PLEMNIKI IN VITRO, CZYLI MIĘDZY POSŁEM ŻAŁKIEM A POSŁEM MILLEREM

Narodziła się w naszej polskiej polityce rzecz prawie niemożliwa: wspólne poczucie honoru odczuwane jednakowo przez skrajną prawicę i postkomunistyczną lewicę. Dokonało się to w najbardziej intymnej przestrzeni ludzkiego życia związanej z zapładnianiem. Znamienne, że najmniej na ten temat gotowe są dyskutować kobiety, niezależnie od tego, do której z politycznych opcji należą. Nawet Beata Kempa nie pcha się tym razem do pierwszego szeregu debatujących i nie przekrzykuje z Gowinem, Żałkiem i Goodwinem. Zaskakująco za to jest im bliski w tej swoistej logice wywodu sam Leszek Miller, teoretycznie usytuowany po drugiej stronie barykady. Wszystkich łączy niewypowiedziane przekonanie, że ludzki zarodek ma w sobie coś zdecydowanie męskiego. Leszek Miller zasłynął nawet powiedzeniem, że „udział mężczyzny w zapłodnieniu jest znaczący”. O kobiecie ani słowa. Wiadomo, że jest i że bierze udział, ale gadać o tym nie warto, bo i nie ma o czym, skoro jest on (ten udział) najwyżej bierny. Podejrzewam więc wszystkich dyskutantów o następującą logikę rozumowania:
1. Słowo „zarodek” w języku polskim jest obdarzone rodzajem męskim. Panowie posłowie zapewne sądzą, że dzieje się tak nie bez przyczyny i czują się w związku z tym osobiście zań odpowiedzialni.
2. Tym czymś (albo może kimś), co powoduje zapłodnienie jest plemnik, bo co innego? Tutaj, z kolei, użycie rodzaju męskiego nie jest domyślne, lecz ma oczywiste podstawy i jest uzasadnione bez wątpienia. Plemnik, to na pewno ON.
3. Męski plemnik jest obdarzony nadzwyczajną aktywnością, potrafi bowiem zapłodnić kilka zarodków. To przyjemne i ekscytujące (Miller), ale grzeszne i bezbożne (Gowin).
4. Podczas zapładniania „in vitro” tworzy się potencjalnie więcej przestrzeni dla aktywności męskich plemników, niż to wynika z medycznej potrzeby. To przyjemne („znaczący udział mężczyzny”), ale i grzeszne, bo co mianowicie mężczyzna musi zrobić ręką by doprowadzić do wytrysku „in vitro”? Onanista! Fe!
5. Do dalszego postępowania przy tworzeniu nowego życia użyty zostaje zresztą tylko jeden. A reszta? W zupełnie niedemokratyczny sposób jeden zostaje (bo najsilniejszy), a reszta – do lodu! To nie tylko wstrętne, ale i niesprawiedliwe. Nie dają tym wielu szansy przegłosowania tego jednego. A może te pozostałe zjednoczyłyby się i razem, w zespół, wyeliminowały najsilniejszego, tworząc zupełnie nową zarodkową jakość? Posłowie Piecha i Żałek czują się osobiście dotknięci, że plemniki, z którymi wydają się utożsamiać, mogą skończyć w zamrażarce, a nie w życiu sejmowym i nikt nie przejmuje się ich losem.
Poseł Błaszczak nie wygląda na osobę nadmiernie przywiązaną do poziomu żywotności produktów jego własnej natury, więc ma podstawy dowodzić, że zamiast tworzyć i rozmnażać zarodki, z których tylko część może zostać uczłowieczona, należy zająć się adopcją całej rzeszy już istniejących sierot, a zarodków nie tylko sztucznie nie tworzyć, ale nawet o tej grzesznej czynności nie myśleć ani przez chwilę. Zamysł tyleż wzniosły, ile pozbawiony myśli o „konserwatywnej naturalności” życia człowieka. Pan poseł nie ma chyba zbyt wielkiego rodzicielskiego doświadczenia, skoro nie wie o tym, że słowo „rodzic” niesie ze sobą pewną informację: „dziecko rodzone” jest czymś dla rodziców naturalnym nie tylko dlatego, że jest urodzone, małe i własne, lecz głównie z powodów czysto biologicznych. Niesie bowiem ukrytą głęboko w podświadomości jego rodziców nadzieję na genetyczną nieśmiertelność. Ludzie wiedzą, że sami są śmiertelni, ale ich geny – teoretycznie śmiertelne nie są, mogąc być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Najbardziej znany współczesności Prezes żyje w samotności i pomimo wysokich dochodów i stałej ochrony nie kwapi się by przygarnąć jakąś sierotę, która nie jest kotem. Na takim samym wrodzonym ludziom genetycznym egoizmie, oparte jest prawo spadkowe. Spadkodawca pragnie przecież, by spadkobierca majątek pomnażał ku chwale spadkodawcy, a nie by to robił ktoś obcy. Dziwne, że najbardziej konserwatywna część klasy politycznej nie zdaje sobie sprawy z tego, że jednym z najsilniejszych – naturalnych, „konserwatywnych” oraz genetycznie motywowanych przyczyn chęci posiadania potomstwa, jest podświadomy zamysł rodziców zapewnienia sobie nieśmiertelności przez genetyczne przedłużenie życia za pośrednictwem zrodzonego potomstwa. Poseł Błaszczak proponuje jednak, by tak własne dzieci potraktować sieroty, czyli dzieci innych rodziców, przenoszących geny ich, tych rodziców, a nie nasze. Chwalebne to i altruistyczne, ale – w swej istocie – bardziej lewicowe i liberalne niż tradycjonalistyczne i konserwatywne. Prawdziwy konserwatysta chce mieć dużo dzieci, ale własnych, a nie czyichś. Przedkładanie przysposobionych sierot nad własne potomstwo jest dla historii ludzkości zupełnie nowatorskie i całkowicie niezgodne z jej naturą.
Co zatem czyni polską prawicę tak niechętną dzieciom zrodzonym w próbówce? Co również ją łączy z bardem postkomunistycznej lewicy? Fraza wypowiedziana przez Millera może być przecież uznana za równoznaczną z dezaprobatą onanizmu, który powoduje, że „rola mężczyzny w zapłodnieniu” staje się jałowa. Trop prowadzi do Starego Testamentu. Oryginalny tekst Biblii przytacza zdarzenie związane z niejakim Onanem, który „tracił z siebie nasienie na ziemię, aby nie zbudził potomstwa bratu swemu”. Ten sposób postępowania Onana nie spodobał się Jahwe, który też onanistę pozbawił życia. Warto zauważyć, że Biblia – za Leszkiem Millerem i posłem Błaszczakiem – potraktowała onanowe plemniki jako zalążek życia na długo przedtem, zanim zdołałyby zapłodnić jajo. Okazały się już cenne długo przedtem zanim spowodowały powstanie zarodka. Rzucanie ich na pustynny piasek okazało się więc równie karygodne, jak dzisiejsze zamrażanie zarodków powstałych w następstwie aktywności P.T. plemników. I również w biblijnej przypowieści, rola kobiety w procesie tworzenia nowego życia, jeśli nie jest niejasna, to na pewno bierna i wtórna wobec „znaczącej roli mężczyzny”. On, Onan, jest w tej historii aktywny i świadomy, rzucając plemniki na piasek. Domyślić się można, że jajo oczekujące na zapłodnienie tkwi gdzieś jałowo w ciele jego szwagierki – Tamar, ale możemy się tylko tego domyślać, bo nad kobiecymi szczegółami potomstwa Księga się prześlizguje, a Millera przy tym nie było. Wiemy natomiast, że Onan nie chce z nią współżyć, ponieważ zgodnie z tradycją żydowską, dziecko dziedziczy wyznanie i osobowość po matce, nie po ojcu i Onan, świadom skutków małżeństwa z wdową po starszym bracie (lewirat) wiedział, że dziecko nie zostałoby uznane za jego własne, lecz za potomstwo zmarłego brata. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jego argumenty nie były całkiem pozbawione naturalnych racji i Jahwe pospieszył się chyba z pozbawieniem go życia nie biorąc pod uwagę ojcowskich uczuć bohatera.
W kulturze judaistycznej, która jest również starożytnym źródłem ortodoksyjnego katolicyzmu reprezentowanego przez posłów przeciwnych metodzie „in vitro”, istniały tak silnie rozbudowane nakazy rozrodczości, że uważano, iż stosunek płciowy nie powinien mieć innego celu jak tylko narodziny potomstwa. Powinien zatem wieść do wytrysku nasienia do pochwy, nie zaś być kierowany gdzie indziej. Wytrysk daremny porównywano z zabójstwem, ponieważ niszczony był materiał, z którego mogło powstać życie. Każda „pusta” ejakulacja, prócz tej, dokonanej do pochwy żony, była uważana za zbrodnię. Mężczyznom zalecano, aby unikać podniet psychicznych oraz bodźców fizycznych, które mogły zwiększyć prawdopodobieństwo polucji nocnych. Masturbacja uważana była za ciężki grzech niezależnie od tego, czy mężczyzna był żonaty, czy wolny. Tyle, że starożytni Żydzi nie znali metody „in vitro”. Gdyby Onan ejakulował do naczynia, w którym jakimś przypadkiem znalazłoby się jajo jego szwagierki, może uniknąłby klątwy Boga i niegodnej śmierci.
Posłowie zwalczający metodę „in vitro” zabrnęli w ślepy zaułek. Jest faktem, że jej początkiem jest konieczny wytrysk męskich plemników do szklanego naczynia (vitro), a nie do kobiecej pochwy. Jednak, w ostatecznym rozrachunku prowadzi do powstania nowego życia, a nie do jego unicestwienia. Zabawne, posłom szklane naczynie bardziej kojarzy się jednak z bezbożnym onanizmem, a nie z celem, któremu naprawdę służy, to jest z prokreacją, nie zaś unicestwianiem życia. Za bardzo fascynuje ich techniczna stroną zagadnienia, a nie sam zamiar utworzenia nowego życia przez pary, które tego zrobić nie mogą w „Boży sposób”. Trudno o większy brak konsekwencji.
Na pocieszenie posłom opierającym się metodzie „in vitro” ze względu na techniczne skojarzenia z onanizmem, warto przypomnieć, że są w tym przekonaniu zgodni z twórcą mahometanizmu, dla którego praktyka wydobywania nasienia bez pełnego stosunku pochwowego była grzechem tak wielkim, że unieważniającym post w świętym miesiącu Ramadanu. Według hadisu przekazanego przez Hasana ibn Arfaha, Mahomet miał powiedzieć, że „siedmiu ludzi jest tak odrażających, że Allach nie spojrzy na nich w Dzień Sądu: onanista, osoba uprawiająca sodomię, osoba na której praktykowano sodomię, alkoholik, człowiek, który bije swoich rodziców tak, że krzyczą o pomoc, człowiek, który krzywdzi swoich sąsiadów tak, że mu złorzeczą oraz człowiek, który ma stosunek z żoną swego sąsiada”. Mahomet nie znał metody in vitro, nie wiadomo zatem, czy uwiodłaby go w niej siła dążenia do posiadania potomstwa, czy też wzbudziła obrzydzenie konieczność aktu onanizmu go poprzedzająca. Tak czy owak, dyskutującym zacięcie na ten temat warto polecić angielski osiemnastowieczny esej o nieco długim tytule: „Onania albo haniebny czyn autopolucji i jego wszystkie przerażające konsekwencje dla obu płci, z duchownymi i medycznymi poradami dla tych, którzy już się skrzywdzili tym wstrętnym zwyczajem” (Londyn 1810). Fachowcy od biznesu, twierdzą jednak, że ponad wszelką wątpliwość, prawdziwym celem eseju wcale nie było odwodzenie ludzi od nałogu onanizmu, ale promowanie biznesu w postaci reklamy proszku mającego leczyć kiłę. Ciekawe, czy w polskiej debacie o niesłuszności „in vitro” też odkryje się kiedyś drugie dno?

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.