(6) Gdzie naprawdę zaczyna się Azja?

Tekst jest fragmentem książki prof. Rafała Krawczyka „Mitteleuropa czy Sarmatia Europea?”. Pozostałe będą publikowane w kolejności  w miesięcznych odstępach.

            Pytanie jest tylko z pozoru tożsame z kwestią wschodniej granicy cywilizacji europejskiej. Rosyjskie rozumienie europejskości jest odmienne od prostego, zdawałoby się pytania, i rodzi kolejne – o granice samej Rosji. Ściśle mówiąc nie idzie o to, gdzie kończy się Europa, ale gdzie z pewnością zaczynają się granice Azji, a także z którą z nich należy wiązać istotę rosyjskości? Żaden inny region kontynentu z takim problemem się nie zderza i podobnego pytania sobie nie zadaje. Caryca Katarzyna jako osoba urodzona w niemieckim wtedy  Szczecinie była i czuła się Europejką, lecz wcale nie była pewna czy wciąż nią jest kiedy stała się panująca nad Rosją. Polityczne wpływy i wypłacone jako zachęta znaczne pieniądze skłoniły szwedzkich kartografów do sporządzenia nowej mapy Europy, której granica opierała się teraz o Ural a nie, jak dotąd o wschodnie obrzeże Rzeczypospolitej. Tym sposobem, własna siedziba Katarzyny – Petersburg, znalazła się w Europie, a nie jak przedtem – w Azji. Rzecz jasna, że nie stoi za tym podziałem żaden poważny argument  – ani kulturowy ani geograficzny – z wyjątkiem politycznych wpływów samej carycy oraz jej pieniędzy. Sympatyzujący z Rosją kartografowie wyznaczyli nową granicę między Azją i Europą jako następstwo imperialnych oczekiwań władczyni, nie zaś naukowych kryteriów i faktycznego stanu rzeczy. Ich zadaniem było teraz zbudowanie wrażenia, że Rosja jest europejskim mocarstwem takiego samego rodzaju jak Niemcy, Francja i Wielka Brytania a także uznania jej za byt pod każdym względem równoprawny. Sam przebieg granicy stawał się drugorzędny. Potraktowany poważnie, powinien znaleźć się na krańcach Kamczatki, czy przy ujściu Amuru do Morza Ochockiego. Wyrysowano ją grubą krechą bez dbania o detale. Istotne było to, aby uznać Petersburg i Moskwę za miasta równie europejskie jak Londyn, Paryż i Rzym. Władywostok oraz Irkuck i tak pozostawały rosyjskie, a ich azjatyckość stawała się nieistotna wobec carskiej potęgi, więc została przemilczana. Rzecz ma znaczenie i dzisiaj. Władimir Putin równeż zapragnął poczuć się władcą typu europejskiego, ale reszta Europy i tak wątpi w ten rodzaj europejskości.

Na nowo wykreślona w czasach Katarzyny granica podzieliła Rosję na dwie części: mniejszą, gęściej zaludnioną część przeduralską, pretendującą do europejskości oraz tę drugą, rozłożoną już z pewnością w Azji. Międzynarodowa pozycja Peterburga sprawiła, że jej prawdziwą geografią nikt sobie nie zawracał głowy. Najważniejsze stały się konsekwencje polityczne. Po stronie europejskiej znalazła się teraz jedna trzecia rosyjskiego terytorium i znaczna większość Rosjan. Reszta, czyli dwakroć większy obszar, pozostawał wciąż niekwestionowaną Azją. Przegraną okazała się Rzeczpospolita, która z europejskiej bariery wobec Azji stała się nagle wadzącą przeszkodą pojednania. Taki obraz Rosji zmylił zarówno Napoleona, jak i Hitlera, którzy sądzili, że wystarczy zająć Moskwę, by posiąść Rosję. Okazało się to iluzją. Teraz, Rosja mogła działać w Europie jako równy z równym, dysponując obszarem kilkakrotnie przewyższającym zachodnie potęgi.

Czy w tego rodzaju sytuacji można uznać Rosję za kraj prawdziwie europejski? Niezamierzonym echem pytania jest też i to, że zarówno dzisiejszy Kazachstan, ale też i Gruzja, Armenia a także muzułmański Azerbejdżan, uważają się dziś za kraje europejskie, nie zaś azjatyckie, chociaż dawna granica carskiej Rosji czyniła je bez wątpienia bliższą Anatolii i Persji aniżeli Aten i Konstantynopola. Również i w obliczu późniejszych ekscesów Putina, pytanie nabrało osobnej wagi i przestało być sprawą czysto rosyjską stając się globalną.

Inne próby ustalenia wewnątrzrosyjskiej granicy pomiędzy Azją i Europą także nie prowadzą do jednoznacznych ustaleń. Wciąż pojawiają się warianty. W ramach jednych – Gruzja, Turcja i Armenia, to część Europy (tak jest w rozgrywkach sportowych), ale w innych, to kraje azjatyckie. Tyle, że nie rozwiązano podstawowego problemu, czyli odpowiedzi na pytanie, jakiego rodzaju krajem jest Rosja skoro jej całe dwie trzecie znajduje się po azjatyckiej stronie Uralu, ale dziewięćdziesiąt procent Rosjan mieszka po jego zachodniej stronie? W efekcie, jedni próbują zamknąć tę rosyjsko-rosyjską granicę w obszarze racjonalnej analizy geograficznej, inni idą dalej uznając całą Rosję po Kamczatkę i Pacyfik za część poszerzonej Europy. Zwolennikiem takiego poglądu był kiedyś nawet sam Zbigniew Brzeziński, pozostało to jednak jego czczą nadzieją. Wchodząc w orbitę Zachodu, Rosja byłaby zresztą – wbrew globalnym ambicjom Putina – tylko jego częścią, podczas gdy jej mieszkańcy przyzwyczaili się do myślenia o sobie w kategoriach nie tylko największego państwa, lecz również i mocarstwa na skalę globalną. Tego wrażenia nie da się podtrzymać z chwilą, gdyby uznała się za część większej całości i to wcale nie pierwszej rangi.

Niekonsekwencją jest także pojawienie się kolejnych problemów, czego echem jest używanie pojęcia „Europa” w odniesieniu do Unii Europejskiej, a nie w stosunku do jej granic geograficznych, tak jak je prezentują szkolne mapy. W praktyce, używa się go w dwóch odmiennych znaczeniach – politycznym oraz czysto geograficznym, przechodząc do porządku dziennego nad wynikającymi z tego różnicami prowadzącymi do nieporozumień. A te są niebagatelne. Z odpowiedzią na pytanie: „czy mieszkasz w Europie?” nie ma problemu Portugalczyk ani Hiszpan, Polak, a nawet Ukrainiec. Może mieć z tym jednak trudność Rosjanin, ma już Gruzin, ma też z pewnością i Turek, niezależnie od tego, czy ten pierwszy mieszka po zachodniej stronie Uralu, a drugi po europejskiej stronie Bosforu. Wciąż istnieje tu konkurencja znaczeń niosąca głębokie nieporozumienia kulturowe.

W najprostszym znaczeniu – określenie „Europa”, to pojęcie czysto geograficzne, ale traktowane mniej formalnie nabiera treści kulturowej i politycznej. Dla wielu – „Europejczyk”, to mieszkaniec Europy jako części świata, lecz większość widzi w nim tylko obywatela jednego z narodów powiązanych z europejską tożsamością, czy też z samą Unią Europejską. Do tych ostatnich nie należy jednak ani Rosja, ani Turcja, a i w odniesieniu do Ukrainy i Białorusi rzecz staje się dwuznaczna w zależności od przyjmowanej konwencji. Pojęcia i określenia tworzą ludzie jako użytkownicy języka, jednak bliższe spojrzenie każe nabrać do sprawy dystansu i uznać, że istnieją również kwestie niejako „odłożone” w historycznej świadomości, których znaczenie jest nieostre, ale potrafią okazać się silniejsze od samego tylko poczucia narodowej przynależności.

Sama Europa, w następstwie odniesionego kiedyś sukcesu w eksploracji świata nie należy już ani do największych, ani też najbardziej liczących się części Zachodu. Jest w tym zastępowana przez świat anglo-amerykański. Nie zmienia to faktu, że to ona jest jego początkiem – geograficznym, intelektualnym, historycznym, cywilizacyjnym i materialnym, ani też tego, że w ramach jej samej stale toczą się procesy integracyjne i adaptacyjne, które poszerzają strefę wpływów uznawanych za zachodnie. Warto zauważyć, że o ile w obu Amerykach, czy też w dalekiej Australii, Zachód nie spotyka się z realną konkurencją, o tyle w Europie ma to jednak miejsce. Jeśli może gdzieś poszerzyć swoje wpływy, to wydarzy się to zapewne w jej wschodniej i południowo-wschodniej części. W północno-wschodniej znalazł się w zderzeniu z euroazjatycką przestrzenią Rosji, w bałkańskiej – z pozostałościami niegdysiejszego zwarcia chrześcijaństwa z islamem i następstwami jego długotrwałego panowania w regionie. Mogło się to zdarzyć, ponieważ cywilizacja zachodnia zrodziła się w zachodniej Europie, lecz nie dlatego, że – jak miało to miejsce w innych częściach świata – otrzymała tak uformowane terytorium, lecz z tej przyczyny, że stanoywiła model umysłowości i życia codziennego atrakcyjny w skali globalnej i krok po kroku prowadzącą do powiększania zasięgu jej wpływów oraz ich uniwersalizacji.

Problem wschodnich granic Europy jest zatem nie tylko sprawą zmienną, ale i kontrowersyjną. Warto się zastanowić nad przyczyną tego, że Europejczyków od z górą dwustu lat nie stać na odwagę rysowania – jak dawniej –  mapy Europy bez Rosji. Wielu wydaje się, że taka sytacja byłaby równoznaczna z chaosem, a ten kojarzy się z wydarzeniami 1917 roku i ich późniejszymi skutkami. Prawdziwą przyczyną jest strach przed Rosją. Argumenty wspierające przynależność Rosji do europejskiej tradycji kulturowej pozostawiają jednak tak wiele do życzenia, że znajduje to odbicie w niespodziewanych kontrowersjach, kiedy to europejskie instytucje próbują ustalić listę suwerennych państw. Okazuje się, że sprawa usytuowania Rosji napotyka na przeszkody. W ramach przyjętej geografii, granica pomiędzy Azją i Europą przebiega wzdłuż wierzchołków Uralu oraz nurtu rzeki o tej samej nazwie toczącej wody z pogranicza Syberii do Morza Kaspijskiego. Linia biegnie dalej ku szczytom Kaukazu i „zgodnie z takim geograficznym podziałem, Azerbejdżan, Gruzja, Kazachstan, Rosja i Turcja leżą zarówno w Europie, jak i w Azji”.[1] Jest jednak zastanawiające, że tego rodzaju pograniczność nie jest przeszkodą dla poczucia europejskości w czterech z wymienionych krajów. Nie mają kompleksu społeczeństwa Gruzji, Azerbejdżanu, Kazachstanu, ani też Turcji. Dla samej Rosji kwestia przynależności do Europy okazuje się jednak ważnym problemem polityczno-mentalnym i podstawą przekonania, że uznanie ewentualnej nieeuropejskości pozbawiłoby jej władze legitymacji do globalnej wielkości i uzurpowania prawa do ingerencji w sprawy innych krajów. Wszystko to przypomina jednak  budowlę z piasku, której mieszkańcy wierzą, że jest z marmuru. Nie jest. Sama Rosja, to też państwo niepodobne do innych. W swej istocie, to mechaniczne połączenie rozmaitych ludów rozproszonych w bezkresie północnej i wschodniej części Eurazji na obszarze o znacznej powierzchni, lecz bez trwale ugruntowanej świadomości wspólnoty i własnej tożsamości. Nie będąc ani Azją, ani Europą, Rosja uzurpuje sobie jednak prawo do ingerencji w sprawy państw położonych na obu kontynentach. Nie ma to głębszego uzasadnienia i wynika z  przekonanie o własnej wyjątkowości i wiary w posiadanie siły, którą można użyć by zmusić innych do uznawania mitu za stan realny.

Na mapach świata i w opisach naszej jego części nie odnajdziemy wyjaśnienia tego, że zarówno zachodniość, jak i europejskość, to jedyne w swoim rodzaju zjawisko kulturowe o którego granicach nie decydowała wielkość czy położenie zajmowanego terytorium lecz cywilizacyjna elastyczność. Wiele krajów Afryki pomimo sukcesu dekolonizacji nie zaprzestało używania mowy dawnych kolonizatorów nie zważając na to, że wnoszą do swych kultur pierwiastki im obce i przyjmują wzorce dotąd nieznane. To zresztą tylko jedna z dróg westernizacji świata. Dzisiaj, mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że Europa jest pod wieloma względami tworem pod względem geografii sztucznym. Jej istotą jest właśnie zmieniająca się definicja „europejskości” a nie fakt bycia odrębną częścią świata. To ważna cecha pozwalająca na zrozumienie ewolucji regionu, tyle, że sprzeczna z rygorami geografii. Pojawiły się też i inne pytania. Częścią jakiego kontynentu jest właściwie rosyjskie państwo – Europy, czy Azji? Na czym polegać ma jego globalna rola? Czy to następstwo samej tylko wielkości terytorium? Czy Rosja istotnie ma prawo uważać się za bardziej związaną z Europą, a nie z Azją? Czy więc naprawdę jest europejska, skoro nie chce uznać się za powinowatą amerykańskiej, ale również i azjatyckiej? Czym więc właściwie jest?

             Jedną z cech różniących nasz kontynent od innych wielkich kultur świata jest nieostrość granic. Inaczej niż miało to miejsce z europejską granicą zachodnią, od setek lat opartej o Atlantyk i północne wybrzeża Morza Śródziemnego, problem dotyczy głównie wschodu i południowego-wschodu Europy, której lądowe obrzeża ulegały znacznym przesunięciom. Wystarczy porównać mapy kontynentu z różnych okresów historycznych, by to bez trudu dostrzec. Zmienia się przy tym rozumienie stopnia europejskości krajów w zależności od ich położenia i tradycji historycznej. Dla historii kontynentu aż po współczesność uderza to, że sprawia wrażenie cykliczności. Ilekroć kulturowa granica Europy przesuwa się ku wschodowi a potem wraca spychana na zachód, tylekroć po jakimś czasie znowu uparcie się odradza. Wschodnie granice regionu z grubsza pasują dzisiaj do obrazu, jaki zarysował się po raz pierwszy z początkiem XV wieku. To okres słabnięcia i cofania się potęgi imperium mongolskiego, które w pierwszym impecie ekspansji dotarło aż do śląskiej Legnicy (1241) oraz węgierskiego wybrzeża Adriatyku. Węgry dość szybko powróciły do granic sprzed mongolskiej agresji, a ich granica wschodnia ustabilizowała się stabilizacji do czasu ponownego zachwiania wskutek ekspansji osmańskich Turków w połowie XVI wieku. Natomiast zajęcie terenów polskich okazało się tylko incydentem.

Jednolite Królestwo Węgier przestało istnieć w XVI wieku w następstwie inwazji tureckiej i konieczności poddania się zwierzchności Austrii. Warto zauważyć, że Pierwsza Rzeczpospolita upadła dopiero dwieście pięćdziesiąt lat później, w samym końcu XVIII stulecia. Dwa i pół stulecia, to jednak bez mała dziesięć pokoleń, czyli okres umożliwiający ukształtowanie się całkiem nowego zespołu wartości. Węgry, pod wpływem Austrii, dały się ponownie wchłonąć w orbitę Zachodu. Przypadek Rzeczypospolitej okazał się bardziej złożony. Znalazła się w jego kręgu znacznie później i głównie w obszarze dwóch zaborów – pruskiego i austriackiego. Jej większa część stała się teraz Rosją, która z całą pewnością Zachodem nie była.

Różnice pomiędzy różnymi regionami Polski oraz odmienność ich losów są same w sobie dowodem tego, że częścią Zachodu kraj nie stał się ani automatycznie ani w całości. Do tego potrzebne byłoby pojawienie się szczególnych więzów wspartych geografią i trwałością cech kulturowych. Brytyjski uczony dostrzegł wyraźną linię oddzielającą europejski Zachód od euroazjatyckiego Wschodu (rys. 6.4.). Przebiega ona w poprzek Europy i nie obejmuje – czego tak pragnęliby Rosjanie – ich własnego kraju ani obejmuje tych krajów, lub ich części (do takich należy wschodnia Polska), których mieszkańcy przez wzgląd na historię nie pozyskali wystarczających cech kulturowych, by stać się pełnymi Europejczykami bez pojawienia się wątpliwości co do faktycznego kształtu ich świadomości.[2]

Z naszego punktu widzenia interesująca jest ewolucja europejskości wzdłuż wschodniej granicy Pierwszej Rzeczypospolitej w porównaniu z losami Królestwa Węgier. Z początkiem XV stulecia nasiliło się definiowanie jej istoty jako przewagi żywiołu katolickiego nad prawosławnym. Bez wątpienia, mieściło się w tym zarówno państwo Zakonu Krzyżackiego, Królestwo Polskie z czasów Kazimierza Wielkiego jak też i same Węgry. Tyle, że te ostatnie nie wytrzymały naporu Orientu i załamały się w połowie XVI stulecia rozpadając się na trzy odmienne części. Północno-zachodnia stała się terenem wpływów austriackich nieodwołalnie wchodząc w orbitę Zachodu w jego germańskiej formule, ale południowe i środkowe regiony na ponad sto lat weszły w skład muzułmańskiego imperium osmańskiego i w Budapeszcie wciąż można oglądać powstałe wtedy meczety. Trzecia, wschodnia, uformowała suwerenne Księstwo Siedmiogrodu rządzone przez węgierską szlachtę lecz zamieszkałe przez rumuńskich chłopów. Jeden z jego władców, Stefan Batory został królem Rzeczypospolitej.

Europejski los Węgier został tymi wydarzeniami przypieczętowany i na ponad trzysta lat kraj stał się trwałym elementem kontynentu już jako fragment monarchii austriackich Habsburgów. Dodatkowego akcentu dodawało to, że monarchia oparła się głównie na zdobyczach terytorialnych tożsamych z dawnym Królestwem Węgier, a w rezultacie późniejszych wojen z Turcją, ich dawna granica odtworzyła się niemal z pełną dokładnością jako linia oddzielająca zachodnie chrześcijaństwo od prawosławia i strefy islamu. Pewnym wyłomem była Bośnia i Hercegowina włączona w skład katolickich Austro-Węgier dopiero w 1908 roku. Jej kulturowa pograniczność stała się przy tym jednym z czynników które przyczyniły się do wybuchu piewszej światowej wojny.

            Można uznać, że południowo-wschodnia granica Królestwa Węgier przekształciła się w obrzeże Europy pozostawiając poza jej zasięgiem tylko Mołdawię z Wołoszczyzną, czyli późniejszą Rumunię. Ten fakt rzutował również na rodzące się poczucie europejskości wśród mieszkańców tej ostatniej. Nie bez znaczenia było porzucenie w 1867 roku przez Bukareszt cyrylicy na rzecz alfabetu łacińskiego i przybranie nazwy państwa na brzmiącą z łacińska „Romania”, czyli „kraj Rzymian”. Na wpływy zachodnie otworzyła się więc ta część Półwyspu Bałkańskiego, która poddawana była dotąd prawosławnej lub muzułmańskiej dominancie.

Rzut oka na kształt Europy z początku XV stulecia pokazuje, że oto pojawił się problem jej wschodniej granicy odgradzającej kontynent od żywiołu azjatyckiego. Najważniejszą rolę odegrało w tym procesie „dwuczęściowe” państwo składające się z Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Przez ponad półtora stulecia istnienia (1395-1569) były to dwa osobne twory spajane tylko unią personalną władców. Okazało się to elementem twórczym a ich zespolenie w jedno państwo stworzyło przestrzeń dla niecodziennej formy absorbcji zarówno wartości zachodnich jak i wschodnich w postaci Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

            Królestwo Polskie było tworem będącym w stałym kontakcie zarówno z europejskim zachodem, jak i ruskim wschodem. Było przy tym nieporównanie bardziej „zachodnie” niż dopiero wchodzące w europejską orbitę Wielkie Księstwo Litewskie. Dla tego ostatniego rozpoczęła się europejska historia zupełnie nowego rodzaju, związana z następstwami przyjęcia chrztu w obrządku katolickim oraz koronacji na króla Polski litewskiego księcia, który przybrał teraz chrześcijańskie imię Władysława. O ile bowiem Korona tkwiła głęboko w europejskich tradycjach, o tyle Litwa czynila to za jej pośrednictwem.

Wraz z pierwszymi oznakami łączenia się Królestwa Polskiego z litewsko-ruskim Wielkim Księstwem w jeden twór daje się dostrzec swoisty podział ról. Gruntuje się prawo rzymskie (zwane tu magdeburskim) i kulturowa łacińskość. Jednak teraz, zamiast prostego nawracania pogan, jak miało to miejsce w zachodniej części wspólnego państwa, musi tolerować współistnienie z prawosławiem. To spowoduje nie tylko opóźnienie europeizacji Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale wobec rosnącej siły Moskwy umożliwi tej ostatniej jego utrudnianie a nawet spowalnianie. O ile początkowo, proces europeizacji regionu sprowadzał się do eliminacji wpływów mongolskich, o tyle w późniejszym okresie staje się to kwestią mającą bezpośredni wpływ na kształt jego wschodniej granicy w obliczu potężniejącej i coraz bardziej wrogiej Europie Moskwy. Ta ostatnia uzyskuje też rosnący wpływ na bieg wydarzeń w regionie, podważając i hamując rozszerzanie się zachodnich wpływów.

Mapka pozwala zrozumieć proces europeizacji wschodniej części kontynentu. Możliwości Królestwa Węgier w przestrzeni poszerzania wpływów katolicyzmu ograniczały się do samych tylko jego terytoriów, ponieważ prący od strony Bałkanów islam nie był wdzięcznym terenem misyjnym. Przeciwnie, stawał się konkurentem, mającym przez wzgląd na jego prostotę znacznie większą siłę społecznego oddziaływania aniżeli wzorce nadchodzące z zachodniej Europy. Zmieniło się to wtedy, gdy żywioł węgierski zaczął ustępować austro-niemieckiemu z terenów rdzennej Austrii.

Mapa pokazująca Europę w 1510 roku wskazuje na utrwalanie się granicy europejskiego sposobu życia wzdłuż wschodniej granicy Rzeczypospolitej, co spowodowało, że Moskwa, nawet po rozbiorach Polski nie wchodziła w trwałe współistnienie z kulturą zachodnią. Wschodnia granica Zachodu oparła się wtedy – z jednej strony o muzułmański Krym, z drugiej – o prawosławie w postmongolskim wydaniu rodzącej się Rosji. Po wcieleniu przez nią (1478) państwa-miasta Nowogrodu Wielkiego przestała istnieć przestrzeń pośrednia a granica pomiędzy tatarsko-rosyjskim wschodem i polsko-litewskim zachodem ustaliła się również jako linia oddzielająca Rzeczpospolitą Polski i Litwy od państwa moskiewskiego, a na południu – od bałkańskich i czarnomorskich posiadłości tureckich. Granica podziału utrwaliła się teraz w postaci linia biegnącej od Finlandii i Zatoki Botnickiej, wzdłuż wschodnich granic Inflant i Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz naddnieprzańskich ziem ukrainnych – aż do północnych obrzeży Chanatu Krymskiego. Trwałą „wschodniość” typu brała teraz na swoje barki powstająca z moskiewskiej części Rusi Rosja carów.

Od omawianych wydarzeń upłynęło ponad pół tysiąca lat a uformowana wtedy granica pomiędzy europejskim Wschodem i Zachodem okazuje się trwała. Niezależnie od tego co nam podpowiada wyobraźnia, obraz pogranicza europejsko-rosyjskiego i odgraniczenie państw bałtyckich a także Białorusi od Rosji ma dzisiaj podobny przebieg jak zachodnie granice tej ostatniej sprzed pięciuset lat. Także i chwiejna jedność Ukrainy ma związek ze wspomnianą linią podziału, a jej zróżnicowanie na część ukraińsko- i rosyjsko-języczną jest zbliżone do dawnej granicy pomiędzy ukrainną częścią Rzeczypospolitej a Moskwą i krymskim chanatem. Nie wróży to trwałej jedności Republice Ukrainy, co potwierdzają doniesienia o odczuwanych przez ludność różnicach pomiędzy jej wschodnią i zachodnią częścią.

Sytuacja rodzącej się Rzeczypospolitej Obojga Narodów także była szczególna. Samo Królestwo Polskie miało wystarczającą siłę kulturową by oprzeć się niemczyźnie słabnącej również ze względu na pogłębiające się rozdrobnienie Rzeszy. Jego zachodnia granica okazała się trwała przez bez mała połowę tysiąclecia. Część polska poszerzała się najpierw kosztem zachodniej Rusi (w okresie panowania Kazimierza Wielkiego) a potem zamieszkałych przez Rusinów obszarów Wielkiego Księstwa Litewskiego. Największa zmiana dokonała się w następstwie Unii Lubelskiej (1569) przez ponad dwukrotne powiększenie się obszaru nazywanego „Koroną”.

            W ciągu dwustu lat, we wschodniej części Europy miały miejsce wydarzenia, które wydawały się trwale formować jej obszar. Wraz z rosnącą potęgą Rosji znajdującej się w rękach carycy Katarzyny, stuprocentowej Niemki, kiedy to Rosja stawała się najważniejszym mocarstwem regionu, zmieniło się radykalnie także jej usytuowanie na europejskim kontynencie. Z kraju uznawanego kiedyś w Paryżu, Wiedniu i Warszawie za barbarzyńskie obrzeże Azji przekształciła się w jedną z potęg rozgrywających historię europejskiego kontynentu.[3] Na mapie Europy z 1740 roku Rosja wciąż jest określana jako terytorium pozaeuropejskie i nie związane z dokonującym się na Zachodzie Oświeceniem. Europa w 1815 roku ma jednak kształt odmienny od wcześniejszej i jest  niełatwa w interpretacji. Nie tylko nie kończy się teraz na wschodnich kresach Rzeczypospolitej, lecz dopiero na Uralu i obejmuje powiększoną na zachodzie Rosję o tereny polskie aż po Kalisz. Stała się rzecz nieprawdopodobna. Rzeczpospolita, największe państwo europejskie, które do jej pierwszego rozbioru (1772) było uznawane nie tylko za część Europy, ale i niekwestionowany bastion graniczny wobec agresywnego Orientu, znika z mapy stając się tylko fragmentem całości i to nie jako granica europejskiej cywilizacji, lecz jako jej środek, którego dominantą staje się Rosja, jeszcze do niedawna uznawana za Europie obcą. Więcej, jej zachodnia granica biegnie przez sam środek na nowo uformowanego kontynentu, dzieląc go na część zachodnią i wschodnią. Podobnemu podziałowi ulega też i sama Rosja. Przestrzeń od Uralu po wschodnią granicę Prus zostaje uznana za część Europy, chociaż dwa razy większa Rosja zauralska pozostaje azjatyckim Orientem. Rodzi się pytanie, czy tego rodzaju zdarzenie oznacza początek europeizacji samej Rosji, czy wręcz przeciwnie – jedynie osłabienie europejskości centralnej części kontynentu?

W ostatnich latach istnienia carskiej Rosji w jej rękach znalazła się część chińskiej Mandżurii z niezamarzającym Portem Artura. Dzisiaj, to już przeszłość. Dotyczy to także wpływów Rosji w Europie Środkowo-Wschodniej. Jako obraźliwy policzek Moskwa odczuwa prozachodni zwrot Ukrainy, nie ma też pełnego zaufania do wiernej dotąd rosyjskości Białorusi, czy rumuńskojęzycznej ale zsowietyzowanej Mołdawii. Inaczej mówiąc, schyłek rosyjskiej dominacji w regionie jest widoczny, a słabość samego państwa będzie się zapewne pogłębiać pozostawiając coraz więcej miejsca dla inicjatyw lokalnych i regionalnych. Pytanie jakie się nasuwa, to stopień gotowości nierosyjskich krajów regionu do utrwalenia tej nowej mapy. Czy Polska ma szansę odegrać w tym większą rolę? W ramach tego, co dzieje się dzisiaj w stosunkach pomiędzy Rosją a Zachodem wciąż dominuje ta sama kwestia, czyli wyraźne rozgraniczenie pomiędzy głęboko odmiennymi kulturami. Jak jednak odnieść się do perspektywy tego, że jedna z nich – Rosja, może zniknąć jako licząca się siła, pozostawiając po sobie groźną próżnię? Gdzie znajdzie się wtedy buntujące się w obliczu dominacji Zachodu wschodnie obrzeże Unii Europejskiej?

[1] Ch. T. Evans, Ural Mountains, Novaonline.nvcc.edu.

[2] Zob. J. Hajnal-Konyi, European marriage pattern in historical perspective, London 1965.

[3] Warto przywołać wspomnienie sprzed dwóch stuleci. Po zwycięskiej wojnie z napoleońską Francją cesarz Rosji Aleksander I udaje się najpierw do Paryża, a potem do Londynu i Wiednia, gdzie gra rolę światowca zachodniego typu. Znamienny jest jednak jego rozkaz zakazujący jego armii obnoszenie się z jej zwycięstwem. Rosyjscy żołnierze stacjonujący we Francjji i będący główną siłą, która pokonała imperium Napoleona, otrzymali teraz rozkaz niepokazywania się w stolicy Francji, aby nie kompromitować widocznym brakiem  wuropejskiej ogłady cesarza-światowca.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.