Rafał Trzaskowski jako kandydat na najwyższy urząd w państwie przedstawił się jako filosemita. Czy taka deklaracja ma znaczenie w toczącej się walce o prezydenturę? Jakie może to mieć wpływ na wyborców i mechanizm samych wyborów? Jak skojarzyć to z faktem, że udział w nich przywykliśmy łączyć z prawdziwą lub udawaną bezstronnością, podczas gdy rodzaj dominującej w „tyle głowy” kultury może narzucać odpowiedzi pozbawione obiektywności?
W historii regionu stosunki żydowsko-polskie miały wymiar szczególnie delikatny i skomplikowany. Trzaskowski zaskakuje tym, że na samym wstępie kampanii oświadcza się ze swoimi sympatiami nie tylko w stosunku do judaizmu jako religii, lecz i żydowskości jako formuły kulturowej. W polskiej tradycji politycznej filosemickie sympatie są traktowane podejrzliwie. Dlaczego więc to zrobił? Po to, by przegrać wybory lecz zadeklarować polityczną lojalność wobec wielkomiejskiej inteligencji wyrosłej na gruncie mieszania kultur i cywilizacyjnych sympatii, czy też uznał, że tędy prowadzi droga do zwycięstwa? Pojawić się też może pytanie o głębsze motywacje takiego oświadczenia skoro wiemy, że w tradycji politycznych sporów, żydowskość jako taka nie jest wyborczym atutem nawet w filosemickiej Ameryce.
Zwracaliśmy uwagę na kształtowanie się rozumienia polskości przez pryzmat XVIII-wiecznej aktywności tak zwanych ‘frankistów’ – grupy, która od judaizmu odstąpiła na rzecz religii kraju zamieszkania, świadomie dążąc do polonizacji. Zrobiła to z przyczyn merkantylnych mających wtedy znaczenie dla wielkomiejskich karier, czego następstwem było podniesienie ich pozycji społecznej do poziomu dominującej przedtem szlachty. Ten rodzaj ewolucji można traktować jako swoisty przykład kulturowej ekspansji ale i wynikających z niej niespodziewanych następstw. Frankiści nigdy nie stali się typową dla Polski szlachtą dworkową, czyli taką jaka zapisała się w historycznej pamięci Pierwszej Rzeczypospolitej, lecz rodzajem grupy nie ukrywającej, że jej celem jest wykorzystanie koniunktury jaka pojawiła się u jej schyłku. Kontusz w połączeniu ze sprawnością operowania majątkiem ruchomym oraz pieniądzem w miejsce szlacheckich dworków, pańszczyźnianych chłopów i ziemskiego areału, dał im w czasach porozbiorowych nadzwyczajną pozycję a także siłę społeczno-polityczną wspartą finansami i rodzajem pracy. Wbrew pozorom, wywodząca się z tego ruchu późniejsza „inteligencja” nie czuła się związana z dawną Rzecząpospolitą formułą myślenia, otwierała przed sobą – wraz z humanistycznym wykształceniem i polemicznymi umiejętnościami – możliwość uplasowania się jako jeden ze społecznych autorytetów. Uformowała się ostatecznie w następstwie reformy uwłaszczeniowej z 1864 r., która pozbawiła szlachtę majątków i spowodowała jej polityczną eliminację oraz konflikt interesów pomiędzy socjalizującą inteligencją o rodowodzie frankistowsko-szlacheckim i tą drugą, wyrastającą z kręgów ludowych i mieszczańskich. Symbolem pierwszej jest Józef Piłsudski, drugiej – Roman Dmowski. Nie powinna więc dziwić dzieląca ich przepaść polityczna. Pierwsza, odczuwała powiązania z judaizmem przez wzgląd na to, że jej początkiem był ‘frankizm’ dający na pewien powiew światowości, która mogła imponować prowincjonalnej wobraźni ówczesnych Polaków. Druga – przeciwnie, niosła bagaż ludowości, antyszlacheckości i „tutejszości”. Jest fenomenem, że choć pojawiły się dawno, ślad tego istnieje do dzisiaj. Cechą formacji stało się też altruistyczne hasło służebności wobec narodu, dbałości o tradycje, chęci podnoszenia poziomu cywilizacyjnego i manifestowania troski o lokalną sprawiedliwość, co przyszło jej o tyle łatwo, że tego rodzaj myślenia był istotą judaizmu.
Wykształcenie, czy też wykonywanie pracy umysłowej nie było wystarczającym wyznacznikiem przynależności do inteligencji, albowiem konieczne było jeszcze społeczne uznanie. Stała się ona w okresie porozbiorowym jedyną społeczną grupą zdolną do skutecznego podtrzymywania narodowej świadomości. Chłopstwu i niższym warstwom społecznym obce były tego rodzaju ideały, mieszczaństwo zbyt słabo ukształtowane, a formująca się warstwa przedsiębiorców wywodziła się z elementu narodowościowo obcego – najpierw niemieckiego, potem żydowskiego. Będąc sumieniem narodu i broniąc tego, co uważała za ważne dla utrzymania polskiej tożsamości, inteligencja stawała się też naturalnym przedmiotem ataku zaborców i okupantów, tak niemieckich jak i rosyjskich. Posiadła przez to rodzaj poczucia wyższości i świadomości wyróżnienia. Prowadziło to jednak do pewnego wyobcowania a ze względu na frankistowskie nie zaś czysto szlacheckie pochodzenie – odczuwania swego rodzaju wyższości.
Rzecz zmieniła się w następstwie drugiej wojny światowej, zupełnie nowych granic Polski i narodowościowej struktury. Starą inteligencję zastąpiła nowa, składająca się czy to z dzieci przedwojennych komunistów (Michnik, Smolar, Morozowski czy Blumsztajn), czy przeciwnie – ze społecznego awansu pokoleń o chłopskim i robotniczym rodowodzie. Umożliwienie bezpłatnej edukacji i nieustanne wpajanie ideałów walki klasowej jako rządzącej porządkiem społecznym było dodatkową przyczyną odmienności. Środowisku zarówno jednych jak i drugich obcy był jednak etos dawnej inteligencji wywodzący się z tradycji niepodległościowej i uznawania polskości za dobro najwyższego rzędu. Został zastąpiony podejściem klasowym i lewicową ideą braterstwa międzynarodowego proletariatu. Interes narodowy przekształcił się w pogardzane obciążenie zastąpione hasłem „proletariusze wszystkich krajów łączcie się!”.
Polska szlachta oraz inteligencja były warstwami, które w drodze do odzyskiwania niepodległego państwa poniosły największe straty. Nie przeszkadzało to powojennym elitom w ośmieszaniu i krytykowaniu udziału w zrywach niepodległościowych, zarzucając im romantyzowanie oraz bezmyślne wytracanie substancji narodowej. Układ polsko-żydowskich relacji nie przekształcił się w przestrzeń wzajemnej współpracy, ale też i nie stał się przyczyną powracających fal nienawiści jak miało to wtedy miejsce w zachodniej części kontynentu. W Polsce obie strony uznały, że ich wzajemne stosunki są elementem szczególnej wspólnoty interesów i mają szczególny charakter. Żadna nie poczuwała się do zdefiniowania tego istoty ale dzieje i tak „dzieją się same”, nie zaś w zależności od poglądów kolejnych pokoleń. Stają się funkcją procesów długofalowych, które przez jednostki – nawet wybitne – nie są kontrolowane.Większość ludzi działa pod wpływem przypływu woli nie kierowanej rozumem. Tak żyją całe rasy i części świata. Im dalej na wschód, tym łatwiej o czyny żywiołowe nie kierujące się refleksją. To rodzaj obiektywnego procesu, którego doskonałym przykładem mogą być stosunki polsko-żydowskie, a ich trwałą cechą głęboka odmienność w postrzeganiu reszty świata. Inaczej niż sądzą politycy, nigdy nie kierowała nimi sama tylko wola stron ale „zbiegi okoliczności”. Pozorne, ponieważ wydarzenia mają własną logikę i nie zważają na poglądy uczestników.
Ci, którzy mają ambicję kierowania państwem i społeczeństwem muszą wiedzieć, że żadnej kwestii nie da się rozwiązać dogadzając jednocześnie dwóm lub więcej odmiennym kulturom i z takich prób wynikają same negatywne następstwa. Jest bowiem faktem, że ani państwo, ani społeczeństwo, „nie mogą być cywilizowane na dwa sposoby”, nie może też żadna sprawa być załatwiona jednakowo w ramach odmiennych kultur. Niezależne siły historii przeważają nad ludzkimi próbami wpływania na bieg dziejów. Jeszcze sto lat tem, kultura języka jidisz ze względu na germańskie cechy języka, miała się za „cząstkę niemieckiej” i trwałą rękojmię germanizacji a także narzędzie dla ekspansji niemczyzny w przestrzeni ‘Mitteleuropy’. Aszkenazyjski żargon jako średniowieczna odmiana niemieckiej mowy mógł być narzędziem spajającym region w całość a w czasie I wojny światowej okupacyjne władze były nawet skłonne przyznać żydowskim elitom rolę lokalnego żandarma. W tym kontekście, ostateczny efekt w postaci Holokaustu sprokurowanego przez hitlerowców jest wciąż nie do końca zrozumiałą zagadką, której z powodu przeszkód kulturowych i przewagę ideologii nad faktami nie umiano dotąd wyjaśnić.
Teza się zapewne nie spodoba, ale po głębszej analizie istoty pojęcia społecznej tożsamości nasuwa się wniosek, że tym, co różni polskość od innych europejskich nacjonalizmów, jest długotrwały brak narodowej wyłączności na odczuwanie tożsamości oraz trwałe splecenie z ukraińskością i żydowskością. To splecenie szczególnego rodzaju, ponieważ nigdy nie powstała z tego oryginalna wartość a kulturowa granica okazała się zbyt głęboka. Czy w związku z cytowanym wcześniej wyznaniem Trzaskowskiego, to dla jego ewentualnego wyborczego sukcesu dobrze, czy źle? Oto zagadka, która niebawem zostanie rozstrzygnięta.
Judaizm i szlachecka polskość to sojusz głębokich sprzeczności, tak głębokich, że ich pokojowe współistnienie w zwyczajnych warunkach nie jest możliwe. Odmienne treści wywierały jednak na siebie wzajemnie tak duży wpływ, że nie mogły minąć bez echa. Dowodem jest dzisiejszy konflikt pomiędzy politycznymi skrzydłami, którego siły ani zaciekłości nie da się wyjaśnić inaczej jak tylko głębią sprzeczności kulturowych, znacznie utrudniających zrozumienie istoty rzeczy. Idzie o splecenie tradycji polskiej szlacheckości z żydowską polskością oraz długofalowe konsekwencje tego zjawiska. Skoro jednak Żydów w dzisiejszej Polsce praktycznie nie ma, to w jakim kontekście Rafał Trzaskowski poczuł konieczność wyjaśnienia stanowiska w kwestii swych anty- czy filo-semickich sympatii składając rodzaj oficjalnej deklaracji? Znaczy to może, iż w świadomości Polaków rzecz jest wciąż ważna, zarówno w przestrzeni politycznej, kulturowej jak i etnicznej. Analizujemy ją w przekonaniu o niezwyczajności miejsca judaizmu w polskiej tradycji narodowej, jak też i związanymi z tym żalami Żydów wobec niespełnienia nadziei na zbudowanie tu własnego państwa lub przynajmniej trwałego współuzależnienia tradycji obu narodów. Holokaust spowodował, że ich marzenie o własnym europejskim państwie obumarło, lecz drugie – o poszukiwaniu wśród dzisiejszej polskości miejsca dla żydowskości okazało się trwałe. Rzecz nabrała znaczenia po wyborach 2015 roku i zwycięstwie nacjonalistów, ale o głębsze wyjaśnienie wciąż trudno.
Jeśli więc nie ma w Polsce Żydów, to jest za to wiele o nich kulturowej pamięci, pojawiającej się w różnych okolicznościach i budzącej sprzeczne namiętności. Mentalne zawikłanie spowodowało, że problem jest wciąż obecny w naszej świadomości i to do tego stopnia, że przestał mieć realny związek z istotą narodowości, pozostając czymś zawieszonym w przestrzeni nieostrych odczuć i domniemań. Tylko tak można zrozumieć to, że pomimo braku narodowościowych sprzeczności jako materii do konfliktów w praktyce objawiają się nieustannie w przestrzeni domysłów i podejrzeń. O tym, że ktoś jest Żydem mówi się przyciszonym głosem tak, aby nikogo nie urazić. Ale właściwie czym? Zadziwiające..,
Z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy omawiana przestrzeń jest jednak wciąż fascynująca i ma głębokie konsekwencje. To problem żywy i niosący ważną treść, a nie – jak się często sugeruje – przedmiot historycznych uprzedzeń i filosemickich nadziei. Historia stosunków żydowsko-polskich jest sama w sobie fenomenem dla którego podobieństw trudno szukać w innych częściach świata. Nie zdajemy sobie sprawy jaki ogromny wpływ wywarły one na kształtowanie się tego co się powszechnie uważa za narodowy charakter jednej i drugiej nacji. Dzięki pozycji jaką pozyskał w Pierwszej Rzeczypospolitej jego istnienie zostało „odratowane” (w zachodniej Europie obumarł) a jako fenomen kulturowy przetrwał do dzisiaj. Stosunki polsko-żydowskie mają tysiącletnią historię, ale szczególną rolę odegrał w tym okres istnienia Pierwszej Rzeczypospolitej, czyli w czasie gdy społeczno-polityczna pozycja judaizmu była sformalizowana w postaci żydowskiego Sejmu Czterech Ziem. Żadna inna nacja szlacheckiego państwa nie osiągnęła tak wysokiej pozycji formalnej ani społeczno-politycznych wpływów.
Pierwsza Rzeczpospolita była tworem szczególnym, który kształtował się przez bez mała czterysta lat a kluczową rolę odgrywały narodowościowe anachronizmy. Rozbiory zmieniły tę sytuację na niekorzyść elementu polskiego, który uległ przyduszeniu. Krok po kroku kulturowa symbioza zamieniała się w konkurencję, która na koniec przyjęła formę dążenia do powołania odrębnych tworów państwowych – polskiego i żydowskiego. Holokaust kwestię rozstrzygnął i żydowski żywioł przestał liczyć się w Europie jako odrębna siła etniczna. Wraz z nim głęboko odmieniła się struktura społeczna Polski, odpadła bowiem konieczność uzgadniania interesów między tak różnymi formułami narodowymi. Żydzi utworzyli osobne państwo w postaci Izraela, Polacy zostali wtłoczeni w jednolity narodowościowo PRL aby na koniec stać się III Rzeczpospolitą. Wydawać się więc mogło, że sprawa stosunków polsko-żydowskich w sposób naturalny obumarła i została zastąpiona ogólniejszymi zasadami narodowego współistnienia. W Polsce jednak wydarzyła się rzecz szczególna i wyszło na jaw, że w ramach skomplikowanych wydarzeń XIX wieku utraciła znaczenie będąca dotąd jej kulturową istotą szlachta, przetrwała za to i poszerzyła wpływy wielkomiejska inteligencja. Sama polskość wciąż nie budziła emocji wśród niższych warstw społecznych wywodzących się z dawnego chłopstwa pańszczyźnianego. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że dopiero klęska inteligenckich formacji politycznej w wyborach 2015 roku otworzyła w tej przestrzeni nową kartę. Po raz pierwszy doszła w Polsce do znaczenia reprezentacja warstw społecznych pragnących zablokować dominację ‘inteligencji’, wciąż zresztą nie zdającej sobie sprawy z niekorzystnego przełomu i oczekującej powrotu relacji sprzed tego wydarzenia. Rachunek społeczny wskazuje jednak, że dotychczasowa inteligencja trwale straciła pozycję a społeczna ewolucja podąża w kierunku budowy nowej polityczno-społecznej struktury.
Wszystko to jest następstwem starcia pomiędzy dwiema polityczno-społecznymi potencjami – dotychczas dominującą wielkomiejską inteligencją a awansującym polskojęzycznym ludem z terenów wiejskich i małomiasteczkowych, co też jest historycznie zjawiskiem nowym. Przebiegało to pod hasłem jednolitości i jednorodności narodu polskiego, chociaż logika podpowiadała, że zarówno upadek Rzeczypospolitej szlacheckiej jak i zanik przedwojennej formuły polskiego nacjonalizmu zmiótł z dziejowej areny większość jej pozostałości. Chociaż nie ma w kraju szlachty, to wciąż 90 procent dorosłych Polaków doszukuje się w życiorysach jej śladów odpychając od siebie myśl o innych koneksjach. Współczesna Polska – poza liczbą porządkową – nie jest w swej treści następcą Pierwszej ani Drugiej. Jest tworem nowym, powstałym – jak określił to kiedyś Jerzy Jedlicki – ze starcia polskich społecznych dołów ukrytych pod kryptoniem „chamów” z miejską inteligencją określoną przezeń mianem „żydów”. Jak więc właściwie jest z tą polskością i jej pozycją w konfrontacji z niemal równie długą tradycją żydowską? Żydów w Polsce nie ma, za to świadomość ciągłości pozostaje. Świadczy o tym niedawne wyznanie Jerzego Stuhra, który podzielił się wrażeniami co do fenomenu „statystycznego Polaka”. „Kocham w sobie tę polskość i jej nienawidzę jednocześnie”. Zaskakujące, że w statystycznym osobniku dostrzega w pierwszym rzędzie antysemityzm: „chociaż Żyda już nie ma, ale uczucie niechęci do niego pozostało”. Podobną opinię o „polskim antysemityzmie”, „płytkim katolicyzmie” i „histerycznym patriotyzmie” wyraził w rozmowie z dziennikarzem Newsweeka. Zadziwia powtarzanie tezy o nonsensownych poglądach Polaków na polskość oraz ich antysemityzm, skoro nie idzie za tym pogłębiona i rzeczowa analiza, zastępowana przez okrągłe, wciąż powtarzane, „słuszne” tezy i brak gotowości do prawdziwej debaty, ale sam temat powraca jak bumerang. Jerzy Stuhr ma prawo odczuwać tego echo i to sobie jakoś uświadamiać, ale co ciąży Rafałowi Trzaskowskiemu, skoro w politycznej deklaracji kandydata na prezydenta podkreślił z naciskiem, że jest filosemitą jakby w obawie, że może się znaleźć po niewłaściwej stronie? Czego? Na czym polega ten podział, skoro Żydów w Polsce praktycznie nie ma, nie mogą być więc stroną konfliktu? Czy to tylko walka z jakiegoś rodzaju cieniem przeszłości czy jednak jest coś na rzeczy?
Na pasku telewizyjnego ekranu można niekiedy wyczytać nawoływanie by zdecydowanie potępiać antysemityzm. Dobrze, ale dlaczego tylko antysemityzm? A co z antyamerykanizmem, antyislamizmem, antyniemieckością, antyrosyjskością czy antypolskością i w ogóle samą pogardą dla inności? Czy judaizm jest w przestrzeni ludzkich emocji czymś tak bardzo szczególnym, że nie obowiązuje go obiektywizm? Warto pamiętać, że w ramach takiego rozumienia „wyższości”, hitlerowcy zamierzali postawić do eksterminacji nie tylko Żydów, lecz przygotowali kolejne „rozwiązania kwestii”. Generalplan Ost zakładał wywózkę milionów Polaków, Czechów, Ukraińców i innych nacji. Ani Himmler ani sam Fuehrer nie brali pod uwagę tego, że wojna może zostać przegrana i planowali na dekady naprzód. Hitler, w przemówieniu z 1944 roku wygłoszonym do najwyższych oficerów SS w Poznaniu szczycił się nawet, że Endlösung – „ostateczne rozwiązanie” jest największym sukcesem Niemiec a wytępienie europejskich Żydów a potem Słowian warte jest każdego wysiłku i powodu do dumy. Paradoksalnie, wiele wskazuje na pewne podobieństwo tych deklaracji do zamierzeń współczesnego Tel Awiwu i Jerozolimy mających doprowadzić do poszerzenia obecnych granic Izraela przez ostateczną eliminację arabskiego żywiołu etnicznego. Francja, Niemcy, Belgia, Estonia i Polska wezwały Izrael do rezygnacji z podejmowania jednostronnych kroków i aneksji Zachodniego Brzegu Jordanu. Tego rodzaju planom sprzeciwia się także Rosja. Izrael odpowiada na to, że „każdą decyzję dotyczącą suwerenności kraju będzie podejmować izraelski rząd we współpracy z administracją amerykańską”. Arogancja odpowiedzi wskazuje na podobieństwo rozumienia pojęcia suwerenności do hitlerowskich Niemiec. Nie wróży to dobrze bezpieczeństwu regionu ale też świadczy o tym, że stosunkami między narodami nie kieruje ani racjonalność ani uczciwość.
Można wskazać cechy judaizmu, które sprawiają, że stał się mechanizmem prowadzącym do zderzenia z całą resztą wielkich kultur i ostatecznie do własnej klęski:
- Głęboka sprzeczność priorytetów w relacji do reszty świata mająca źródło w przekonaniu o niezwyczajnej wyjątkowości judaizmu. Prowadzi do przekonania o jego nadrzędności w stosunku do innych kultur a także do egoistycznej i czysto nacjonalistycznej definicji moralności.
- Rodzaj kulturowej kostyczności graniczącej z filozoficznym prostactwem, którego istota to bariery dostosowawacze do ewolucji pozostałych.
- Nieustanne parcie na władzę i pieniężne fortuny a także głębokie przekonanie o wrodzonej wyższości nad resztą świata i głębia wiary w posiadanie prawa do panowania nad innymi oraz nie podlegania zasadom prawa powszechnego.
Kulturowa hermetyczność judaizmu była przyczyną wykorzystania Żydów do prób nadania nowego kształtu zdobywanym przez Niemcy ziemiom podczas I wojny światowej. Korzystając z podobieństwa jidisz do niemczyzny odczuli pokusę uformowania ponadnarodowego tworu o roboczej nazwie Judeopolonia, wasalnego wobec Niemiec oraz państw kierowanych przez progermański żywioł. Pojawia się jednak pytanie o to, czemu został określony mianem Judeopolonii, a nie „Polono-Judei”, skoro Polaków było tu wielokrotnie więcej niż Żydów? Który czynnik miałby być tu ważniejszy i dlaczego – ten judejski – azjatycko-bliskowschodni, czy też polski i europejski i jaka była przyczyna wyboru żydowskośći? Czy jest możliwa pełna równowaga we współistnieniu kultur o tak przeciwstawnych cechach? Przykład gwałtowności hitleryzmu i nieskrywany nacjonalizm współczesnego Izraela wskazuje, że w istocie możliwe to nie jest. Arabskość, będąca przez tysiąc lat elementem dominującym została z Palestyny usunięta i to niemal bez śladu. W Europie rzecz przybrała inny obrót a w następstwie przyjęcia przez Hitlera doktryny Holokaustu judejskość prawie zaniknęła.
Po raz pierwszy od czasów piastowskich Polska stała się jednonarodowym państwem zamieszkałym przez ludność używającą tego samego języka. Czy jednak rzeczywiście całkiem jednorodną? Wydarzenia które miały miejsce po 2015 roku i towarzyszące im emocje poddają tę pozorną oczywistość w wątpliwość i dopiero przyszłość rysuje się jako proces odrywania się Polaków od ich historycznych powiązań z judaizmem.
Walka cywilizacji o istnienie i uzyskiwanie przewagi nad innymi ma z reguły szczególny charakter i dokonuje się w trzech przestrzeniach: materialnej, intelektualnej i moralnej. Z pomyślnego zestawienia tych elementów rodzi się sukces w postaci powiększania się samego narodu, zwiększania przestrzeni dla swobodnego rozwoju intelektu, otwiera się również droga do racjonalnych ocen otoczenia. Wzrasta także możność wywierania wpływu na innych. Cywilizacja żydowska zawsze miała z tym problem, musiała bowiem to wiązać z wrodzonymi hamulcami – w szczególności z dogmatem o tkwiącym w niej mesjanizmie i przekonaniu o wyższości nad innymi a także prawem wskazywania im właściwych rozwiązań. Prowadziło to do widzenia reszty świata z pozycji wyższości i ukazywania się mu w ten czy inny sposób „na koturnach”.
W trzech wymienionych wyżej przestrzeniach judaizm potrafił zwyciężać tylko w jednej z nich – materialnej. Intelektualnie korzystał z myśli zachodniej, bo własnej świeckiej tradycji nie posiadał. Różni się od niej również tym, że jego poczucie moralności opiera się na podwójnych standardach. Biblijne dziesięcioro przykazań nigdy nie było uniwersalne, lecz skierowane tylko do narodu żydowskiego. W relacji do ‘gojów’ jego zasady – także i moralne – nie obowiązywały. Dodatkową cechą judaizmu wzbudzającą niedowierzanie i sprzeciw a nawet obrzydzenie, jest bezwzględnie egzekwowany obowiązek obrzezania, czyli chirurgicznego usunięcia męskiego napletka w przekonaniu o boskiej roli tego zabiegu. Dla innych nacji ma to cechę obrzydliwości i niemożności zrozumienia istoty jego świętości.
W rezultacie aprioryczności przestrzeni wiedzy w judaizmie jedynym jej rodzajem w której Żydzi celują są wyzute z moralnych emocji nauki prawne, ale też następstwem staje się ich umowność pozbawiona obiektywnych zasad etycznych, albowiem w tej przestrzeni ma charakter umowny nie będąc dobrem wyższego rzędu. Aprioryczność oznacza, że społeczna wiedza nie powstaje w rezultacie doświadczenia lecz wynika z ocen i poglądów budowanych przez religijne autorytety bez liczenia się z racjonalnością w zachodnim rozumieniu pojęcia. W konsekwencji – jak zauważył Koneczny – „Żydzi byli zawsze tylko jemiołą na obcych dębach” a prawdziwie wartościowe w ich działaniu stawało się tylko to, co uległo emancypacji i przekształceniu w wartość obiektywną. Tego rodzaju układ nie zmienił się od stuleci prowadząc do tego, że judaizm jako twór samodzielny zawsze był stagnacyjny, mało inowacyjny i globalnie nieatrakcyjny. Naprawdę skuteczny okazał się w przestrzeni gromadzenia majątku ruchomego, jako że nie ceni nieruchomości na równi z bankowym kontem. Faktyczne usytuowanie judaizmu pośród innych wielkich kultur świata jest więc szczególne. Jako samodzielna filozofia nie znaczy nic, jako sposób prowadzenia bieżącej polityki jest skuteczny.
Problem ma także drugie dno i ważne znaczenie dla współczesnej sytuacji Polski. W wyniku narodowościowej ewolucji i kulturowego wymieszania w XVIII i XIX stuleciu, ukształtowała się wśród Polaków warstwa o kształcie nieznanym w innych krajach, określana jako ‘inteligencja’. Nie szło o umiejętność samodzielnego, ‘inteligentnego’ rozumowania, lecz o cechę do dzisiaj istniejącą wśród polskich elit i mającą usprawiedliwiać ich szczególne usytuowanie w społecznej strukturze. Jednym z historycznych źródeł warstwy nadającym jej taką treść była wspomniana grupa ‘frankistów’, obywateli Pierwszej Rzeczypospolitej nie mających w korzeniach polskości, lecz wywodzących się z żydowskich odstępców zamieszkujących kiedyś Podole i pogranicze z osmańską Turcją. Szczególne cechy przywódcy – Jakuba Lejbowicza Franka (1726-1791) spowodowały, że narastała wśród sekty chęć włączenia się w społeczeństwo europejskie. Zaczęto odchodzić od judaizmu i przyjmować chrześcijaństwo. Tego rodzaju konwersje nie są do końca szczere i z natury koniunkturalne. ‘Frankiści’ utworzyli w przestrzeni polskiego katolicyzmu grupę szczególną – „liberalno-wyznaniową” (echem tego jest np. krakowski Tygodnik Powszechny), inteligencką i otwartą na świat, lecz stopniowo przekształcającą się w szczególnego rodzaju społeczną warstwę nazwaną na koniec „inteligencją”, przez wiele lat uznawaną za uprawnioną do ferowania opinii w kwestii słuszności i niesłuszności poglądów innych. Porozbiorowa Polska nie posiadała typowych dla krajów zachodnich warstw wywodzących się z bogatych mieszczan, energicznych przedsiębiorców, intelektualistów czy naukowców. Jej rodzime elity, to biedniejąca i niedouczona szlachta zmuszona do wyzbycia się dworków i resztek ziemskich majętności, rozproszona po kraju i łatwo oddająca inicjatywę. Ludność czysto żydowska, skupiona w miastach, jako odmienna językowo i kulturowo miała ograniczone możliwości przekształcania się w polskie elity a szczególnie w herbową szlachtę. Szczególną ścieżkę utworzyli jednak ‘frankiści’ otwierający się na nowoczesność, którzy zdecydowali się na polonizację pod okiem Kościoła, nie czując się jednak związanymi z majątkami ziemskimi i szlacheckim stylem życia. Przywdziali kontusze ale nigdy nie zajęli się „dworkowym” rolnictwem, przekształcając się w warstwę wyższego mieszczaństwa. Tak powstała odrębna grupa do dzisiaj określana mianem ‘inteligencji’. Nieostra pozycja społeczna, niechęć do życia wiejskiego i nie do końca określone kulturowe koneksje powodowały, że jej ambicja w kwestii „rządów dusz” musiała być wciąż potwierdzana. Przekształciła się jednak w dość nietypową awangardę w dążeniu kraju do niepodległości i ustalaniu politycznych kanonów.
Pojęcie ‘inteligencja’ zasadniczo oznacza sprawność umysłową pozwalającą na własną ocenę zdarzeń i możność samodzielnego odniesienia się do poglądów innych. Ma wiele definicyjnych odcieni. Natomiast ‘inteligencja’ w znaczeniu dominującym w polskiej tradycji historycznej, to coś innego – to nie cecha umysłu, lecz społeczna warstwa występująca we wschodnioeuropejskiej, głównie polskiej tradycji pojęciowej. Nie oznaczała szczególnej umiejętności, była za to dowodem przynależności do warstwy o „czystych rękach” bo zajmującej się pracą umysłową. Wykształciła się i utrwaliła jako wyrazista grupa w połowie XIX wieku. Jak czytamy w encyklopedii – tak rozumiana inteligencja nie ma wiele wspólnego z intelektem jako takim, lecz wiąże się z pewnymi grupami zawodowymi – nauczycielami, lekarzami, artystami, urzędnikami, rzadko kiedy z inżynierami – głównie jednak z osobami zajmującymi pozycje wymagające wyższego, najlepiej humanistycznego wykształcenia..Innymi słowy, ‘inteligenckość’, to nie tyle efekt walorów umysłu, ile cecha grupowa wynikająca z tradycji rodzinnych i profilu otrzymanej edukacji a także tkwienia w obrębie kanonów społeczności miejskiej. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że fenomen był silnie wspomagany wpasowaniem się w polskość wspomnianych wcześniej ‘frankistów’ – polskich Żydów, którzy ponad dwieście lat temu odeszli od judaizmu przechodząc na chrześcijaństwo. Uczynili to nie z Bożego olśnienia, lecz ze szczególnie rozumianego interesu własnego i woli zerwania więzów z judaizmem. Czy stali się przez to Polakami podobnymi do reszty? W kilka pokoleń później sprawa ich pochodzenia uległa zatarciu, pozostało jednak echo politycznych sympatii i szczególnej skłonności do „intelektualizowania”. To tłumaczy również wiele cech dzisiejszej inteligencji, która nie mając korzeni ani na wsi, ani w szlacheckich dworkach lecz w tradycji wolnych zawodów jest bardziej skłonna do „europejskości” aniżeli inne grupy społeczne. Lgnie bowiem do podobnych sobie środowisk Europy. Reszta liczących się politycznych elit ma korzenie lokalne – chłopskie lub małomiasteczkowe, do których nie spieszy się przyznawać, starając się w codziennym postępowaniu naśladować istniejące elity.
Prawdziwie ortodoksyjnych Żydów jest dzisiaj w kraju od kilku do kilkudziesięciu tysięcy. Echo „problemu żydowskiego” ma jednak charaktery trwały, tyle, że w następstwie historycznych powikłań przestała w Polsce obowiązywać obiegowa definicja bycia Żydem. To nie ktoś, kto miał żydowską matkę i babkę, ojca czy dziadka, ale wystarczy, że jest uwikłany w problem choćby jedną kroplą krwi a nawet zwykłą przyjaźnią a może zostać uznanym za filosemitę.
Jest też i międzynarodowe echo zjawiska. Zachód ma wciąż Polskę za atawistycznie antysemicką, chociaż przyznaje, że Żydzi byli w okresie międzywojennym drugą największą grupą etniczną i kulturową i konflikty musiały mieć miejsce. W Polsce mieszkała wtedy jedna trzecia światowego żydostwa. Dzisiaj, ta liczba jest w kraju minimalna. Jak się więc może materializować antysemityzm? Chyba, wedle woli i własnego wyczucia, bo innego kryterium nie ma…
Przedstawione rozumowanie możnaby uznać za nieaktualne skoro Żydzi stworzyli własne państwo na europejskich zasadach. Ostatnie wydarzenia wskazują jednak, że sama istota ich podejścia do innych narodów się nie zmieniła i wciąż dryfują pod prąd dziejów, za to dogmat wyższości własnych religijno-nacjonalistycznych interesów nad wszystkimi innymi pozostał w mocy pomimo żelaznych dowodów szkodliwości. W konsekwencji, Izrael pozostaje ze swymi mocarstwowymi ambicjami sam i bez niczyjego poparcia z wyjątkiem USA. Poparcie tych ostatnich też jest skutkiem utrwalonej ideologii nie zaś analizy faktów. Protestancka tradycja amerykańska zrodziła się z wraz z imigracją angielskich purytanów, którzy mieli się za bliskich krewniaków starożytnej społeczności żydowskiej.
Stosunki polsko-żydowskie miały zawsze charakter szczególny. To dające się dostrzec dwa procesy: wzajemnego zbliżania (Pierwsza Rzeczpospolita i okres porozbiorowy) oraz coraz szybszego od siebie odwracania. W okresie porozbiorowym poparcie dla polskich zrywów niepodległościowych budziło pewną sympatię żydowskich mieszkańców Kongresówki. Świadczy o tym opinia cadyka Samuela Abby z Żychlina: „odrodzenie Polski ma bezpośredni związek ze zbawieniem Izraela, bo jak wiadomo Polska ma wielką zasługę u Boga, ponieważ przyjęła Izraela z otwartymi ramionami wtedy gdy wygnano ich z Niemiec i innych krajów. Dlatego zasługują na nagrodę, by odzyskać swój kraj jeszcze przed zbawieniem dzieci Izraela przez rychłe przyjście mesjasza”. Sytuacja jednak okazała się zmienna i niepewna. Radykalnie odmieniła się po śmierci Piłsudskiego ujawniając istnienie silnych tendencji antysemickich. Na zaostrzenie relacji polsko-żydowskich miał także wpływ trwający w Polsce dłużej niż w innych krajach kryzys gospodarczy, który potęgował napięcia społeczne. Ostatecznie, rzecz została rozstrzygnięta przez historię i dramatyczną zmianę sytuacji narodowościowej.
Mało kto jest gotów zgodzić się z główną tezą Feliksa Konecznego, że kultura w której uczestniczymy nie jest następstwem naszego samodzielnego wyboru lecz rezultatem dziejowego układu, z którego nie zdajemy sobie zwykle sprawy. Jak z naciskiem podkreślał – „cywilizacja, to metoda ustroju życia zbiorowego”, a więc suma wszystkiego co jest nam wspólne i jednocześnie tego, czym różnimy się od innych, ale przede wszystkim tego wszystkiego na co nie mamy wpływu. Idzie o stosunek każdego z nas do otaczających nas zjawisk i do sposobu ich widzenia. Tyle, że zarówno podobieństwa jak i różnice, to nie tylko nasze osobiste dywagacje, ale czynnik najzupełniej obiektywny, który objawia się w postaci zewnętrznych dla nas zjawisk i procesów. To właśnie z tej przyczyny tak długo zatrzymujemy się nad omawianym tematem. Stał się bowiem przestrzenią sporów, kłótni i nieporozumień, które są następstwem trudności w odróżnianiu tego, co trwałe od tego, co przypadkowe. Historia Polski jest wyjątkowym przykładem takiego pomieszania ze względu na historyczne okoliczności, które doprowadziły do współistnienia najzupełniej odmiennych systemów wartości tworzących równie odmienne wizje świata. Tego rodzaju układ, to podstawowa część historii Rzeczypospolitej, której istnienia w swej patriotycznej dumie sami obywatele sobie nie uświadamiają, która jednak kształtuje ich podświadomość. To z tej przyczyny Polska powojenna stała się zupełnie odmiennym krajem aniżeli jej poprzednie formy. W przypadku stosunków polsko-żydowskich też było fenomenem, że tak odmienne tradycje kulturowe współistniały ze sobą pokojowo pomimo głębokich różnic religijnych, obyczajowych, językowych i mentalnych. Ten układ wzajemnych sprzeczności przestał istnieć w rezultacie następstw II wojny światowej. Jak bardzo ta tradycja była silna niech świadczy to, że minęło siedemdziesiąt pięć lat, czyli cztery pokolenia Polaków, wciąż jednak obie strony – polska i żydowska nie potrafią otrząsnąć się z ciężaru przeszłości. Tęsknoty mieszają się z żalem i złością. Tyle, że na tej nowej sytuacji ostatecznie skorzystały – jakby to brutalnie nie zabrzmiało – obie strony, przy czym strona polska doznała następstw poważniejszych. Korzyścią Żydów jest to, że pozyskali własne państwo, którego nie mieli przez ponad dwadzieścia stuleci. Nie zmienili jednak cywilizacyjnej tożsamości ani zasad współżycia, pozostając wciąż głęboką odmiennością od reszty świata. Współczesna Polska to jednak zupełnie inny kraj niż ten, który pod tą nazwą istniał wcześniej. Tamten miał głęboko podzieloną, fragmentaryczną i niepełną strukturę społeczną. Ten współczesny przeciwnie, jest jednym z najbardziej jednolitych krajów na kontynencie. Głęboko chroma struktura jego społeczeństwa uległa wypełnieniu. Dominujący kiedyś układ szlachecko-żydowski praktycznie zniknął pozwalając na masowy awans innych grup społecznych. Dawni pańszczyźniani chłopi stali się robotnikami przemysłowymi i inteligentami a mieszczanie przekształcili się w ludzi biznesu. Wszystko to stało się kosztem warstw dominujących w ciągu wcześniejszych dekad i stuleci, czyli szlachty i społeczności żydowskich. Obie praktycznie przestały istnieć, pozostawiając po sobie wiele miejsca dla warstw awansujących. Pozostawiły jednak pamięć, której echa doświadczamy do dzisiaj i która wciąż kształtuje naszą narodową świadomość. Nie ma szlachty i nie ma prawie społeczności żydowskich, ale pozostało echo ich frustracji związanych z utratą społecznej pozycji. Frustracje ulegają pogłębieniu wraz z narastającym zrozumieniem, że dominacja wielkomiejskiej inteligencji przechodzi do historii. To one „utworzyły” Rafała Trzaskowskiego jako postać polityczną i wciąż wiążą z nim nadzieje na przyszłość, co jednak – jak można sądzić – może ograniczyć jego wyborcze szanse. Zasadą jest jednak, to „nowe” zastępuje „stare”, nigdy na odwrót. Oto cała tajemnica dzisiejszych stosunków polsko-polskich przyprawiających wielu o ból głowy. To jednak minie i do tego minie dość szybko. Potrzeba nam tylko nieco dystansu i cierpliwości.
W rezultacie rozważanych procesów, drogi obu narodów – polskiego i żydowskiego – rozeszły się ostatecznie z chwilą, gdy na takich samych zasadach jak inne państwa pojawił się na mapie Izrael, a Polska po raz pierwszy w dziejach przekształciła się w kraj narodowościowo i społecznie jednolity. Osobną kwestią są tego koszty, ale to zupełnie inny temat. Wiele wskazuje na to, że podążamy w nieznaną społeczną przyszłość o której nie tylko nie mamy wiedzy, ale brakuje nam też i zrozumienia dla tego, co pozostaje za nami. Dostrzegać powinniśmy przynajmniej tyle, że Polacy jako naród formują właśnie samych siebie niejako od nowa. To ma też dobre strony a na dłuższą metę wróży „narodowym odmłodnieniem”…