“Pomiędzy Moskwą a dążącą do unii z nią Polską – zauważa historiozof – zaszło głębokie nieporozumienie: chcąc unii, chcieliśmy czegoś, czego oni nie mogli żadną miarą zrozumieć, bo leżało to poza umysłowością moskiewską”. Do dzisiaj nic się w tej przestrzeni nie zmieniło i Rosja wciąż nie rozumie na czym polega europejskość. “Tak, jak nie można żyć dwa razy, tak też i nie można być – podkreśla Koneczny – cywilizowanym na dwa sposoby”. Staje się to również problemem ludzi pragnących być lojalnymi obywatelami kraju zamieszkania lecz mimo to pozostać przy własnej kulturowej tożsamości. Istoty sprawy zwykle się nie dostrzega, bo i dostrzegać się nie chce, choć ma ona wymiar klasyczny. Cywilizacja europejska wywodzi się z łacińskiej starożytności i jest głęboko innym sposobem postrzegania rzeczywistości niż ma to miejsce w tradycji bliskowschodniej. Próba ich połączenia w jedno tworzy nie tylko nieporozumienia, lecz może nawet przerodzić się w tragedię taką, jakiej podbite narody doświadczyły od hitlerowców. U jej podstaw nie leżała sama tylko odmienność kulturowa, ale głęboko inna treść ożywiających je cywilizacji. Nie usprawiedliwia to niemieckiego okrucieństwa, wyjaśnia za to mechanizm jego zrodzenia i ewolucji.
Polska noblistka – Olga Tokarczuk przedstawia kwestię w podobny sposób korzystając przy tym z własnego doświadczenia. “Przeglądałam kiedyś” – wspomina – “przewodniki po tej samej części Polski – jeden pisany przez katolików, drugi przez Żydów. Były zupełnie odmienne. Podróżnicy obu tych grup zapewne mijaliby się jak cienie, zupełnie siebie nie dostrzegając. (…) Śmiało można założyć, że ich dzienniki podróży – gdyby takowe powstały – mówiłyby o zupełnie innych światach. Czy w ogóle istnieje jeden świat, ten ‘unus mundus’, o którym marzyli filozofowie? Wielkie, neutralne i obiektywne uniwersum, gdzie wszyscy mamy możliwość spotkać się i rozpoznać w sobie bliźniego?”. Odpowiedź jest bez wątpienia negatywna. Cywilizacja, to twór samoistny i niezależny od poglądów wyznawców tej czy innej religii pojawiającej się w następstwie historycznego ale i przypadkowego układu relacji kulturowych jako coś zbudowanego na doświadczeniu i wyobraźni konkretnych grup ludzi a także ich przeszłości. Jest zestawieniem cech powstałych w następstwie przez nikogo niezamierzonych okoliczności. Bez nich jednak nie pojawiłaby się wcale. Jak w tej sytuacji oczekiwać zgodnego współistnienia narodowych czy religijnych inności i doszukiwać się w nich głębszych podobieństw i – co więcej – oczekiwać złączenia w globalną całość? Jak przy tym uniknąć poważnych nieporozumień kulturowych?
Cywilizacja, nie jest zwykłym bytem materialnym lecz następstwem istnienia ludzkiej wyobraźni stając się też tworzywem dla pojawiania się wielu kultur. W teorii wydaje się to oczywiste ale w praktyce bywało też uzasadnieniem dla wzajemnego mordowania się ludzi odczuwających odmienność nie zaś poszukiwania innych rozwiązań. Amerykanie doświadczyli tego rodzaju niewiedzy co najmniej trzykrotnie – w Wietnamie, w Iraku i ostatnio w Afganistanie. Wciąż jednak nie widać aby doświadczenie stało się na tyle wystarczającą przestrogą by stało się to praktyczną naukę. Mają poczucie przegranej lecz wykazują też brak zrozumienia tego, że to klęska z ich własnej winy i braku zrozumienia otoczenia, a nie po prostu “wyrok historii”. Czy amerykańskie klęski w nawracaniu narodów na ich kulturę nie wystarczą i czy potrzebny jest jeszcze jakiś inny dowód na to, że cywilizacje przychodzą na świat jako w swej przypadkowości twory samodzielne, nieulegające woli ich uczestników a ich własny los jest nieznany także im samym? Dlaczego w tym miejscu człowieczeństwa wiedza o faktach i powtarzające się historyczne doświadczenie przegrywają z… no właśnie, z czym? Z własnym przeznaczeniem? Dodajmy, że wbrew oczekiwaniom nie istnieje jego formuła ogólnoludzka. Nie jest też prawdą, że wszystkie kultury musiały przechodzić przez takie same szczeble rozwoju i wykazywać podobne objawy istnienia. Jest przeciwnie, rozwój każdej jest odrębny i – w rozumieniu globalnym – przypadkowy. Wystarczy porównać kulturę Zachodu z islamem aby stracić wątpliwości co do tego, że jakiś rodzaj wspólnoty religijnych początków mógłby decydować o ich losach. Jedną mogą cechować wartości przeciwne do drugiej. Jest też zbiegiem okoliczności to, że tylko Europejczycy okazali się dziećmi cywilizacji uniwersalnej i otwartej. Starożytny Rzym wyłonił z siebie przypadkowo coś, co przekształciło się w stałą cechę Europejczyków poszerzając się na resztę Zachodu. To trzy cechy nieistniejące w innych przestrzeniach kulturowych: (i) odmienność prawa publicznego od prywatnego, (ii)odrębność konstrukcji społeczeństwa w relacji do instytucji państwa, a także cecha unikalna w skali globalnej czyli (iii) trwałe poczucie tożsamości narodowej. Miało to jednak miejsce tylko tam gdzie mieszanie się kultur nie szło w kierunku ich syntezy ale wzajemnego współistnienia. Globalna synteza jest marzeniem filozofów, lecz w rzeczywistości nie istnieje. Różnice kulturowe mogły ulegać wzajemnym wpływom i przekształceniom, nie były jednak w stanie nabrać jednolitego wymiaru globalnego. Oznacza to też, że przyszłość jaka nas czeka, to nie zlewanie się kultur w jednolitą miksturę ale rosnąca dominacja jednej z nich, tej, która najskuteczniej eksponuje swoje wzorce. Tę cechę posiadł tylko Zachód i to ona tłumaczy jego wyjątkowe miejsce w świecie pomimo licznych niepowodzeń w wielu przestrzeniach.
O ile narody Zachodu pielęgnują swoje cechy dla utrwalenia własnej tożsamości, o tyle reszta ludzkości wcale nie jest do tego przywiązana. Są społeczeństwa, które potrafią nawet porzucić używany język, rozproszyć się i zróżnicować ale wciąż nie przestają być tą samą cywilizacją. Ich istotą jest bowiem nie tyle głębokość poczucia wspólnotowości religijnej czy językowej, tak jak ma to miejsce w przypadku kultur pochodzenia azjatyckiego, ale przekonanie o łączących ludzi innych więzach niż tylko etniczne. Wśród ludów turańskich na przestrzeni Eurazji rozciągającej się od Dniepru po Kamczatkę, rodzeni bracia mogą żyć w ramach innej dominanty językowej lecz nie zakłóca to poczucia wspólnoty i kulturowej tożsamości. Mieszczą się w tym także przyczyny głębokich przeszkód i barier dla asymilacji pośród innych narodów, jak też i główny powód kulturowych nieporozumień i konfliktów. Każda osoba żydowskiego pochodzenia może bez przeszkód poczuwać się zarówno do judejskości jak polskości czy niemieckości, jednak sytuacja odwrotna jest niemożliwa i Polak i Niemiec, poczuć się częścią żydowskości nie ma możliwości. Dlatego też, asymilacja tych narodów jest tak trudna, że prawie niemożliwa albo też musi trwać wiele pokoleń. Głównym tego powodem jest głębia różnicy rozumienia tego, co się ukrywa pod pojęciem ‘naród’. Na Wschodzie łącznikiem wcale nie jest – jak to ma miejsce w Europie – wspólnotowość językowa. Rozgraniczenie między azjatycką turańskością a europejskością to linia rozdzielająca Europę, prowadząca od Helsinek i Estonii na północy po Bałkany na południu. Jak pokazuje historia regionu walka o przebieg tej granicy i jej głębokość jest też jego trwałą cechą i to często bez względu na przynależność etniczną. Zachodni Słowianie – Polacy, Czesi i Słowacy czują się niekwestionowaną częścią Zachodu, podczas gdy etnicznie im bliscy Rosjanie czy Ukraińcy tego poczucia już nie mają.
Problem który poruszyliśmy odcisnął się szczególnym piętnem na historii Polski. Uważa się jej dzieje za trwałą część historii Zachodu nie przywiązując wagi do tego, że stanowi również wzorcowy przykład długoletnich prób utworzenia syntezy kulturowej z ludów mieszkających od wschodnich krańców krajów niemieckich po górskie pasmo Uralu. Tego rodzaju nieporozumienie zaważyło na stosunku do Moskwy i całej historii Polski a także było jedną z przyczyn jej rozbiorów. Nie jest przypadkiem, że żadne państwo Europy nie doświadczyło zniknięcia z mapy na dwanaście dziesięcioleci i ponownego wyłonienia się jako coś całkiem nowego. Po raz trzeci zjawisko powstawania niejako od nowa polskiej tożsamości wydarzyło się po II wojnie światowej w postaci Polski nazywaną najpierw Ludową a później Trzecią Rzeczpospolitą. Rzecz w tym, że ta ostatnia w swej istocie nie miała wspólnej z poprzednimi cechy ‘pospolitości”. Była tworem najzupełniej nowym i pozbawionym głębszej łączności z przeszłością, tak jak czczym marzeniem była nadzieja na stworzenie jednolitego organizmu państwowego od Warty po Pacyfik – ze złączenia Polski, Litwy i moskiewskiej Rosji. Marzenie trafiło w kulturową próżnię ale w jego rezultacie kraj doznał katastrofy “potopu”, a potem stu pięćdziesięciu lat historii staczania się w niebyt. Jak zauważa Koneczny, “w potopie tonęła kultura polska a odsiecz wiedeńska stanowiła ostatni na długie czasy poryw ducha narodowego, po czym nastąpiła bezmyślna apatia czasów saskich. (…) Nie zachodnie lecz wschodnie cechy wypływają na powierzchnię polskiego życia wraz ze wschodnim strojem: lenistwo, obojętność na jutro, swarliwość, prywata, tudzież pijaństwo a wszystko to na tle coraz większej ciemnoty. Istny obraz orientu. Polski tego okresu nikt chyba nie pomówi o bycie częścią cywilizacji zachodniej. Nie miała z Zachodem związku w niczem. (…) Przeciętny Polak nie wiedział zgoła, co na Zachodzie się dzieje (…) aż nas ta orientalna bierność doprowadziła do rozbiorów!” Dodajmy, że nadzieja na jakiś rodzaj syntezy wartości Wschodu i Zachodu odżyła gdy tylko zaczęła odradzać się polska myśl polityczna. Nie bez powodu ród Czartoryskich w ramach swoich politycznych zamysłów zamierzał zdobyć nie tylko polską koronę lecz przymierzał się także i do rosyjskiej. Tym razem jednak marzenia o tego rodzaju syntezie doprowadziły do katastrofy państwa, jego rozbiorów i zniknięcia z mapy.
Linia graniczna pomiędzy okresem w którym w Rzeczypospolitej poczynają chwiać się więzy z cywilizacją zachodnią i narasta nadzieja na jakiś rodzaj unii z Rosją, przypada na czasy panowania – co paradoksalne – zachodniej w swej istocie bo szwedzkiej dynastii Wazów. Kraj zaczął jednak stopniowo odwracać się od Zachodu chcąc uczestniczyć w powstawaniu czegoś pośredniego pomiędzy nim samym a kulturami Wschodu. Rezultat był taki, że Polska powoli przestawała być czynnym uczestnikiem cywilizacji łacińskiej orientalizując się w coraz bardziej widoczny sposób, tyle, że coraz bardziej bezładnie. Koneczny zauważył, że tak jak z początku polskość poszerzała cywilizację zachodnią ku wschodowi, tak później było na odwrót i europejski wschód – polskimi głównie działaniami – krok za krokiem zajmował tereny przynależne dotąd do Zachodu. Było to rezultatem marzenia aby utworzyć przestrzeń dla trwałej syntezy Zachodu i Wschodu. Okazało się to nie tylko niemożliwe ale przeciwnie – zastąpione postępującą orientalizacją kraju. Za moment zdecydowanego zwrotu ku wschodowi można uznać unię brzeską zawartą w 1596 roku po której dopiero w sto pięćdziesiąt lat później wraz z reformami Konarskiego nadeszła prozachodnia refleksja. Okazała się na tyle spóźniona, że nie mogła już odwrócić procesu pomniejszania się przestrzeni dla myślenia zachodniego typu.
Okres orientalizacji Pierwszej Rzeczypospolitej można podzielić na pięć części:
- 1596-1740 – to początek marzeń o unii z Moskwą i stworzenie pod polskim przywództwem rodzaju państwowości sięgającej od Niemiec do Pacyfiku;
- 1740-1794 – spóźniona i bezskuteczna próba reform wg zachodnich wzorów;
- 1795-1918 – okres ewolucji narodu pozbawionego państwa;
- 1918-1939 – chybiona próba odbudowy polskiej państwowości w postaci Drugiej Rzeczypospolitej;
- 1945 do dzisiaj – ewolucja państwowości po raz pierwszy etnicznie jednorodnej lecz zróżnicowanej pod względem tradycji historycznej.
Polskie marzenia o związku z Rosją nie były następstwem chłodnej analizy, lecz pokusy zrodzonej z kulturowego nieporozumienia. Pragnąc unii z Moskwą sięgającej Pacyfiku, przywódcy Pierwszej Rzeczypospolitej oczekiwali powtórki z unii Polski z Litwą, tyle, że rozszerzonej o Rosję. Innymi słowy, chcieli czegoś, czego moskiewska umysłowość nie mogła żadną miarą pojąć. Nie rozumiejąc istoty tego rodzaju unii – w Rosji sądzono, że Litwa i Polska pragną zostać wcielone do obszaru pod władzą Moskwy. Nawiasem mówiąc, kulturowe nieporozumienia okazały się trwałe. Zbigniew Brzeziński nie ukrywał, że oczekuje poszerzenia Unii Europejskiej o tereny poradzieckie aż po pacyficzną Rosję. Tymczasem, ewolucja regionu potoczyła się w kierunku odwrotnym, czyli “powtórki z historii” i kolejnej próby odbudowy rosyjskiego imperium dominującego odmiennością swej masy nad całym regionem. Równie niespodziewany był polityczny skok od idei prozachodniej Rosji Jelcyna po Rosję Putina co stało się jedną z przyczyn kryzysu dręczącego dziś samą Unię. Cywilizacja europejska od czasów starożytnych graniczyła od wschodu z kulturą azjatycko-turańską. Granica przesuwała się w zależności od okoliczności, ale zawsze w jej centrum była kwestia polska oraz kwestia jej miejsca we wschodniej, kontynentalnej części Europy. Tu, trafiała na Rosję – z pozoru coś pośredniego pomiędzy Wschodem i Zachodem – co jednak faktycznie było wytworem Orientu. Azjatom mogła wydawać się inną przez wzgląd na jej powierzchowną dwulicowość, chętnie pozowała bowiem na Europę. Jednak w dawnym Konstantynopolu otwarcie eksponowano niechęć do zachodniego chrześcijaństwa w uznaniu, że w każdym wypadku “lepszy turban aniżeli tiara”. Jaka jest więc istota europejskiej granicy pomiędzy Wschodem i Zachodem?
Wyróżniają się cztery cechy cywilizacji turańskiej niosącej do Europy wschodnią naturę głęboko przeciwną europejskości:
- Lokalizm religijny i brak dążenia do akceptacji zachodniego typu religijności powiązanej z tradycją łacińską.
- Militaryzm organizacji społecznych i opieranie władzy na nagiej sile a nie na spajającej społeczeństwo wspólnocie idei.
- Państwo opiera się na prawie prywatnym bez wyodrębnienia społecznych cech społeczeństwa od prawa publicznego.
- W rosyjskiej tradycji brak jest silnego odczuwania pojęcia narodowości, widoczna za to płytka etniczność.
Zachód nie posiada żadnej z tych cech, za to tradycja rosyjska, jest współistnieniem wszystkich czterech. To, czym Rosja różni się od reszty krajów regionu, to tylko proporcje poszczególnych elementów kultury Orientu.
W praktyce odróżniającej Rosję od innych cywilizacji orientalnych najważniejsza jest trwałość militaryzmu, sukcesywnie zanikającego w innych krajach regionu. W Rosji jednak króluje tradycja azjatycka w której “wojna uważana jest za najgodniejszy sposób zarobkowania”. Rosja ma w tej przestrzeni wszystkie cechy cywilizacji turańskiej jako że wojna ją żywi. Sami Rosjanie czują się ubodzy bądź bogaci stosownie do osiągniętego stopnia wydoskonalenia organizacji militarnej pozwalającej żyć cudzym kosztem. Istotą jest to, że sukces wiąże się z wyłącznością organizacji społecznej zbudowanej na tle militarnym. W rosyjskiej przestrzeni kulturowej społeczeństwo jest rodzajem obozu wojskowego a militarna siła i sama wojna jest uważana za najgodniejszy sposób realizacji zagranicznej polityki państwa w myśl tradycji rosyjskiej filozofii, że oto “myślenie jest źródłem zła”. Ten element jest w kulturze Moskwy wciąż dominujący i – jak wskazuje historyczna praktyka – Rosja porzucająca wojowniczość staje się krajem tracącym społeczne więzy a wraz z nimi także i mocarstwowość. W żadnym bowiem kraju świata militaryzm nie ciąży na społeczeństwie tak mocno jak w Rosji, tworząc swoiste błędne koło, jako że do jej istnienia konieczne są zwycięstwa nad innymi. Ich brak, to również więdnięcie tak uformowanego państwa. Tyle, że świat jest w swej globalności ograniczony i w tego rodzaju mechanizmie zawsze kryje się perspektywa końca albowiem wojenne triumfy ze swej istoty nie mogą trwać wiecznie. Oznacza to także systemową perspektywę ostatecznej klęski. Rosja jest wzorcowym przykładem powtarzającego się mechanizmu olśniewających wojennych zwycięstw kończących się dramatyczną klęską w przestrzeni innych obszarów życia społecznego.