POBOŻNY ORGAZM IMAMA.

Gazeta Wyborcza z 12 listopada, w niezmiennym trudzie odnajdywania przykładów wzajemnej tolerancji, opublikowała trzy religijne przypowieści: rabina, księdza i muzułmańskiego imama. Zamiar był zbożny i miał pewnie na względzie wykazanie, że każda religia ma swój odrębny obszar duchowości i własną ścieżkę do nieba. Każdej z nich należy się więc taka sama porcja szacunku i tolerancji. Każdy z trzech reprezentantów wielkich monoteistycznych religii relacjonował swoje reakcje na najczęściej zadawane pytania, stawiane jednak nie tyle przez wiernych, ile przez ciekawskich. Muzułmańskiego imama najczęściej pytano o pozycję kobiet, bo i powszechnie wiadomo, że rola płci słabej jest w tradycji islamu jakoś dwuznaczna. Imam zaskoczył wszystkich oczekujących, że oto od razu przyzna, iż kobieta jest tam najwyżej połową mężczyzny i że taka właśnie jest wola Allacha. Jego sprowadziła się tymczasem do prowokującego pytania: czy na Zachodzie równie powszechnie wiadomo, że muzułmańska kobieta posiada bezwzględne prawo do orgazmu? Okazuje się bowiem, że orgazm w świecie wiernych Mahometa, to nie kwestia męskiej dobrej woli, czy też zwykłego przypadku w męsko-damskiej łóżkowej przygodzie, lecz ważny paragraf prawny, taki sam jak przestępstwo, czy występek braku dostatecznej wiary w Objawienie. Kobieta bowiem, która dowiedzie, że nie doznaje orgazmu, ma prawo otrzymać rozwód. Aż dziw, że w dzień po publikacji – turystycznych biur nie wypełniły rzesze europejskich emancypantek żądnych spełnienia marzenia nigdy nie kończącego się szczytowania. Nie wypełniły się, bo i prawdziwość islamskiej teorii o prawie do orgazmu jest z wielu przyczyn ograniczona a materia sprawy skomplikowana. Poświęcam im jednak niniejszy komentarz w przekonaniu, że nasze emancypantki pokusie jednak ulegną, albowiem – jak powiada Święta Księga muzułmanów – „uległość niewiast powinna dla nich być ochroną od złego z niemi obchodzenia się” (Koran 4:34).
W świecie islamu, zgodnie z jego wielkimi szkołami prawnymi decydującymi o tym, co jest karalne, a co ścigane prawem nie jest, wypracowano pogląd stawiający rolę prawa w zupełnie innej roli, niż ma to miejsce w tradycji Zachodu. Tutaj, w Europie i obu Amerykach, karalność jest następstwem czynu uważanego za występek. Karze podlega tylko to, co jest powszechnie uważane za czyn szkodliwy. Inne, obojętne dla otoczenia lub dla niego korzystne, nie są przez system prawny brane pod uwagę jako sfera nieszkodliwości lub prywatności. W świecie islamu, który przybliża się do Zachodu coraz groźniejszymi krokami, klasyfikacja ludzkich czynów podlega jednak innej filozofii.
Cechą prawa rozwiniętego przez muzułmanów jest jego całościowość, czyli tendencja do nie pozostawiania człowiekowi niczego, co byłoby wolne od ścisłych regulacji. Wedle tej idei, prawo musi zapewniać mu wszystkie warunki rozwoju fizycznego i duchowego. Prawo ma go więc prowadzić przez całe jego życie, a nie tylko kontrolować czyny pod wybranym kątem (na przykład szkodliwości dla innych). Powoduje to, że – w przeciwieństwie do rozumienia roli prawa w naszej strefy cywilizacyjnej – czyny muzułmanina niosą z góry założoną treść i dzielą się na pięć dokładnie skodyfikowanych kategorii. Oto one:
• Czyny obowiązkowe;
• Czyny godne pochwały;
• Czyny dopuszczalne;
• Czyny godne potępienia;
• Czyny zabronione.
Wedle interpretacji muzułmańskich prawników, Koran nie daje człowiekowi drogi wyboru – prawości lub grzesznej nieprawości. Grzech jest tam skategoryzowany nie jako niegodziwość wobec wiary, ale forma występku zasługującego na karę. Istotą prawości jest bezwzględne poddanie się Bogu, czyli wejście na ścieżkę (szaria’t) prowadzącą wprost do Raju. Jeśli zejdzie na drogę nieprawości, zostanie osądzony nie tylko na Sądzie Ostatecznym, ale już tu, na ziemi, albowiem niedowiarstwo i bezbożność należą do czynów zabronionych i zagrożonych nawet karą śmierci. Muzułmański system prawny nie ma na celu, tak jak to ma miejsce w prawie typu europejskiego, rozstrzyganie sporów między stronami oraz urzędowe karanie przestępców, lecz jego przeznaczeniem jest pomoc wiernym w utrzymaniu się w stanie nieustającej pobożności. Prawo nie jest tam bytem samoistnym, obiektywnym odniesieniem do kryteriów nie czynienia zła innym, lecz wykazem zadań uświęconych Boskim pochodzeniem sięgającym Koranu i Sunny Proroka. Ma charakter wszechstronny i obejmuje wszystkie sfery życia człowieka: zarówno te, związane ze sprawami świeckimi, jak i religijnymi, moralnymi oraz etycznymi, rodzinnymi i handlowymi. Mówi w co powinien wierzyć muzułmanin i w jaki sposób ma swą wiarę manifestować, co samo w sobie prowadzi do nagrody w zaświatach. Obejmuje całościowo te wszystkie sfery życia, które w prawie europejskim regulowane są przez różne dziedziny – prawo cywilne, karne, handlowe i rodzinne oraz kościelne prawo kanoniczne a także te, które są w reszcie świata pozostawione w sferze prywatności. W systemie muzułmańskim takiego rozgraniczenia nie ma i wszystkie odpowiedniki działów prawa typu europejskiego gładko na siebie nachodzą oraz służą prowadzeniu wiernego właściwą ścieżką przez życie, nie zaś prostemu zapobieganiu występkom. Z tego powodu, nie może w przestrzeni prawdziwego islamu zaistnieć nauka o społeczeństwie, jego prawie czy ekonomii, jako odrębnych dziedzinach wiedzy badających obiektywne mechanizmy społeczne. W ujęciu prawa koranicznego takich mechanizmów nie ma, albowiem wszystko jest dziełem Allach, który nie tylko – ze swej istoty – nie poddaje się ludzkim badaniom, ale próba analizowania jego woli jest sama w sobie bluźnierstwem zasługującym na karę. Jak zauważył w „Źródłach mahometańskiej jurysprudencji” (1950) znawca islamskiego prawa Joseph Schacht – „prawnik rzymski dlatego pozyskiwał klientów, że dbał o ich interes. Prawnik muzułmański stara się pokazać jak i kiedy jego klient wykazuje swą pobożność”.
Powróćmy do tytułowej kwestii. Czy można orgazm jako taki uznać za jakiegoś rodzaju stan pobożności? Okazuje się, że można, choć sprawa nie jest dosyć zawiła oraz dotyczy tylko żony wyznawcy. Tylko ona, jako małżonka, może z braku orgazmu wyciągać konsekwencje prawne wobec męża. Rzecz wygląda podejrzanie na pierwszy rzut oka każdego mężczyzny, który doskonale wie, że jego orgazm, nawet jeśli nie jest chroniony prawem a jego brak nie da się zaszeregować w żadną z pięciu wyżej wymienionych kategorii prawnych, to jednak on sam może do niego doprowadzić w zasadzie wedle woli i nawet bez udziału małżonki. W tej przestrzeni mężczyzna jako taki ma istotną przewagę nad kobietą, nie będąc od niej w orgazmie zależnym i może w tym liczyć sam na siebie. Muzułmański mężczyzna tymczasem, zgodnie z prawem islamu nie może jednak – w przeciwieństwie do małżonki – swego prawa do orgazmu dochodzić w sądzie, musi więc zostać z problemem „sam na sam”, co jednak nadaje prawu do orgazmu po jednej i drugiej stronie łoża rodzaj fałszywego brzmienia.
Po takiej konkluzji imam z Wyborczej uległby uczuciu triumfu. Jak można mówić o gorszej pozycji muzułmanki w relacji do jej męskiego współwyznawcy, skoro w tak podstawowej dla człowieka sprawie, jaką jest seks, osiągnięcie przez nią orgazmu jest prawnie usankcjonowanym obowiązkiem męża, podczas gdy on sam w kwestii jego własnego żyć musi bez prawnej ochrony? Dla osoby postronnej może to wszystko brzmieć jak niezbyt smaczny żart, ale w rzeczywistości i wbrew pozorom wcale żartem nie jest. To tylko bardzo szczególna logika, tyle, że nie poddająca się rygorom arystotelesowskiego rozumowania.
Inna logika niż w Europie kieruje bowiem w świecie islamu łączeniem się ludzi odmiennej płci w pary. Jak zauważył Muhammad Abu Rayhab al-Biruni „Kobietę poślubia się z czterech przyczyn: „dla jej pozycji społecznej, dla jej bogactwa, dla jej piękna, dla jej pobożności. Muzułmanin powinien poślubiać wyłącznie kobiety pobożne”. Czy pobożna kobieta powinna oczekiwać orgazmu? Ależ oczywiście! Pobożność oznacza przecież postępowanie zgodne z zasadami koranicznego prawa, a skoro ono uznaje orgazm za jej niezbywalne prawo, to znaczy też, że ten stan mieści się w definicji pobożności. Starajmy się zrozumieć: pobożność to nie jakieś ekstraordynaryjne modły, ofiarność, czy własny stosunek do Boga, lecz zwykłe postępowanie, tyle że zgodne z pobożnym prawem. Jeśli orgazm jest zgodny z prawem, z samej definicji staje się więc zdarzeniem pobożnym.
Męskie rozumienie pobożności może być jednak inne i to równie dobrze uzasadnione świętymi tekstami. Dopuszczają one bowiem czyny, które – jak może się wydawać europejskiemu laikowi – stoją w istotnej sprzeczności z możnością osiągnięcia orgazmu przez kobietę, skoro jak ogłosił inny muzułmański uczony – Muhammad Zaki Abd al-Qadir: „kobiety lubią trudnych mężczyzn, takich, którzy potrafią je złamać. Nawet wtedy, gdy wrzeszczą… w swoich sercach czują przyjemność swej słabości w stosunku do siły ich mężczyzn”. Jest prawdą, że dodał przy tym, że nie należy sytuacji wykorzystywać, by ofiary kaleczyć, czy też „łamać jej kości”. Przeciętny Europejczyk nie znajdzie zapewne w sobie zbyt wiele wyobraźni, by połączyć orgazm z biciem, okaleczaniem i łamaniem kości, ale wyobraźnia zawodzi nas również i w innych przypadkach.
Czynem obowiązkowym jest więc dla muzułmańskiego męża (tylko w małżeństwie można doznać legalnego orgazmu) zapewnienie żonie szczytowania w trakcie stosunku płciowego. Doświadczenie ludzkości świadczyłoby raczej o tym, że osiągnięcie przez kobietę orgazmu wymaga ciepła, intymności i męskiej delikatności. Muzułmańskie rozumienie tej samej kwestii jest zupełnie inne. Szczególnej logiki nadają sprawie obowiązujące wszystkich wersety Koranu. Na przykład takie oto:
„Żony powinny być posłuszne, zachowywać tajemnice mężów swoich, gdyż pod ich straż niebo je oddało; mężowie doznający ich nieposłuszeństwa, mogą je karać, zostawić w osobnych lożach, a nawet bić je; uległość niewiast powinna dla nich być ochroną od złego z niemi obchodzenia się (4:34). Mężczyzna może jednak (poza okresem menstruacji i okołoporodowym) zawsze wymagać od żony współżycia seksualnego, albowiem „wasze żony, są to wasze pola, uprawiajcie je, ilekroć wam podobać się będzie (2:223). Innymi słowy: bierzcie je kiedy macie ochotę i dajcie im orgazmu ile wlezie, ale o jego ochronie mowy nie ma tu jednak mowy. Czyżby więc nasz imam nie przeliczył się w powszechnym pośród muzułmanów przekonaniu o nieuctwie i głupocie niewiernych?
Kilka tygodni temu prasa doniosła o uczynku pewnego pakistańskiego mułły, który podrzucił niepełnosprawnej chrześcijańskiej dziewczynce podarte kartki Koranu. Niszczenie świętego tekstu jest czynem grożącym karą śmierci. Gdy rzecz się wydała, tłumaczył, że liczył na wzniecenie gniewu ludu i wygnanie chrześcijan z jego miejscowości. Wzbudziło to jednak nie gniew, ale niesmak i potępienie tyle, że mułła – zgodnie z muzułmańskim prawem szariatu – kary nie poniesie, ponieważ – jakkolwiek czyn był „godny potępienia”, to jednak powodowała nim „pobożność”, a ta karalna być nie może. Też logika, tylko gdzie tu Arystoteles?
We wszystkim, co dotyczy prawa, najważniejsza jest rzeczywista możność egzekucji jego przepisów. W jaki sposób kobieta ma wyegzekwować małżeńskie prawo do orgazmu, skoro musi mieć świadka na jego brak? Kobieta ma bowiem przed sądem mniej praw, niż mężczyzna. Koran jest w tym względzie jednoznaczny: „Niech wezmą dwóch ludzi za świadków, albo w niedostatku jednego lub dwie niewiasty, wybrane według waszej woli; jeżeli by jedna z nich pomyliła się przez zapomnienie, druga jej przypomni prawdę” (2:282). W tej sytuacji skuteczne przeprowadzenie dowodu na brak orgazmu, staje się w obliczu z zasady męskiego składu muzułmańskiego sądu zadaniem zgoła niewykonalnym. Prawo kobiety do orgazmu może istnieje, tyle że ona sama praw nie ma niewiele. Refleksja imama jest więc zwodnicza.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.