Na początek wyjaśnijmy nieporozumienie. Spotykam się z zarzutem, że za dużo piszę o klęskach i wadach Polaków, za to za mało o ich bohaterskich czynach i narodowych sukcesach. Wymieniani są przy tym osobistości wielkie i twórcy niepodległości II Rzeczypospolitej lecz nie eksponowane: premier pierwszego rządu II RP Ignacy Paderewski, współtwórca Traktatu Wersalskiego Roman Dmowski, czy pogromca bolszewików – Józef Piłsudski. Trzeba więc podkreślić, że celem mojego rozumowania nie jest przypisywanie sprawczej roli w wielkich przemianach żadnym konkretnym osobom o choćby nie wiadomo jak znanych nazwiskach, ale analiza obiektywnych procesów, które się dzieją niezależnie od formatu ich bohaterów. Oni sami są tylko ich uczestnikami, nie zaś ich sprawcami. Jestem pod wrażeniem argumentów francuskiego historiozofa – Fernanda Braudela, który był zdania, że o losach państw i narodów decydują procesy kształtujące się w długich okresach czasu, nie zaś ich pojedyńczy bohaterowie. Co nam z tego, że wyróżnimy aktorów niepodległościowych wydarzeń? Jakie nauki powstają z tego, że to czynimy, skoro takich samych jednostek już więcej nie będzie a zastąpią je kiedyś zupełnie inne? Trzy wspomniane osoby wymieniane przy okazji odrodzenia się Polski jako II Rzeczypospolitej bez wątpienia mają w tym swoje zasługi, lecz tylko jako postaci wypełniające wydarzenia nie zaś wprawiające dzieje w ruch. Argumentuję, że jeśliby przyjąć ich sprawczą rolę w relacji do wydarzeń, trzeba też byłoby poszukać nazwisk sprawców upadku pierwszej Rzeczypospolitej i jej XVIII-wiecznej degrengolady. Tu natomiast kandydatów nie ma. Pojawiają się, a i owszem też bohaterowie, tyle, że ostatecznie przegrani – Hugo Kołłątaj, Józef Poniatowski czy Tadeusz Kościuszko. To jednak wciąż bohaterowie pozytywni nie zaś ci, którzy zawinili zniknięciu kraju z mapy Europy. Winnych temu jakoś nie ma, a bez tego nie można wiedzieć czego unikać w przyszłości. Jak to możliwe, że można wskazać palcem odtwórców niepodległości kraju w 1918 roku a nie można tego zrobić z jej grabarzami z lat 1793-95? To rodzaj historycznego skrzywienia, które niesie ze sobą błąd uniemożliwiający wyjaśnienie mechanizmu procesów, z których jedne mogą prowadzić do wielkości kraju, a inne są przyczyną degrengolady która prowadzi do upadku państwowości. Nie podzielam poglądu, że winni jednemu i drugiemu są konkretni ludzie nie zaś długofalowe procesy, ani też że autorami sukcesu odrodzenia niepodległości są przede wszystkim tacy, których można wymienić z imienia i nazwiska. Oznaczałoby to w praktyce wyniesienie na ołtarze jednych i uznanie za nikczemników drugich. Tymczasem ludzie kształtują się odmiennie w zależności od okoliczności a nie tylko swoich własnych przekonań. Nie rodzą się z tego jednak żadne wnioski, więc w moich analizach śledzimy procesy, których zrozumienie pozwoli lepiej pojąć istotę samych wydarzeń.
Popularne widzenie historii Polski składa się głównie z mniej lub bardziej wyrazistych bohaterów. Dlatego będę trzymał się wspomnianej konwencji i doszukiwał się prawdziwych przyczyn wydarzeń w procesach, których przyczyną nie są czyny jednostek lecz stojące za nimi historyczne mechanizmy. Mają tę zaletę, że – jeśli zostaną zrozumiane – mogą zostać zastosowane w praktyce i przyczynić się do długotrwałego wzmacniania kraju a nie do jego stałego podupadania. Przyznam jednak, że mój punkt widzenia nie znajduje zwykle aprobaty a komentatorzy wolą doszukiwać się w wydarzeniach raczej pojedyńczych dramatów niż jakiegoś rodzaju długotrwałej logiki. Nie podzielam tej opinii i wciąż zamierzam doszukiwać się w historii ukrytych prawideł nie zaś błędów lub sukcesów politycznych indywiduów. Jak zauważył kiedyś Jan Kochanowski, polskie doświadczenie, to nie tylko to, że „mądry Polak po szkodzie”, lecz także i to iż „przed szkodą i po szkodzie głupi”. To myśl ponadczasowa. Nie niesie przy tym niczego obraźliwego, wskazuje tylko na to, że jednostki i społeczeństwa są w stosunku do biegu swej przeszłości i perspektyw na przyszłość całkiem bezradne jeśli nie potrafią zrozumieć długofalowych trendów. Nie wiemy bowiem nic o swojej przyszłości zanim ona nie nastąpi, nie wiemy też nic o czekających nas wydarzeniach. To wciąż jeszcze przestrzeń oczekująca intelektualnego zagospodarowania. Mentalna tradycja wiedzie nas jednak w ślepą uliczkę nie pozwalając na kierowanie własnym losem. Bo też kierować nim skutecznie nie pomagają złudzenia.
O sile polsko-żydowskich dziejowych powiązań oraz europejskich zawikłaniach samego judaizmu, lecz także i o pewnej jego dziwaczności świadczyć może opinia cytowanego już Feliksa Konecznego o głęboko jednostronnym charakterze żydowskiej umysłowości. „Inteligencja Żydów zawsze była zawisła od poziomu umysłowego gojów wśród których mieszkali; razem z nimi się rozwijali i razem z nimi upadali umysłowo. Tak było wśród Żydów zawsze i tak samo się miały rzeczy z Żydami w Polsce”. Jednak, wedle tej oceny dopiero wraz z Pierwszą Rzeczpospolitą zakwitł dla nich prawdziwy raj – „paradisus Judeorum”. Układ, jaki stworzył się w ówczesnej Polsce w postaci równoległego istnienia dwóch odrębnie istniejących światów – szlachecko-narodowego oraz żydowsko-wspomagającego okazał się szczególnie korzystny, skoro mogła do niego zostać zastosowana judaistyczna doktryna mówiąca, że skoro wszystko na świecie jest potencjalną własnością narodu wybranego to i „nieżydowscy mieszkańcy rejonu kahalnego z całym swym majątkiem stanowią niezajętą pustynię (…) a Żyd upoważniony przez kahał otrzymuje ‘chazakę’ na majątku chrześcijanina (…) która pozwala mu starać się zawładnąć nim wszelkimi sposobami”. Zasada głosi też, że majątek nie-Żyda jest „‘hefker’ (wolny) a jego majętność należy do tego, kto nią prędzej zawładnie”. Fenomen polegał na tym, że w Polsce powstał unikalny układ pozwalający na współistnienie dwóch systemów, których długotrwałe interesy było wzajemnie odwrotne. Celem polskiej szlachty było za wszelką cenę utrzymanie jej dominującej pozycji, ostatecznym celem jej żydowskich pomocników stało się jej przejęcie wraz z władzą polityczną.
Terenem szczególnych zasad żydowskiego prawa jest dzisiejszy Izrael, gdzie nikt, kto nie jest uznany za Żyda nie ma trwałego uprawnienia do posiadania własności większych rozmiarów. Jak zauważył Koneczny, instytucje żydowskiego prawa własności rozwinęły się przy tym najbardziej właśnie w Polsce, najgłębiej też zapuściły tu swe doktrynerskie korzenie ze wszystkimi tego społecznymi i politycznymi konsekwencjami. W sposób oczywisty znalazły się w konflikcie z tradycyjnym systemem prawa rzymskiego, ale mało kto zwracał na to uwagę, a społeczność żydowska stawała się w Polsce z wolna nie tylko państwem w państwie, lecz również i strefą z trudem penetrowaną przez środowiska wobec niej zewnętrzne. Bez odpowiedzi wciąż pozostaje pytanie o to, jaki to mogło mieć wpływ na kształtowanie się charakteru narodowego samych Polaków?
Pojawia się też inna kwestia. Jaki był mechanizm tego, że w Pierwszej Rzeczypospolitej Żydzi znaleźli się w tak wielkiej liczbie i że mogło to nadaać tak szczególną treść zarówno ich własnej jak i polskiej historii. Współistnienie obydwu narodów przekształciło się jednak na koniec w rodzaj bezradnego oczekiwania, że oto pogłębiający się konflikt pojęć i różnice w postrzeganiu świata rozwiążą się jakoś same i do tego bezkonfliktowo. Historyczna logika pchała jednak wydarzenia w kierunku obustronnego pragnienia przekształcenia Polski we własne terytorium narodowe. Pojawiła się nawet nadzieja na to, że możliwe będzie powstanie tutaj wymarzonego państwa „tylko dla Żydów”. Tyle, że z historycznego doświadczenia wiemy, że na jednym terytorium istnieć może tylko jeden twór narodowościowy. Okazało się, że w celu „ostatecznego rozwiązania” podobnego rodzaju sprzeczności potrzebna była dopiero zbrodniczość hitleryzmu.
Jest uderzające, że dzisiejsza młodzież jak swoją traktuje historię Polski dopiero od momentu, gdy Jagiełło – Litwin z krwi i kości, pojmuje za żonę Jadwigę, węgierską Andegawenkę, otwierając drogę do internacjonalistycznej formuły Rzeczypospolitej. Wcześniejsze losy Mieszka i Dobrawy – jak by nie było twórców polskiego państwa – nie przykuwają takiej uwagi. Każde dziecko przy tym wie kiedy to na dobre rozpoczęła bieg prawdziwa historia Rzeczypospolitej – największego europejskiego organizmu państwowego pozwalającego na pojawienie się zjawiska „koncesjonowanej odmienności” w postaci zaskakującej symbiozy polskiej szlachty i kulturowo azjatyckich przybyszów. Więcej, w rodzimej historiografii Polska Piastów przemyka się jako dzieło wcale nie tak wielkie ani tak „pospolite” jak Polska Jagiellonów i Pierwsza Rzeczpospolita. Znamienne, że nie określa się tej pierwszej mianem Rzeczypospolitej ani też nie nadaje jej osobnego numeru. Dlaczego cztery stulecia jej dziejów nie zasłużyło na równoprawną kolejność? Nigdzie takiej informacji nie znajdziemy, domyślać się tylko można, że się po prostu nie mogła pomieścić w treści naszej „rzecz-pospolitości”.
Nasuwa się domniemanie, że prócz samego zjawiska wielonarodowościowości daje tu o sobie znać jakiś dodatkowy czynnik, który otwiera drogę do zakwalifikowania kraju do miana fenomenu Pospolitej Rzeczy, nie zaś „zwykłego”, państwa narodowego. Wiele wskazuje na to, że jest to powiązane z samą „kwestią żydowską”. Ta ostatnia nie miała znaczenia w piastowskiej „Polsce zerowej”, za to w ramach Rzeczypospolitej, a szczególnie po unii lubelskiej z 1569 roku stała się na tyle ważnym czynnikiem konstytuującym jej ustrój, że bez niego nie można zrozumieć ewolucji jej tożsamości.
W Rzeczypospolitej lat 1918-1939, określanej jako ‘Druga’, ten sam element, istniejący już samotnie a nie jak dotąd w symbiozie z polską szlachtą, stał się czynnikiem rozsadzającym młode państwo. W dzisiejszej, wedle tej szczególnej numeracji – ‘Trzeciej’, w następstwie powojennej zmiany granic oraz masowego awansu społecznego chłopskich dołów ze wsi do miast, sprawa wielonarodowości zniknęła a może tylko przygasła. Wciąż bowiem pojawia się jej echo w postaci swego rodzaju zadry wbitej w narodową pamięć stanowiącą podstawą mechanizmu kształtowania sposobu myślenia o narodzie i państwie. Tak postawiona sprawa wymaga nieco głębszej analizy jeśli ma pomóc w zrozumieniu nie tylko dziejów stosunków polsko-żydowskich, ale także wzajemnych frustracji i niespełnionych oczekiwań. Ma to również znaczenie dla miejsca Polski w międzynarodowym układzie europejskim.
Główną przeszkodą w adaptacji Żydów do współżycia z innymi społeczeństwami świata był rodzaj kulturowej usterki wrodzonej ich narodowemu charakterowi. Dopóki posiadali wyraźnie wyodrębnioną ojczyznę w postaci Judei ze świątynną Jerozolimą, dopóty – niezależnie od głębokich odmienności – wciąż spełniali warunek istnienia jako osobnego narodu z własnym, odrębnym terytorium. Ostateczne rozproszenie po zburzeniu przez Rzymian jerozolimskiej świątyni spowodowało, że wszędzie stali się gośćmi, a tacy zawsze mają problemy na styku z narodem goszczącym. Pojawił się jednak w ich historii paradoks: dobrowolnie opuścili palestyńską ojczyznę, ale – jak się okazało – nie pozbyli się pragnienia znalezienia sobie nowej i do tego w już dobrze zagospodarowanym miejscu, z którego należało „tylko” usunąć miejscową ludność. Właściwie, tak właśnie rozpoczęła się palestyńska historia Żydów, ale już nigdy więcej się nie powtórzyła. Tego zaś nigdzie nie daje się uczynić bez wejścia w głęboki konflikt z miejscową ludnością. Żaden naród nie ustępuje miejsca dobrowolnie, więc dramatyczny spór był wpisany w dzieje żydostwa na całym świecie. Doszła do tego też i chęć wybrania sobie kraju już urządzonego i wyeliminowania tubylców. Nieudana próba miała miejsce w Hiszpanii, z której jednak religijnie zdeklarowani Żydzi zostali na koniec usunięci a drodze administracyjnej. Kolejną, nawet lepiej rokującą, stała się Pierwsza Rzeczpospolita, w której ze względu na szczególne usytuowanie szlachty otworzyły się możliwości symbiozy ze wspomagającą ją ludnością żydowską w zamian za autonomię tej ostatniej w działalności finansowo-gospodarczej. Wrodzona polskiej szlachcie ekonomiczna bezradność wsparta pewnością co do jej własnej pozycji społecznej. nie tylko czyniła reformy zbędnymi, ale pogłębiała poczucie bezpieczeństwa. Napływowa ludność żydowska, którą charakteryzował inny wygląd, ubiór, odmienny język oraz wyznanie, wydawała się szlachcie nie tylko pomocna w rządzeniu rzeszami chłopstwa, ale jej samej nie zagrażająca właśnie przez wzgląd na widoczną odmienność. Okazało się to jednak nie tylko błędem, ale też czymś, co ostatecznie doprowadziło do zniknięcia Pierwszej Rzeczypospolitej z europejskiej mapy.
Polska nie była jedynym krajem, w którym pojawiły się próby budowania żydowskiej państwowości, tyle, że właśnie tu warunki okazały się najbardziej sprzyjające, bo też i rządził nią partner, którego cechą był wrodzony wstręt do większego wysiłku. Ze wszystkich możliwości potencjalnego osadnictwa żydowskiego Polska jako kraj w Europie najsłabszy (ekonomicznie i politycznie) była łupem najłatwiejszym. W szczególności, sprzyjały temu rządy saskie i epoka stanisławowska. O tej ostatniej mówiono, że rodzimy starosta był katem dla ludności polskiej, za to dobrodziejem dla Żydów, tyle, że związane z tym przekupstwo sięgało samej istoty państwa. Rzecz nie nastąpiła nagle, tego rodzaju układ przejścia ze stanu symbiozy do wrogości wytwarzał się stopniowo do czasu aż przekształcił się w główną przyczynę tak wielkiej słabości Rzeczypospolitej, że rozbiory stały się już tylko logicznym zakończeniem procesu gnicia. Jak stwierdził Jakub Frank, przywódca żydowskiej sekty która na koniec przeszła na chrześcijaństwo, poddała się polonizacji stając się wielkomiejską inteligencją – „te miliony mieszczan i chłopów polskich dla Żydów jedynie żyją, dla nich w pocie czoła pracują i sam Bóg po Palestynie Polskę musiał dla Żydów na nową Ziemię Obiecaną, a Kraków na nową Jerozolimę przeznaczyć”. W rezultacie „liczni frankiści zaczęli podszywać się pod szlachectwo, przybierając sobie nazwiska i herby polskie”. Na przykład, w imiennym wykazie neofitów lwowskich znaczna ich liczba takie nazwiska ma dopisane do ksiąg metrykalnych. Podczas Sejmu Wielkiego naliczono w Polsce 24.000 żydowskich wychrztów, z czego w samej Warszawie ponad sześć tysięcy. W okresie stu trzydziestu lat pomiędzy rokiem 1764 a 1794 liczba ludności miasta zwiększyła się przy tym trzykrotnie – z 30 tysięcy do prawie stu tysięcy ale przyrost naturalny ludności żydowskiej był większy. W rejestrze Hanny Węgrzynek zapisano 3.500 Żydów mieszkających w Warszawie w 1776 roku. Było to prawie dziesięć procent mieszkańców. Wiadomo, że po masowym wychrzczeniu znalazło się tam również ponad sześć tysięcy ‘frankistów’, co oznaczało, że żydowskie korzenie miał co trzeci mieszkaniec stolicy i to z jej górnych warstw. W sto dwadzieścia lat później samych tylko ortodoksyjnych Żydów było nie mniej niż 40 procent warszawian. Trudno się więc dziwić ich dążeniom do wykrojenia sobie przestrzeni na własne państwo, tyle,, że rządząca szlachta tego nie przewidziała, a próby reakcji okazały się zbyt późne. Szacując, że liczba byłych żydowskich ‘frankistów’ – już mocno spolszczonych – rosła w podobnych proporcjach oznaczało to, że czysto polskiej ludności stolicy nie było teraz więcej niż 20 procent wszystkich mieszkańców. Czy nie warto zadać sobie pytania, jaki mogło mieć to wpływ na losy samego miasta oraz jego roli jako centrum dużego kraju europejskiego? Koneczny zadaje podobne pytanie”: „Czy (po masowym chrzcie) frankizm przestał istnieć? Nie. Odpowiada, bo Frank „dbał o utrzymanie sekty i zakazał się żenić z chrześcijankami (…) a frankiści jeszcze do do lat czterdziestych XIX wieku żyli większymi grupami, żenili się tylko między sobą i odprawiali jakieś tajemnicze obrządki”.
Polacy nie doświadczyli tak głębokich załamań językowych jak miało to miejsce z mową Żydów, ale wbrew popularnemu poglądowi, dzieje naszego narodu są dalekie od sienkiewiczowskiej jednolitości. Mają za sobą okresy zróżnicowania tak silnego, że można by nawet sądzić, iż nie były częścią historii tego samego narodu:
- Polska Piastów – od panowania Mieszka I do śmierci Kazimierza Wielkiego – to niekwestionowany słowiański i katolicki region ówczesnej Europy, praktycznie bez śladów obcej mowy i odmiennej wiary. Używany język, to mutacja czeskiego, stopniowo prowadząca do wyodrębnienia się polszczyzny.
- Polska Jagiellonów (lata 1386 – 1572), czyli od czasów Władysława Jagiełły do Zygmunta II Augusta, to ogromna, najdłuższa dziejowa przestrzeń, na którą złożyło się powstanie dwoistego państwa – Królestwa Polskiego (Korona) i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pod względem używanej mowy było mozaiką różnorodności a polszczyzna nie była dominantą, zastępowana na wschodzie kraju przez mowę ruską. Jidiszstaje się jednak zwolna trzecim (po ruskim i polskim) najważniejszym językiem regionu, wiążąc się ze szczególnego rodzaju polityczną autonomizacją istniejącego dwieście lat żydowskiego Sejmu Czterech Ziem (Waad Arba Aracot). Judaizm nigdy nie miał w Rzeczpospolitej wyrysowanych granic, uzyskał jednak bardzo silną i wyraźną reprezentację polityczną.
- Rzeczpospolita Obojga Narodów, której po Unii Lubelskiej historia nadała numer Pierwszej (1569-1795) rodzi inne pytanie: dlaczego przez ponad pół wieku istnienia Polska Piastów swojej jedynki się nie doczekała? Teraz, społeczność żydowska była już nie tyle państwem w państwie, ile specyficznym tworem o własnej tożsamości tyle, że bez wyodrębnionego terytorium. Judaizm uformował się w I Rzeczypospolitej nie jako podmiot z wyraźnie określonymi granicami, lecz bardzo silna i głęboka kulturowo-religijna wspólnota z prawnie usankcjonowanym odmiennym od reszty sposobem życia. Trwałą cechą państwa stało się kostnienie polskości i powolne podupadanie stanu szlacheckiego oraz stopniowe wyrastanie populacji żydowskiej na samodzielną siłę z własną kulturą, oddzielną gospodarką i równoprawną przestrzenią językową.
- Polska porozbiorowa (1795-1918), to przestrzeń objęta władzą prusko-austriacko-rosyjską, żyjąca jednak wciąż ze świadomością pochodzenia z dominującej kiedyś tradycji polsko-szlacheckiej. Środowiska żydowskie podążają teraz osobnymi ścieżkami – jedna, to petryfikacja religijnych cech judaizmu i oddzielanie się od otoczenia oraz druga – dążenie do asymilacji z nacjami państw zaborczych. Tak czy owak, nie niosą ze sobą polskości.
- Druga Rzeczpospolita (1918-1939), to państwo wielonarodowe, teoretycznie mające być repliką Pierwszej, tyle że terytorialnie o połowę od niej mniejszej i zdominowanej przez żywioł polskojęzyczny (68%). Zgodne współistnienie szlachecko-żydowskie z czasów Pierwszej Rzeczypospolitej zostaje teraz jednak zastąpione odrębnościami interesów dwóch nacjonalizmów – polskiego i żydowskiego. Spowodowało to pogłębianie się odrębności i narastanie wzajemnych niechęci a także pojawianie się coraz bardziej agresywnych form antyżydowskości.
- Okres II wojny światowej naznaczony hitlerowskim Holokaustem, powstałym co prawda bez inicjatywy ze strony Polaków, ale też bez znaczniejszego z ich strony oporu. To czas zorganizowanej eksterminacji żywiołu żydowskiego oraz zbrodnicze dążenie do eliminacji wyższych warstw narodu polskiego.
- PRL, czyli Polska komunistyczna, sowietyzowana rękami żydowskich imigrantów z ZSRR (1945-1989), siłą przekształcana w kraj etnicznie jednolity na podobieństwo czasów piastowskich sprzed tysiąca lat, pozbawiona jednak własnej inteligenckiej elity.
- Polska lat 1989-2015, nazwana III Rzeczpospolitą. Niefortunnie, ponieważ przestała już być – jak dawniej – krajem wielonarodowym, stając się etnicznie jednolita i w tym rozumienia faktycznie nie była już ‘Rzeczą Pospolitą’. Jej cecha, to jednorodna polityczna i kulturowa dominacja nowej inteligencji wyrosłej z sowiecko-żydowskiej imigracji oraz chłopsko-polskich dołów społecznych.
- Polska po 2015 roku, której struktura społeczno-polityczna nabrała cech odwrotności do formy poprzedniej, a w miejsce dawnych filosemickich sympatii dominować zaczął jednostronny nacjonalizm a także zwrócenie się ku tradycji i przeszłości.
To, co może wprawić w zdziwienie to fakt, że różniących się od siebie formuł narodowej tożsamości można w historii Polski naliczyć aż dziewięć, ale odrębnych tworów państwowych zaledwie trzy, przy czym ten rachowany jako trzeci, czyli Polska współczesna określana mianem Trzeciej Rzeczpospolitej nie ma – prócz samej nazwy – żadnej z cech dwóch poprzednich, czyli ani „pospolitości”, ani wielonarodowościowości. Nadany jej numer Trzeci, to na pierwszy rzut oka wynik mechanicznej arytmetyki mający sprawiać wrażenie ciągłości państwa i narodu. Jednak rzeczywistość temu przeczy. Trzecia Rzeczpospolita – inaczej niż jej wszystkie poprzednie formy – nie jest już „pospolita”, lecz wybitnie jednonarodowa i pozbawiona ciągłości elit. Dzisiejsze, są albo postsowieckim importem, albo też pochodzą z awansu społecznego. Inaczej mówiąc, są one rezultatem przemian konstytuujących powojenną formułę polskiego państwa i gwałtownego awansu mieszkańców wsi z biedniejszych prowincji kraju, którzy sukcesywnie wypełniali miejsce zajmowane z początku przez komunistyczną polsko-żydowską inteligencję. Ta ostatnia odegrała w tym rolę szczególną, ale nierówną. Były okresy gdy judaizm nie miał żadnego znaczenia (Polska Piastów). W czasie Pierwszej Rzeczypospolitej stał się już na tyle ważnym elementem społeczno-politycznym, że nabierał wraz z czasem coraz większego znaczenia prowadząc do powstania unikalnego modelu państwa z władzą rozłożoną na dwie odrębne narodowości i odmienne kultury nie mające – poza interesami ekonomicznymi – ze sobą nic wspólnego.
Polska Piastów była krajem narodowościowo na tyle jednolitym, że nie kwalifikowała się do pojęcia „pospolitości”, czyli wielonarodowościowości konstytuującej kolejne formy państwowości. Dzisiejsze polskie państwo jest równie a może jeszcze bardziej niż to piastowskie pod względem narodowościowym jednorodne, a jednak kolejny numer otrzymało i od 1989 roku jest określane jako ‘III Rzeczpospolita’. Jaka jest tego przyczyna?
Miejsce Żydów i samego judaizmu w świecie zachodnim jako elementu kulturowo mu obcego zawsze było kwestią kontrowersyjną, a od czasu Holokaustu stało się sprawą nadzwyczaj delikatną. Tak delikatną, że większość mądrych ludzi stara się problem omijać z daleka. Po co wywoływać sprawę prowadzącą do „towarzyskich zgrzytów” a korzyści z tego żadnych? Lepiej udawać, że go nie ma i nigdy nie było. Taka „poprawnościowa” historia Polski przekształciła się w wyobraźni Polaków w romantyczną jednolitość Rzeczpospolitej Kmicica, Zagłoby i pana Wołodyjowskiego. Mieścił się tam przez chwilę jeszcze brodaty Jankiel z bałałajką i wewnętrznie rozdarty Bohun, a reszta – to już tylko echo chłopskich mas bez wyraźnie określonej tożsamości. Ten obraz już na pierwszy rzut oka nie ma z historyczną ciągłością polskości wiele wspólnego. Jeśli odłożyć na bok uprzedzenia, okaże się że kwestia jest nie tylko interesująca, ale wręcz pouczająca i bez ustosunkowania się do niej nie może być rzetelnej analizy losów zarówno kraju jak i naszej części świata. Ma zarówno dla Polaków jak i historii żydostwa szczególne znaczenie, ponieważ ukształtowała zręby ich tożsamości – zarówno tej wspólnotowej, jak i jednostkowej. Tyle, że nigdzie się tego nie wyczyta, a prawda jest taka, że stosunki polsko-żydowskie, to nie tylko interesujące zjawisko kulturowe, lecz i fenomen na światową skalę zarówno pod względem formy jak i treści. Można zaryzykować twierdzenie, że jego echo – wespół z powszechnością niezrozumienia treści – jest bardziej problemem tożsamości współczesnych Polaków aniżeli samych Żydów. Polska stała się jednonarodowa niedawno, dopiero po pięciuset latach współistnienia dwóch odmiennych systemów społeczno-religijnych, żydowskość jest głęboką odrębnością od samych jej początków.
Bez szczególnego udziału w dziejach Polski, sama historia żydostwa znalazłaby też kres wraz z europejskim średniowieczem. Żydzi zniwelowani w Palestynie, a potem wygnani na poniewierkę z ibero-arabskiej siedziby i rozproszeni w następstwie hiszpańskiej reconquisty (1499-1526) zniknęliby znad brzegów Morza Śródziemnego wchłonięci przez otoczenie i nie rozprzestrzeniali się już dalej. Również i historia Polski bez wkładu ludności posługującej się jidisz przybrałaby inne oblicze, szczególnie w okresie istnienia Pierwszej Rzeczypospolitej. Z perspektywy czasu widać, że historia obydwu narodów – polskiego i żydowskiego – choć pod wieloma względami tak od siebie różnych, a nawet miejscami odwrotnych, była też jedyną w swoim rodzaju wspólnotą, w której kształtowały ją wzajemne sprzeczności, ale też i otworzyły się wrota do specyficznej symbiozy najzupełniej odmiennych cech obu nacji.Wpłynęło to głęboko nie tylko na dzieje Europy, lecz też i na powstanie i nowożytną historię państwa Izrael, a także na kształtowanie nowoczesnej żydowskości pozbawionej już dogmatu religijności i korzystającej z tradycji jako narzędzia podtrzymującego jej nacjonalizm.
Wbrew szkolnej wersji historii, Polska jako jednolite państwo nie jest prostą kontynuacją jej poprzednich formuł, lecz obiektem szczególnym a także tworem, pozostającym w stałym ruchu na mapie kontynentu ale też i wypełnianym w każdej ze swych postaci odmienną treścią. Zadziwiające, że dziś ten sam kraj, na pierwszy rzut oka jednolity i pozbawiony narodowościowych sprzeczności, tak łatwo uznał się za proste echo wielu jego formuł i społecznych sprzeczności. Historia Polski ma tysiącletni wymiar. Z kolei, judaizm jako wspólnota żywego języka nie istnieje chociaż sama żydowskość trwa od ponad dwóch tysięcy lat odkąd Żydzi odeszli od hebrajszczyzny na rzecz aramejskiego, a potem – greki koine, a na koniec uznali za swój język miejsca pobytu, ich dawna mowa stała się tworem martwym służącym jedynie celom religijnym. Odeszli od niej sami, bo była nieporęczna i mało efektywna, nie spełniała też oczekiwań coraz bardziej wymagających użytkowników. Od zawsze była ułomna a jej struktura na tyle ograniczona, że blokowała dalszą ewolucję. Od z górą dwóch tysięcy lat Żydzi, nie mając własnego języka, wspomagają się mową kraju zamieszkania, zaś starożytny hebrajski służy tylko celom liturgicznym tak jak łacina w chrześcijaństwie. Podobnie rzecz się ma z kwestią terytorialną. Jako wspólnota ziemi, judaizm przestał istnieć po zburzeniu przez Rzymian jerozolimskiej świątyni w 70 roku n.e. i usunięciu z miasta jego żydowskich mieszkańców. Również i odrębność cywilizacyjna w przestrzeni wiary od nigdy nie odpowiadała warunkom które można by uznać za pełnowartościową religię. Judaizm, jako rodzaj wierzenia o narodowo-egoistycznym charakterze pozbawionym cechy uniwersalności a także ograniczony do samej tylko lokalnej sakralności nie jest spokrewniony z żadną z wielkich kultur starożytności, pomimo wysiłków czynionych przez teologów chrześcijańskich by podłączyć własne początki pod wspólną tradycję. Tego się zrobić nie da, jako że Stary i Nowy Testament to dokumenty o innym charakterze i zupełnie odmiennym przesłaniu. Podobieństwa, jeśli są, mają cechę powierzchowności i nie wiążą się z istotą samej religijności. Judaizm nie ma bowiem waloru uniwersalności, będąc ze swej istoty bytem o cechach lokalnych i wręcz nacjonalistycznych. Poza terenem starożytnej Palestyny dostosowuje się do kultury miejscowej. nie narzuca własnych wartości, ale też nie skłania do uznania jej za własną. Poczucie odrębności Żydów miało zawsze źródła w więzach krwi, nie zaś w intelektualnych czy religijnych ideach. Współcześni Żydzi od z górą dwóch tysięcy lat nie używają języka semickiego pochodzenia, a mentalnie i politycznie związani są bardziej z Zachodem niż z Bliskim Wschodem. Na czym więc polegać ma ich semickość czy też jej odwrotność? Czyżby tylko na tym, że nie posiadają prócz starojudejskiej megalomanii i kulturowego egoizmu z semickością innego związku?