JUDEO-POLONIA CZY POLONO-JUDEA? KOOPERACJA CZY KONKURENCJA?

Wahałem się czy ulec namowom i podjąć analizę tak delikatnego problemu jakim jest w dziejach naszego regionu Europy tak zwany problem żydowski. Jest on o tyle szczególny, że trudno go rzetelnie omówić go nie będąc pomówionym o stronniczość i nie narazić się wpływowym i opiniotwórczym środowiskom dla których sprawa wiąże się z powiązaniami rodzinnymi czy układami towarzyskimi. Ktoś powie, że to kwestia na tyle odległa, że takiego niebezpieczeństwa nie ma. Myli się głęboko, ponieważ region jest ojczyzną zarówno polskości jak i współczesnej żydowskości. W obiegowy sposób trudno omawiać sprawę która budzi tak wiele emocji. Powszechnie uważa się zresztą, że jeśli opis nie zawiera ocen negatywnych to ma charakter filosemicki. Jeśli nie zawiera nawet ostrożnych pochwał, łatwo podpada pod miano antysemityzmu. W tej sytuacji, przestrzeni dla obiektywnej analizy oddającej istotę problemu nie ma, są za to opinie mniej lub bardziej emocjonalne i pozbawione merytorycznej wartości. Dlaczego tak się dzieje i jaka jest przyczyna tego, że problem stał się jednym z niewielu nie poddających się obiektywnej ocenie? Uważamy, że przyczyną omawianego stanu rzeczy jest to, że kwestia już dawno stała się częścią narodowej świadomości zarówno Polaków jak i Żydów, współtworząc przy tym ich kulturową tożsamość. Trudno w tej sytuacji zachować obiektywizm i pozbyć się emocji.

Wbrew powszechnym  opiniom judaizm ukształtował się nie jako fenomen światowy, lecz regionalny. Miało to miejsce w Pierwszej Rzeczypospolitej i w okresie porozbiorowym, był przy tym na tyle silnym elementem kulturowym, że pod jego wpływem nie tylko przybrał tu ostateczną formę ale stało się to również trwałą cechą polskiej tożsamości. Tyle, że żadna ze stron nie chce tego uznać, co też i wciąż prowadzi do daleko idących nieporozumień.

Stosunki polsko-żydowskie odegrały szczególną rolę nie tylko w przestrzeni ewolucji tożsamości obu narodów lecz i w historii wschodniej części kontynentu. Dokonywały się na ogromnej przestrzeni Pierwszej Rzeczypospolitej w czasie jej rozkwitu, gdy zajmowała prawie trzecią część obszaru ówczesnej Europy. Odegrały także ważną rolę w kształtowaniu się tożsamości zarówno Polaków jak i Żydów a także ich stosunku do reszty świata. Wspólna przeszłość jest do dzisiaj żywa w pamięci historycznej obu narodów, pomimo dzielących je  głębokich różnic. Wciąż jest jednak problemem prowadzącym do nieporozumień.

Dzisiejszy Izrael jest odległym echem zniszczenia przez nazistów środkowoeuropejskiego najonalizmu żydowskiego, tyle, że to współczesna Polska wyłoniła się jako ostateczny rezultat tego wydarzenia i pozbawienia regionu dawnego układu narodowościowego. Czysto żydowski Izrael staje się w tej sytuacjo czynnikiem zewnętrznym. Niewiele jednak brakowało aby żydowskie państwo powstało w Europie Środkowej wykrojone z dawnych terenów Pierwszej Rzeczypospolitej, a nie gdzieś na Bliskim Wschodzie. Pytanie o to, czy ten proces przetrwałaby sama polskość i jak kształtowałaby się wobec niego żydowskość, wciąż pozostaje bez odpowiedzi, ale doświadczenie stosunków arabsko-izraelskich skłania do domniemania, że konflikt interesów byłby nie mniej gwałtowny ale to polskość ucierpiałaby bardziej niż żydowskość.

Aszkenazyjscy Żydzi będący dziś większością populacji Izraela nie mają wiele wspólnego z ich wcześniejszymi pobratymcami współtworzącymi kiedyś średniowieczną Hiszpanię gdzie sefardyjski judaizm rozkwitał. Mają za to wiele więzów z tą jego formułą, która zrodziła się na terenach dawnej Rzeczypospolitej. Pamięć o wspólnej historii ma wciąż wpływ na rytm kultury narodowej w obu krajach. W Izraelu przybrała formę romantycznej tęsknoty za dziejami żydostwa nad Wisłą, Niemnem i Prutem, w Polsce przybrała postać sporów kulturowych pomiędzy filosemickimi „Europejczykami” i „prawdziwymi Polakami” pomawianymi o antysemityzm. Tyle, że obydwa podejścia zawierają w sobie więcej ideologii niż analizy oddającej istotę sprawy. Tym, który poświęcił wiele ze swej twórczości zagadnieniu i poddał go głębokiej analizie był Feliks Koneczny (1863-1948), ale wydarzenia potwierdzają domniemania o niechęci do rzetelnej analizy problemu. Jego dzieła nie doczekały się kontynuacji ani nawet poważnego komentarza zarówno przed wojną jak i w okresie powojennym, a nazwisko było wykreślane z historiografii nie pojawiając się nawet w specjalistycznych opracowaniach. Dzisiaj, rzecz powoli odżywa, ale ze względu na długoletni brak poważnej analizy i mimo prawie stu lat jakie upłynęły od tamtych czasów kwestie są wciąż aktualne. Wzamacnia to tylko argument o nadzwyczajnej delikatności polsko-żydowskich relacji, skoro wciąż trudno jest doczekać się rzetelnego, obiektywnego i naukowego ujęcia zagadnienia.

Istotą fałszywości postrzegania stosunków polsko-żydowskich jest wydający się oczywistością fakt, że ktoś może bez trudu czuć się Żydem i jednocześnie Polakiem. Zagadką jest jednak to, dlaczego relacja odwrotna nie jest możliwa i Polak bez żydowskich korzeni nie może poczuć się Żydem jeśli się nim nie urodził. Polakiem jest się z używanego języka i własnego przekonania, Żydem jest się z urodzenia, a nie z samej tylko chęci i sympatii do narodu. Jest się nim nie tyle z wyboru ile z samego urodzenia. Polskość można przy tym zmienić na francuskość, brytyjskość czy niemieckość, żydowskości pozbyć się nie można. Tej pozornej nielogiczności nie potrafi wyjaśnić nikt a przecież to ona jest istotą problemu, źródłem antypolonizmu wśród Żydów i przyczyną antysemityzmu pośród Polaków. Jak zauważył Heinrich Heine, który sam postanowił zostać protestanckim Niemcem – „nie ma sposobu na to aby przestać być Żydem”. „Nie można bowiem – podsumował myśl Feliks Koneczny – być cywilizowanym na dwa sposoby”. A judaizm, to odrębna od polskiej i europejskiej cywilizacja, a nie tylko odmienność języka i obyczajów. Nie ma również sposobu na to aby nie-Żyd mógł się nim stać nie tylko – jak zostaje się muzułmaninem – przez wyrzeczenie krótkiego wyznania wiary i nawet nabrał żydowskiej tożsamości w okresie jednego pokolenia. Czy to tylko rodzaj społeczno-narodowościowego upośledzenia, czy też kryje się za tym coś więcej?

Koneczny zauważył – inaczej niż czynił to pół wieku później Samuel Huntington – że układ międzynarodowy wcale nie ma wrodzonego i dostosowanego do każdej z kultur schematu autoanalizy, lecz przeciwnie, istotą historii świata jest nie chaos. Skłaniamy się ku raczej poglądowi Konecznego. Wyjaśnia więcej i lepiej pozwala zrozumieć drogę jaką przebrnęła ludzkość. (Zob. O wielości cywilizacji, Kraków 1935, s. 134; tekst poszerzony 1945). Ma jednak przewagę nad innymi w tym, że problem stawia, ponieważ gdzie indziej jest on skrywany.

Koneczny był zdania, że wszystkie wielkie twory kulturowe różnią się od siebie nie tyle jakością, czy też jakąś specjalną cechą, lecz sposobem odnoszenia się do pięciu wielkich przestrzeni cywilizacyjnych: dwóch o charakterze duchowym – rozumienia dobra i opartej na nim społecznej moralności oraz prawdy, a także do dwóch wartości „cielesnych” – zdrowia i dobrobytu. Dołącza do tego wspólne ciału i duszy pojmowanie kategorii piękna. Nazwał tę kwestię z łacińska quincunxem  uznając że zestaw pięciu pojęć odgrywa w ludzkich kulturach kluczową rolę tyle, że nie występują w formie czystej, mieszają się i zachodzą na siebie nawzajem.

Jednakowo brzmiące pojęcia nie oznaczają jednakowości kultur ani też nie ujawniają sprzeczności tkwiących w szczegółach. Dla chrześcijanina bliźnim jest każdy człowiek, ale już judaizm pojmuje tak samo brzmiące słowo odmiennie i głęboko restrykcyjnie. Za bliźniego nie uważa się każdego innego człowieka, lecz tylko innego Żyda i to będącego nim z urodzenia nie zaś z powodu jakiejś szczególnej cechy fizycznej,  językowej czy miejsca zamieszkania. Innowierca natomiast nie jest ‘bliźnim’ lecz ‘gojem’, czyli kimś, kogo można traktować podrzędnie i wobec którego wierzący w Jahwe jest wolny od zobowiązań. Z tego punktu widzenia „gojowi” nie przysługuje systemowa ochrona mienia ani też inne prawa gwarantowane prawowiernym. Jest też w relacji do niego stosowana inna moralność. Słowo ‘goj’ w potocznym jidisz używano na określenie nie tylko innowiercy ale także i nie-Żyda, któremu w oczach narodu wybranego nie przysługują prawa należne właściwie urodzonym. Wedle Konecznego miało to głębokie i pejoratywne następstwa w postaci uznawania innowierców za niegodnych człowieczeństwa. Jak w tym kontekście uzasadnić pojawiające się wśród polsko-żydowskich intelektualistów twierdzenie, że „jesteśmy oto w Europie członkami tej samej cywilizacji”? Prawdziwie wierzący Żyd w żadnym wypadku nie może uznać za równego sobie kogoś, kto nie ma z judaizmem więzów krwi.

Im większy dystans cywilizacyjny, tym pole sporów i konfliktów jest większe prowadząc do mocniejszego zderzenia kultur. Także i bliskowschodnie pojmowanie prawdy jest inne od tradycji zachodniej, która poszukuje wiedzy obiektywnej. Pierwsze koncentruje się na dociekaniu dyktowanego nie przez empirię, lecz opinie mędrców i autorytetów politycznych, uzależnia ją od udowodnionych faktów. Istotą oceny faktów przez osoby żydowskiego pochodzenia nie jest jednak poszukiwanie prawdy na wzór zachodni, lecz przyjmowanie informacji wedle pewnej reguły, że oto oceny nie muszą mieć cechy obiektywizmu, liczą się tylko z góry założone racje zapisane w świętych tekstach. Prawdziwa analiza się nie pojawia, stając się przestrzenią dowolności i niedomówień. Jeśli więc po z górą dwóch tysiącach lat wrogości, walk, antyłacińskich powstań, karnego zburzenia przez Rzymian jerozolimskiej świątyni, a także rozproszeniu po całej ówczesnej Europie, polsko-żydowski intelektualista wygłasza tezę, że „jesteśmy przecież częścią tej samej cywilizacji”, oznacza to, że jego punkt widzenia ma niewiele wspólnego z rzeczy istotą. Warszawa, Kraków i inne polskie miasta miały ze starożytną Jerozolimą niewiele wspólnego, jaki więc jest naprawdę ten związek i która rzeczywistość jest prawdziwa? Pytanie jest o tyle ważne, że problem odegrał rolę zarówno w historii Polski jak i w dziejach samego judaizmu a i dzisiaj jest nie bez znaczenia.

Historia Polski splata się nie tyle z judaizmem jako takim i jego historią, lecz z jedną z jego gałęzi – aszkenazyjską, zrodzoną w późnym średniowieczu w we wschodniej części Europy i trwale zakotwiczoną w średniowiecznych Niemczech. Stąd poczucie powiązania wschodnioeuropejskiego judaizmu z osobami używającymi na codzień języka jidisz wywodzącego się z dolnoniemieckiej gwary, a nie bardziej starożytnej mowy ladino – języka żydowsko-sefardyjskiego mającego źródła w romańskiej hiszpańszczyźnie. Tradycja jidisz jest tworem późnośredniowiecznym i nie ma wiele wspólnego z dawną Palestyną czy Jerozolimą, wiele za to ze specyfiką szlacheckiego systemu społecznego Pierwszej Rzeczypospolitej. Jej początki, to wiek XI ale stała się poważnym czynnikiem społecznym dopiero w cztery stulecia później po zawiązaniu Unii Lubelskiej. Kulturowa bliskość Polaków i polskich Żydów miała jednak zawsze cechę nietrwałości, będąc w gruncie rzeczy przejściową wspólnotą interesów dwóch głęboko odmiennych kultur. Często jest jednak formułowana jako zjawisko trwale wrośnięte w polskość. Warto także pamiętać, że w czasach rozkwitu szlachecko-żydowskiej kooperacji aż 70 procent wyznawców judaizmu nie potrafiło posługiwać się polszczyzną. Charakterystyczna jest też jednostronność powiązań – osoba pochodzenia żydowskiego może bez wahania poczuwać się do polskości, zależność przeciwna jest niemożliwa i Polak nie może uznać się za Żyda w żadnych okolicznościach, co jest też dowodem na nienaturalność wzajemnych relacji.

Tysiącletnie i pokojowe współistnienie ludności żydowskiej z chrześcijańską było w Pierwszej Rzeczypospolitej fenomenem na skalę europejską, tak, jak wzorcowym był towarzyszący temu strukturalny brak konfliktowości pomiędzy szlachtą i jej żydowskimi kooperantami. Dość przypomnieć, że sienkiewiczowski Jarema Wiśniowiecki wycofując się z zadnieprzańskiego dziedzictwa zezwolił na gromadny udział Żydów w taborach chroniąc ich przed krwawą zemstą Kozaków.Taka współpraca mająca za źródło długoletnie współistnienie przekształciła się w ramach Rzeczypospolitej w rodzaj świadomego współtrwania przez z górą dwa stulecia. Jak się okazało wspólnoty nie tylko nienaturalnej ale i na dłuższą metę niemożliwej, bo dającej długotrwałe korzyści tylko stronie żydowskiej, pozwalając jej wytworzyć odrębny twór w postaci „Żydów polskich”. Nie było w tym żadnej ideologii, ani też nie miało to wiele wspólnego z religijną tolerancją, za to wiele z współpracą opartą na rachunku korzyści. Podział dóbr dostępnych w kraju nie mógł zaspokajać wszystkich, a jedynie elitę rządzącej szlachty i wspomagających ją współpracowników, którzy okazali się sprawniejsi od pozostałych warstw. Jako kulturowo i religijnie obcy nie zagrażali pozycji rządzącej szlachty obnoszącej się z katolickim wyznaniem. Bez wahania przyjęto więc rozwiązanie w postaci ustanowienia szczególnej pozycji dla żydowskiej ludności napływowej. Jej wysoka liczebność spowodowała też, że to właśnie pośród niej pojawiła się idea Judeopolonii (nie Polono-Judei) jako formuły XX-wiecznego państwa, a szlachta stopniowo przestawała być poważną konkurencją dla regionalnego przywództwa. Żydzi, jako – z istoty ich położenia społecznego – ludzie wolni mieli większe możliwości intratnego gospodarowania poza rolnictwem niż pozostałe grupy społeczne i rozwinęli tę pozycję tak, że stali się konkurencją dla elit rodzimych. Tego rodzaju sojusz dwóch odmiennych kultur przy głębokiej obcości mentalnej – ziemiańskiej szlachecko-polskiej oraz kupieckiej żydowsko-aszkenazyjskiej – okazał się zadziwiająco trwały aż do końca istnienia Pierwszej Rzeczypospolitej. Intrata z tej współpracy skończyła się jednak wraz z rozbiorami i zniknięciem tej ostatniej z europejskiej sceny przekształcając żydowską autonomię w ramach polsko-szlacheckiej republiki w zjawisko ponadnarodowe. W tym trzeba szukać przyczyny ustanowienia przez rosyjskich zaborców „strefy osiedlenia” oddzielającej dawnych mieszkańców Polski od „czystych rasowo” mieszkańców Rosji właściwej. Konsekwencją było to, że po trzech rozbiorach wzajemne stosunki powróciły do „normy”, czyli utrwalenia obcości pomiędzy polską łacińskością i bliskowschodnim judaizmem, graniczącej niekiedy z wrogością a także do kształtowania się nieznanego wcześniej w Polsce antysemityzmu. Tyle, że w efekcie wygodnej i bezpiecznej pozycji społecznej, liczba Żydów w granicach Rzeczypospolitej rosła stając się największą w świecie i prowadząc do niezamierzonych następstw. Z chwilą, kiedy jedni i drudzy – polska szlachta i żydowska przedsiębiorczość przestały odczuwać wspólnotę interesów – ani one same, ani przychylność ludności nie mogły zapobiec opuszczaniu przez nią polskich granic. Co ważniejsze, nie kończyły też procesu relatywnego biednienia szlachty i ekonomicznego a także kulturowego awansu lepiej zorganizowanej ludności żydowskiej. Istotą przemian stała się teraz strukturalna sprzeczność niemożności współistnienia narodów o tak głęboko odmiennych tradycjach i priorytetach cywilizacyjnych. Ktoś musiał dominować i stać się elementem nadrzędnym wobec pozostałych. To wróżyło walkę, nie współpracę.

Ewolucja Europy, jej społeczna struktura i tempo żydowskiego osadnictwa na terenach polskich spowodowały, że światowym centrum judaizmu stało się teraz terytorium dawnej Rzeczypospolitej. Ludność żydowska grająca początkowo wobec szlachty rolę pomocniczą, parła stopniowo ku równowadze, a potem – korzystając z przewagi ekonomicznej – do jednostronnej konsolidacji osiągnięć. Żydzi wydawali się być formalnie ludnością najgłębiej z polskością zżytą, tyle, że obcą jeśli idzie o tradycję kulturową i narodową. Okres porozbiorowy i II Rzeczpospolita, to narastająca „przepychanka” co do tego, który z narodów lepiej reprezentuje regionalną tradycję historyczną. Zbiedniała szlachta mieszała się z niższymi warstwami ludności za to jej górne warstwy zajmowała „nowa polskość” w postaci miejskiej inteligencji wywodzącej się z frankistów, XVIII-wiecznych żydowskich przechrztów, stając się teraz trwałym elementem polskich miast. Coraz mniej mieszkańców było zainteresowanych przywróceniem dawnego kształtu kraju pełnego romantycznych dworków, tyle, że całkiem nieromantycznie panujących nad zniewolonym chłopstwem. Proces polonizacji objął całą ludność dopiero po reformie uwłaszczeniowej 1864 roku, która miała jednak to do siebie, że ostatecznie zrujnowała warstwę szlachecką dawnej Rzeczypospolitej. Zróżnicowanie narodowościowe i religijne kraju przybrało teraz rozmiary systemowe, z czego wyjścia nie było widać.

W czasach Pierwszej Rzeczypospolitej górne warstwy herbowej szlachty mogły korzystać nie tylko z luksusu przywilejów i politycznej władzy, ale również z dostępnych rozkoszy życia codziennego. Tylko ona miała prawo noszenia szabli podkreślającej klasową pozycję i społeczny status. Zamieszkiwała romantyczne dworki i nie musiała się parać pracą fizyczną, bo czyniły to za nią rzesze na wpół niewolnych chłopów nadzorowanych przez żydowskich intendentów. To miał na myśli Adam Mickiewicz, kiedy przywoływał „Ojczyznę, która jest jak zdrowie”, lecz „ile ją trzeba cenić mógł dowiedzieć się tylko ten, kto ją stracił”. Tyle, że na koniec, poeta i jego współrodacy stracili na rzecz Rosji nie tylko ojczyznę, lecz i społeczny status. Nie dotknęło to jednak w niczym pozycji żydowskich mieszkańców regionu, podważyło za to utrwaloną równowagę. W sto lat po rozbiorach szlachta wciąż żyła pamięcią o własnej przeszłości ale obydwa narodowe powstania – listopadowe i styczniowe to już tylko chybione zrywy. Górne warstwy społeczne zostały przejęte – nie jak w innych krajach – przez ambitnych ludzi z przestrzeni rodzimej gospodarki miejskiej, lecz przez wyspecjalizowane w handlu warstwy żydowskie, które do znaczenia i zamożności doszły w Pierwszej Rzeczypospolitej i w okresie porozbiorowym. Ceniły ją więc sobie nie tyle jako historyczną ojczyznę, lecz jako źródło statusu, zamożności, bezpieczeństwa i pozycji. Miejsce szlachty zajęły spolonizowane warstwy reprezentowane w przez potomków tak zwanych frankistów, XVIII-wiecznego odłamu polskiego żydostwa które uzyskało herby bez potrzeby uprawy ziemi.

W pół wieku później, wraz z nastaniem PRL-u okazało się, że w efekcie tych wydarzeń oraz dramatu światowej wojny, w Polsce nie ma właściwie inteligencji o szlacheckich korzeniach a w następstwie Holokaustu nie ma już ludności żydowskiej. Jej miejsce zajęła teraz nowa społeczna mieszanina polsko-sowieckiej proweniencji, której przykładem mogą być znane postacie o żydowskim pochodzeniu, takie jak Julian Tuwim, Jan Brzechwa czy Antoni Słonimski.

Istotę społecznego zróżnicowania stanowią teraz dwie przeciwności zdefiniowane przez Konecznego jak dwa rodzaje kulturowych treści nazwane przez niego – aprioryczną i aposterioryczną. Łacińskie a priori oznacza, że coś pojawia się jako „z góry uformowane” i nie podlegające wpływom współcześnie żyjących. Oznacza też przekonanie, że nic się nie dzieje w następstwie obiektywnego łańcucha wydarzeń, ponieważ są one z góry zaprogramowane i nie zależą od woli teraz żyjących. A posteriori, to rozumowanie odwrotne i postrzeganie zjawisk raczej w świeckim kontekście oraz w innej kolejności w relacji do wydarzeń mieszczących się w porządku apriorycznym. Aposterioryzm, wymaga najpierw racjonalnego zrozumienia zjawisk zanim nastąpi ich ocena. W tym rozumieniu jest równościowy i demokratyczny. Aprioryzm prowadzi do bierności intelektualnej, aposterioryzm przeciwnie  – zmusza do mentalnej aktywności. Konsekwencje są daleko idące i prowadzą do szybszego rozwoju grecko-rzymskiego modelu rozumowania w porównaniu z apriorycznymi kulturami orientalnymi.

Aby być uznanym za Żyda, wyznanie religijne jest istotne ale nie jest kluczowe. Żyd jest nim z urodzenia i – cokolwiek by nie czynił – nie może przestać nim być. To stan o cechach trwałości, nieodwracalności i dożywotniości przekazywany przez urodzenie. Głęboko zaangażowane wygłaszanie wsparcia i wyznawanie kulturowej miłości do Jahwe i judaizmu nie czyni nikogo Żydem jeśli nie stoją za tym więzy krwi. Więcej, najlepszym Żydem jest się w stanie kulturowej koszerności, ale otwierając się na schabowe kotlety wcale się nim być nie przestaje. Podobny do judaizmu jest w wielu przestrzeniach islam, ale odmienność tego ostatniego sprowadza się do innej sprawy. Aby stać się muzułmaninem wystarczy poddać się prostej czynności publicznego wyznania wiary, tymczasem o zostanie Żydem trzeba się starać przez całe życie a pełny tego status można uzyskać dopiero w drugim pokoleniu. Tłumaczy to również istotę ekskluzywności judaizmu i odczuwania przez jego wyznawców rodzaju wyróżnienia oraz poczucia wyższości nad resztą świata. Inną konsekwencją jest relatywnie niewielka liczba wyznawców w zestawieniu z półtora miliardem muzułmanów i podobną liczbą chrześcijan. Istotą sprawy jest też i to, że owa ekskluzywność narzuca głęboką odmienność społecznej struktury. W islamie, zróżnicowanie pozycji jednostki oraz masowość wyznania jest podobne do wszystkich innych wielkich kultur. W ramach judaizmu, to jednak ekskluzywizm pełny i dosłowny, powstały w następstwie niewielkiej liczby Żydów do pewnego stopnia złączonych ze sobą genetycznie. Żydów niższego sortu po prostu nie ma. Każdy urodzony jako Żyd, niezależnie od statusu i pozycji społecznej jest z definicji częścią narodu wybranego i ze swym poczuciem wyższości wobec reszty pozostanie nią do śmierci.

Holokaust i zniknięcie ponad trzech milionów Żydów sprawiło, że Polska stała się krajem nieporównywalnym z jej poprzednimi formami. Z przestrzeni o skomplikowanej i rodzącej spory narodowościowe i społeczne strukturze, stała się czymś jednorodnym do tego stopnia, że używanie nazwy ‘Rzeczpospolita’ (czyli „rzecz powszechna”) przestało mieć sens stając się tylko echem historii i to coraz bardziej odległej. Tego się już nie da ani zmienić ani odwrócić. Wskrzeszanie obumarłych sporów to najlepszy sposób na bezskuteczne odtwarzanie starych konfliktów. Polska mogła jednak stać się krajem takim jak inne – niezależnie od tego jak brutalnie to zabrzmi – właśnie w następstwie zmniejszenia liczebności wpływowej, ale cywilizacyjnie obcej i kulturowo agresywnej społeczności żydowskiej. To wniosek z przestrzeni historycznych faktów nie zaś moralnych ocen.

Wywyższanie się ponad innych nigdzie nie uchodzi bezkarnie, szczególnie wtedy, gdy taka postawa nie jest powszechnie akceptowana. W tym mieści się jednak prawdziwa geneza antysemityzmu towarzyszącego judaizmowi od początków istnienia. Ludzie nie tolerują wybraństwa bez określenia jego racjonalnych przyczyn. Nieporozumienia się powiększają kiedy strona żydowska – z przyczyn taktycznych – markuje, że jest inaczej i nie obnosi się z przekonaniem o swej wyjątkowości. Sądzić można, że w tym tkwiła również jedna z przyczyn Holokaustu zgotowanego „narodowi wybranemu” przez nazistów, którzy sami siebie pragnęli widzieć wybrańcami i panami ziemi. W przeciwieństwie do Żydów, mieli jednak za sobą armię wyposażoną w najnowsze rodzaje broni. Żydom pozostało tylko przekonanie o własnej wyjątkowości.

Pojęcie antysemityzmu pojawiło się w przestrzeni publicznej w 1889 roku we Francji w ramach kampanii wyborczej Adolfa Wilette, który uznał, że przeszkodą dla jego sukcesu w wyborach jest „żydowska zmowa”. Określenie „antysemici” przylgnęło do politycznych przeciwników judaizmu na stałe, chociaż to logiczny i pojęciowy błąd. Wbrew nazwie, która mogłaby wskazywać na rasowe i narodowościowe źródło uprzedzenia do ludzi żydowskiego pochodzenia, pod wyglądem znaczeniowym, określenie „antysemityzm” nie jest równoznaczne z niechęcią do ludów używających języka z semickiej grupy narodowej. Nie dotyczy Arabów czy Amharów i jest stosowane tylko do Żydów, którzy od ponad dwóch tysięcy lat nie używają semickiej mowy. W znaczeniu czysto językowym nie powinni być więc uznawani za Semitów skoro mową ich codzienności jest język używany przez gospodarzy kraju który zamieszkują. Oficjalnie mówiony w izraelskim parlamencie nowo-hebrajski też nie jest językiem o semickiej konstrukcji, ale tworem do pewnego stopnia sztucznym i zbudowanym na wzorcach indoeuropejskich nie zaś bliskowschodnich. Kto więc właściwie jest Semitą i przeciwko komu skierowany jest tak rozumiany antysemityzm? Wbrew wiążącej się ze sprawą propagandy, prawdziwą przyczyną zjawiska antyżydowskości są okoliczności nie mające wiele wspólnego z „rasowością” czy używaną mową. Źródłem jest głęboka sprzeczność interesów, nie zaś uprzedzenia rasowe czy też zwyczajna niechęć. To, że społeczności żydowskie, gdziekolwiek się pojawią stają się źródłem konfliktów wynika z jednowymiarowości ich społecznej struktury a także z jej ekspansywności, nie zaś rasy czy rodzaju używanej mowy.

Sama istota wybraństwa została jasno określona przez Konecznego. „Naród wybrany przeznaczony jest przez Jehowę do panowania nad całym światem, a otrzyma to bez wysiłków, gdy nadejdzie pora przeznaczenia. Bóg ześle mesjasza, który wyposażony przez Niego w moc cudowną, sam zrobi wszystko, co trzeba; każdego Żyda zamieni w bogacza dysponującego wszystkimi rozkoszami życia, a wszystkie narody ziemi będą Izraelowi usługiwać. Byle Żydzi spełniali przykazania Tory i Talmudu, nie potrzebują ni palcem ruszyć, a musi nadejść dzień,w którym świat stanie się ich podnóżkiem”. Trudno się dziwić, że wszyscy, którzy mają stać się tego podnóżka elementem nie są zachwyceni, więc i antysemityzm ma charakter naturalny.

Ani filosemityzm, ani jego przeciwieństwo – antysemityzm, w swej istocie nie mają wymiaru rasowego, istnieje bowiem powszechna zgoda, że pojęcie rasy w rzeczywistości nie ma racji bytu. Ludzie różnią się od siebie wieloma cechami, ale różnice sprowadzające się do rasy, to morzonka dziewiętnastowiecznych rasistów. Czymże więc w tej sytuacji może być antysemityzm, skoro odnosi się nie do rasy, ani też do narodów posługujących się mową semickiego pochodzenia?

      Samo określenie „antysemityzm” jest obciążone błędem logicznym i faktograficznym. Definicyjnie – jak można wyczytać w uniwersalnej Wikipedii, antysemityzm to „postawa niechęci a nawet wrogości wobec Żydów i osób pochodzenia żydowskiego wynikająca z różnego rodzaju uprzedzeń; prześladowania i dyskryminacji tej grupy wyznaniowej i etnicznej oraz poglądy uzasadniające takie działania. Zwana także żydożerstwem uformowała się jako przeciwieństwo filosemityzmu. Ekstremalny antysemityzm głosiła ideologia niemieckiego nazizmu, doprowadzając niemal do wyniszczenia narodu żydowskiego w okupowanej Europie”. Błąd logiczny zawarty w encyklopedycznym stwierdzeniu i multiplikowany w obiegowej propagandzie, zaważył na debacie o odmienności Żydów od innych nacji. Uznanie się za naród wybrany jest rzeczą, która się może zdarzyć wszędzie jako echo narodowościowej czy religijnej megalomanii, ale bezładne mieszanie pojęć prowadzi do karkołomnych wniosków. Autorzy encyklopedycznego hasła przyjmują, że to właśnie kwestia semickości decyduje o sympatii lub antypatii reszty świata wobec Żydów. Prawdziwe źródło wrogości tkwi gdzieindziej i jest nim manifestowane poczucie wyjątkowości w przestrzeni nacjonalnej a także uchylanie się od uznania zasady równości wszystkich wobec sił uniwersalnego rynku. Żydom jest w myśl tej tezy znacznie więcej wolno niż innym nacjom. Judaizm akceptuje bowiem zasadę równości tylko w relacji do pobratymców, powodując tym odwrócenie znaczenie pojęcia do góry nogami. Owa „równość”, tak jak inne pojęcia talmudyczne, oznacza w gruncie rzeczy szczególnej miary nierówność określaną tylko mianem równości. W tym znaczeniu, antysemityzm jest zjawiskiem racjonalnym i można go uznać za reakcję na konfliktowość rzekomej wolności rynkowej kamuflowaną pozorem wolności szans. Antysemityzm nie jest zatem tylko wybrykiem niechęci mającym źródło w uczuciu zazdrości, lecz czymś znacznie głębszym mającym społeczne racje i własną logikę. Bycie filo- czy antysemitą nie ma w istocie związku z semickością pochodzenia mowy, a jego prawdziwym źródłem jest przekonanie, że ma on być kategorią etyczną a nie obiektywną. Rzecz zatem sprowadza się do niemożliwości akceptacji paradoksu, że oto krytyczne myślenie w ramach judaizmu nie jest zabronione pod warunkiem, że jest zgodne z jego interesami. Tyle, że prędzej czy później rzecz stanie się przedmiotem publicznej debaty. Okaże się wtedy, że poważnych argumentów na wybraństwo „narodu wybranego” nie ma i nigdy nie było. Czy to nie zaszkodzi reputacji izraelskiego państwa, stabilności regionu a może i przyszłości samej Europy? O sile polsko-żydowskich powiązań i europejskich zawikłaniach samego judaizmu a także o pewnej jego dziwaczności świadczyć może opinia cytowanego Feliksa Konecznego. „Inteligencja Żydów zawsze była zawisła od poziomu umysłowego gojów wśród których mieszkali; razem z nimi się rozwijali i razem z nimi upadali umysłowo. Tak było wśród Żydów zawsze i tak samo się miały rzeczy z Żydami w Polsce”. Jednak, wedle tej oceny dopiero wraz z Pierwszą Rzeczpospolitą zakwitł im prawdziwy raj – „paradisus Judeorum”. Układ, jaki pojawił się w jej tradycji kulturowej doprowadził do równoległego istnienia dwóch odrębnych światów – szlachecko-narodowego i żydowsko-wspomagającego. Okazał się dla judaizmu tak korzystny, że mogła do niego być zastosowana doktryna mówiąca, że skoro wszystko na świecie jest potencjalną własnością narodu wybranego to i „nieżydowscy mieszkańcy rejonu kahalnego z całym swym majątkiem stanowią niezajętą pustynię (…) a Żyd upoważniony przez kahał otrzymuje ‘chazakę’ na majątku chrześcijanina (…) która pozwala mu starać się zawładnąć nim wszelkimi sposobami”. Zasada głosi też, że majątek nie-Żyda jest „‘hefker’ (wolny) a jego majętność należy do tego, kto nią prędzej zawładnie”. W Pierwszej Rzeczypospolitej powstał więc unikalny w skali światowej układ pozwalający na współistnienie dwóch systemów, pomimo tego, że ich długotrwałe interesy były odwrotne. Celem szlachty było utrzymanie dominującej pozycji społecznej, celem jej żydowskich pomocników stało się osłabienie takiego układu i wejście w buty poprzedników.

Dzisiaj, terenem działania szczególnych zasad żydowskiego prawa jest państwo Izrael, w którym nikt, kto nie jest uznany za Żyda nie ma uprawnienia do posiadania własności większych rozmiarów. Jak zauważył Koneczny, instytucje żydowskiego prawa własności rozwinęły się w Polsce, najgłębiej też zapuściły tu doktrynerskie korzenie ze wszystkimi tego społecznymi i politycznymi konsekwencjami. W sposób oczywisty znalazły się jednak w konflikcie z tradycyjnym systemem prawa rzymskiego, ale mało kto zwracał na to uwagę. Społeczność żydowska stawała się w Polsce bytem do innych równoległym i nie tylko państwem w państwie, lecz również i sferą rządzącą się własnymi zasadami z trudem penetrowaną przez środowiska wobec niej zewnętrzne. Bez odpowiedzi pozostać jednak musi pytanie o to, jaki to mogło mieć wpływ na kształtowanie się charakteru narodowego Polaków i na sam kształt polskości?

Pojawia się też inna kwestia. Jaki był mechanizm tego, że w Pierwszej Rzeczypospolitej Żydzi znaleźli się w tak wielkiej liczbie że mogło to nadać szczególną treść nie tylko ich własnej ale i polskiej historii. Współistnienie obydwu narodów przekształciło się w rodzaj oczekiwania, że oto pogłębiający się konflikt pojęć i różnice w postrzeganiu świata rozwiążą się jakoś same i do tego bezkonfliktowo. Historyczna logika pchała jednak wydarzenia ku stopniowemu przekształcenia Polski w najważniejsze żydowskie terytorium narodowe. Pojawiła się nawet nadzieja na to, że możliwe będzie powołanie tu wymarzonego państwa „tylko dla Żydów”. Tyle, że z historycznego doświadczenia wiemy, że na jednym terytorium istnieć może tylko jeden twór narodowościowy. Dwa odmienne, to o jeden za dużo. Dla „ostatecznego rozwiązania” podobnego rodzaju sprzeczności potrzebna była dopiero zbrodniczość hitleryzmu.

Nasuwa się domniemanie, że prócz samego zjawiska wielonarodowościowości daje o sobie znać dodatkowy czynnik, który otwiera drogę do zakwalifikowania I Rzeczypospolitej do miana niezwykłego państwa pod względem narodowościowym. Wiele wskazuje na to, że jest to również powiązane z „kwestią żydowską”. Ta ostatnia nie miała znaczenia w Polsce  piastowskiej, ale w ramach Rzeczypospolitej, szczególnie po unii lubelskiej z 1569 roku, stała się na tyle ważnym czynnikiem konstytuującym jej ustrój, że bez niego nie można zrozumieć tożsamości kraju i jego historii. W Rzeczypospolitej lat 1918-1939 określanej jako ‘Druga’, ten sam element, istniejący już samotnie a nie w symbiozie ze szlachtą, stał się już czynnikiem rozsadzającym młode państwo. W dzisiejszej – wedle tej numeracji ‘Trzeciej’ – w następstwie powojennej zmiany granic i masowego awansu chłopskich dołów ze wsi do miast, sprawa wielonarodowości przygasła. Wciąż jednak pojawia się jej echo w postaci zadry wbitej w społeczną pamięć.

Główną przeszkodą dla adaptacji Żydów do współżycia z innymi społeczeństwami okazuje się rodzaj kulturowej usterki wrodzonej ich narodowej tożsamości. Dopóki posiadali wyraźnie wyodrębnioną ojczyznę – Judeę ze świątynną Jerozolimą, dopóty – niezależnie od głębokich odmienności – wciąż spełniali warunek bycia narodem jak inne zajmujący wyodrębnione terytorium. Przekształcenie się judaizmu w twór rozproszony – od Hiszpanii po Kaukaz spowodowało jednak, że wszędzie stali się gośćmi, a tacy zawsze mają problemy na styku z narodem goszczącym. Palestyńską ojczyznę opuścili jednak dobrowolnie z chwilą, gdy zburzenie jerozolimskiej świątyni pozbawiło mieszkańców znacznych dochodów. Wkrótce pojawiło się jednak pragnienie znalezienia sobie nowej, położonej gdzieś w dobrze już zagospodarowanym miejscu, z którego należało „tylko” usunąć miejscową ludność. Tak rozpoczęła się – w konsekwencji nieudana – arabsko-hiszpańska historia Żydów, a na koniec pojawiło się intratne współistnienie z polską szlachtą. Doszła do tego też chęć wybrania sobie kraju już urządzonego. Nieudana próba miała miejsce w Hiszpanii gdzie religijnie zdeklarowani Żydzi zostali na koniec usunięci siłą. Kolejną, nawet lepiej rokującą, stała się Pierwsza Rzeczpospolita, w której ze względu na szczególne usytuowanie szlachty otworzyły się możliwości symbiozy z ludnością żydowską w zamian za autonomię tej ostatniej i szerokie otwarcie działalności finansowo-gospodarczej. Wrodzona polskiej szlachcie ekonomiczna bezradność oraz jej pewność co do trwałości własnej pozycji społecznej czyniła w jej opinii reformy zbędnymi, a i zwodniczo pogłębiała poczucie bezpieczeństwa. Napływowa ludność żydowska, którą charakteryzował inny wygląd, odmienny ubiór, język, wyznanie religijne a także inna filozofia życia wydawała się szlachcie pomocna w rządzeniu rzeszami chłopstwa ale jej samej w niczym nie zagrażająca właśnie przez wzgląd na odmienność. Okazało się to jednak czymś, co ostatecznie prowadziło do zniknięcia Pierwszej Rzeczypospolitej z europejskiej mapy ale także i do głębokiej zmiany społecznego usytuowania samego żydostwa.

Polska nie była jedynym regionem w którym pojawiły się próby budowania żydowskiej państwowości, tyle, że właśnie tu warunki okazały się najbardziej sprzyjające, bo też i rządził szlachecki partner, którego cechą była niechęć do większego wysiłku. Ze wszystkich możliwości potencjalnego osadnictwa żydowskiego, Polska jako kraj o dużym obszarze, ale ekonomicznie i politycznie w Europie najsłabszy, była też łupem najłatwiejszym. W szczególności sprzyjały temu rządy saskie i epoka stanisławowska. O tej ostatniej mówiono, że rodzimy starosta był katem dla ludności polskiej, za to dobrodziejem dla Żydów, tyle, że związane z tym przekupstwo sięgało samej istoty państwa.  Rzecz nie nastąpiła nagle, tego rodzaju układ przejścia ze stanu przyjaznej symbiozy do wrogości wytwarzał się stopniowo aż przekształcił się w przyczynę tak wielkiej słabości Rzeczypospolitej, że rozbiory stały się logicznym zakończeniem procesu gnicia. Jak stwierdził Jakub Frank, przywódca żydowskiej sekty która na koniec przeszła na chrześcijaństwo i poddała się polonizacji stając się paradoksalnie narodową inteligencją – „te miliony mieszczan i chłopów polskich dla Żydów jedynie żyją, dla nich w pocie czoła pracują i sam Bóg po Palestynie Polskę musiał dla Żydów na nową Ziemię Obiecaną, a Kraków na nową Jerozolimę przeznaczyć”. W rezultacie „liczni frankiści zaczęli  podszywać się pod szlachectwo, przybierając sobie nazwiska i herby polskie”. W imiennym wykazie neofitów lwowskich znaczna ich liczba takie nazwiska ma wprost dopisane do ksiąg metrykalnych. Podczas czteroletniego Sejmu Wielkiego naliczono w Polsce już 24 tysiące żydowskich wychrztów, z czego w samej Warszawie ponad sześć tysięcy. W okresie trzydziestu lat pomiędzy rokiem 1764 a 1794 liczba ludności miasta zwiększyła się trzykrotnie – z 30 tysięcy do prawie stu tysięcy, ale przyrost liczby ludności żydowskiej był dramatycznie większy. W rejestrze Hanny Węgrzynek zapisano 3,5 tysiąca wyznawców judaizmu stale mieszkających w Warszawie w 1776 roku. Wiadomo też, że po przejściu na chrześcijaństwo znalazło się tam również ponad sześć tysięcy ‘frankistów’, co oznaczało, że żydowskie korzenie miał co trzeci mieszkaniec stolicy i to z jej górnych warstw. W sto dwadzieścia lat później samych tylko ortodoksyjnych Żydów było w mieście nie mniej niż 40 procent. Ilu mieszkańców miało frankistowskie korzenie trudno orzec. Nie można się dziwić tak wielkiej gromadzie ludzi, że dążyli do wykrojenia sobie przestrzeni na własne państwo. Rządząca dotąd szlachta tego nie przewidziała, a próby powstrzymania procesu okazały się zbyt późne. Szacując, że liczba byłych żydowskich ‘frankistów’ – już mocno spolszczonych – rosła w podobnych proporcjach – oznaczałoby to, że ludności czysto polskiego pochodzenia nie było w Warszawie więcej niż 20 procent. Czy nie warto zadać sobie pytania, jaki mogło mieć to wpływ na losy samego miasta i jego rolę jako centrum dużego kraju europejskiego? Koneczny zadaje podobne pytanie”: „Czy (po masowym chrzcie) frankizm przestał istnieć?”. Nie, odpowiada, bo sam Frank „dbał o utrzymanie sekty i zakazał się żenić z chrześcijankami (…) a frankiści jeszcze do lat czterdziestych XIX wieku żyli grupami, żenili się tylko między sobą i odprawiali jakieś tajemnicze obrządki”.

Polacy nie doświadczyli tak głębokich załamań językowych jak miało to miejsce z mową Żydów, ale wbrew popularnemu poglądowi, dzieje naszego narodu są dalekie od sienkiewiczowskiej jednolitości. Mają za sobą okresy zróżnicowania tak silnego, że można uznać, iż Druga Rzeczpospolita (1918-1939), to państwo tylko teoretycznie będące repliką Pierwszej o połowę tylko od niej mniejsze lecz zdominowane już przez żywioł polskojęzyczny (68%). Zgodne współistnienie szlachecko-żydowskie z czasów Pierwszej Rzeczypospolitej zostaje teraz zastąpione rodzajem wspólnoty w ramach odrębności interesów dwóch nacjonalizmów – polskiego i żydowskiego. Spowodowało to szybkie narastanie wzajemnych niechęci a także pojawianie się coraz bardziej agresywnych form antysemityzmu.

Okres II wojny światowej naznaczony hitlerowskim Holokaustem to czas zorganizowanej eksterminacji żywiołu żydowskiego, ale także zbrodnicze dążenie do eliminacji wyższych warstw narodu polskiego. Dla Polski przychodzą zupełnie nowe czasy: pojawia się PRL, kraj komunistyczny sowietyzowany rękami żydowskich imigrantów z ZSRR (1945-1989). Jest siłą przekształcana w etnicznie jednolity na podobieństwo czasów piastowskich sprzed tysiąca lat, tyle, że pozbawiona własnej elity narodowej. Polska lat 1989-2015 przybrała miano III Rzeczpospolitej, lecz było to już niefortunne, bo nie była już – jak dawniej – krajem wielonarodowym, stała się etnicznie jednolitą i w tym rozumieniu przestała być ‘Rzeczą Pospolitą’. Z kolei Polska po 2015 roku, to państwo w którym struktura społeczno-polityczna ułożyła się odwrotnie w relacji do poprzednich.

To, co może dziś wprawić w zdziwienie to fakt, że różniących się od siebie formuł narodowej tożsamości można w historii Polski naliczyć aż dziewięć, za to prawdziwie odrębnych tworów państwowych zaledwie trzy, przy czym ten, rachowany jako trzeci, czyli Polska określana mianem Trzeciej Rzeczpospolitej, nie ma – prócz samej nazwy – żadnej z cech poprzednich jej odmian i nie jest już ani „pospolitą”, ani wielonarodowościowościową. Nadany jej numer Trzeci, to wynik arytmetyki mający sprawiać wrażenie ciągłości państwa i narodu. Jednak rzeczywistość temu przeczy. Trzecia Rzeczpospolita – inaczej niż jej wszystkie poprzednie formy – przestała być „pospolita”, stając się wybitnie jednonarodową i pozbawioną ciągłości dla własnych elit. Dzisiejsze, to albo postsowiecki import, albo też pochodzące z awansu społecznego. Inaczej mówiąc, są rezultatem przemian konstytuujących powojenną formułę polskiego społeczeństwa a także przyczyną nagłego awansu mieszkańców wsi, którzy sukcesywnie wypełniali miejsce zajmowane z początku przez komunistyczną polsko-żydowską inteligencję. Ta ostatnia odegrała w tym rolę szczególną, tyle, że nierówną.

Miejsce Żydów i samego judaizmu w świecie zachodnim jako elementu kulturowo mu obcego zawsze było kwestią kontrowersyjną, a od czasu Holokaustu stało się sprawą nadzwyczaj delikatną. Tak delikatną, że większość komentatorów stara się problem omijać z daleka. Po co wywoływać sprawę prowadzącą do „towarzyskich zgrzytów” a korzyści z tego żadne? Lepiej udawać, że problemu nie ma i nigdy nie było. Taka „poprawnościowa” historia Polski przekształciła się w wyobraźni Polaków w romantyczną jednolitość Rzeczpospolitej Kmicica, Zagłoby i pana Wołodyjowskiego, ale także Dmowskiego, Pilsudskiego i Gierka. Mieścił się tam przez chwilę brodaty Jankiel z bałałajką i wewnętrznie rozdarty Bohun, ale reszta – to już tylko echo chłopskich mas bez wyraźnie określonej tożsamości. Ten obraz już na pierwszy rzut oka nie ma z historyczną ciągłością polskości wiele wspólnego. Jeśli odłożyć na bok uprzedzenia, okaże się że kwestia jest nie tylko interesująca, ale wręcz pouczająca i bez ustosunkowania się do niej nie może być rzetelnej analizy losów zarówno samego kraju jak i naszej części świata. Ma zarówno dla Polaków jak i historii żydostwa szczególne znaczenie, ponieważ ukształtowała zręby ich tożsamości – zarówno tej wspólnotowej jak i jednostkowej. Nigdzie się jednak tego nie wyczyta, a prawda jest taka, że stosunki polsko-żydowskie, to nie tylko interesujące zjawisko kulturowe lecz i fenomen na światową skalę. Można zaryzykować twierdzenie, że jego echo – wespół z powszechnością niezrozumienia treści – jest zarówno problemem tożsamości współczesnych Polaków jak i mieszkańców Izraela. Polska stała się jednonarodowa bardzo niedawno, po pięciuset latach współistnienia dwóch odmiennych systemów społeczno-religijnych, natomiast żydowskość jest głęboką odrębnością od starożytnych początków.

Bez szczególnego udziału w dziejach Polski historia żydostwa znalazłaby kres wraz z europejskim średniowieczem. Żydzi zniwelowani w Palestynie niemal do zera i poddani poniewierce z ich późniejszej ibero-arabskiej siedziby oraz rozproszeni w następstwie hiszpańskiej reconquisty (1499-1526) zniknęliby znad brzegów Morza Śródziemnego wchłonięci przez otoczenie i nie rozprzestrzeniali się dalej. Również i historia Polski bez wkładu ludności posługującej się jidisz przybrałaby inne oblicze. Z perspektywy czasu widać, że historia obydwu narodów – polskiego i żydowskiego – choć pod wieloma względami tak od siebie różnych, a nawet odwrotnych – była też jedyną w swoim rodzaju wspólnotą, którą ukształtowały nie tylko wzajemne sprzeczności, ale specyficzna symbioza cech obu nacji.Wpłynęło to głęboko nie tylko na dzieje Europy, lecz i na powstanie i nowożytną historię państwa Izrael, a także na kształtowanie nowoczesnej żydowskości pozbawionej dogmatu religijności, korzystającej z tradycji jako narzędzia podtrzymującego jej nacjonalizm.

Wbrew szkolnej wersji historii, Polska jako jednolite państwo nie jest kontynuacją jej poprzednich formuł, lecz obiektem szczególnym a także tworem, pozostającym w stałym ruchu na mapie kontynentu i wypełnianym w każdej ze swych postaci odmienną treścią. Historia Polski ma tysiącletni wymiar. Judaizm jako wspólnota żywego języka od dawna już nie istnieje, choć sama świadomość żydowskości trwa od z górą dwóch tysięcy lat. Odkąd Żydzi odeszli od hebrajszczyzny na rzecz aramejskiego, a potem – greki koine, a na koniec uznali za swój język miejsca pobytu, ich dawna mowa stała się tworem martwym służącym celom religijnym. Odeszli od niej sami, bo była nieporęczna i mało efektywna, nie spełniała też oczekiwań coraz bardziej wymagających użytkowników. Od zawsze była ułomna a jej struktura na tyle ograniczona, że blokowała dalszą ewolucję. Od dwóch tysięcy lat Żydzi, nie mając własnego języka wspomagają się mową kraju zamieszkania, Starożytny hebrajski służy tylko celom liturgicznym tak jak łacina w chrześcijaństwie. Podobnie rzecz się ma z kwestią terytorialną. Jako wspólnota ziemi, judaizm przestał istnieć po zburzeniu przez Rzymian jerozolimskiej świątyni w 70 roku n.e. i usunięciu z miasta jego żydowskich mieszkańców. Również i odrębność cywilizacyjna w przestrzeni wiary nigdy nie odpowiadała warunkom które można by uznać za pełnowartościową religię. Judaizm, jako rodzaj wierzenia o narodowo-egoistycznym charakterze pozbawionym cechy uniwersalności a także ograniczony do samej tylko lokalnej sakralności nie jest spokrewniony z żadną z wielkich kultur starożytności, pomimo wysiłków czynionych przez teologów chrześcijańskich by podłączyć własne początki pod wspólną tradycję. Tego się zrobić nie da, jako że Stary i Nowy Testament to dokumenty o innym charakterze i odmiennym przesłaniu. Podobieństwa są tylko powierzchowne i nie wiążą się z istotą samej religijności. Inaczej niż chrześcijaństwo, judaizm nie ma waloru uniwersalności, będąc ze swej istoty bytem o cechach lokalnych i wręcz nacjonalistycznych. Poza terenem starożytnej Palestyny dostosowuje się do kultury miejscowej. Poczucie odrębności Żydów miało zawsze źródła w więzach krwi, nie zaś w intelektualnych czy religijnych ideach.  Na czym więc polegać ma ich dzisiejsza semickość czy też jej zaprzeczenie? Czyżby tylko na tym, że nie posiadają prócz historycznej pamięci i wrodzonej judaizmowi megalomanii oraz kulturowego egoizmu z semickością innego ze sobą związku? Wiele wskazuje na to, że sprawa wciąż ulega mitologizacji w niczym nie przybliżając istoty rzeczy.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.