(3) Zachód to jedność czy tylko jednolitość?

Tekst jest fragmentem książki prof. Rafała Krawczyka „Mitteleuropa czy Sarmatia Europea?”. Pozostałe będą publikowane w kolejności  w miesięcznych odstępach.

Amerykański analityk George Friedman zauważył, że „kiedy mówimy o przyszłości, możemy być pewni jednego, że rzeczy, które  wydają się trwałe i pewne, mogą się zmienić z błyskawiczną szybkością”. Dzieje się tak dlatego, że każde zjawisko ma osobne korzenie i własną historię i jeśli tkwi w nich wystarczająco długo staje się trwałym elementem ciągłości historii zupełnie niezależnym od bieżącego postępowania polityków. Europa nie jest wyjątkiem. Sam mechanizm jej powstawania zwiastował pojawienie się tworu, który – inaczej niż pozostałe – nie był zamkniętym obszarem jednej z wielkich cywilizacji, lecz miał wszczepiony element ruchu i stałego powiększania wpływów. Wpływów, lecz niekoniecznie władzy. Problem mają tylko kulturowe obrzeża, których przynależność do całości jest albo świeżej daty, albo ze względu na pograniczność ma cechy płynności. Płynności, która nie jest tożsama z nietrwałością, bo europejskie granice się wciąż zmieniają, ale kierunek procesu jest wyraźny i bez trudu dostrzegalny. To tendencja do powiększania obszaru zachodnio-europejskich wzorców, nie zaś ich ograniczania. W tym rozumieniu, Zachód jest światowym ewenementem. Z najmniejszej w Średniowieczu i najbardziej prowincjonalnej części świata, stał się najpotężniejszą i najbardziej ekspansywną z wielkich kultur i to zarówno pod względem liczby mieszkańców jak i zajmowanego obszaru. Następne w kolejności – to albo region „okołochiński”, albo też przestrzeń islamu, jeśli za kryterium uznać tereny zamieszkałe przez muzułmanów wszystkich obrządków rozciągające się od Maroka po Indonezję.

Dwa elementy odróżniają Zachód od reszty ziemskiego globu. Pierwszy, to fakt, że jego prawdziwa siła opiera się nie na wielkości terytorium, liczbie mieszkańców, czy też specyfice jego początków, lecz na wewnętrznej treści i mechanizmie poszerzania strefy wpływów. Tym sposobem, a nie samym tylko zbrojnym podbojem, zachodnie wartości przekształciły niewielki obszar Europy w największy i najbardziej wpływowy twór globalny. Drugi element jest taki oto, że zarówno świat islamu, jak i Chiny, to wielkie i zwarte tereny lądowe ograniczone istnieniem innych kultur, ale dwu- i trzykrotnie mniejsze od obszaru zajmowanego przez cywilizację zachodnią. Inaczej niż ma to miejsce w innych przypadkach, dla tej ostatniej morza i wielkie przestrzenie oceanów nie stały się przeszkodą w budowaniu coraz większej jednorodności. Islam, wskutek pierwotnego impetu pierwszych wyznawców, którego źródłem była łatwa do zrozummienia prostota zasad, rozciąga się dziś – tak jak setki lat temu – od Maroka po Nową Gwineę, ale tylko dzisiejszy Bangladesz (dawny Bengal Wschodni) oraz Malezja z Indonezją są częściami, które znalazły się w jego przestrzeni z wyboru zamieszkujących je ludów, nie zaś wskutek podboju. Także i Chiny powstały jako kulturowa całość w następstwie wojen, których najważniejsza faza zakończyła się w 221 roku p.n.e. zjednoczeniem regionu w całość. Obydwie wielkie kultury – chińska i muzułmańska – wciąż trwają w przestrzeni swego tworzenia. Cechą trwale wyróżniającą Zachód jest to, że stale się poszerza.

Porównanie dzisiejszego kształtu cywilizacji zachodniej z jej początkami w XIII i XIV wieku wskazuje na powiększanie się obszaru Zachodu jako swego rodzaju trwałości nie zaś powierzchownego przejmowania wzorców. Początki były skromne. W końcu średniowiecza, w granicach późniejszego Zachodu były tylko Niderlandy, Francja. Anglia, Niemcy i północne Włochy. Nawet w skali Europy nie był to wielki obszar. Znacznie rozleglejsza była przestrzeń jej wschodniej części i Śródziemnomorza. Jeśli porównamy to z dzisiejszym obszarem świata uznawanym za zachodni, tempo jego powiększania jest widoczne i nieporównywalne z żadną inną cywilizacją. Najlepiej rozwinięta część Europy przekształciła się w stale poszerzający się fragment świata. Tyle, że z początku nic nie wróżyło takiego finału.

 

Amerykańska badaczka Jane Abu-Lughod (ur. 1928) fenomenowi wielkich kulturowych systemów-światów, w tym również i Zachodu, poświęciła obszerną książkę  Before European Hegemony: The World System A.D. 1250–1350.[1] Dowodzi, że już w trzynastym stuleciu, a ściślej mówiąc na przestrzeni lat 1250-1350 na obszarze Eurazji, uformował się system wymiany handlowej pomiędzy trzema wielkimi kręgami cywilizacyjnymi: chrześcijańską Europą, muzułmańskim Bliskim Wschodem i dalszą Azją, subkontynentem indyjskim oraz Chinami. Opierając się na skrupulatnej analizie ich ewolucji odrzuciła europocentryczne podejście zachodniej historiografii dochodząc do wniosku, że Europa w ówczesnym światowym systemie gospodarczych powiązań nie tylko nie odgrywała roli wiodącej, lecz była miejscem o peryferyjnym znaczeniu. Co więcej, cywilizacja europejska uzyskaną w XVI stuleciu światową hegemonię zawdzięczać miała nie tyle własnym wartościom lecz historycznemu zbiegowi okoliczności, który autorka określiła mianem „upadku Wschodu” (fall of the East). Inaczej mówiąc, Zachód to nie tyle twór inwencji mieszkańców, ile rezultat pojawienia się swobodniejszej przestrzeni w następstwie kryzysu i osłabienia cywilizacji wschodnich. Te pozostawić mu miały tak wiele miejsca dla ekspansji, że w końcu poddały się jego dominacji. Wszystko to wpłynąć miało na kształtowanie się nowego rozkładu sił i ułatwić Europejczykom narzucenie supremacji reszcie świata. Tyle, że nie wyjaśnia to powodów dla których tak świetnie dotąd funkcjonujące systemy gospodarczo-społeczne Wschodu nie wykazały podobnej ekspansywności i te, które wcześniej tworzyły globalny na miarę epoki euroazjatycki system wymiany handlowej, stały się teraz  terenem jednostronnej eksploatacji przez europejski Zachód.

Uwagi Jane Abu-Lughod, mimo wnikliwej drobiazgowości, cechuje jednak brak syntetycznego zwieńczenia. Są  interesujące z tej przyczyny, że autorka uformowała swoistą matrycę globalnego rozkładu cywilizacji wschodniej półkuli porównywalną z „paradygmatem Huntingtona”. Model dotyczy jednak okresu znacznie wcześniejszego – przełomu XIII i XIV stulecia, nie ukazuje więc wiodącej roli zachodniej półkuli ani fenomenu wciąż jeszcze niewykształconej Rosji. Abu-Lughod wyróżniła osiem odrębnych tworów, które miały uformować się w taki sposób, że każdy odziaływał na sąsiednie, tworząc – pomimo głębokich odrębności – rodzaj globalnego mechanizmu powiązań. Chociaż nikt w ramach poszczególnych kultur nie zastanawiał się nad całościowym obrazem świata, to jednak rozpoczął się proces, który trwa do dzisiaj. To rodzaj samoczynnego ruchu potrzebujący ludzi jako materii, ale nie zainteresowany losami pojedyńczych ludzi.

            W prezentowanym przez autorkę modelu pozycja Zachodu nie jest imponująca. To najmniejszy krąg kulturowy spośród ośmiu równolegle istniejących, mało wtedy znaczący i najbardziej peryferyjny. Jak mógł w trzy stulecia później stać się światowym hegemonem? Abu-Lughod sprowadza rzecz do przypadkowego zbiegu okoliczności, który miał spowodować dominację Zachodu bez żadnej z jego strony zasługi.[2] Nie tylko tytuł ksiązki jest szczególnym spojrzeniem na omawiane zagadnienie. Jak zauważa, „nawet jednak Braudel, pomimo całej przenikliwości swojego umysłu, nie był w stanie ustrzec się przed podświadomymi wpływami eurocentrycznego sposobu myślenia. (…) Nie dostrzegł mianowicie że w dwunastym i trzynastym wieku Europa była jedynie jedną z wielu wtedy istniejących gospodarek-światów, które w okresie wcześniejszym ukształtowały się w innych regionach świata”.[3] Uważa, że „zadaniem jest zbadanie sposobu funkcjonowania całego tego systemu, traktując Europę w sposób, w jaki powinno się ją postrzegać, czyli jako nowobogackiego parweniusza, który w istniejącym w średniowieczu systemie-świecie zajmował jedynie peryferyjną pozycję”.[4] To znamienne, że nawet rasowi naukowcy nie są w stanie oderwać się od ograniczeń własnej osobowości i – jak można mniemać – poglądów wyniesionych z własnego kręgu kulturowego. Jane Abu-Lughod zarzuca Braudelowi europocentryzm w przekonaniu, że rodowitemu Francuzowi trudno przyjąć punkt widzenia świata w jakim się rodzi Chińczyk, Hindus, Żyd, czy muzułmanin. Autorka sama uważa się zapewne wolną od tego rodzaju obciążeń ze względu na jej niecodzienne pochodzenie i powiązania familijne. Urodziła się jako amerykańska Żydówka, lecz za męża wzięła arabskiego muzułmanina. Taki związek w dzisiejszym świecie jest bez wątpienia rzadkością. Nie uprawnia jednak do odczuwania wyższości na innymi i uznawania siebie za źródło obiektywizmu w ocenie światowych procesów. Przeciwnie, to myśl zachodnia ma wmontowane dążenie do obiektywizacji widzenia świata. Kulturowa tradycja islamu czy judaizmu jest od niej głęboko odmienna, ponieważ ich cechą jest brak tego rodzaju mechanizmu i jednostronne widzenie ziemskiego globu z punktu widzenia własnego kręgu cywilizacyjnego. W przestrzeni dwóch filozoficzno-religijnych systemów – judaizmu oraz islamu – inaczej niż ma to miejsce w przestrzeni racjonalności zachodniego typu, wszystko jest dziełem Siły Wyższej, której zamiary są niezbadane z samej istoty jej wyższości, a ludziom nic do tego.[5] W ramach tego poglądu prawda staje się raczej skutkiem objawienia, nie zaś rozumowego dowodu. Jest czymś zastanym, przyniesionym z zewnątrz przez siły wyższego rzędu i nie posiada własnych mechanizmów ewolucji. Jej niezmienność i utrwalona stagnacyjność ma być dowodem ponadczasowości. Można przyjąć, że to powiązania rodzinne autorki są kluczowe dla uznania za słuszny poglądu, że wszystkie systemy kulturowe mają jednakowo mocną podstawę do obiektywnego postrzegania świata, a pozycja myśli zachodniej jest w tej przestrzeni najsłabsza. Abu-Lughod myli się w tym miejscu zupełnie, albowiem w istocie tak nie jest i byłoby to wbrew całej logice odziedziczonej przez zachodnią myśl społeczną. To świat Zachodu jest przestrzenią intelektualnej racjonalności deklarującą – zmniejszym lub większym skutkiem – poszukiwanie prawdy obiektywnej, nie zaś odgadywaniem zamierzeń Boga i wiary w Niego. Zarówno w islamie, jak i przestrzeni judaizmu, prawda religijna jest dla wierzących jedna i dana na zawsze, jednorodna, niepodzielna i dotycząca wszystkiego. To dlatego europejska tradycja naukowa, do której zalicza się Fernand Braudel, ma na swoim koncie nieporównanie więcej ważnych odkryć niż muzułmańska, żydowska czy chińska. Przy czym, akurat w tej przestrzeni, rasizm nie ma nic do rzeczy, ponieważ istotą jest sprzeczność pomiędzy europejską zasadą dążenia do obiektywizacji świata a orientalnym dogmatem traktowania go jako rezultat ponadczasowych procesów, na które człowiek nie ma wpływu. Pojęcie Zachodu nie jest, jak ma to miejsce w przypadku wielu innych kultur świata, skutkiem geografii, wojen czy podbojów, lecz ekspansji wzorca kulturowego na tyle atrakcyjnego, by – niezależnie od postaci w jakiej się utrwalał nawet w odległych częściach globu – okazał się dla mieszkających tam ludzi bardziej pociagający niż kultura, w której się urodzili. Zachód, to w znacznie większym stopniu idea i system społecznej organizacji, aniżeli terytorium, czy też religia i jej wyznawcy. Nie jest w tym samotny. Najbliższa matrycy Zachodu jest cywilizacja Ameryki Łacińskiej i Huntington długo się wahał, czy nie uznać jej za jego część, a nie wydzielać w postaci osobnego tworu. Sprawa zresztą nie została rozstrzygnięta do dzisiaj. Z kolei Japonia zrodziła się w światowej świadomości jako dalekowschodni kraj samurajów, ale dziś jest tak blisko zachodniego sposobu myślenia, że trudno jest ją umieścić w innym, nawet w geograficznie bliskim chińskim kręgu kulturowym. Podobnie rzecz się ma z cywilizacją prawosławia. Ze względu na jego wspólne rzymsko-bizantyńskie źródła trudno jest uznać ją za twór od Zachodu na tyle odrębny, że całkowicie mu obcy i nie powiązany licznymi nićmi.

Cechą zachodniej tradycji intelektualnej jest gotowość do zmiany poglądu, jeśli pojawiają się nowe dowody i argumenty. Inne kręgi kulturowe mają w tej przestrzeni wrodzone bariery, które utrudniają lub wręcz uniemożliwiają (takim przykładem jest islam) wyjście poza osiągnięty poziom samoświadomości, po czym następuje długotrwałe poczucie braku potrzeby głębszych zmian. Islam osiągnął zamozadowolenie już w XIV wieku, kończąc w zasadzie formowanie swej społeczno-religijnej natury. Chiny doznały tego wiele stuleci wcześniej, jednak ich odmienność polegała na tym, że ich kultura okazała się gotowa do rezygnacji z niektórych cech otwierając przestrzeń dla adaptacji wzorców zachodnich. Islam, wciąż na to gotowy nie jest, a stopień zadowolenia muzułmanów z własnej odmienności jest znacznie wyższy niż ma to miejsce w przypadku jakiejkolwiek innej wielkiej kultury współczesności. Judaizm ma w tym względzie twarz dwoistą: pozornie można w jego ramach – bez dostrzegania sprzeczności – uznawać (przynajmniej formalnie) dwie tożsamości – żydowską oraz kraju zamieszkania. Nie ma jednak w tym ani r owności ani równoległości i pierwsza zdecydowanie dominuje nad drugą. Dowodem jest to, że można być Żydem i jednocześnie uważać się za Polaka, ale ta zasada nie działa w drugą stronę a bycie Polakiem nie pozwalana uznanie się za Żyda, jeśli się nie jest urodzonym z żydowskiej matki. To dowód na nienaturalność „dogmatu”, który jedak uparcie lansowany stał się dla judaizmu przyczyną wielu nieszczęść.

Istotą Zachodu jest to, że nigdy, w żadnym momencie historii, jego mieszkańcy nie mieli wrażenia, że dotarli do celu i że już nic nowego ich nie czeka.[6] Przeciwnie, dominantą jest poczucie niedosytu i wiecznego oczekiwania na przyszłe spełnienie, przy czym jego horyzont stale się przesuwa dążąc na swój sposób do nieskończoności. Nie zmienia to faktu, że Fukuyama i Huntington jako pierwsi od zakończenia zimnej wojny doszli do przekonania, że rozwój świata nie jest uzależniony od decyzji polityków, ani nawet od sukcesu czy klęski akurat istniejących państw i narodów, lecz jest wmontowany w długotrwałe procesy kulturowe, na które w dłuższej perspektywie nikt nie ma wpływu.[7] Tę myśl staraliśmy się rozwinąć wcześniej, a odpowiednie rozumienie zjawiska cywilizacji przyjęliśmy za podstawę przedstawianych wywodów. Na tym też polega istota samego pojęcia, które w ujęciu Braudela jest tworem znacznie bardziej kompleksowym niż w analizach Huntingtona czy Fukuyamy. Da się przy tym przedstawić w postaci pewnego zestawu twierdzeń, pojęć i spostrzeżeń. Najważniejsze jest wtedy pytanie o to, czym w tradycji intelektualnej Zachodu jest cywilizacja ludzi? Fernand Braudel dał na to pytanie interesującą odpowiedź formułując jako jej kanwę cztery główne elementy:

  1. Cywilizacja jest wspólną przestrzenią i każdą można zlokalizować na mapie, tak jak to uczynił Huntington w swoim Zderzeniu cywilizacji. Jest rodzajem kompletności zawierającej wszystko co istotne dla ludzi i człowieczeństwa. To przestrzeń, określone tereny, ukształtowanie powierzchni, klimat, roślinność, zwierzęta, warunki naturalne i te stworzone przez człowieka. Jej istotą jest też swoisty rodzaj oddziaływania na przestrzeń globalną i kontynentalną. Każda jest jednoczesnym eksporterem i importerem wartości, przekształcając je na własny sposób, a jej obszar kulturowy, to terytorium, w obrębie którego istnieje dająca się wyodrębnić przewaga podobieństw. Z tego względu judaizm jest fenomenem, ponieważ nie spełnia żadnego z warunków, lecz mimo tego jest uważany za pełną cywilizację. Konsekwencją jest wiele nieoczekiwanych i – skądinąd nieuzasadnionych – następstw ze zbrodnią Holokaustu włącznie
  2.  Cywilizacja jest społeczeństwem. Nie istnieje ani w ramach społeczeństwa, ani obok niego, albowiem jest z nim tożsama. To rodzaj konstrukcji określającej i konsolidującej społeczne napięcia i przeciwieństwa. Kluczem do jej powstania jest pojawienie się miast, kiedy to dotychczasowi rolnicy stali się elementem, który przestał być kształtowany przez przyrodę, lecz przez mechanizmy współżycia z innymi ludźmi. Tyle, że w istocie jest to rezultatem okoliczności i otoczenia, którego nie kształtują sami albowiem są one rezultatem znacznie szerszych przemian kulturowych. Znowu, judaizm nie mieści się w tej przestrzeni ale doskonale potrafi funkcjonować zarówno w warunkach miejskich jak i w regionach zujpełnie prowincjonalnych jesli tylko spełnione zostają warunki odpowiedniego skupienia cech.
  3. Cywilizacja jest sposobem gospodarowania, którego istotą jest struktura zawodowa ludności, jej aktywność i nastawienie do reszty. Jest nią także możliwość przyspieszonego rozwoju, industrializacji oraz powstawania i zagospodarowania nadwyżek lub ich marnotrawienia poprzez pojawianie się kosztownych, lecz często zbędnych przestrzeni luksusu.
  4. Cywilizacja jest formą mentalności zbiorowej określającą postawy ludzi i prowadzącą do nieświadomego ograniczenia możności ich wyborów oraz przekonań. Jest też sprawczą przyczyną ewolucji sposobów myślenia. Ważnym elementem wielu kultur jest religia, a przynajmniej jej miejsce w społecznej strukturze, stając się ważnym elementem ciągłości. Cywilizacja zachodnia tym się też różni od reszty, że od czasów starożytnej Grecji jej fundamentem nie są religijne dogmaty, lecz nieustająca fascynacja otaczającym światem, a także racjonalizm, którego następstwem jest trwałe ograniczenie roli religijnych uniesień.

 

Obraz systemów-światów w ujęciu Jane Abu-Lughod jest w głównych zarysach podobny do tego, który zarysował Huntington w Zderzeniu cywilizacji. Istotną różnicą jest to, że w na przełomie XIII i XIV stulecia, na którym to okresie koncentruje się autorka, poszczególne wielkie kultury rozwijały się we wzglednej izolacji. Wersja Huntingtona bierze pod uwagę okres najpóźniejszy, którego cechą jest globalność, czyli to, że stykając się ze sobą z coraz większą intensywnością, oddziaływują na siebie w sposób nieporównanie silniejszy i trwalszy niż miało to miejsce kiedykolwiek wcześniej. Dzisiaj jest to już naprawdę proces globalny, który przed siedmiuset laty był dopiero w zarodku.

Europa z czasów średniowiecznego imperium karolińskiego jest już podobna do tej, która stanie się w pięćset lat później punktem wyjścia dla zamorskiej kolonizacji. Z początku nie należała do niej jeszcze Anglia, będąca wciąż częścią przestrzeni skandynawskiej. Oznacza to, że  „europejski trzon”, który stał się treścią kontynentu i który Abu-Lughod uznała za cywilizacyjnie najmłodszy, ale jednak równopartnerski dla reszty, był gotów do swej roli znacznie wcześniej. Wniosek jest taki oto, że pojęcie Zachodu jest czymś zmiennym i wciąż niedokończonym lecz posiadającym znamiona trwałości. Ma nieostry początek a jego finał w postaci Europy wypełnionej krajami stanowiącymi spójną całość jest jeszcze przed nami. Inaczej mówiąc, Europa nie tylko nie jest kontynentem jak inne, ale ma – niepodobnie do nich – wciąż nie do końca określone granice. Sięgnięcie w tym względzie w przestrzeń historii może utwierdzić w przekonaniu, że nie jest przypadkiem, iż Zachód wyłonił się z Europy, przy czym ona sama wciąż jest tworem nieskończonym, stale się poszerza, przysparzając współczesnym mieszkańcom problemów z definicją ich własnej tożsamości.

 

 

[1] J. Abu-Lughod, Before European Hegemony: The World System A.D. 1250–1350, Oxford University Press 1991.

[2] J. Abu-Lughod, Europa na peryferiach. Średniowieczny system-świat w latach 1250-1350, Wydawnictwo Drzewiecki, Kęty 2012,

[3] Ibidem, s. 35.

[4] Ibidem.

[5] Judaizm jako protoplasta islamu jest doń podobny. Istnieje jedna ważna różnica w przestrzeni postrzegania Boga przez wiernych. W islamie, Allach jest Kimś dla człowieka nieosiągalnym, do którego można się jednostronnie modlić lecz przede wszystkim trzeba bezwzględnie wykonywać zarządzone przez Niego rytuały (5 filarów islamu). W judaizmie jest inaczej – Jahwe jest jedynie Bogiem plemiennym, który nie-Żydów nie toleruje, natomiast członek wspólnoty może się z nim skutecznie targować o swoje interesy.

[6] Teza F. Fukuyamy o „końcu historii” w postaci dotarcia Zachodu do kresu własnej ewolucji nie znalazła szerszego wsparcia i sam autor się z niej ostatecznie wycofał. Zob. F. Fukuyama, Koniec historii, Poznań 1996, 2000; Wydawnictwo Zysk i Spółka, s. 308. Tytuł oryginału: The End of History and the Last Man, 1992.

[7] Piętnaście lat wcześniej kwestię dostrzegł francuski historyk F. Braudel, lecz jego uwagi przeszły przez ówczesny rozpolitykowany świata bez większego echa. Zob. F. Braudel, Grammaire des civilisations, Paris, Arthaud, 1987 (wyd. polskie Gramatyka cywilizacji, Warszawa 2008).

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.