CZY MOŻE NAM SIĘ ZDARZYĆ POWTÓRKA Z HITLERA?

Czy hitleryzm może się odrodzić? „To niemożliwe – skomentuje wielu – przecież to dawno wygasła historia! Teraz jest inaczej! Rośnie społeczny dobrobyt, nie grozi nam ani agresywny faszyzm, ani wielka światowa wojna. Żyjemy w Europie w najdłuższym okresie pokoju, a jej narody dążą do integracji a nie do nowych wojen!”. Warto przypomnieć, że przed I wojną światową także miał miejsce – jak się powszechnie uważało – najzupełniej trwały i bogobojny spokój. Nikomu nie przychodziło do głowy, że zakończy się wymordowaniem milionów ludzi w dwóch światowych wojnach. Przecież nie chciał tego nikt. Prawda, że Niemcy czuli się historią pokrzywdzeni, ale sami mieli też dość wojowania. Kto zatem był winien temu, że wybuchła kolejna, jeszcze straszliwsza wojna? Politycy? Wojskowi? A może dzieje ludzkości noszą w sobie jakieś nieznane mechanizmy, które powodują, że czynią z nami co uważają za stosowne i wcale nie liczą się z oczekiwaniami?

Historia zwraca uwagę na nagłe pojawianie się postaci znacznie przewyższających osobowością współrodaków i pozostawiających po sobie wiele śladów. To jednak przypadki głęboko niejednakowe. Zrozumiałe jest uznawanie wielkości Aleksandra Macedońskiego, który europejskie, ale głęboko prowincjonalne państewko, przemienił w potęgę o zasięgu, jak na czasy, globalnym. Historycy dodają do podobnych zdarzeń nie tylko dalekiego od Europy Czyngis-hana ale i europejskiego Napoleona Bonaparte. W krótkim czasie zbudowali imperia o tak wielkim zasięgu, że trwale zmieniły mapę regionu i jego historię. Aleksander miał ambicję dotrzeć do krańców ówczesnego świata, Czyngis-chan zapragnął uwidzieć swój kraj jako dominującą potęgę. Napoleon zamierzał uczynić z francuskiej Europy bezkonkurencyjne centrum świata. Czego chcieli inni „wielcy” – Cezar, Karol Wielki, Stalin – nie jest jasne. Juliusz Cezar koncentrował się na utrwaleniu imperialnej potęgi, tyle, że w ramach już osiągniętych przez Rzym granicach. Karol Wielki miał ambicje ograniczone pasmem Pirenejów, Renem i na południu – środkową Italią. Stalin nie pragnął Rosji jako jedynej potęgi, jego celem było zapobieżenie dominacji Zachodu. Czym się od nich różnił Hitler, mający na pierwszy rzut oka podobnie zamiary, demonstrował tylko chęć zwiększenia tempa wchłaniania obcych terytoriów? Nie ukrywał, że uważa się za wysłańca wieczności, którego zadaniem jest świat głęboko odmienić i uczynić Niemcom poddanym. Dlaczego jego niekwestionowana unikalność okazała się na tyle krótkotrwała, że pozwala podejrzewać iż zawiodły go zdrowe zmysły? Jego poprzednicy w poszukiwaniu domniemanej wielkości pozostawili po sobie wiele śladów, ale Hitler, który głęboko wierzył, że niebawem zapanuje nad ziemskim globem nie pozostawił po sobie nic prócz pamięci o totalnej klęsce, zgliszczach i ruinach oraz globalnej degradacji Europy. Niemcy, doprowadzone do samobójczej upadłości już się z niej nie podniosły. Sam dyktator zniknął z kart historii prawie bez śladu, pozostawiając po sobie złą niepamięć. Jakim sposobem mógł cieszyć się tak wielką aprobatą rodaków, że potraktował swą misję poważnie i zorganizował do tego milionowe rzesze żołnierzy i lojalnych cywilów dążących do podbicia reszty świata? Spróbujemy określić tego sedno pamiętając, że sam fenomen był w gruncie rzeczy czymś nietypowym i tradycji europejskiej obcym. Nie jest przypadkiem że hitlerowskie zdobycze nie zostały wpisane na listę dziedzictwa ludzkości.

Niemcy Adolfa Hitlera, to nieco ponad dziesięć lat. Dzieje zjednoczonej Rzeszy, która pojawiła się na mapie Europy wraz z kanclerstwem Bimarcka, to razem znacznie więcej, tyle, że też niezbyt dużo w obliczu całej historii regionu. Dzieje tej części Europy, którą kiedyś zamieszkiwali Germanie, to jednak – począwszy od Traktatu w Verdun (843) i rozpadu imperium Karola Wielkiego – lat ponad tysiąc. Dlaczego jej dziesięć lat hitleryzmu miałoby przykryć i unicestwić całą historię regionu? Tylko dlatego, że cechowało je przychodzące z Prus okrucieństwo prowadzące na koniec do ludobójstwa na hitlerowską modłę? To za mało, by uznać dzisiejszą Bundesrepublikę za zwykłą kontynuację wcześniejszych wydarzeń.

Do dywagacji o miejscu Hitlera w historii skłania książka Petera Longericha – Hitler. Biografia (Prószyński i S-ka, 2017). Jej odmienność od wcześniejszych biografii dyktatora polega na tym, że nie doszukuje się w hitleryzmie z góry przyjętych oznak zła, lecz próbuje ukazać go jako społeczno-polityczny fenomen, który zbudował mechanizm prowadzący do uzyskania przez jednego człowieka przez nikogo nie kontrolowanej władzy nad wielkim krajem położonym w sercu Europy. Ogrom udostępnionych mu możliwości doprowadził najpierw do olśniewających sukcesów i uzależnienia większości kontynentu od widzimisię Berlina, aby na koniec sprowadzić na kraj i naród druzgocącą klęskę, która niemal wykreśliła go z podręczników. Jak to się stało, że taką władzę (w gruncie rzeczy – samobójczą) mu powierzono?

Wielkie postacie zapisały się w historii ludzkości pozostawieniem po sobie trwałych śladów. Aleksander Macedoński spowodował, że hellenizm stał się nie tylko kontynuacją greckości, lecz potęgą, która zmieniła obraz Bliskiego Wschodu aż po granice Indii. Juliusz Cezar pozostawił po sobie Rzym inny niż go zastał, utrwalając nowe wzorce na kolejne dwa tysiąclecia. Podobnie rzecz się miała z Rewolucją Francuską. Z kolei, zasługą Czyngis-hana było to, że w niepohamowanym pragnieniu panowania nad światem ustalił trwałe rozgraniczenie europejskości od azjatyckości. Po tych wszystkich wielkich przywódcach pozostało wiele śladów i kulturowych pozostałości, tymczasem po Hitlerze, prócz złej pamięci, nie pozostało właściwie nic. Jego ambicje miały charakter militarny, osobisty i wybitnie grupowy, nie zaś kulturowy i cywilizacyjny. Nie szło mu o prawdziwe przekształcenie świata, lecz ilustrację własnej wyjątkowości. Kiedy, po unicestwieniu Polski, sumował zdobywcze doświadczenia, do najbliższych współpracowników wypowiedział taki oto pogląd o jego własnej w tym roli: „Jestem przekonany o sile swojego umysłu i swojej determinacji. (…) Los Rzeszy zależy tylko ode mnie. Jako ostatni czynnik muszę tu z całą skromnością wymienić swoją osobę: niezastąpioną”. Nieco później, określił przyszłość niemieckości bardziej dosadnie: „Biorąc po uwagę naszą organizację i selekcję, władza nad światem kiedyś automatycznie znajdzie się w naszych rękach”. Inaczej mówiąc, był przekonany, że działa „na pewniaka” a jego globalny sukces i osobista wielkość zostały przewidziane i zapisane w przyszłej historii dziejów.

      Hitler miał nie tylko niebywałą pewność swej misji, ale też gotowe, tyle, że nad wyraz fantastyczne, plany. Jak zauważa autor jego najnowszej biografii – „druga wojna światowa była wojną Hitlera: nie tylko podejmował on kolejne decyzje o rozszerzaniu działań wojennych na nowe obszary, lecz także nadał tej wojnie charakter absolutny, unicestwiający, dążący do zbudowania imperium na filarach ‘rasy’ i zdobytej przestrzeni”. Czemu miało to służyć? Z pewnością realizacji idei imperialnej i to w najbardziej brutalnej, czy nawet prostackiej postaci. Celem miało być to, żeby w błyskawicznych akcjach zniszczyć wrogie armie i ubezwłasnowolnić narody. Zamierzał w ich miejsce posadowić zupełnie nowe podmioty i to w całkiem dowolny sposób: „Państwo ukraińskie. Bałtycki związek państwowy. Biało-Ruś – Finlandia. Państwa bałtyckie – kołek tkwiący w ciele. (…) Lipcowe narady Hitlera z generalicją świadczą o tym, iż dowiedziawszy się, że wojny z Wielką Brytania na razie nie da się zakończyć, dyktator uchwycił się strategii eskalacyjnej. Obmyślił dla dalszej wojny scenariusz globalny”. Inaczej mówiąc uznał, że najprostszą drogą do uzyskania panowania nad światem jest podporządkowanie Niemcom kolejnych ludów i obszarów i doprowadzenie tego aż do końca. To, że nigdy przedtem nic podobnego się nie wydarzyło wyjaśniał tym, że nigdy wcześniej nie wydarzył się Hitler. To przekonanie było też jego siłą, ponieważ inne kraje nie mając tego rodzaju „wodzów” były w swym przeciwdziałaniu stale spóźnione. Dziwne tylko, że nie pojął tego, iż wszystkie zjawiska mają swój kres i z reguły stają się początkiem czasów zupełnie nowych.

Od początku podbojów, Führer szedł znacznie dalej niż anonsował to wcześniej. Szybko utworzył plan totalnej germanizacji Polski, którą przedtem widział jako sojusznika w walce z Rosją. Jeśli przy tym idzie o skalę i głębokość zamierzeń, to coś na podobieństwo hitleryzmu jeszcze się nigdy w świecie nie wydarzyło. Równie niespodzianie i na skalę jak na czasy niewyobrażalną, jego Rzesza sformułowała swój pierwszorzędny cel w postaci unicestwienia Żydów – najpierw przez koncepcję przeniesienia ich do tropikalnej Afryki, a ostatecznie – do strefy zorganizowanej śmierci w krematoriach. Ze względu na to, że Polska była największym skupiskiem ludności żydowskiej doszedł do wniosku, że możliwe staje się jej unicestwienie i uczynienie z niej światowego centrum zagłady. Nigdy przedtem, wojenni zwycięzcy nie stawiali sobie celu w postaci unicestwienia całych narodów. Jak w tym kontekście wyjaśnić, że dzisiaj, kilkadziesiąt lat po wrogiej wobec niej potędze Führera, Polska nie tylko istnieje, ale jest drugą po Niemczech siłą w środkowej części Europy, ciesząc się mocną międzynarodową pozycją. Nikomu nie przychodzi do głowy jej unicestwienie. Mało kto też pamięta „wiekopomne czyny” Hitlera w budowie germańskości mającej sięgać od Pirenejów po Ural. Świat stara się pomysł wymazać ze zbiorowej pamięci, To o tyle zrozumiałe, że inaczej nie mógłby się pojawić twór w postaci Unii Europejskiej.

Adolf Hitler dokonał czynów zbrodniczych na niewyobrażalną skalę, ale jego zamierzenia szły dalej, tak daleko, że ujawniał je zwolna, planowo i ostrożnie w obawie przed oporem i buntem własnego społeczeństwa. Dopiero wtedy, gdy okazywało się, że coś, co z początku zakrawało na absurd, stawało się rzeczywistością i dowodem na rosnącą potęgę Niemiec, ujawniał kolejne pomysły, które prowadzić miały do nie lada celu – panowania nad całym ziemskim globem. Tego w zamiarze nie miał przed nim nikt – może z wyjątkiem mongolskiego chana sprzed ośmiu stuleci, tyle, że było to jeszcze przed odkryciem istnienia drugiej półkuli i wiedzy o prawdziwych rozmiarach globu.

Kampania zdobywania świata przez Aleksandra Wielkiego trwała dziesięć lat. Juliusz Cezar w stosunku do Rzymu czynił to lat czternaście. Napoleon Bonaparte, budowie imperium poświęcił prawie dwie dekady, ale mocarstwowość Hitlera – licząc od Anschluss’u Austrii do jego samobójczej śmierci w podziemiach Kancelarii Rzeszy – to zaledwie lat siedem. W tak krótkim czasie spowodował niezwykle radykalne przesunięcia granic w całej Europie, tyle, że jego państwo nie tylko nie przeszło do historii jako imperium, lecz zniknęło z powierzchni globu równie szybko jak się pojawiło i do tego ze znamionami hańby. Hitlerowskie podboje były przy tym terytorialnie znaczniejsze od granic innych imperiów – siegały od Pirenejów po przedpola Moskwy oraz od Lenigradu i Kaukazu do granic Libii i Egiptu. Kosztowały świat nieporównanie większą liczbę ofiar niż jakiekolwiek wcześniejsze. Jest niemal nie do wiary, że dla nowych pokoleń Europejczyków pamięć o nich nie ma dziś większego znaczenia, a na pytanie o to, do czego w istocie wojna Hitlerowi służyła, odpowiedź jest dla nich za trudna. Tyle, że nierealne zamierzenia Führera to jedno, a obiektywny fakt, to pojawienie się zupełnie nowej mapy kontynentu.

Zdobycze hitlerowskich Niemiec zabrały relatywnie mało czasu – nieco więcej niż cztery lata (od Anschluss’u Austrii 12 marca 1938 roku do zajęcia Stalingradu 23 listopada roku 1942). Tyle, że zamknął się wtedy za Wehrmachtem kocioł niemożności stając się początkiem totalnej klęski. Zastanawiające, że pełne unicestwienie hitlerowskiego państwa nastąpiło bardzo szybko i było tak głębokie, że nie pozostał po nim nie tylko ślad, ale i sam obszar etnicznych Niemiec uległ zmniejszeniu o połowę w porównaniu z okresem przedwojennym. Zdobyczne zamiary można więc określić nie tylko mianem imperialnej efemerydy nie pozostawiającej po sobie śladów, ale wręcz rozpaczliwej klęski niemieckości.

Zupełnie inną rolę niż hitlerowskie Niemcy odegrały poprzednie wielkie imperia. Trwałe okazały się ich następstwa językowe (powszechność greki i łaciny), prawne (Kodeks Napoleona), kulturowe a nawet mentalne (chrześcijaństwo zachodnie). Te są żywe do dzisiaj. Z panowania Hitlera nie pozostało jednak z tego nic, poza tendencją do wykreślenia go z historycznej pamięci. Do dzisiaj nie mówi się i nie pisze o jego państwie inaczej jak tylko o „hitlerowskim”, tak, jakby sami Niemcy byli tylko przypadkowymi uczestnikami, a członkowie NSDAP jakimiś kosmitami. Dodajmy, że w wyobrażeniach samego Hitlera jego agresywne plany sięgały jeszcze dalej – do opanowania Rosji aż po Ural, całej północnej Afryki, Bliskiego Wschodu, Wysp Kanaryjskich a nawet terenów równikowych, do których w pewnym momencie zapragnął przemieścić europejskich Żydów (Madagaskar). Z Rosji zamierzał podążyć dalej – na Kaukaz i Bliski Wschód. Sądząc po tak nierealistycznej wyobraźni mógł sobie też wyrachować, że niebawem stanie się najpotężniejszym władcą świata. Tym bardziej uderza rozmiar i tempo klęski jego Reichu. Zagadkowe jest, że narodem, który proporcjonalnie poniósł w wojnie największe straty nie byli jednak Niemcy, którzy wojnę przegrali w sposób totalny, ale ich ofiary – czyli Żydzi, którzy uważali się za naród wyjątkowy i niezniszczalny. Tymczasem, w krótkim czasie zaledwie trzech lat prawie zniknęli z powierzchni Ziemi. Gdyby nie to, byliby zapewne najbardziej wpływową nacją świata. Jak to wszystko złożyć w jedną logiczną całość?

Hitler, jak się to często sugeruje, nie był po prostu psychopatą, lecz osobnikiem o jednostronnej, ale wyjałowionej wyobraźni. Był przekonany, że jest wybrańcem Losu, który obdarował go darem bezkarności. Pozbawiło go to uczucia strachu i dało z początku miażdżącą przewagę nad przeciwnikami, stając się na koniec samobójczym obciążeniem. Póki wszystko szło dobrze, mógł mieć wrażenie, że szczęście sprawuje nad nim szczególną pieczę. Wszystkie, najbardziej nawet ryzykowne działania – aż po wojnę z Sowietami – okazywały się sukcesem i w podbitej Europie mógł właściwie czynić co mu się żywnie podobało – łączyć jedne kraje z drugimi i dzielić je wedle własnego widzimisię. Jednostronność wyobraźni Hitlera wiązała się z założeniem, że ten rodzaj szczęścia nigdy go nie opuści, niezależnie od zmieniającego się układu sił i że przeciwnicy nie będą się uczyć na błędach. Prosty rachunek podpowiadał, że z biegiem czasu liczba tych, którzy nie są skłonni poddać się potędze Rzeszy będzie rosła a jej pole manewru zmaleje. Hitler nierealistycznie założył, że zdąży opanować świat zanim to się stanie i że on sam jest od tej zasady wolny. Traktował wszystkie kolejne zdobycze jak nowy potencjał, który należy tylko akumulować i używać przeciwko kolejnym wrogom. Nie brał pod uwagę tego, że każda zdobycz przysparza nowych problemów i wymaga skierowania osobnych sił do ich neutralizacji. To wieczne zmaganie się z coraz liczniejszymi przeszkodami. Ten bilans nie miał prawa zamknąć się na jego korzyść, a koniec spektakularnych sukcesów był do przewidzenia, trudno tylko było określić jak długo to potrwa. Spektakularne sukcesy odpowiedziały jednak równie szybkim zwrotem wstecz, tak szybkim, że – podobnie jak wcześniej radośnie zaskakiwały nawet sceptyczne zaplecze Führera – to teraz niekorzystne wydarzenia stały się dlań nie do pojęcia. Było to przyczyną braku zrozumienia dla samej istoty toczących się procesów, uniemożliwiając zapobieżenie ich następstwom. Te, stały się dlań nawet nie negatywnym zwrotem, ile zupełną katastrofą. Od bitwy o Stalingrad do zajęcia przez sowieckie wojska Berlina i całkowitego unicestwienia hitlerowskiej potęgi ubiegło nieco więcej niż dwa lata. Innymi słowy Hitler, tak jak na początku mógł się wydawać Niemcom niezwyciężonym herosem, tak na końcu stał się jedynym winnym historycznej katastrofy z której zgliszcz wyłoniła się federalna Bundesrepublika i Europa jaką znamy dzisiaj.

O kolonizacji podbijanych obszarów Hitler miał bardzo konkretne wyobrażenie. Priorytetem przyszłości miała być budowa wielkich ciągów komunikacyjnych, nowych kanałów i autostrad oraz paneuropejskiej szerokotorowej kolei. Wzdłuż tych arterii wyrastać miały niemieckie miasta wiążąc w całość wielkie centra osiedleńcze. Byłyby otoczone pierścieniem bogatych wsi zamieszkałych przez Niemców i połączonych z resztą nowymi drogami, a rosyjsko-azjatycki step przekształcałby się w cywilizowany krajobraz na wzór europejski. W ciągu następnych dziesięciu lat mieszkać tam miało 20 milionów Niemców. Najaktywniejsza kolonizacja dotyczyłaby Ukrainy, na Krymie zaś powstałby „Okręg Wschodniogocki”. W tych wizjach Hitlerowi przyświecał wzór brytyjskich Indii, gdzie 400 milionami Hindusów rządziło zaledwie ćwierć miliona Anglików. Znamienne jednak, że dzisiaj nie ma już ani dawnych Indii, ani też transkontynentalnej Rzeszy.

Tę przyszłościową wizję Hitler postrzegał nie tylko jako zdobywczy cel, ale czuł się wykonawcą dziejowej woli. „A Ukraińców – zwykł podkreślać – będziemy zaopatrywać w chusty, naszyjniki ze szklanych paciorków i w czym tam jeszcze gustują ludy kolonialne”. W ramach tej wizji Niemcy, którzy się tam osiedlą, stworzą „zwartą wspólnotę niedostępną niczym twierdza a ostatni niemiecki koniuch musi stać wyżej od każdego z tubylców”. Europa dowodzona przez Niemcy stworzy gospodarczą autarkię, która będzie niezależna od handlu międzynarodowego i odporna na wszelkie blokady. „Jako panowie Europy będziemy mieć dominującą pozycję w świecie (…) a do 130 milionów ludzi zamieszkujących niemiecką Rzeszę dojdzie teraz 90 milionów na Ukrainie, a także ludność pozostałych państw nowej Europy, łącznie 400 milionów”. 

            Zaczęliśmy rozumowanie od omówienia źródeł politycznej siły Adolfa Hitlera i jego III Rzeszy. Warto zauważyć, że te sukcesy i klęski miały związek z poziomem ingerencji państwa w prywatny sektor gospodarczy. Z początku dawało to rządzącym faszystom przewagę nad innymi krajami i było przyczyną swego rodzaju cudu w postaci budowy systemu, który okazał się pod względem wojskowym sprawniejszy od innych. Potem jednak, nadmierna militaryzacja i coraz większy i bardziej szczegółowy wpływ hitlerowskich ideologów na procesy gospodarowania dały skutek odwrotny, doprowadzając do załamania społecznej aktywności w całej przestrzeni gospodarczej. Mechanizmy, które prowadzić miały do państwa dobrobytu, zostały w hitlerowskich Niemczech zużyte do militaryzacji społeczeństwa w przekonaniu, że szybszą drogą do wzbogacenia jest rabowanie innych aniżeli własna produktywność. Dziś, kiedy zagadnienie wspólnotowych korzyści przykryte jest integracyjną logiką Unii Europejskiej, może się wydawać, że problem nie stnieje. Co jednak się stanie, gdy Niemcy nie dadzą się na dłuższą metę wpasować w żaden europejski porządek? W okresie gwałtownych przemian wszystko jest możliwe.

            Koniec marzeń o potędze był dla Hitlera katastrofalny. „Gdy Trzecia Rzesza skapitulowała 8 i 9 maja 1945 roku kilka dni po samobójczej jego śmierci, bilans jego rządów był zatrważający. Wojna i ludobójstwo kosztowały 50 milionów ludzkich istnień. Wielkie połacie Europy leżały w gruzach, a społeczeństwo niemieckie, które wspierało ten przestępczy reżim było moralnie skompromitowane w oczach świata”. Zmieniły się jednak nie tylko Niemcy, zmienił się cały świat. Zachód, chociaż ogólnie rynkowy, stał się daleki od jednolitości. Wzorce amerykańskie poszły w kierunku pełnej swobody prywatnej przedsiębiorczości z wszystkimi tego konsekwencjami. Kraje europejskie w różnym stopniu starały się tę swobodę ograniczyć w imię wyrównywania szans dla słabszych grup społecznych. Widać jednak, że współczesna gospodarka rynkowa jest daleka od problemów zeszłego stulecia i przeżywa kryzys dominacji wielkich korporacji. Społeczeństwa o II wojnie światowej już zapomniały. Kluczem do zerwania z tą pamięcią jest gotowość wielkich firm do ustąpienia z części korzyści na rzecz interesu ogólnospołecznego. To proces trudny i skomplikowany jak każda próba korekty stosunków własnościowych, lecz niewątpliwie konieczny. Po doświadczeniu wielkich wojen wiemy już, że w gruncie rzeczy nad nimi nie panujemy, więc to, co można naprawdę zrobić, to starać się do nich nie dopuścić.

Z losów hitleryzmu i samego Hitlera można wyciagnąć pewną naukę, że oto przyczyn wielkich zmian na świecie nie trzeba doszukiwać się w sprawczej sile przywódców, lecz w mechanizmach braudelowskiego długiego trwania, na które teraźniejszość ani też oni sami nie mają wpływu. To długie sekwencje dziejowe rządzą ludźmi nie zaś ludzie dziejami. Bez zrozumienia tego faktu nie jesteśmy w stanie poznać prawdy o nas samych tyle, że zwykle jej się nie doszukujemy. Możemy jednak próbować zrozumieć to, co się wokół nas dzieje, przynajmniej w ramach analizy zgodnej z tym mechanizmem. Przeszkodą może być to, że współczesne pokolenia są dziećmi dwudziestowiecznej epoki pokoju i dobrobytu i większość z nich sądzi, że to wystarczające doświadczenie abyśmy mogli czuć się spokojnie i z optymizmem spoglądać w przyszłość. To bardzo zwodnicze, bo ta „nasza” epoka się kończy, a przed nami nie tylko burzliwe i niebezpieczne czasy, lecz i perspektywa pojawienia się mechanizmów, których nie znamy i nie jesteśmy na nie przygotowani.

W przypadku hitlerowskich Niemiec długie trwanie pokazało swoje negatywne oblicze. Eksterminacja Żydów i Cyganów jako elementu rasowo obcego nie miała bezpośrednich podstaw politycznych. W okresie przedwojennym było ich w Europie kilka milionów i odgrywali istotną rolę w jej gospodarce i kulturze. A jednak rzecz się stała, chociaż planowe wymordowanie niemal całego narodu to niewyobrażalne barbarzyństwo, które nie jest tylko zwykłym przypadkowym konfliktem. Tyle, że Żydzi – jako w gruncie rzeczy element cywilizacji grecko-rzymskiej głęboko obcy – wchodzili z nią w Europie w naturalny konflikt.  Bez Holokaustu konsekwencją byłby „tylko” głęboki kryzys cywilizacyjny i podważenie samego rdzenia europejskiej cywilizacji. Tak czy owak, byłoby to źródłem głębokich konfliktów i wewnętrznych walk. Okazuje się, że siły historycznej logiki rasowej nienawiści wykazują na dłuższą metę dominację nad procesami międzykulturowej egzystencji i wzajemnej tolerancji. Dzisiaj, podobnie okrutnym przykładem jest niespodziewana i niehumanitarna – eksterminacja birmańskich muzułmanów przez buddyjską większość. To, że bez wątpienia jest to rodzaj masowej zbrodni wcale nie chroni jej ofiar przed agresją odmiennego kulturowo otoczenia. Zmusiło nawet birmańską laureatkę pokojowej nagrody Nobla do milczenia zamiast obrony mordowanych. Więcej, można to uznać za przedsmak ogromu problemów jakie w przyszłości pojawią się wraz z narastającymi sprzecznościami pomiędzy islamem a jego otoczeniem. I nie zmienia tego fakt, że i ten konflikt ma znamiona agresji ocierającej się o ludobójstwo, czego atakowana Europa wciąż nie jest gotowa zrozumieć. W przyszłości zapłaci za to cenę.

Ewenementem często trudnym do pojęcia, jeśli idzie o dzieje Zachodu, jest rola w nim samego judaizmu i jego społeczne oraz polityczne konsekwencje w postaci fenomenu europejskiego żydostwa definiującego się odmiennie niż inne narody. O ile powszechnie uznanym znamieniem narodowej tożsamości jest używany język, wspólnota obszaru zamieszkania i religijnych kanonów – w przypadku judaizmu wyróżnikiem nie jest żaden z nich. W konsekwencji, Żydzi definiują siebie samych jako splot różnego rodzaju powiązań osobistych i rodzinnych budząc tym kontrowersje, niechęci i nieporozumienia. Dwa tysiące lat ich historii, które merytorycznie są częścią tradycji bliskowschodnich, nie zaś europejskich, osadzone zostało w przestrzeni obcej im rzeczywistości, która pozwaliła w ramach społeczeństw chrześcijańskich powoływać się na status „starszych braci w wierze”. Mimo znacznego wkładu w dzieje Starego Kontynentu, nigdy się jednak z Europą nie zasymilowali, ani też nie zostali przez Europejczyków zaakceptowani, powodując, że przez dwa tysiące lat byli traktowani jako element obcy. Bez ich udziału historia Europy potoczyłaby się jednak inaczej.

W tym kontekście, przypadek Hitlera jako postaci historycznej, która wywarła znaczący wpływ na dzieje świata może być komentowany w relacji do innych wielkich postaci. Każda z nich „miała coś do załatwienia”. Aleksander Macedoński doprowadził do ustania dominacji kultury persko-azjatyckiej nad europejskim hellenizmem. Napoleon Bonaparte przestawił europejskość na antyfeudalne, ale frankofońskie tory. Co trwałego uczynił Hitler? Odpowiedź nie jest łatwa, ponieważ wiąże się z drażliwą kwestią zmieszania się europejskiej tradycji grecko-rzymskiej z judaizmem, hellenizmowi najzupełniej obcym. Ze swej strony, judaizm nie może wyzbyć się antyeuropejskości, ponieważ jest mu ona wrodzona jako gwarancja odrębnej tożsamości. To powoduje powstanie mentalnego paradoksu: można uważać się za Żyda i równocześnie poczuwać się do francuskości, polskości czy rosyjskości, nie ma jednak zależności odwrotnej i nie można być Francuzem, Polakiem i Rosjaninem i jednocześnie poczuwać się do żydowskości. To układ jednostronny i w gruncie rzeczy fałszywy, ponieważ wybór ma charakter „albo-albo” tylko po jednej stronie.

Poczucie narodowej kultury jest przez Europejczyków absorbowane poprzez wspólnotę językową, narodową mentalność i akceptację obyczajów otoczenia, nie zaś przez kwestie genetyczne czy pochodzenie od matki-Żydówki, Polki czy Rosjanki. W gruncie rzeczy, większość mieszkańców świata samodzielnie dokonuje wyboru co do swej narodowej przynależności. Nie może tego jednak uczynić rodowity Żyd. Nie bez przyczyny Heinrich Heine, XIX-wieczny intelektualista, który zapragnął stać się niemieckim protestantem oraz pisarzem języka niemieckiego, doszedł do jednoznacznej konkluzji, że „Żydem nie można przestać być”. W jego rozumieniu, to rodzaj wyroku, który przychodzi wraz z urodzeniem. Żydem jest ten, kto urodził się z matki Żydówki i nic nie jest w stanie tego zmienić. Tylko czasem i w bardzo szczególnych przypadkach dopuszcza się akceptowanie wyznawców urodzonych w innej kulturze. Czasami, to zaleta, innym razem może jednak być zagrożeniem o czym świadczy przypadek Holokaustu..

Wydaje się, że w swej istocie, historycznym motorem politycznej władzy Hitlera nad Niemcami stał się nie tyle narodowy imperializm, ile pragnienie unicestwienia narodu żydowskiego. Inne cele były wobec tego wtórne. Udało mu się to uczynić tylko częściowo, ale próba realizacji stała się kamieniem węgielnym hitleryzmu lecz też i powstania i konsolidacji państwa Izrael. Zapewniło mu to wsparcie ze strony Zachodu, chociaż pod względem kulturowym judaizm jest głębokim zaprzeczeniem postłacińskiej europejskości. Okazuje się jednak, że tego rodzaju wielkie sprzeczności mogą przez dwa tysiące lat współistnieć i pomimo głębokich odmienności oraz tarć uzupełniać się nawzajem.

                    Odpowiedź na tytułowe pytanie: czy może światu się zdarzyć powtórka z Hitlera i hitleryzmu, jest jednoznacznie negatywna jako, że diametralnie zmieniły się światowe okoliczności. Dzisiaj, to już nie narodowościowy nacjonalizm jest motorem przemian, ale są nim wielkie procesy globalne zapowiadające głębokie wymieszanie kultur. Pierwsze oznaki tego procesu widać już dzisiaj, a świat następnego stulecia będzie zapewne całkiem niepodobny do naszego. I to po każdym względem.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.