“It’s A Long Way To Tipperary, It’s A Long Way To Go! To The Sweetest Girl I Know!” -śpiewali w czasie I wojnie światowej w europejskich okopach brytyjscy żołnierze śniąc w ich błocie o dalekiej rodzinnej miejscowości. Tęsknotą współczesnych Polaków stała się Konotopa. Nie żeby tam mieszkać, ale żeby przejeżdżać. Słowo „przejezdność” okazało się w słowniku bogatego języka nawet ważniejsze niż słowa „umiar”, czy „rozsądek”. Istnieje jakoby straszliwe niebezpieczeństwo, że węzeł Konotopa, położony już prawie na Narodowym Stadionie – gdzieś między Ożarowem Mazowieckim a Ursusem – nie będzie gotowy na czas. To w tej Konotopie jest zlokalizowany „nieprzejezdny” węzeł autostrady A2 oraz łącznik z trasą Powązki-Konotopa w Warszawie i Południową Obwodnicą Warszawy, mający być fragmentem autostrady wschód-zachód. Zaraz, zaraz! Gotowy na jaki czas? Ah! Na czas Euro! I aż 20 kilometrów nieprzejezdne? Hańba!
To będzie straszne widowisko. Setki tysięcy kibiców, pędzących swoimi volkswagenami od strony Brandenburgii w kierunku Meczu Otwarcia. prześmignie nowiutką autostradą całe czterysta kilometrów, by utknąć w Konotopowym węźle i nie zdążyć na pierwsze bramki. Tam bowiem, wpędzeni zostaną w te 20 kilometrów objazdów, z których nigdy się nie wydobędą. A jeśli pojadą źle, to mogą się nawet znaleźć u Łukaszenki zamiast na Narodowym. Co to będzie? Co to będzie? Tragedia! Kompromitacja! Hańba! To nic, że nie warto się tym wszystkim przejmować wcale, bo przecież to Euro, to całkiem niepolska impreza, pozbawiona prawdziwych Polaków a futbolowa drużyna, też wcale nie jest polska, bo i sam Smuda ma niemiecki osobisty dowód! Konotopa, stanie się już na zawsze symbolem hańby, bo choć drużyna nieprawdziwa, to Konotopa prawdziwa jak najbardziej.
Według stanu na dzień 19 czerwca 2009 roku sołectwo Konotopa liczyło 287 mieszkańców. Jeden Bóg wie ilu z nich, to te „Sweetest Girls I Know” z Tipperary. Tam, w dzisiejszym Tipperary, liczba ludności jest większa niż w Konotopie. W 2006 r. wynosiła aż 4 415 osób, ale sto lat temu, kto wie, może było ich też 287, ale za to jakie mieli ambicje! Tipperary zasłynęło przebojem, który zawojował cały świat, a u nas tylko to „koko, koko” i że będzie spoko! Hańba!
Rodzimy jazgot prawdziwych Polaków coś mi jednak przypomina. Rozlega się jeszcze nadal z kart podręczników historii, opowiadając młodzieży o przewagach jej przodków. O tym, że rozbiory Polski, to skutek zmowy złych sąsiadów, dla których solą w oku była szlachetność jej szlachty. Ta, gotowa do bitki i wypitki, niechybnie by wybroniła się na niepodległość, gdyby nie złe oko, obca zdrada prowadząca do hańby. Młodzież musi wiedzieć, że przodków miała wielkich a przeszłość świetlaną. Ta Konotopa, to tylko niewłaściwi ludzie w niewłaściwym rządzie. Tylko rząd zmienić i zaraz będzie inaczej.
Mam jednak wrażenie, że Konotopa, to raczej norma, niż wypadek przy pracy, a ta przeszłość całkiem odległa od prawdy. Pierwszy rozbiór Polski odbył się na przykład całkiem zgodnie z narodowym prawem, sejm sam go uchwalił, czemu nie pomógł sam Rejtan. Ten ostatni zasłynął szlachetną determinacją, ale reszta posłów przeszła nad nim okrakiem we drzwiach leżącym i bez wyrzutów sumienia zmniejszyła rozmiar Rzeczypospolitej o jej trzecią część. Spokojni i świadomi swej szlachetności, posłowie prawie jednomyślnie oddali Kraków, Lwów i Przemyśl Austriakom, Toruń z Olsztynem Prusakom, a Bobrujsk z Witebskiem Rosjanom. Żadna Konotopa nie stanęła im na przeszkodzie i do historii wespół z Rejtanem nie przeszła.
Rodzi się we mnie iskierka nadziei, że Konotopa do wielkiej historii jednak przejdzie, „koko, koko, Euro spoko” stanie się europejskim przebojem, a „Koko” jako takie będzie światową wizytówką prawdziwych Polaków. Obym nie wykrakał…