NIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONY MUTANT FOXP2

Jeśli na kartce napiszemy: „hau!hau!” – każde „hau!” ze znakiem wykrzyknika, czytelnik bez wątpienia rozpozna, że idzie o szczekanie psa i może je tak właśnie – hau!hau! – przeczytać. Jednak pokazanie tej samej kartki samemu psu nie skłoni go do szczekania. W zapisanych literach nie odnajdzie swej psiej istoty, a kartkę najwyżej poszarpie. Jeśli zaszczeka, to zapewne w innej sprawie. Każdy powie, że to oczywiste: genetyczny zapis istoty psowatości nie obejmuje psiego samorozpoznania w znakach pisma. Pies, to pies i książek nie czyta. Zwodnicze byłoby jednak twierdzenie, że książki są domeną większości ludzkiej populacji. Nie czyta ich wielu: miliony analfabetów, drugie tyle ortodoksyjnych muzułmanów przeżywających żywe Słowo Koranu a nie jego literowy zapis, nie czytają również ci, którzy pomimo formalnego wykształcenia ograniczają swoje czytelnicze ambicje do instrukcji obsługi żelazka. A jednak umiejętność przekształcenia myśli ubranych w słowa w utrwalone znakami pismo jest istotą cywilizacji i – jak się okazuje – mocno wpisaną w genetyczną historię ludzkości jako jeden z najważniejszych przełomów.
O roli genów w ewolucji gatunku wiemy coraz więcej. Niektórzy uczeni uważają nawet, że istnieje „gen Boga”, leżący u podstaw żarliwej wiary genem obdarzonych i rozżarzający pewien fragment ich kory mózgowej. Ale są też ludzie tego genu pozbawieni. To zwykle osobnicy niewierzący, skłonni do wątpienia i świeckiego racjonalizmu. Pytanie, jakie dzisiaj zadaje sobie coraz więcej osób, to kwestia następstwa zdarzeń: czy ewolucja genetyczna jest skutkiem ewolucji ludzkich postępków i od nich zależna, czy też na odwrót, poziom intelektualny ludzkości rozwija się w rytmie zmian jej genetycznego wyposażenia?
Neurobiolog, prof. Jerzy Vetulani, obyty z przedmiotem badań, traktuje rzecz nieco humorystycznie („Błogosławiona mutacja genu FOXP2”, Gazeta Wyborcza z 17.06.2011). Dla nauk społecznych, ewolucja pewnego genu staje się wskazówką fundamentalną. Zakodowany jako FOXP2 ma być przyczyną głębokiego odróżnienia się ludzi od świata zwierząt. Jego mutacja, która miała miejsce jakieś czterdzieści tysięcy lat temu otworzyła możliwości komunikowania się za pomocą mowy. „To był” – powiada uczony – „wielki krok w naszej ewolucji, który wymusił wielką przebudowę mózgu – powstały tam specjalne centra słuchowe i ruchowe mowy”. Gromadzeniu słów przypisuje statystyczne dane mówiące, że średnia inteligencji rośnie z pokolenia na pokolenie.
Ta nowa umiejętność pozwoliła ludziom utworzyć mowę i obdarzyć gramatyką. I ona jednak uległaby stagnacji, gdyby nie kolejna mutacja. Pomysł na notowanie dźwięków w formie znaków doprowadził do wynalezienia pisma – fundamentu wszystkich wielkich cywilizacji. Różnica pomiędzy mową a pismem tylko z pozoru jest niewielka. Nieprawda, że pismo, to tylko zapis mowy. Nic bardziej zwodniczego. Mowa ogranicza się do najwyżej kilku tysięcy słów używanych potocznie, a ich liczba zależy od wykształcenia i słowotwórczych talentów mówiącego. Pismo natomiast, stało się podstawą wielotomowych słowników – zapisu nieraz kilkuset tysięcy (!) słów, umożliwiając bogactwo języka literackiego i specjalistycznego, a także magazynowanie i przekazywanie wiedzy ponad stuleciami. Bez pisma, ludzkość zatrzymałaby się na etapie wczesnego rolnictwa.
W tym miejscu pojawia się zagadka, która wcale nie pomaga odpowiedzieć na pytanie o nadrzędność roli jednostkowej świadomości w stosunku do tempa przemian całej populacji, czy też odwrotnie – to ewolucja społeczeństw wymuszała konieczne mutacje? Przypomina to dyskurs o tym, co było pierwsze – jajko czy kura? Coś musiało być pierwsze, ale tej właśnie kolejności odgadnąć nie potrafimy. Nie idzie jednak o zabawne kalambury, ale o procesy masowe, gatunkowe, w których rola najbardziej nawet genialnej jednostki jest właściwie żadna. To bardzo zła informacja dla polityków, uczonych, twórców i osób nawiedzonych. Zajęci własną wyjątkowością nie potrafią odpowiedzieć na najbardziej fundamentalne pytania, a na pewno nie mają odpowiedzi na pytanie o to, jaka nas czeka kolejna faza zmutowania. Wygląda na to, że zmiana przyjdzie sama wtedy, gdy uzna to za stosowne, jednak paradoksalnie – bez nas obyć się nie może. Bez nas by jej nie było, bo nie byłoby potrzebnej do zmiany substancji. Mutacja musi mieć substancję, jesteśmy więc jej niezbędni. Komu niezbędni i do czego właściwie potrzebni? Poziom naszej własnej wiedzy niewiele ma do rzeczy, skoro rzeczy dzieją się jakoś same.
Wróćmy jednak do cudu ludzkiej mowy i pisma. Są dowody na to, że o ile sam gen FOXP2 zmutował się samodzielnie i bez ludzkiej pomocy, to jednak wkrótce utracił kontrolę nad następstwami własnej mutacji, tworząc z ludzkości językowy galimatias. Dlaczego ta fundamentalna mutacja pozostawiła tak ogromny margines na samodzielne pomysły, unicestwiając możliwość łatwego porozumiewania się w jednolitym języku? Czyżby obdarzyła ludzi łaską, lecz pozostawiła wypełnienie nowych możliwości ich własnej pomysłowości?
Język, to otwarty zbiór znaków, zbudowanych z fonemów: morfemów, wyrazów, stałych zwrotów i wyrażeń. Definicyjnie proste, dlaczego jednak skutkiem „włączenia się” nowego mutanta genetycznego nie było powstanie jednego języka, jednakiego dla całej ludzkości, lecz pojawiła się istna Wieża Babel? Nie zadziałał właściwy mechanizm, czy też właśnie zadziałał lecz w sposób niezamierzony? Ludzie na świecie używają kilku tysięcy języków. Dawniej było ich znacznie więcej, ale przecież na początku nie było ich wcale. Dlaczego więc zero języków przekształciło się w ich dziesiątki tysięcy, by w perspektywie dziejów powrócić do kilku, a gdzieś w dalekiej perspektywie może nawet do jednego języka światowego? O co w tej ewolucji idzie? Dlaczego najpierw języki wysypały się jak z rogu obfitości, powstając w niezwykle rozrzutny sposób, potem obumierały, by dzisiaj skomprymować się do trzydziestu najważniejszych, którymi posługuje się pięć miliardów ludzi, czyli trzy czwarte ziemskiej populacji? Dlaczego z początku, język był narzędziem prostym, lecz z biegiem czasu stawał się gramatycznie coraz bardziej skomplikowany – jak np. łacina – po to tylko, by uprościć się ponownie w ramach jej ewolucji w języki romańskie. Dlaczego wreszcie ludzie, wpadając w podobnym okresie czasu na podobny pomysł zapisywania słów, wymyślili znacznie różniące się od siebie systemy pisma? Pismo alfabetyczne i chińskie hieroglify, to nie tylko krańcowo odmienne pomysły na zapisywanie znaczeń słów, ale też inny sposób widzenia świata. Czyżby mutacja była niepełna, wadliwa, czy też zawiódł sam jej mechanizm? A może mutacja genetyczna zakończyła się wraz z powstaniem samej możliwości pisania, a wszystko, co nastąpiło potem, powierzone zostało już tylko procesowi ewolucji społeczeństw ludzi i ich własnej wynalazczości? Czyżby gen FOXP2, zmutowany kilka tysięcy lat temu, był ostatnią genetyczną rewolucją? Pozostawiono nas już samych i całkowicie na własnym rozrachunku?
Odkrycia genetyków odtwarzają proces pojawienia się i rozwoju cywilizowanych społeczeństw. Nie dają odpowiedzi na inne fundamentalne pytanie: czy najpierw były ludzkie zdolności i wola, czy też pierwotna była owa mutacja genetyczna i to jej zawdzięczamy wszystkie dalsze osiągnięcia z opanowaniem globu ziemskiego przez jeden gatunek włącznie. A może wola i zdolności pojawiły się dopiero w dojrzałe fazie mutacji? Wtedy, rodziłaby się pokusa wskazania co najmniej dwóch przyczyn ewolucji ludzkości: jedną byłoby potwierdzenie istnienia Boga – to Stwórca spowodował powstanie i ujawnienie się genetycznego mechanizmu, który doprowadził do cudu Królestwa Bożego ludzi na ziemi, a potem uznał, że damy sobie już radę sami. Ludzie wierzący stają jednak przed wstydliwym dylematem. Pan Bóg, tak jak Bóg Voltair’a, okazałby się niezdolny do wszechmocności i zmuszony do postępowania zgodnego z jakimiś prawami od niego niezależnymi. Taki nie-wszechmocny Bóg nie mógłby zostać Bogiem islamu, Bogiem Żydów, czy ortodoksyjnych chrześcijan, bo tam nie jest związany z niczym, z żadnymi prawami fizyki. Jak dowodził muzułmański mistyk al-Ghazali – jeśli by Bóg postanowił, by kłębek bawełny wrzucony w ogień zamienił się w wodę, tak by się stało. Żadna religia monoteistyczna nie potrafiła wyjaśnić sprzeczności między boską wszechmocnością a prawami fizyki. Ale już Azja poradziła sobie lepiej i tego dylematu nie doświadczył ani hinduizm, ani buddyzm i chiński taoizm. Wszystkie upatrują sprawczej przyczyny w siłach i prawach Kosmosu ubranych w szaty bóstw. Może więc w tym, w pewnym sensie kompromisowym kierunku, pójdzie światowa ewolucja wiary w nadprzyrodzoną sprawczość i muzułmański Allach zbliży się do Wisznu a Mahomet do Buddy?
Drugi typ rozumowania prowadzi do ewolucjonizmu. Jak twierdził Gerhard Lenski w Human Societies. An Introduction to Macrosociology – wraz z rozwojem wrażliwości na bodźce zmysłowe, ludzie wyuczyli się przekazywania informacji poprzez osobiste doświadczenia, posługując się znakami i rozwijając zdolność logicznego myślenia. W końcu, stworzyli symbole używając języka i pisma oraz samodzielnego naśladowania mechanizmu genetycznej ewolucji. Postęp w tej dziedzinie przełożył się na procesy w systemie ekonomicznym, politycznym, w dystrybucji dóbr oraz w innych obszarach życia społecznego. Możliwe więc, że z czasem rozwój tych umiejętności pozwoli nawet na świadomą kontrolę samej ewolucji biologicznej. Byłoby to jej swoistym ukoronowaniem, ale czy świat bez Istoty Wyższej może być akceptowany przez nosicieli „genu Boga”, lub przez zwyczajnie nieprzekonanych?
Ktoś rządzi naszym losem, czy też jesteśmy jego panami? Jak dotąd, pytanie pozostaje bez odpowiedzi, aczkolwiek rodzą się pewne podejrzenia co do tego, że tak zwani decydenci, oceniani w dłuższej perspektywie, nad swoimi decyzjami nie panują wcale. Siedemdziesiąt lat temu, panem Europy był niejaki Adolf Hitler, zbrojny w miliony fanatycznych zwolenników gotowych oddać życie za niego samego i Heimat. Dzisiaj, pamięć o nim jest skutecznie przykryta marzeniem o jedności Unii Europejskiej z jej pogodnym, nieco naiwnym – by nie powiedzieć – nieuleczalnie pacyfistycznym nastawieniem do świata. Sam Hitler jest dla współczesnych Europejczyków nie tylko zbrodniarzem, ale i nieszczęsnym psychopatą. Pomimo tego, że Niemcom przypisuje się winę za nie tak dawną hekatombę ofiar dwóch światowych wojen, obozów śmierci i krematoriów, to jednak właśnie od Niemiec oczekuje się nowego rodzaju przywództwa, które zapobiegłoby rozwinięciu się „greckiego syndromu” i ewentualnemu rozpadowi Unii. Może jest to dowodem na to, że ujawnia się właśnie nowy „gen wspólnotowy”, powoli usuwający nacjonalizmy w imię miłości bliźniego, a hasło „kochajmy się niezależnie od wyznawanej religii i koloru skóry!”, zacznie powoli zastępować zło i wszeteczeństwo?

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.