacji – Europejczyk, to już nie wiadomo kto, skoro może być nie tylko Włochem i Portugalczykiem, ale też Rosjaninem, Mołdawianinem czy nawet Kazachem. Więc kim właściwie jest?
Na wydarzeniu zaważył szczególny zbieg okoliczności w postaci postępującego od połowy XVII stulecia podupadania Rzeczypospolitej. Główną tego przyczyną była jej społeczno-gospodarcza struktura i anarchiczny federalizm, podczas gdy w Europie wzmacniała się pozycja reżimów sterowanych centralnie ale rozwijających się gospodarczo. Rzeczpospolita stawała się w tej sytuacji łatwym celem i w pewnym sensie sama zgotowała sobie los. W epoce kształtowania się agresywnych nacjonalizmów usiłowała podtrzymać wielonarodowościowy lecz krańcowo egoistyczny i głęboko klasowy liberalizm w postaci tak zwanej demokracji szlacheckiej.
Wbrew przekonaniu współczesnych a także narodowej tradycji historycznej, Pierwsza Rzeczpospolita nie była zwyczajnym państwem. Jak w 1946 roku zauważył Adam Doboszyński „Polska musiała czekać tysiąc lat na pojawienie się hasła, że Rzeczpospolita zamieszkała być powinna wyłącznie przez Polaków. Hasło to wysunęła u nas dopiero agentura sowiecka; nie znajdziemy go u żadnego z polskich myślicieli”. Istotnie, tożsamość trzech kolejnych „Rzeczpospolitych” – Pierwszej (1569-1795), Drugiej (1918-1939) z przerwą na PRL lat 1945-1989 oraz Trzeciej (od 1989 roku) nie posiadały cechy ciągłości i nie da się ich złożyć na jednolitą „tysiącletnią” polskość. Nie bez powodu mieszkańcy Pierwszej Rzeczypospolitej, inaczej niż Drugiej i Trzeciej, nie dodawali do jej nazwy określenia „Polska”, ponieważ – inaczej niż w przypadku dwóch ostatnich ani też w przypadku Polski Piastów – była państwem wielu narodów, w którym polszczyzna nie dominowała (polszczyzny używało mniej niż czterdzieści procent mieszkańców). Druga Rzeczpospolita została jednak potraktowana jako przedłużenie Pierwszej, ponieważ pragnął tego Józef Piłsudski i jego otoczenie, mając w zamiarach odtworzenie tej Pierwszej. Wojna 1920 roku skończyła się jednak klęską i nie przyniosła odbudowy wielonarodowościowej struktury w przedrozbiorowych granicach. Doprowadziła za to do pojawienia się państwa o połowę mniejszego zmagającego się przy tym z wieloma konfliktami etnicznymi. Nie była też wielonarodowościową Rzecząpospolitą, lecz krajem zdominowanym przez jeden nacjonalizm. Trzecia Rzeczpospolita z kolei, nie miała z poprzednimi wiele wspólnego i pojawiła się wskutek historycznego zbiegu okoliczności, nie zaś woli samych Polaków. Wyrosła z PRL-u, który decyzją sowiecką powstał jako satelita ZSSR, ale też i – szczególnym zbiegiem powojennych okoliczności – jako czysto polski obszar etniczny. Inaczej mówiąc, wymawianie jednym tchem wszystkich trzech tworów składających się na historię polskości i mających sprawić wrażenie, że Druga Rzeczpospolita była kontynuacją Pierwszej, Trzecia – Drugiej, a PRL-u nie było wcale, nie wytrzymuje rygorów poważnej analizy. Równocześnie, długie lata porozbiorowe, kiedy Polska nie istniała w żadnej postaci, zostały uznane za okres swoistej próżni bez większego znaczenia, która tylko formalnie oddzielała Rzeczpospolitą Pierwszą od Drugiej. Nazewnictwo i numeracja sugeruje, że zachowana była kulturowa ciągłość. To mit szkodliwy dla prawdziwego obrazu historii regionu, ponieważ każdy z trzech tworów był w istotny sposób inny, a różnice pomiędzy nimi zasadnicze. Były to głęboko odmienne konstrukcje państwowe, a i okres stu dwudziestu trzech lat braku niepodległości nie był tylko próżnią, lecz miał ważne znaczenie dla gruntowania świadomości narodowej. Określanie dzisiejszej Polski mianem Trzeciej Rzeczypospolitej jest więc sprzecznością samą w sobie, ponieważ kraj tak bardzo dziś jednolity etnicznie nie ma już cechy „pospolitości” w znaczeniu powszechności i etnicznej różnorodności. Dyskusja, zarówno na temat roli Polski w Unii Europejskiej, jak i jej znaczenia poza wschodnią granicą jest oparta na błędnych przesłankach wspieranych równie błędną wyobraźnią.
Skutki rozbiorów nie sprowadzały się do kosztów, które musiało ponieść rozpadające się wielonarodowe społeczeństwo Rzeczypospolitej. Nagłe i rozległe nabytki terytorialne wraz z obcą etnicznie i mentalnie ludnością rychło stały się problemem dla nabywców. W podobnych okolicznościach, tyle, że kilkaset lat wcześniej rozpadło się Królestwo Węgier, tyle, że w całości dostało się w ręce tylko jednego państwa – habsburskiej Austrii. Nie prowadziło to do konieczności istnienia, jak w przypadku Polaków, rozbicia narodu w trzech odmiennych i nieprzychylnych mu tożsamościach narodowo-państwowych. W Austro-Węgrzech obydwa narody – Węgrzy i austriaccy Niemcy – dokonały fuzji stając się jednym organizmem. Na terenach dawnej Rzeczypospolitej proces miał kierunek odwrotny, albowiem wysiłki zaborców szły w kierunku zapomnienia przez świat o tym, że kiedykolwiek Polacy posiadali własną tradycję narodową i państwową.
Najbardziej konsekwentnie ze wszystkich trzech zaborców Rzeczypospolitej do jej rozbioru dążyły Prusy, ponieważ władcy tego państwa o niewielkich rozmiarach odczuwali kompleks wobec większych, w tym przypadku – wobec Rosji i Austrii. Bez ponad dwukrotnego zwiększenia terytorium kosztem zaboru ziem polskich Prusy nie miałyby szansy na odegranie w Europie większej roli. Przed rozbiorami, ich ludność wahała się wokół 2,5 miliona głównie niemieckojęzycznych obywateli. Powiększenie o trzy kolejne zabory Rzeczypospolitej prowadziło do podwojenia ich liczby, ale tylko połowa używała niemczyzny. Austria uczestniczyła w dzieleniu Rzeczypospolitej z pewnym wahaniem, ponieważ sama była państwem wielonarodowościowym i nie wzięła udziału w drugim rozbiorze. Wahanie wiązało się z wewnętrzną niepewnością co do tego, jaką rolę w Europie powinno pełnić mocarstwo, któremu trudno określić się jednoznacznie pod względem etnicznym i narodowym.
Motywacje rosyjskie były jeszcze inne. Okres panowania Katarzyny II, to powolne oswajanie krajów zachodnich z konsekwencjami pojawienia się w ich bezpośrednim sąsiedztwie dużego i agresywnego na wpół państwa azjatyckiego rządzonego przez niemieckie dynastie. Rosja, gdyby udało się jej zawładnąć całą Rzecząpospolią i przekształcić w kraj jednostronnie sfederowany z Petersburgiem, byłaby zapewne szybko przyjęta do europejskiego klubu jako pełnoprawny partner wchodząc w skład ówczesnej Europy bez większych problemów, lecz musiałaby to być forma jakiegoś rodzaju polsko-rosyjskiej konfederacji uznającej równorzędną rolę wchłanianego narodu. Jednak caryca Katarzyna, Niemka z pochodzenia, wiedziała, że podporządkowanie całej Rzeczypospolitej Rosji oznaczałoby konieczność zepchnięcia Prus i Austrii do roli drugorzędnej, co nie mogłoby się obyć bez międzynarodowego komplikacji. Byłoby też sprzeczne z jej interesami w obliczu intensywnych starań o uznanie rządzonej przez nią Rosji za część Europy. Pamiętamy, że Katarzyna posunęła się nawet do sponsorowania powstania mapy niosącej fałszywą informację, że oto Europa kończy się teraz nie na wschodnich granicach Rzeczypospolitej, lecz hen, daleko, na szczytach rosyjskiego Uralu. Pozostałością jej pomysłu jest dzisiejsza mapa kontynentu.
W przeciwieństwie do Rosji, przynależność Rzeczypospolitej do Europy nie była nigdy podważana. Teraz jednak, po trzecim rozbiorze, rosyjska zachodnia granica oparła się o Niemen i Bug a w jej rękach znalazło się dwie trzecie terytorium dotychczasowej Rzeczypospolitej Polski i Litwy wraz ze stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego – Wilnem, drugim po Warszawie miastem stołecznym. Brakowało jej jeszcze tylko samej Warszawy, stolicy umierającego państwa. Cel został osiągnięty w następstwie Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku. Kto wtedy mógł jeszcze kwestionować europejskość Rosji i jej monarchów?
Mapa XIX-wiecznej Europy Środkowej z lat 1815-1915 jest myląca. Przyjmuje się ją jako dowód osiągnięcia równowagi pomiędzy trzema mocarstwami rozbiorowymi. Nie widać na niej jednak tego, że nie tylko nie były do siebie podobne, lecz przeciwnie, każde było zupełnie innym przykładem „europejskości” i dla każdego z nich „sprawa polska” była poważnym, lecz odmiennym problemem. Najbliższa kontynuacji roli jaką w regionie pełniła dotąd Rzeczpospolita stała się teraz – równie jak ona wielonarodowościowa – habsburska Austria. Tu też istniała wiodąca kultura narodowa, czyli niemiecka, lecz inne mogły kształtować się równolegle i w miarę swobodnie. W dawnej Rzeczypospolitej dominowała jednak nie tylko tradycja polska, ale swobodnie rozwijały się także inne – ruska, niemiecka, litewska, a szczególnie szybko korzeniła się mniejszość żydowska, zdobywająca powoli pozycję najważniejszej, zaraz po polskiej.
O ile istotą rodzących się zjednoczonych Niemiec było połączenie żywiołu germańskiego w jednolite państwo o nacjonalistcznych amibicjach, to pograniczność wielonarodowej Austrii prowadziła do jej otwarcia na stopniową madziaryzację i slawizację. Opowieść Haszka o przygodach dzielnego wojaka Szwejka nie mogłaby powstać w Niemczech.
W następstwie rozbiorów Rzeczypospolitej, obydwaj zachodni zaborcy – Austria i Niemcy stanęli wobec odmiennych problemów wobec licznie zamieszkujących teraz ich kraje Polaków. Prusy zdecydowały się na proces brutalnego wynaradawiania i germanizacji regionu w pragnieniu utworzenia unitarnego państwa niemieckiego. Austria, poszła w kierunku federacji wielu narodowości. Okazało się to nie do uniesienia i kraj przekształcił się ostatecznie w federację opartą na dwóch najliczniejszych nacjach – niemieckojęzycznych Austriakach i madziarskich Węgrach. W 1867 roku, po przegranej z Prusami wojnie o Szlezwik, Cesarstwo Austrii zmieniło formę i stało się federalnymi Austro-Węgrami. Jego żywot nie był jednak długi. Istniało zaledwie pięćdziesiąt jeden lat, czyli dwa pokolenia, a federacyjna formuła wyczerpała się w 1918 roku wraz z ich przegraną w pierwszej światowej wojnie. Austro-Węgry przestały istnieć, zastąpione przez powstałe na jej gruzach państwa narodowe.