PUTIN, PLATON I „DŁUGIE TRWANIE” NASZEGO ŚWIATA.

Dzieje się w naszym świecie wiele, z dnia na dzień coraz więcej. Kto jeszcze kilka miesięcy temu spodziewał się, że Rosjanom, jak czkawka, odbijać się będzie pamięć o zgasłym imperium i rozpoczną nową europejską awanturę? Tym razem inną niż dotyczasowe, ale już wiemy, że nie obędzie się to bez ofiar, mundurowych parad i karabinów maszynowych. Powstaje pytanie, czy wiedzą, co czynią i czy putinowskie przemyślenia prowadzące do szaleńczych decyzji, mają znamiona racjonalności? W świetle wszystkich naszych wcześniejszych rozważań zastanowimy się nie tyle nad kwestią tego, ile Ukrainy jest w stanie zagarnąć Putin, ale nad dziejowym sensem jego postępowania, decydującym o tym, czy przejdzie do historii jako wielki mąż stanu, czy też wybitny pajac, któremy pomyliły się stulecia? Znamienne, że historia nie ośmieliła się w ten sposób nazwać żadnego przywódcy kraju, a tymbardziej władcy największego państwa świata.
Jakimś zbiegiem okoliczności, platońska koncepcja powstania świata, wyłożona w dialogu Timajos wpisuje się w myśl przewodnią przedstawianych tu uwag. Putin wydaje się nie wiedzieć, że siła dziejów jest nieporównanie większa od carskich ambicji i marzeń o wielkości. Zatrzymamy się chwilę nad tym z tej przyczyny, że jest doskonałą ilustracją tezy, że oto historia ludzkości, nie jest zestawieniem przypadkowych wydarzeń i czynów mniej czy bardziej wybitnych jednostek, ale zawiera jakiegoś rodzaju program od samych aktorów wydarzeń niezależny, którego zarys da się jednak odczytać, chociaż niekoniecznie zrozumieć. Putin nie próbuje ani jednego, ani drugiego. Nie zamierza być tylko aktorem, chce być również Twórcą zmieniającym mapę świata wedle woli.
Opowiadanie ludzi o własnych dziejach ma historię równie długą, jak sama ludzkość. Ludzie są jedynym rodzajem materii ożywionej, który dopracował się stosownych do zadania narzędzi. To, że potrafimy opowiadać o swojej historii, jest też dowodem na naszą odmienność od całej kosmicznej reszty. Ani Księżyc, ani Słońce, ani też żaden gatunek znanych nam bytów tej umiejętności nie osiągnął i nie posiadł narzędzi badania własnej przeszłości. Historię są w stanie opisać tylko ludzie i zawsze czynią to z własnego punktu widzenia. Zadziwiające jest, że każde kolejne pokolenie dokonuje tego na swój własny sposób, tak jakby każde z nich znalazło się w pozycji odmiennej od pokoleń przodków i czuło przemożną konieczność pisania jej od nowa. Ten rodzaj wiecznego odkrywanie samych siebie, jest sam w sobie zdumiewającą cechą ludzkości. Tyle, że – jeśli idzie o wielką politykę – uczniowie z reguły nie uczęszczają na lekcje, a Putin nie jest w tym wyjątkiem.
Obserwatorzy zakładają, że czyny Putina mają wszelkie cechy obiektywności i starają się domyślić jego rzeczywistych celów. Patrząc jednak z perspektywy doświadczeń ludzkości z jej własną historią, rosyjski przywódca wydaje się bawić we współczesnego Demiurga. Platońskie opowiadanie o Demiurgu, to myśl o istnieniu budowniczego świata, który nadać miał kształt wiecznej, ale bezkształtnej materii, kierując się doskonałością samych idei. Demiurg miał być nie tyle odrębną istotą wyposażoną w byt osobowy, ile rodzajem zbiorowej myśli, w której zamknięte były początki wszystkich przedmiotów i stworzeń istniejących w naszym świecie. To rodzaj idei, uznawanej za byt niematerialny, lecz zawierający zarodki wszystkich powszechnie używanych pojęć oraz rzeczy materialnych. Platon doszedł do tego rodzaju konkluzji, zastanawiając się nad przyczynami tego, że aczkolwiek świat pełen jest chaotycznych wydarzeń, to jednak widziany z dłuższej perspektywy zadziwia porządkiem i logiką, jeśli tylko się spojrzy nań z dłuższej perspektywy. Wtedy, chaos przestaje być dominantą, ustępując logice. Putin jest elementem chaosu, czy też dziejowej logiki?
Od czasów platońskich minęło dwadzieścia pięć stuleci, ale ludzkość stoi wciąż przed tym samym pytaniem, na które nie znajduje odpowiedzi. Kto, lub co, kieruje jej dziejami, skoro z perspektywy historii wydarzenia układają się w logiczny łańcuch? Nie może być nim Bóg, skoro wiara w niego zakłada, że stworzył świat po to, by był niezmienny i nie wymagał dodatkowych interwencji. Gdyby to czynił, pozbawiłby się wszechmocności, a przynajmniej część wydarzeń przebiegałaby wedle ich własnej przyczynowo-skutkowej logiki, nie wymagając boskiej obecności. Wbrew tej zasadzie, większość wielkich kultur ludzi dopuszcza myśl o istnieniu jakiegoś innego mechanizmu przemian, niż sama tylko boska wola, który powoduje, że świat każdego pokolenia jest inny, a pokolenia nowe nie rozpoznałyby przeszłości, gdyby musiały wrócić do już nieistniejącego świata. Nadal jednak nie ma odpowiedzi na pytanie, w jakim to znaczeniu, sami ludzie nie tylko uczestniczą w przemianach własnego świata, ale są też tych zmian przedmiotem i jedyną materią? Istnieje jakaś logiczna sprzeczność w samym istnieniu człowieczeństwa, skoro bez niego historia nie miałaby sensu, nie mogąc być przez nikogo odczytaną. Paradoksalne, że to właśnie ludzie są podmiotem wydarzeń, a jednocześnie zupełnie nad nimi nie panują. Gdyby było inaczej, znaliby własną przyszłość, tymczasem większość wielkich konfliktów ma źródło w głębokich różnicach oczekiwań, czego się można po niej spodziewać. Nawet, jeśli stałaby za tym Wyższa Istota, to jednak musiałoby to oznaczać, że posiada jakiś plan i wedle niego postępuje. Człowiek tego planu nie zna, ale jest stworzeniem, które nigdy nie zaprzestało prób poznania zamiarów Stwórcy i podglądanie Jego planów uznał za godne miana nauki. Jakie jest miejsce Putina w planach Stwórcy?
Putin nie jest pierwszym, który nie zdaje sobie sprawy z tego, że dzieje ludzkości, to nie samo tylko pasmo wydarzeń, w których kluczową rolę odgrywają tak zwane wielkie jednostki oraz ich decyzje. Sobie wydaje się przy tym większy niż poprzednicy w wielkości, skoro nie zamierza czynić niczego na czyjś wzór, ale wszystko inaczej. Czytelnicy i komentatorzy przywiązali się do narracji, w której można się z bohaterami jakoś zidentyfikować i stać się do pewnego stopnia wirtualnym uczestnikiem wydarzeń. Tymczasem, wiedza o tym, że „gdyby Napoleon się nie urodził, urodziłby się zapewne drugi Napoleon”, mogłaby podziałać depresyjnie. Czy Putin wie o tym, że gdyby się sam nie narodził, to narodziłby się jakiś inny Putin i zapewne czyniłby to, co on sam i dlaczego by to właśnie czynił? Poza tym, uznanie, że to nie jednostki, ale całe społeczeństwa odgrywają w historii podstawową rolę, prowadzić mogłoby go do stresu w braku zrozumienia, kto mianowicie lub też, co konkretnie, pełni tę sprawczą rolę wobec dziejących się wydarzeń? Sam nie jest przyzwyczajony, by ktoś mu wydawał polecenia. Problem tylko w tym, że czasy, w których Rosja była wielkim światowym mocarstwem minęły bezpowrotnie. I to jest ten podstawowy dziejowy fakt, z którym Putin pogodzić się nie chce i chyba nawet nie może, skoro nie godzą się z nim i sami Rosjanie.
Swego rodzaju naukowym Demiurgiem naszych czasów był francuski uczony Fernand Braudel. Prowadził do wniosku, że – jeśli pozbędziemy się przywiązania do przygód pojedynczych bohaterów – to historię cywilizacji homo sapiens da się podzielić na kilka etapów, w których to żadna jednostka nie odgrywała istotnej roli. Każdy był okresem koniecznym i miał zbiorowy, ogólnospołeczny charakter, z całą pewnością nie będąc sumą celów i przemyśleń indywidualnych.
1. Okres wstępny, to najdłuższy i najbardziej prymitywny fragment dziejów ludzkości, trwający około dwustu tysięcy lat. Ludzie ukształtowali się wtedy w postaci odrębnego gatunku i posiedli zdolność wydobywawania z siebie dźwięków, lecz nie uzyskali jeszcze pełnej swobody w używaniu mowy.
2. Punktem wyjścia dla kształtowania się tego, co później nazwano cywilizacją, była „rewolucja komunikacyjna”, gdy pojawiła się i rozwinęła się szczególna umiejętność, czyli mowa oraz języki. Zabrało to następne pięćdziesiąt tysięcy lat;
3. Konsekwencją bogactwa języków było pragnienie utrwalania myśli. Pojawiły się i rozwinęły różne rodzaje pisma dostosowanego do konstrukcji samych języków, umożliwiając komunikację międzypokoleniową;
4. Na koniec epoki i w następstwie powstania świętych pism, „odkryta” zostaje religia w postaci wiary w pozaziemski czynnik sprawczy, kojarzony zwykle z wszechmocną Boską Istotą. Na jej podstawie zostają zbudowane wielkie cywilizacje, określające własne zasady etyki postępowania i współżycia społecznego. Dopiero wtedy, kiedy umiejętność przekazywania myśli za pomoca języka i pisma stała się trwałą cechą społeczeństw, uformowała się intelektualna wizja samej wyjątkości gatunku. Zjawiskiem towarzyszącym wszystkim bez wyjątku, było uznanie istnienia pozamaterialnego czynnika sprawczego. Dzisiaj, staje się dla ludzi coraz mniej użyteczny, skoro nie pomaga w zrozumieniu ich własnej historii.
5. Na koniec, w obrębie wschodniej półkuli ziemi, na zachodnim krańcu kontynentu Eurazji, wykiełkowało jedno z najważniejszych źródeł wyodrębnienia się późniejszej cywilizacji Zachodu, czyli instytucja osoby prawnej, która w przestrzeni gospodarczej zostaje uznana za równą osobowej jednostce i stanie się źródłem jego gospodarczej potęgi.
Braudelowskie spojrzenie na dzieje ludzi powinno ich prowadzić do jakiegoś rodzaju skromności w obliczu swoistej monumentalności historii ludzkości. Rosja wykazuje w tym jednak wszystkie odruchy cechujące ucznia-nieuka, którego zaletą jest sama tylko siła pięści. Nie przebrnęła przez fazy wymagane dla zdania egzaminu na bycie pełną cywilizacją. Jej język urzędowy jest pochodną pomieszania elementów z obrzeża europejskiej słowiańszczyzny z samą istotą mongolskości, ale też cechą imperium chanów był wieczny ruch, zbrojne koczowanie, uniemożliwiające cywilizacyjną trwałość na podobieństwo chińskiej, arabsko-muzułmańskiej, czy europejskiej. Rosyjska wersja prawosławia, to też w gruncie rzeczy religijny humbug, gdzie rolę Boga odgrywa putinopodobny car, a piekła – carska niełaska. Rozwiniętego systemu prawa nie ma tam wcale, a brak szacunku dla instytucji osoby prawnej i zastępowanie jej gołą pięścią władzy prowadzi jej gospodarkę na jałowe manowce. Putin sądzi jednak, że jest zupełnie inaczej i że pod jego panowaniem znowu odrodzi się wielka i ekspansywna Rosja. Nie wie, że była zawsze tworem niedojrzałym. Powstała późno, jako ostatnia wielka formacja państwowa w całej Eurazji, będąc – nie dziełem Bożym, lecz tylko rezultatem swoich czasów, cywilizacyjnego peryferium ówczesnego świata, który już dawno przestał istnieć. Putin uważa przy tym, że przywróci jej wielkość sam i że nie imają się go żadne prawa historii, a jako szef największego państwa jest w stanie odegrać w dzisiejszym świecie rolę regionalnego Demiurga, tworzącego zupełnie nową rzeczywistość. Nie pierwszy znalazł się na tej drodze, ale być może jest w historii świata ostatnim. Z perspektywy teorii, większość bieżących wydarzeń politycznych, w tym również istnienie Putina, jest mało istotne, a dla istoty dziejów wręcz niezauważalne.
Według Braudela, wielkie procesy społeczne są mało zależne od jednostek i w gruncie rzeczy nie nadają się na ich prawdziwie beletryzację w tym rozumieniu, że ta ostatnia nie oddaje istoty dziejowej rzeczywistości, jeśli koncentruje się na pojedynczych incydentach i przygodach wybranych bohaterów, nie zaś na dochodzeniu do prawdziwej treści wydarzeń ukrytych w tle „długiego trwania”. A Putin jest dziejowym incydentem, a nie ich siłą motoryczną. Gdybyśmy potrafili pozytywnie odpowiedzieć na pytanie o to, jaki właściwie jest mechanizm procesów rozwojowych wielkich społeczeństw i całej ludzkości, znaleźlibyśmy się w roli Wszechmocnego, ale na tym etapie rozważań musimy zaspokoić się samym tylko przypuszczeniem, że oto odpowiedź kryje się w dostrzeganiu, że Wszechświat jest pełen milionów najrozmaitszych tworów, pośród których Ziemia wydaje się być tylko przypadkową drobiną, a tam, gdzieś w tłumie Ziemian działa sobie jakiś Putin. Zbliża to nas do konkluzji, sformułowanej jeszcze przez starożytnych i prowadzącej do myśli, że prawdziwym tłem dziejącego się wokół nas świata jest być może istotnie Idea, rozumiana nie w postaci starożytnego Demiurga, lecz czegoś w rodzaju zaprogramowanego życia, zamkniętego jak w klatce w jednym punkcie przestrzeni i uwolnionego przez Wielki Wybuch. Jaką w tym rolę może odegrać Putin? Praktycznie żadną, pomimo ogromu kraju, którym kieruje i oręża, które posiada.
Osobisty blog jest lekką formą wyrażania myśli. Możemy więc zaryzykować ocenę tego, czego narzędziem jest Putin, nie zdający sobie zupełnie sprawy z instrumentalnej dla historii roli oraz tego, jak będzie ona kiedyś oceniana z długoletniej perspektywy? Stawiam kasztany przeciwko dolarom, że historia oceni go jako ostatecznego grabarza rosyjskiego imperium. Okresem krzepnięcia wielkich światowych imperiów był wiek dziewiętnasty. Prawdziwie niepodległe, były tylko metropolie europejskich imperiów kolonialnych i najbogatsze kraje kontynentu w rodzaju Szwajcarii, Norwegii czy Danii. Trzy z tych imperiów były tak ogromne, że zajmowały większość ówczesnego świata. Z początkiem XX wieku – brytyjskie było niemal dziesięć tysięcy (!) razy większe od dzisiejszej Polski i liczyło prawie 37 milionów kilometrów kwadratowych powierzchni oraz prawie pół miliarda poddanych na wszystkich kontynentach. Imperium carskiej Rosji było drugie w tym rankingu – 24 miliony kilometrów kwadratowych i sto dwadzieścia milionów mieszkańców. Trzecie – francuskie, odpowiednio – 13 mln km2 i 110 mln. Wszystkie trzy razem wzięte były w posiadaniu połowy powierzchni lądowej świata i panowały nad siedemdziesięciu procentami ówczesnych jego mieszkańców. Dodajmy mniejsze imperia kolonialne (Hiszpanii, Portugalii, Holandii, Belgii) oraz osmańską Turcję, Japonię i Chiny i okaże się, że dziesięć państw zajmowało aż dziewięćdziesiąt procent powierzchni świata i kontrolowało nieomal sto procent jego ludności. Dzisiaj, istnieje prawie dwieście niezależnych państw, a dawne imperia powróciły do etnicznych granic narodowych. To już zupełnie inny świat, ale jest w jego obrazie wyjątek tak, jakby na jednym obszarze Ziemi czas zatrzymał się w miejscu. To spadkobierca carów i stalinowskiego imperium rosyjskiego komunizmu. Rosja, okrojona po upadku ZSRR i pozbawiona wasali, jest jednak wciąż jedynym krajem świata porównywalnym z nieistniejącymi już imperiami kolonialnymi. Historycza wyobraźnia daje jej podstawy, by uważać się za ich kontynuację. Liczy ponad 17 milionów km2 powierzchni i sto czterdzieści milionów mieszkańców. Jeśli przyłączy wschodnią część Ukrainy, powiększy się jednak zaledwie o kilkaset tysięcy kilometrów powierzchni i 20 milionów ludzi. Rozszerzenie akcji na obrzeża innych sąsiadów (Azję środkową i Mongolię) spowodowałoby rodzaj powrotu do trapy XIX-wiecznej Rosji, ale wciąż będzie jej bardzo daleko do imperium carów. Nie wątpię, że to właśnie jest ostatecznym celem Putina i jego ekipy, tyle, że zapewne mają też wiarę w to, że przywrócą całe imperium, nie tylko jego atrapę. Cel jest jednak obciążony tym, co uczeni nazywają ahistoryzmem – brakiem zrozumienia oczywistości, że zmieniają się czasy i zmienia się wraz z nimi otoczenie oraz cała hierarchia wartości. Nie ma wątpliwości, że w ciągu ostatnich stu lat świat zmienił się nie do poznania, ale sama Rosja zmieniła się niewiele. Nadal pojmuje imperialność jak w czasach, gdy dominowało rolnictwo i wyrąb lasów, czyli w kategoriach obszaru posiadanej ziemi, a nie efektywności gospodarczej i użyteczności technologii. Rosja, o czym Putin jeszcze nie wie, jest już mocarstwem upadłym i nic nie przeszkodzi przekształceniu jej zaniedługo w imperialną kupę gruzu. Nie ma żadnych argumentów na rzecz jej dalszego istnienia, albowiem zniknął jej cel podstawowy – stałe powiększanie terytorium aż po panowanie nad całym światem. Tego celu nie ukrywała Rosja końca XIX wieku. Ograniczenie żądań Putina do Krymu i innych okrawków Ukrainy, jest przyznaniem się do totalnej klęski. W porównaniu z okresem największych rozmiarów carskiej Rosji, wciąż brakuje mu prawie dziesięciu milionów kilometrów kwadratowych. Warto pamiętać, że przed klęską 1905 roku, Rosjanie uważali się już prawie za właścicieli połowy Chin, mieli wielki port morski nad Morzem Żółtym, a traktat podpisany z chińskim wtedy Tybetem włączał go w skład imperium, pozwalając być bliskim odwiecznemu marzeniu carów o „skąpaniu rosyjskich koni w Oceanie Indyjskim”. Gdzie te konie, gdzie ten Tybet i gdzie ten Ocean? Putin nie zdaje sobie sprawy z tego, że Rosja nie może przetrwać w postaci tak anachronicznego tworu, jak Rosja dzisiejsza i żadne nowe podboje nic jej w tym nie pomogą. Ponieważ jednak nie znajduje w sobie mocy do odnowy poprzez głęboką modernizację, potrafiąc tylko walczyć o ukraińskie fabryki, dające złudną perspektywę posiadania jeszcze większej liczby samolotów, czołgów i kałasznikowów niż dzisiaj. A przecież sama Rosja niczego innego, prócz środków zabijania i kopalnych surowców produkować nie potrafi. Władimirze Putinie! Czynisz wszystko, by zostać w przyszłości uznanym za ostatecznego grabarza Rosji i jej światowego imperium. To bardzo dobry uczynek. Niech Bóg ci to w dzieciach wynagrodzi!

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.