OGÓLNA TEORIA LUDZKIEGO MROWISKA.

Ten komentarz z natury biegu obecnych wydarzeń nadal wiąże się z tym, co dzieje się w Libii, tyle że wnioski mogą być również rozciągnięte na inne części świata. W Libii ma miejsce ograniczona wojskowa interwencja Zachodu, ale żaden z jej uczestników nie jest w stanie klarownie odpowiedzieć na pytanie: po co to zrobił i co ma z tego dla niego wynikać? Po optymistycznych oczekiwaniach na rozwój wypadków w Iraku i Afganistanie nikt nawet nie ośmiela się kreślić scenariuszy dalszego rozwoju wydarzeń w Libii. Prawdę mówiąc, nie wiadomo o co tam właściwie chodzi. Tym zagadnieniem postaram zająć się osobno następnym razem. Zresztą, nie jest pewne, czy tamtejsi powstańcy zadają sobie pytanie o cele jakie chcą osiągnąć. Zachód ma nadzieję, że robią to w imię demokracji. Ale prawda jest inna: wołają o nią wcale nie dlatego, że Zachód kochają, lecz dlatego, że bez niego zginą. Zachód interweniuje również bez przekonania i zarzeka się, że nie ma w Libii żadnych interesów. Nie ogłasza nawet celów, które sam pragnie osiągnąć. Wkrótce więc, gdy tylko okaże się, że Libijczykom nie idzie o demokrację zachodniego typu, lecz o ich własną, rodzimą i z dawna oczekiwaną „demokrację islamską” – interweniujące siły zamiast być uznane za wyzwolicieli, mogą stać się z dnia na dzień nie chcianymi agresorami. Zachodnie media już dzisiaj nie mają jasności jak tę interwencję zakwalifikować: jako wyciągniętą rękę, pomoc humanitarną, czy zbrojną ingerencję w sprawy suwerennego kraju.
Rzecz w tym, że ludzie mają niczym nie uzasadnione przekonanie, że jakoś wpływają na swój własny los. Przekonanie chyba dość bezpodstawne zarówno w przestrzeni jednego życia, jak i losów całej cywilizacji ludzi. Człowiek nie ma przecież żadnego wpływu na okoliczności i społeczne otoczenie własnego urodzenia, wychowania i właściwie – na większość tego, co składa się na jego życie. Nie ma żadnej kontroli nad swoim własnym punktem wyjścia, nad okolicznościami kształtowania się jego osobowości, ani też patentu na udany los. Mądry starzec w posumowaniu życia położy raczej nacisk na słowo „szczęście” rozumiane jako przypadek i zbieg okoliczności, niż na jego własne i wyraźnie zarysowane zasługi.
W dodatku do dzisiejszej Gazety Wyborczej ukazał się tekst rozmowy z osobą niewątpliwie w Polsce opiniotwórczą, znanym z mediów psychologiem – profesorem Januszem Czapińskim. Opowiada o swoim dzieciństwie w robotniczej części Pabianic, o nie umiejącej pisać matce i ojcu znanym mu tylko z procesu sądowego o alimenty. Takie okoliczności i początek życiowej drogi mogło zapowiadać wszystko, ale nie profesorską katedrę i karierę naukową. Opisana historia jest raczej antytezą powszechnej opinii, że źródłem udanych karier musi być jakiś pierwotny i czytelny impuls: intelektualnie wypieszczone dzieciństwo, przeczytane w stosownym wieku dzieło, czy oddziałujące w młodości wzorce. Okazuje się, że nie tylko tak być nie musi, ale że udane życie może być następstwem zdarzenia (zdarzeń), które nie układają się w zrozumiałą całość i w naszej świadomości nie zapisują się niczym szczególnym: dziedzictwo genetyczne? boża łaska? przeznaczenie? przypadek losowy? promienie kosmiczne? Zdarza się przecież, że drogi życiowe najbliższego rodzeństwa dramatycznie się różnią. A w ogóle – jedni mają szczęście w życiu, inni go nie mają i nikt nie wie dlaczego tak właśnie jest. Rodzi się tutaj także dodatkowe pytanie dla sfery rozważań, której poświęcony jest ten blog: pytanie o to, czy historie narodzin i ewolucji wielkich cywilizacji ludzi także nie są wynikiem jakiegoś rodzaju statystyki (statystycznego błędu?), której nigdy nie rozumiemy ze względu na zbyt wielką liczbę wchodzących w grę elementów. Nie mam na myśli czynników „zwykłych”, takich jak okoliczności historyczne, geograficzne, czy inne podobne. Przychodzi mi na myśl argumentacja o wymiarze kosmicznym.
Stephen Hawking, genialny kaleki amerykański astrofizyk, w książce „Krótka historia czasu” zauważa powszechność milcząco przyjmowanej tezy, że istnienie nas, czyli ludzkości, a także nasz pogląd na świat da się wyjaśnić „zasadą antropiczną”, czyli przyjęciem założenia, że „widzimy świat taki, jaki jest, ponieważ istniejemy”. Nie zastanawiamy się więc nad tym, czy gdybyśmy nie istnieli i gdyby ludzkości nie było wcale, to świat istniałby mimo wszystko i co by to istnienie znaczyło, skoro nas by na nim nie było? Czy świat w najszerszym rozumieniu (Wszechświat) w ogóle zwraca na nas uwagę, czy też wydarzenia dzieją się tam bez względu na nas i nasze opinie? A przecież wiemy ponad wszelką wątpliwość, że Wszechświatowi nasze istnienie jest głęboko obojętne. Jeśli uwagi na nas nie zwraca (a nie zwraca), to do czego służy nasza własna świadomość istnienia Wszechświata i rzeczy nas otaczających? Czy my w tych wydarzeniach uczestniczymy, tak jak sami sądzimy – z aktywnym wpływem na bieg zdarzeń, czy też jesteśmy ich biernymi uczestnikami, tak samo jak kamień bierze udział w spadającej lawinie, a jedynym odróżnieniem jest nasza świadomość uczestnictwa? A może starożytne przekonanie, że świat „istnieje” wyłącznie dzięki naszej świadomości i tylko to determinuje pojawianie się wydarzeń, a bez nas by ich nie było wcale, jest prawdziwe? Bezpośrednią ilustracją takiego domniemania są współczesne media, dla których samą treścią istnienia jest wydobywanie wydarzeń na światło dzienne. Czy gdyby zdarzeń nie wydobyto, nie zostałyby naświetlone ze wszystkich stron, to zaistniałyby naprawdę, nawet jeśli nie moglibyśmy się do nich odnieść? Jak w tym kontekście rozumieć wydarzenia na Bliskim Wschodzie? Teraz to Libia, wczoraj – Tunezja, Egipt i Jemen, za chwilę – Syria. Dzisiaj doniesiono o stu zabitych przez służbę bezpieczeństwa tego ostatniego kraju demonstrantach. Dlaczego ta fala społecznego niepokoju dotyczy krajów arabskich a nie wszystkich muzułmanów, albo wszystkich krajów Afryki? Nikt na to pytanie nawet nie próbuje odpowiedzieć. Czy my – Europejczycy, członkowie NATO, ludzie Zachodu, jesteśmy wciągani w te wydarzenia tylko dlatego, że mamy świadomość ich istnienia, czy też dlatego, że mamy na nie jakiś wpływ sprawczy? Jest coraz więcej wątpliwości co do tego, czy to my, ludzie, wpływamy na bieg światowych wydarzeń, czy też na odwrót – to wydarzenia toczą się z nami, przed nami i poprzez nas, a my jesteśmy tylko jak kamienie ich lawiny.
Powróćmy do Libii. Od tygodnia trwa tam interwencja sił NATO, chociaż jeszcze miesiąc wcześniej europejscy przywódcy padali Kadafiemu w ramiona. Dzisiaj, chcą jego odejścia i zastąpienia, no właśnie, kim? Nikt tego nie wie. Nie wiedzą tego nawet sami Libijczycy. A przecież rzecz się jakoś skończy i za pewien czas dostrzeżemy rezultat, który uznamy za w pełni oczywisty. To trochę jak z pogodą: meteorologowie z całkowitą pewnością mówią nam jaka ona jest dzisiaj i była wczoraj, bardzo ostrożnie przewidując jej przyszły obraz, ale przecież nikt nie twierdzi, że zjawiska atmosferyczne dzieją się bez przyczyny. Tyle, że ich przyczyną nie są meteorologowie. Czy nie czas już uznać, że światowe wydarzenia mają podobną naturę: ludzie w nich uczestniczą, ale to wcale nie oni są ich przyczyną sprawczą. Wtedy, mielibyśmy może nieco mniej satysfakcji, politycy nie mogliby dąć w dumę swoich uczynków, ale ludzkość nabrałaby większego spokoju, a to ze spokoju rodzi się pewność siebie. Pewność tego, że nie mamy co prawda wpływu na bieg wydarzeń, ale biegną one jakoś w dobrym kierunku. Cała historia ludzkości potwierdza to domniemanie. Czy nie jesteśmy jak owa mrówka Denetta wspinająca się na źdźbło trawy by dać się pożreć krowie razem z pasożytem, który do dalszego rozwoju potrzebuje jej żołądka. Może jesteśmy częścią wielkiego mrowiska, które – jak każde – ma swoje prawa społecznego współżycia, ale wcale nie jest ich ani twórcą, ani kontrolerem? Po co się więc szarpać? Czy więc, zamiast interweniować i kontr- interweniować w różnych częściach świata, nie lepiej skierować cały wysiłek na badanie mechanizmu, w którym bez własnej woli uczestniczymy, a nie na ustawicznym dowodzeniu o racjach tej czy innej strony konfliktu, ustawiając się przy tym w roli delfickiej wyroczni? Przecież wiemy, że Pytia mówiła tak, jak uczenie dowodzą współcześni ekonomiści: będzie zapewne tak i tak, ale może też być zupełnie inaczej i to drugie jest równie naukowe, jak pierwsze…

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.