POLSCE – SŁUŻYĆ, EUROPĘ – TWORZYĆ, ŚWIAT – ROZUMIEĆ! CZEMU WIĘC PRZYWÓDZTWO JEST PUSTYM SŁOWEM?

Symbolika PrzywodstwaObecna fala ataków na bezbronnych turystów pragnących tylko wygrzewać się na afrykańskich plażach, dowodzi tylko tego. że – mimo postępów nauki – tak mało wiemy o świecie, w którym przyszło nam żyć. Skonfrontowana z bezradnością włoskiego rządu nie potrafiącego poradzić sobie z gwałtowną falą uchodźców z krajów muzułmańskich, jest nie tylko świadectwem bezradności Zachodu wobec gwałtowności zjawiska, ale też i jego bezmyślności opartej na przekonaniu o uniwersalności jego przesłania. Jedynym rozwiązaniem, jakie jego rządy dostrzegają, jest eksport tej bezradności do krajów sąsiednich.To również dowód na to, że dzisiejszy Zachód cierpi na brak wmontowanego w jego demokrację mechanizmu wyłaniania przywództwa z prawdziwego zdarzenia. Rządy, wiedzione pragnieniem ponownego wyboru, pragną się wyborcom podobać, a ujawniona wola rozwiązywania palących problemów współczesności naraża na konfrontację z tymi, którzy tego albo nie rozumieją, albo udają, że nie rozumieją w egoistycznym pragnieniu podjęcia akcji dopiero wtedy, gdy do tej władzy dojdą i zastąpią krytykowanych dotąd poprzedników. Skoro jednak wygranie wyborów jest uzależnione od stopnia „podobania się” wyborcom, koło się zamyka, bo też i po wyborczym zwycięstwie, znowu trzeba się podobać, aby wygrać następne. Skutkiem, jest niczym nie kamuflowana bezradność wobec zagrożeń, które nadchodzą, chociaż widoczny jest tylko czubek tej góry lodowej. Nadchodzą czasy wymagające szczególnej sprawności rządzenia. Dotyczy to także i Polski i tak należy oceniać źródła narastającego kryzysu władzy, który się właśnie ujawnił w naszym kraju i który może nam sprokurować wiele kłopotów.

Jaką rolę w życiu mieszkańców odgrywają politycy? Bycie ministrem, to nie tylko frajda z posiadania biurka, palmy w gabinecie, skórzanego fotela oraz instrumentów władzy, lecz również poważny obowiązek i wieczna udręka, że jest się wciąż przedmiotem surowej oceny ze strony opinii publicznej. Ta, zwykle nie jest ani łaskawa, ani też wyrozumiała. Przywołane w tytule hasło polityków, mające dowodzić o ich niezłomnym patriotyzmie i dobrej woli, jest szczytne i chętnie powtarzane, tyle, że dotyczy jedynie tych premierów i ministrów, którym podjęli się poważnego uczestnictwa w kształtowaniu życia politycznego, a nie tylko statystowania. Takich jest jak na lekarstwo. Mamy więc prawo odczuwać niedosyt i nurtowac nas może pytanie, czy mieli kiedykolwiek wpływ na bieg wydarzeń i z jakiej przyczyny ulegli zapomnieniu? Poza wszystkim, w dzisiejszych czasach, polityka – również i ta zagraniczna –  przestaje mieć cechy autorskie, stając się coraz bardziej zależna od opinii publicznej, a ściśle mówiąc – od technik stosowanych przez tych, którzy prowadzą jej badania i są autorami pytań kierowanych do respondentów. Nie bez przyczyny media określane są mianem Trzeciej Władzy. Ta natomiast, nasuwa skojarzenie z mechanizmami znanymi z przyrody. To tak, jak z moją kotką, która – jakkolwiek by jej emocje oceniać – nie jest w stanie powstrzymać okresowego wpływu hormonów na własne postępowanie. Podobnie jest z ludźmi mediów, którzy nie potrafią ukryć frajdy jaką daje im atawistyczne poczucie siły, której źródło tkwi w możliwości bezkarnego niszczenia dzieła innych, a także równie bezkarna świadomość dominacji nad medialnie słabszymi. Na przykład, wedle niedawnych badań moskiewskiego Centrum Lewady, prawie dziewięćdziesiąt procent Rosjan popiera politykę otwartej konfrontacji Moskwy z Zachodem, chociaż wiadomo, że dla obecnego interesu ich kraju jest ona kontrproduktywna, a dla jego interesu przyszłego – wręcz katastrofalna. Uznają jednak Putina za charyzmatycznego przywódcę, któremu warto powierzyć losy, zarówno na dobre, jak i na złe. Daje mu to prawie nieograniczoną władzę. Rodzą się dwa domniemania, zatrącające o mechanikę posiadania i użytkowania władzy w tym kraju. Pierwsze, to takie, że nie może uzyskać aprobaty Rosjan ktoś, kto nie czyni z ich kraju imperialnego zagrożenia dla sąsiadów, a mieszkańcy nie wyobrażają sobie sytuacji, w której są oceniani tak, jak każde inne państwo, nie zaś takie, które powstało w następstwie dominacji rosyjskości nad innymi kulturami. Drugie, ma źródła głębsze i dotyczy wszystkich społeczeństw globu. Kształtowanie opinii nie jest tylko produktem ich własnych rąk, czy nawet oceny samych mieszkańców i prostym rezultatem ich myśli, odczuć oraz poglądów, lecz staje się w coraz większym stopniu odbiciem metody konstruowania pytań zawodowych ankieterów dążących do zaspokojenia mniej zdrowej strony opinii publicznej. To najnowszy rodzaj propagandy. Kiedyś, była prostsza, a jej źródłem była tylko chęć pozostawania u władzy. Dzisiaj, prawdziwą władzą jest opinia publiczna, chociaż wiadomo, że jej dzisiejsza treść wcale nie musi mieć związku z jutrzejszą, bo też i łaska obywateli nie tylko „na pstrym koniu jeździ”, ale i nie musi tłumaczyć się z braku logiki. Ostatnio, polscy ankieterzy doszli do przekonania, że aż 80 procent polskich respondentów jest przeciwna powrotowi do polityki ludzi jakoś uwikłanych w „aferę taśmową”. Ankieta nie wyjaśniała tylko pytanym sprawy najważniejszej. Co to mianowicie znaczy ten „powrót do polityki”? Dla jednych, będzie to ponowne objęcie urzędu ministra, dla innych – częste ukazywanie się w mediach, a dla jeszcze innych – aktywność w politycznej partii, albo też tylko udzielanie politycznych komentarzy. Jaki więc z tego wynieść wniosek praktyczny i kto ma pilnować tego, by ci uwikłani w tak, czy inaczej definiowaną politykę, nie mieli już tam powrotu? Należy uchwalić kolejną ustawę, czy też wyposażyć siły prewencji w dodatkowe instrumenty?  Na ile wreszcie człowiek ma prawo decydować o własnym życiu, na ile zaś musi oddać je w dzierżawę dziennikarzom? Takie ankieterstwo, to z punktu widzenia jego istoty, strata czasu i niepotrzebne mieszanie w istocie rzeczy.

W niedalekiej Rosji dominuje z kolei przekonanie o absolutnej wyższości jednostki ludzkiej oraz mocy jej charakteru nad wszystkimi innymi siłami społecznymi. Czyli, że – wszystko w rękach samego człowieka, a nie jego otoczenia. Jest to sprzeczne z całą tradycją praktyki politycznej tego kraju. Propagatorem idei był Maksym Gorki, kiedy to uroczyście ogłosił, że „człowiek, to brzmi dumnie!”. Sowieci, którzy w gruncie rzeczy unicestwili poczucie ludzkiej dumy i godności czyniąc je domeną administracji państwowej, spowodowali również i to, że myśl Gorkiego została uznana za istotę ich państwa oraz trwały element polityki, a nie tylko powierzchowną tradycję kulturową. Autor sentencji, gdy tylko powrócił do Rosji, kraju pozbawionego dumy z człowieczeństwa obywateli, nie tylko został przewodniczącym Związku Pisarzy, lecz brał trwały udział w tym teatrze kłamstw. Na jego cześć zmieniono nawet nazwę miasta Niżny Nowogród na Gorki, jego imieniem obdarzano samoloty i fabryki. Jak widać, opinia żyjących akurat ludzi o nich samych oraz ich przywódcach, jak też o otaczającym ich świecie, wcale nie musi być prawdziwa, wystarczy, że za taką jest powszechnie uznawana, a staje się wtedy długotrwałym faktem społecznym, na który sami ludzie mają wpływ ograniczony.

Rozziew pomiędzy propagandową fikcją, a prawdą, jest zjawiskiem powtarzającym się tak często, że przekształcił się już w zjawisko uważane za naturalne. Również i w naszym kraju, powszechne stało się przekonanie, że oto jego własne losy są uzależnione nie od poglądów samych Polaków, ale od wypowiadających się w mediach polityków oraz ich ankieterów. W tej sytuacji, również i walka o przywództwo przybiera postać batalii medialnej, nie zaś wymiany argumentów. Okazuje się, że w dłuższym okresie czasu nie ma to i tak większego znaczenia. Oto polski rząd, wiedziony chęcią przypodobania się mediom zapowiada, że jeszcze w tej kadencji wprowadzi istotne dla kraju reformy, nie wyjaśniając, dlaczego nie wprowadzał ich wcześniej. Być może stoją za tym jakieś nowe badania opinii publicznej. Te, opublikowane ostatnio są dla niego katastrofalne. Wedle ankietowanych, aż 43 procent pytanych jest przekonanych, że to Beata Szydło byłaby lepszym premierem, niż Ewa Kopacz. Przeciwnego zdania jest zaledwie 34 procent respondentów. Dla samej premier, jak i dla jej rządu oraz partii, której jest szefową, to rezultat kuriozalny. Oto powszechnie znana osoba, która od dziewięciu miesięcy piastuje urząd premiera krajowego rządu, przegrywa w oczach opinii publicznej z kimś, o kim wiadomo tyle, że pochodzi z Oświęcimia i jest posłem na Sejm dwóch ostatnich kadencji. O jej kompetencjach do rządzenia krajem nie wiadomo nic. To jednak wystarcza, by pytani uznali, że to właśnie ona lepiej nadawałaby się na najwyższą w państwie funkcję administracyjną, a nie urzędująca od prawie roku szefowa rządu, legitymująca się znacznie dłuższym stażem politycznym i nieporównanie większym doświadczeniem. Była posłanką na Sejm czterech kolejnych kadencji, w latach 2007-2011 pełniła funkcję ministra zdrowia, przez trzy niedawne lata była jego marszałkinią, czyli drugą osobą w państwie. W opinii publicznej przegrywa jednak z osobą prawie tak samo mało znaną, jak wybrany niedawno prezydent. Wszystko wskazuje na to, że istotą problemu, który może prowadzić do trwałego podważenia politycznej pozycji Platformy Obywatelskiej, jest prosty fakt, że w powszechnej opinii, obecna premier nie ma niezbędnej do pełnienia tego urzędu charyzmy. Tej cechy, szczególnie po eliminacji Sikorskiego, najwyraźniej brakuje również i pozostałym członkom rzadzącej elity, skoro konkurencją staje się nie – co byłoby naturalne – opozycja w formie Prawa i Sprawiedliwości, ale swoiste „nie-wiadomo-co”, związane z nazwiskiem Pawła Kukiza. Pani premier sama wspomaga ten proces dobierając do rządu ludzi nie tylko sobie podobnych, ale też i takich, którym brakuje zarówno charyzmy, jak i głębokiego przekonania o słuszności działania. Jest znamienne, że zapamiętanie ich nazwisk i fizjonomii zakrawa na heroizm. Czyżby ważne dla kraju reformy mieliby przeprowadzać ludzie bez twarzy? Jest to tak niezgodne ze społecznym doświadczeniem oraz zasadami rządzącymi polityką, że już dzisiaj można być niemal pewnym, że tylko cud może utrzymać obecną koalicję przy władzy po jesiennych wyborach parlamentarnych. Natąpił oto nagły wysyp osób niespodziewanie niskiego lotu, których charakterystykę sprowadzić można do obserwacji, że nawet w najśmielszych snach nie wyobrażały sobie, iż kiedykolwiek zajmą stanowiska należne mianem „mężom stanu”. Rzecz w tym, że nimi nie są, bo też najwyraźniej brakuje im nie tylko kwalifikacji, lecz i osobowości.

Gwiazdy III RPCharakter wizerunku polityka ma wielkie znaczenie dla społecznego odczuwania jego powagi i rodzaju nadzwyczajności. Wystarczy zainteresować się historią polskiego orła, by znaleźć na to dowody. Przez tysiąc lat istnienia zmieniał się podobnie, jak i pozycja samej Polski w Europie, to znaczy sukcesywnie łagodniał i miał coraz mniej stanowczy wyraz. Ostatni, któremu można przypisać jakiś rodzaj charyzmy, to ten z lat 1919-1926. Późniejszy, który przekształcił się – po przywróceniu mu korony – dzisiejszym godłem jest tej cechy pozbawiony. Jest jakiś okrągły, grzeczny i zupełnie bez wyrazu. Jedną z przyczyn wrażenia może być to, jak tłumaczył się kiedyś jego „graficzny ojciec”, że otrzymał oto od urzędników zadanie, by godło spełniało warunek możności wpisania go w okrągłą pieczątkę, taką, jaką posługują się państwowe urzędy. Tak też się stało. Mamy więc Orła Okrągłego, dającego się łatwo użyć w postaci pieczęci. Skoro jednak jest tylko ekstraktem urzędniego lenistwa i braku wyobraźni nie można wymagać, by emanował charyzmą.

Platformie Obywatelskiej zdarzyła się przy tym rzecz bez precedensu. Po ustąpieniu Tuska, ma oto na swoim czele kogoś całkiem nowego, będącego jednak – jak się okazuje – odwrotnością tego, czego od przywódcy się wymaga. Ewa Kopacz nie tylko, że nie wykazuje oznak charyzmy, to również nie widać w niej znamion właściwości określanej jako „polityczna osobowość”. Ma za to głęboką wolę bezustannego stania na czele rządu, niezależnie od tego skuteczności. To klasyczny przypadek, kiedy przywódca dla samego tylko utrzymywania się przy władzy, świadomie pozbywa się osobowości większych rozmiarów, by móc brylować na tle tych pomniejszych, nie bacząc na to, że prowadzi do klęski całe ugrupowanie. To przykład negatywnej selekcji wróżącej rządzącej partii jak najgorzej. Od dnia wyborów prezydenckich, Platforma „dołuje” w sondażach, nie mając szansy na to, by nawiązać kontakt z brylującym dzisiaj PiS-em. Konkuruje o drugie miejsce tylko z Ruchem Kukiza, o którym wiadomo tyle, że nie wiadomo, czy istnieje i jest jak dotąd bardziej hasłem i efemerydą, niż ugrupowaniem politycznym. To zupełny ewenement potwierdzający zasadę, że żądza władzy nie tylko korumpuje, ale również odbiera zdolność realistycznego myślenia. Ewenementem jest również i to, że  kierownictwo rządzącej dzisiaj partii nie poczuwa się do obowiązku racjonalnego wyjaśnienia przyczyn tej równi pochyłej. To klasyczny kryzys przywództwa, z którego wyjść można tylko za pomocą głębokiego przesilenia. Ale można też z niego nie wyjść wcale, jak kiedyś uczynił to AWS i zniknął z politycznej sceny.

Politycy z CharyzmaW polskiej gorączce wyborczej nie pamięta się też i o tym, że poza interesami grupowymi istnieje również coś, co można nazwać „istotą sprawy”, która dotyczy wszystkich jednakowo. Badania opinii publicznej dają Platformie nieco ponad 20 procent poparcia, czyli tylko dwie trzecie tego, czym cieszy się wśród wyborców największy jej konkurent – Prawo i Sprawiedliwość, a więc partia, której prorokowano, że już nigdy do władzy nie dojdzie. Zwolennicy Platformy mają prawo oczekiwać wyjaśnienia przyczyn tego „negatywnego cudu”, przynajmniej po to, by ułatwić sobie zrozumienie źródeł ponoszonej klęski. Nic takiego nie ma jednak miejsca. Obserwujemy ciąg dalszy „polityki sukcesu”, a przewodnicząca partii wywołuje PiS-owskiego przeciwnika do pojedynku, zarzucając mu, że nie chce stawić czoła prawdziwej dyskusji. To już dawno zgrana płyta, a w jej głosie wcale nie słychać pewności siebie, lecz raczej nadzieję, że przeciwnik rękawicę odrzuci. Sama tymczasem, chcąc się podobać, łasi się do wyborców, co zawsze źle wróży wyborczemu sukcesowi. Wyborcy są bowiem niewdzięczni i okrutni. Churchill, de Gaulle i Margharet Tatcher ostatecznie wybory przegrali, ale za to przeszli do historii jako charyzmatyczni przywódcy. Tacy nie zawsze odchodzą w atmosferze sukcesu, ale historia z pewnością docenia ich dzieło.

Źródła polskich problemów wydają się dość oczywiste. Po ustąpieniu ze stanowiska przewodniczącego Platformy, Donald Tusk wskazał Ewę Kopacz jako swego następcę. Jak na rasowego polityka przystało, uczynił to z przyczyn egoistycznych, tak by, nawet gdy będzie rezydował w Brukseli, to tutaj, nadal będzie miał wpływ na bieg wydarzeń. Srodze się zawiódł. Ewa Kopacz nie tylko okazała się osobą ambitną, ale również – jak każdy polityk –  nielojalną wobec byłego zwierzchnika i zupełnie niepodobną do Bronisława Komorowskiego, wysuniętego przed pięciu laty na stanowisko Prezydenta RP w podobnym zamiarze. Tyle, że Komorowski okazał się człowiekiem nie tylko rozumnym, ale i lojalnym. Dlatego, ostatnie wybory przegrał. Wyborcy nie cenią ludzi lojalnych, bo też sami żywią się zmianą dla samej zmiany. Charakter Komorowskiego pozwolił mu kiedyś, to prawda, przełknąć aluzję o „rządzeniu żyrandolem”, ale może z tego względu stał się dobrym i wyważonym prezydentem, którego Polacy będą dobrze wspominać. Ewie Kopacz najwyraźniej brakuje jednej i drugiej cechy. Najwyraźniej nie ceni lojalności, zastępując ją prowincjonalnym rodzajem ambicji górowania nad innymi, nawet tymi mało znaczącymi. Po objęciu urzędu premiera, już na pierwszym konwencie Platformy, odgrażała się, że nie będzie manekinem Tuska, chociaż tego rodzaju deklaracje nie mają w istocie znaczenia. Świadczy to tylko o niższym – w porównaniu z Komorowskim – politycznym wyczuciu oraz o mniejszej umiejętności odróżniania interesu Polski od dbałości o własną pozycję. Lepiej było milczeć, a samodzielność wykazać faktami. Taki, bardzo osobisty stosunek do wydarzeń, był też zapewne przyczyną tego, że Ewa Kopacz nie odniosła się ani słowem do szokującego skądinąd faktu, że notowania Platformy spadły w czasie jej premierostwa aż o jedną trzecią, czyniąc jej zamiar kontynuowania rządów mrzonką. Poza losami dawnego AWS-u, nigdy wcześniej nic takiego się nie wydarzyło. Wydawać się zresztą mogło, że ze względu na lęk wyborców przed nieodpowiedzialnością polityczną PiS-u, ma ona władzę gwarantowaną dopóty, dopóki może wskazywać Kaczyńskiego jako na jedynego sukcesora. W nowej konfiguracji, ten argument najwyraźniej przestał działać. Ewa Kopacz zachowuje się tak, jakby nic się nie zmieniło, pozostając w przekonaniu, że Polacy nadal będą pod presją konieczności wybierania Platformy, bo nie zechcą PiS-u. Chociaż kieruje partią i rządem od wielu miesięcy, nie poczuwa się do odpowiedzialności za niskie notowania jej ugrupowania. A może ma przekonanie, że i tak „jakoś to będzie” i role nagle się odwrócą same? Czy świadczy to tylko o braku politycznej inteligencji, czy też o czymś gorszym – o kryzysie wewnętrznym całej formacji oraz o żądzy władzy nawet w sytuacji, gdy jej przedmiotem pozostają już same tylko ambicje? Więcej, nie widać nawet próby zrozumienia przyczyn nagłego podupadnięcia pozycji rządzącej dotąd partii. Sama Kopacz i jej zaplecze, jakby nie pojmowali istoty dziejących się przemian i pojawiających się nowych trendów. Najważniejsze są dla nich partyjne rozgrywki, nie zaś jakaś misja. Tyle, że aby podjąć się ważnej misji, szczególnie takiej, która prowadzi do następstw rzutujących na życie milionów ludzi konieczne jest posiadaniej cechy określanej mianem charyzmy.

Zbigniew Hołdys dowodził kiedyś, że „Polska nie ma dziś męża stanu. Taka postać musi umieć myśleć kategoriami niedostępnymi dla innych: oddaniem, wyrozumiałością, rozwagą i wizjonerstwem. Musi potrafić wybaczyć. Ale przede wszystkim musi umieć tchnąć w naród nowego ducha, rozpalić w nim chęć zrywu i nowe nadzieje, nadać ludziom sens uczestnictwa w tworzeniu własnego państwa na dziś i dla dalszych pokoleń”. Słowo charyzma nie jest pojęciem takim jak inne. Nie tylko niesie w sobie szczególną treść, ale i treść politycznie podniecającą, ponieważ wiąże się z poczuciem posiadania prawdziwej władzy nad innymi. To termin zaczerpnięty z teologii (chárisma, w starożytnej grece oznaczała „dar”), którym kiedyś określano osoby obdarzone szczególną cechą, od samego Boga daną. Dzisiaj pojmuje się ją jako osobisty walor jednostki, nadający jej wyjątkowe znaczenie, które to albo posiadała samodzielnie, albo też, została w nie wyposażona. Charyzmę utożsamia się z wszelkiego rodzaju cechami, które w oczach innych czynią osobę kimś wyjątkowym. Oczekuje się jej w pierwszym rzędzie od liderów, jako że daje im zdolność wywierania wpływu na innych członków wspólnoty. W rezultacie kształtowania się relacji charyzmatycznego przywódcy z innymi ludźmi, transformacji ulegają wartości i przekonania wyznawane przez jego zwolenników, a nie tylko same ich zachowania. Lider nabiera charyzmy również wtedy, gdy otrzymuje ważną misję do wypełnienia, ale także i w sytuacji, gdy w określonych okolicznościach zostają docenione jego wyjątkowe cechy, zdolności i właściwości. Prawda, że opiera się to bardziej na odczuciach i emocjach, aniżeli na obiektywnych miarach. Punktem odniesienia jest zresztą opinia o posiadaniu przezeń cech i zdolnościach postrzeganych przez innych jako niedostępne, nie zaś prawdziwa wiedza o charakterze przywódcy, oparta na dowodach oraz chłodnej i rzeczowej analizie. Rzecz rozgrywa się raczej w świecie wirtualnych emocji, a nie faktów. Problem również w tym, że tak zwana publiczność nie ma możliwości dokonywania analizy, a często też i do niej nie dąży, uznając za zbyt absorbującą w zderzeniu z problemami codzienności. Tu kryje się również niebezpieczeństwo wykorzystywania wyborców przez charyzmatycznego przywódcę do jego własnych, czysto egoistycznych celów.

Terminowi charyzma bardzo konkretne znaczenie nadał niemiecki socjolog Max Weber utrzymując, że istnieją trzy typy panowania jednych ludzi nad drugimi: tradycyjne, legalne i charyzmatyczne. Pierwsze ma charakter swoiście dziedziczny, drugie jest osadzone w formalnościach systemu prawnego, natomiast trzecie cechuje nieostrość i brak stabilności. Ma z natury charakter przejściowy jako następstwo przemian społecznej struktury i sytuacji politycznej. Ludzie „z dołów” mają do tych „z góry” wmontowaną niechęć i brak zaufania. Z czasem, może nastąpić zjawisko spowszednienia przywództwa i przemienienia się oceny charyzmatycznej w jeden z dwóch pozostałych, „zwyczajnych” rodzajów władztwa nad innymi. Rzecz o tyle ma wymiar praktyczny, że akceptacji charyzmatycznego przywódcy sprzyja odczucie stanu powszechnego zagrożenia i oczekiwania, że ktoś obdarzony tą cechą będzie w stanie temu zapobiec. Im bardziej sytuacja jest odczuwana jako bezpieczna, tym  mniejsze jest zapotrzebowanie na charyzmatyczne przywództwo. Władza oparta na charyzmie ma jednak ze swej natury tendencję do stawania się niedemokratyczną, gdyż liderzy pragną uznania swoich wyjątkowych właściwości nie pragnąc być kontrolowanymi w kwestii tego, czy naprawdę reprezentują interesy większości, czy też tylko własnych zwolenników. Ten typ władzy ma z natury charakter egoistyczny, przejściowy i personalny. Regułą jest, że trudno jest znaleźć następcę dla charyzmatycznego lidera i powoduje to na ogół powrót do „zwykłego” stylu kierowania społecznością.

W politologii, używane jest pojęcie „charyzmy sytuacyjnej”. Nie ma wiele wspólnego ze szczególnymi właściwościami liderów. W ocenie lidera, na plan pierwszy wysuwają się cele oraz motywy, jakimi się sam kieruje, a nie przesłanie, na które się powołuje. Społeczeństwa, które znalazły się w sytuacji kryzysowej są szczególnie skłonne do postrzegania lidera politycznego jako osoby o niespotykanych kwalifikacjach i lokowania w nim nadziei na rozwiązania piętrzących się problemów. Z kolei, lojalność innych może mieć źródło w oferowaniu przez niego rodzaju programu ocalenia społecznego, czy też jakiejś zupełnie nowej wizji społeczeństwa. Badania nad ludźmi obdarzonymi charyzmą pozwoliły ustalić, że posiadają oni wiele wspólnych cech oraz właściwości psychologicznych. Nikt jednak nie potrafi wyjasnić, dlaczego tacy osobnicy częściej rodzą się w jednych czasach, a w innych – chociaż oczekiwani – się nie pojawiają. Socjologowie są podzieleni w sprawie tego, czy posiadanie charyzmy jest następstwem indywidualnych cech osobowościowych, rezultatem pełnionej społecznej roli, czy też jest tylko wytworem „ducha czasów”. Osoby charyzmatyczne posiadają przy tym pewne wyraziste cechy:

  • Dalekosiężną wizję, jakąś ważną ideę i potrzebę zmian wywołującą emocje.
  • Budzą nadzieję na zmiany, więc ludzie obdarzają ich zaufaniem.
  • Mają zwracający uwagę styl bycia.
  • Potrafią traktować innych ludzi indywidualnie i osobiście, a nie tylko jako część bezimiennej masy.

Imiona Charyzmy

Z istnieniem charyzmy korelują też:

  • Poziom inteligencji. Jest dowiedzione, że liderzy mają wyższy niz przeciętny jej iloraz.
  • Posiadają ważne umiejętności społeczne, zwłaszcza w przestrzeni odczytywania społecznych oczekiwań.
  • Zainteresowanie innymi ludźmi, dar umiejętności społecznej komunikacji, potrzeba i pragnienie przebywania z ludźmi, skłonność do poszukiwania silnych bodźców.
  • Dążenie do przejmowania odpowiedzialności.
  • Brak zaburzeń emocjonalnych, a przede wszystkim zaburzeń zachowania.
  • Samokontrola, ale i skłonność do dominacji, ambicja, agresywność, lecz również zdolności retoryczne oraz elokwencja.

Charyzmatyczne przywództwo wiąże sie z indywidualnymi cechami osoby, której zdania inni chcą wysłuchać, ufają jej i wierzą w zdolność podejmowania słusznych decyzji. Niektórzy podnoszą też wagę okoliczności. Wytwarza to swoiste „zapotrzebowanie” na pewien rodzaj zmian, tworzy się atmosfera oczekiwania na człowieka, który to zapotrzebowanie zaspokoi. Ani Napoleon, ani Robespierre, nie staliby się przywódcami, gdyby nie żyli w miejscu i czasie, w którym powstało na takie osobowości zapotrzebowanie społeczne. Oznacza to również, że traktowanie charyzmy jako cechy osobowej jest pewnym uproszczeniem, a ci, którzy pełnią rolę liderów, mogą popularność utracić. Według wspomnianego Maxa Webera, sytuacja charyzmatycznego osobnika jest z gruntu niestabilna, nie może być przeciągana w nieskończoność i z czasem ulega rutynizacji i przekształca się w „zwyczajne” przywództwo, oparte na sprawowaniu władzy za pomocą aparatu biurokratycznego. Życie ludzi uznawanych za obdarzonych charyzmą posiada też i ten koloryt, że pozostają po nich powiedzenia, ktore przechodzą do historii, będąc po wielokroć cytowane jako mądrości i aforyzmy – krótkie i zgrabne, lecz pełne treści. Brytyjski premier z czasów II wojny światowej Winston Churchill powiadał, że naj­trud­niej nauczyć się te­go, że na­wet głup­cy mają cza­sami rację”. Miał też pod ręką inne powiedzenie, że oto „dobry polityk mu­si umieć prze­powie­dzieć, co będzie się działo jut­ro, za tydzień, czy za rok i mu­si umieć wytłumaczyć, dlacze­go nie zaszło to, co przepowiedział”. Myśl odnosiła się do tego, czego historia wymaga od polityka aspirującego do miana męża stanu posiadającego społeczne zaufanie. Niosła głęboką treść, albowiem każdy ma prawo się mylić, lecz tylko polityk z charyzmą potrafi to wytłumaczyć i błąd wyjaśnić, a nie tylko „udawać Greka”. Inaczej, przestaje być wiarygodny i spada w ludzkiej pamięci na niższy poziom oceny lub wręcz odchodzi w niepamięć. Na inny sposób wyjaśniał arkana polityki Charles de Gaulle, mawiając, że „nieszczęście po­lega na tym, że wszys­cy mają rację”. Prawidłowością jest jednak również i to, że po osiągnięciu celu grupy, lider zwykle traci władzę, bo też zanika na niego zapotrzebowania, a jego charyzma staje się zbędna.

Zanikanie zapotrzebowania na charyzmatycznych przywódców jest pogłębiającą się cechą współczesności, związaną z innym triumfem człowieka –  upowszechnieniem wiedzy oraz demokracją polityczną. To system rządów, w którym źródłem władzy jest wola wiekszości obywateli, a nie wybitność osobowości. Kiedyś, wybierano ludzi obdarzonych charyzmą z tej przyczyny, że wymagała nie tylko posiadania określonych cech, lecz cechował ją dystans do „zwykłego człowieka”, jak też i pewien rodzaj tajemniczości. Dzisiaj, staje się to niemożliwe, bo wszędobylskie media przenikaja ściany, a najlepszym sposobem rządzenia staje się obserwacja wahań opinii publicznej, nie zaś budowanie samej charyzmy. Władza nabiera cech pospolitości i braku oczekiwania na niecodzienny format polityków. Ci zresztą, są zwykle obiektem zainteresowania mediów, co odziera ich z nimbu tajemniczości. Demokracja przekształca się wtedy w „rzecz pospolitą”, ta zaś, jak każda pospolitość, przestaje rajcować masy. Mamy więc, to co mamy, a więc rządy ludzi przypadkowych i musimy się z tym oswoić jak z rzeczą naturalną. Ani bunt, ani wybranie nawet samego Kukiza na najwyższy urząd w państwie w niczym nie zmienią istoty tego trendu. Warto zastanowić się nad odpowiedzią na inne pytanie. Nadchodzą oto najwyraźniej dla świata i samego Zachodu niebezpieczne czasy, wymagające tego, by twarde decyzje podejmowane były szybko i bez wahania. Z całą pewnością nie są do tego gotowi ludzie bez jakiegoś rodzaju charyzmy. Co się stanie, gdy brak decyzji doprowadzi do hekatomby ofiar? Czy rozstrzygną sprawę tylko kolejne wybory? Najbardziej palącą kwestią staje się więc naprawienie mechanizmu demokratycznego rządzenia tak, aby za jego usterki nie płaciły masy Bogu ducha winnych ludzi, lecz odpowiedzialność stała się znowu wyrazista. Tylko, kto ten problem rozwiąże, skoro powszechną motywacją uczestniczenia w polityce są parlamentarne diety i możliwość korzystania ze służbowych pojazdów? Więc kto? Czy znowu na placu boju obywatele pozostaną sami?

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.