DONALD TUSK, CZYLI PLUSY W EUROPIE A MINUSY W OJCZYŹNIE?

Tusk i Kaczynski           Zachodnia prasa uznała, że niedawny grecki kompromis, to niewątpliwy sukces Angeli Merkel i Donalda Tuska. Financial Times wkłada go nawet w ręce tego ostatniego z tej oto przyczyny, że w decydującej chwili negocjacji, kiedy zniecierpliwienie stron sięgnęło zenitu i zarówno premier Cipras, jak i kanclerz Niemiec zerwali się z miejsc, by gniewnie opuścić salę obrad, Donald Tusk miał im to uniemożliwić zastawiając drzwi własnym ciałem. Przy okazji tego incydentu i jego krajowego echa przykuł moją uwagę rodzaj atawistycznej niechęci, jaką jedna strona polskiej sceny politycznej żywi do drugiej, co nawet zdnajduje odbicie w charakterach obu polityków – Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. To, że obaj panowie różnią się od siebie budową psychofizyczną widać na pierwszy rzut oka, ale jak to się ma do struktury wyborczej i jakie może nieść polityczne następstwa? Dla zwolenników Platformy Obywatelskiej, jej przeciwnika symbolizuje rzecz jasna Kaczyński, ale nie ma w tym aż tak wielkiego nasycenia niechęci, graniczącej z uczuciem wstrętu, jakie emanuje w kierunku przeciwnym – ze stosunku zwolenników PiS-u do Tuska. Nie ulega też wątpliwości równoległa wzajemność negatywnych emocji wyborców jednego i drugiego. W programie telewizyjnym, poświęconym między innymi zakończeniu unijnego spotkania na szczycie w sprawie Grecji, jeden z prominentnych zwolenników Kaczyńskiego nie potrafił pohamować odruchu obrzydzenia na wieść o działalności Tuska, a w szczególności takiej, którą można byłoby w jakiś sposób uznać za jego osobisty sukces. Nie zamierzał nawet uznać innego faktu, że oto unijna aktywność byłego premiera może być uznawana nie tylko za jego własny sukces, ale również i narodowości z której się wywodzi. Przedtem, Witold Waszczykowski – bo też i o niego idzie – wypomniał Tuskowi to, że posiada w swym naukowym arsenale zaledwie stopień magistra, podczas gdy on sam jest wypromowanym doktorem nauk politycznych i wykładowcą szkół wyższych. Sprawiało to wrażenie, że ma do niego żal z tej oto przyczyny, że zajął pozycję, która z natury edukacyjnej istoty rzeczy należy się ludziom bardziej godnym i lepiej wykształconym. Wiele wskazywało na to, że miał przy tym na myśli siebie samego. Jest również zagadkowe i to, że od mniej więcej dekady, spór polityczny nabrał w kraju wyraźnie osobistego wymiaru, a polska widownia może być pewna tego, że cokolwiek uczyni jedna strona sporu, sens tego będzie natychmiast podważony i zaprzeczony przez drugą.

Donald Tusk, niezależnie od tego, czy go się lubi, czy też czuje do niego niechęć, ma jednak za sobą życiorys człowieka sukcesu. To rocznik 1957 i zodiakalny Byk, czyli jak na polityka, człowiek w sile wieku. Jego nieugięty przeciwnik, Jarosław Kaczyński jest osiem lat starszy i urodził się – nomen omen – razem z bratem bliźniakiem pod znakiem Bliźniąt, jednak życiorys ma mniej efektowny. Nie widać, by wiek jakoś mu ciążył, ale jest też faktem, że jako rocznik 1949 już od ponad roku ma prawo do przejścia na pełną emeryturę. Trudno pozbyć się wrażenia, że stosunki pomiędzy obydwoma panami są nieodmiennie zgrzytliwe i już całkiem niezależne od nich samych. Analiza ich zodiakalnych charakterów jest również znamienna. Najbardziej charakterystyczne „gwiezdne” cechy Byków, to solidność, praktyczność, determinacja i siła woli. Trudno zmusić lub namówić do czegoś osobnika spod znaku Byka, ale jeśli ktoś pod nim urodzony jest do sprawy przekonany, będzie wytrwale podążać za swoim celem ufając weń bezgranicznie. Byki są stabilne emocjonalnie, zrównoważone, praworządne, ale kochają też święty spokój i ciszę. Z kolei Bliźnięta, mają naturę dwoistą – bardziej nieuchwytną, złożoną i wewnętrznie sprzeczną. Z jednej strony wyzwala w nich wszechstronność, z drugiej jednak buduje wady, takie jak dwulicowość i kapryśność. Dla Bliźniąt życie to gra, która musi być zawsze pełna zwrotów akcji i świeżej rozrywki, wolna od wysiłku i rutyny. Częste zmiany decyzji, to inna cecha Bliźniąt. Coś chyba jest w tych zodiakalnych tajemnicach, skoro już na pierwszy rzut oka opisy pasują do obu bohaterów. Nie było zapewne badań dotyczących „zodiakalnych” motywacji ich wyborców, ale predyspozycje tych ostatnich zapewne również mają jakiś z tym związek.

ZodiakOstatnio, gwałtowny spór między podopiecznymi Zodiaku poszedł o unijne porozumienie z Grecją. W reakcji na powołanie się dziennikarki na stwierdzenie wspomnianego Financial Times, że jest ono w jakimś rozumieniu również i osobistym sukcesem Tuska, odpowiedź przeciwnika była gwałtownie nerwowa: „a co on takiego uczynił, przecież drzwi ciałem zastawiać potrafi każdy”? Przyszło mi do głowy, że tego rodzaju wydarzenie można uznać za przejaw istnienia w Polsce sporu, który w żadnym mierze nie ma i nawet mieć nie może merytorycznego tła, lecz tylko wymiar czysto osobistych niechęci. Tylko, jakim sposobem i do tego skutecznie, w tego rodzaju zjawisku mogą uczestniczyć miliony ludzi wrzucających do urn wyborcze kartki? Czy oni też mają do sprawy tylko stosunek osobisty, nie zaś polityczny i wcale nie merytoryczny? Dlaczego to jednak robią, skoro emocjonalne i osobiste nastawienie z pewnością uniemożliwia optymalne rozwiązywanie problemów kraju?

KarykaturyZa przeciwieństwami ukrywa się jeszcze inny fenomen. Oto miliony zwolenników jednej i drugiej strony, pochodzące przecież spod najprzeróżniejszych znaków Zodiaku, nie tyle nawet potrafią odczuwać i manifestować różnice poglądów, ile wydają się być skonstruowani na podobieństwo automatycznego mechanizmu ujawniania się kompleksów i stereotypów, które tak głęboko dzielą ludzi, że pozwalają im uwolnić się od pożytecznej skądinąd cechy racjonalności poglądów. Tymczasem to, co uderza, to fakt, że jedni mają nieskrywany kompleks wyższości wobec prowincjonalizmu drugich, za to drudzy manifestują jakiegoś rodzaju kompleks wobec „bezpodstawnej inteligenckości” tych pierwszych.

Konsekwencją braku merytorycznych argumentów i budowania podglądów na emocjach, nie zaś na racjach, jest debatowanie za pomocą wzajemnego rozdawania razów. Tyle, że prawdziwie merytoryczna debata nie ma wtedy nawet szansy zaistnieć. Jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy i czy można cokolwiek zaradzić temu, aby społecznej rozumności nie przykrywały złe emocje? Jakie jest źródło powszechności zjawiska, że różnice w rodzaju atawistycznej złości wzajemnej mają tak bardzo czytelną geografię?

Jeśli miarą wzajemnych niechęci wyborców miałby być stopień emocji zawartych w karykaturach przeciwników, różnica jest wyrazista. Wizerunki Kaczyńskiego tworzone są tak, by go ośmieszyć, natomiast Tuska inaczej – raczej złośliwie i w sposób skrywający niechęć graniczącą z nienawiścią. Znaczy to, że zwolennicy Kaczyńskiego odczuwają na myśl o Tusku również i rodzaj poczucia krzywdy za pozbawienie ich radości triumfu znalezienia się po stronie politycznie wygranej. To zapewne dodatkowo rzutuje na emocje i ma głębokie konsekwencje polityczne. No, bo jeśli Tusk święci te triumfy zagranicą, prowadzi to też i do podejrzenia, że z tą zagranicą jest coś nie w porządku i należy z nią walczyć tak samo jak z jej faworytem.

W kontekście tych uwag, zwraca uwagę ukryta nielogiczność tego rodzaju rozkładu politycznych sympatii i antypatii.  Teoretycznie, poparcie dla Tuska i Platformy, które jest skoncentrowane w zachodnich i północnych województwach kraju, jest prostym odbiciem geografii. Tusk i jego partia są powszechnie uważane za „bardziej zachodnie”, niż Kaczyński i PiS. Jak powszechnie wiadomo, zachodnia Polska jest bliżej zachodniej Europy, niż jej część wschodnia. Poniemieckie, tak zwane Ziemie Zachodnie, były jednak w okresie powojennym zasiedlane głównie reptariantami ze wschodniej części Drugiej Rzeczypospolitej, czyli – w polskich warunkach – ludzi wcale nie „zachodnich”, ale obyczajowo i kuturowo bardziej „wschodnich”, niż ci z dawnego Królestwa Kongresowego, Mazowsza, czy Małopolski. Jak to się więc stało, że ich dzieci i wnukowie reprezentują dzisiaj bardziej zachodni sposób patrzenia na rzeczywistość, niż ci, którzy kiedyś, w okresie międzywojennym byli teoretycznie od ich rodziców i dziadków bardziej „zachodni”?  Co się takiego stało, że oto w ciągu dwóch pokoleń, geograficzne strony świata z tak wielką łatwością pokonały utrwaloną wiekami kulturową tradycję?

Wybory            Kluczem do zrozumienia tych przemian jest zauważenie innej różnicy (poza samą tylko geografią wyborczą) pomiędzy Polską zachodnią i północną, a jej wschodnią częścią. Ta ostatnia, to pozostałość dawnej Kongresówki oraz Galicji, w których procesy industrializacyjne były spóźnione w stosunku do zaboru pruskiego i to o dobre kilkadziesiąt lat. Oznaczało to również znacznie szybszą urbanizację Wielkopolski oraz Pomorza w porównaniu z wciąż rolnczą i niezurbanizowaną austriacką Galicją oraz rosyjskim Mazowszem. Urbanizacja niesie ze sobą głęboką zmianę stosunków sąsiedzkich i międzyludzkich ze względu na proces atomizacji mieszkańców oraz ich trwałe odchodzenie od powiązań wspólnotowo-rodzinnych na rzecz swobody przemyśleń indywidualnych. Skutkuje to ogromną przemianą samego sposobu uczestniczenia w życiu społecznym i politycznym. Mamy właśnie namacalny przykład tego rodzaju geograficzno-społecznych zapóźnień na przykładzie tego, co dzieje się z Grecją. Panujący tam  rodzaj demokracji w znacznym bowiem stopniu utrzymał klanowo-rodzinną treść, w pełni sprzeczną z indywidualistyczną formułą demokracji zachodniej.

Z badań socjologów wynika jednoznacznie, że siła więzi krewniaczo-sąsiedzkiej jest znacznie trwalsza w rejonach wiejskich, niż w ośrodkach miejskich. Dla porównania, według CBOS, na wsi trwałe towarzyskie kontakty z sąsiadami utrzymuje aż 43 procent mieszkańców, podczas gdy już w półmilionowych miastach ten odsetek spada do poziomu 28 procent. Jak zauważa badający również tę sprawę Michał Strzeszewski, porównanie obecnych wyników z wcześniejszymi badaniami z lat 1995 i 2000 pokazuje, że obserwujemy stałe rozszerzanie się zakresu sąsiedztwa formalnego, zastępującego głęboko rodzinne, ale ograniczonego tylko do kontaktów w ramach codziennego „dzień dobry”. Widoczna jest również zmiana treści samego sąsiedztwa i umacnianie się powierzchownych stosunków miedzy sąsiadami w miejsce dawniejszych relacji bardziej emocjonalnych i kordialnych, ale też i zobowiązujących do utrzymywania „wspólnego frontu” poglądów. Stale również spada intensywność wzajemnych kontaktów. W 1995 roku trwałe związki towarzyskie z sąsiadami utrzymywało 41 procent badanych, dzisiaj jest to już tylko 32 procent. Potwierdzają to również i inne analizy. TNS Polska wskazuje na istnienie wyraźnych  tendencji rządzących wszystkimi wielkomiejskimi społeczeństwami, prowadzących do tego, że nasi sąsiedzi stają się w coraz większym stopniu osobami dla nas obcymi. Ma to oczywiste konsekwencje polityczne, ponieważ ich poglądy przestają być nam znane i nie możemy się nimi ani sugerować, ani też koordynować naszych wyborczych decyzji. Pozostawieni sobie samym jesteśmy zmuszeni samodzielnie wyrobić sobie pogląd, aby tego rodzaju decyzje podjąć.

Wyniki i geografia ostatnich wyborów wskazują też na istnienie korelacji pomiędzy opcją polityczną a położeniem regionu w ramach kraju oraz jego społecznymi relacjami w postaci silniejszych lub słabszych więzów rodzinnych i lokalnych. Nie ulega wątpliwości, że wschodnia część Polski jest –  z wyjątkiem samych tylko okolic stolicy – znacznie mniej zurbanizowana, ma też większe mentalne powiązania z tradycją społeczną z okresu sprzed industrializacji. Obraz ten jest nawet widoczny na mapie Europy, a szczególnie warte podkreślenia jest to, że granica odmiennego sposobu postrzegania więzi pomiędzy ludźmi – bardziej indywidualnego lub grupowo-familijnego – przebiega przez kontynent w podobny sposób, jak biegnie rozgraniczenie wyborczych preferencji samych Polaków.

Podzial_Europy_wedlug_rodzinyTradycje rodzinne odziedziczone przez mieszkańców zachodniej części Europy potwierdzają odmienność jej modelu rodziny od wzorców panujących w innych regionach świata. Dominuje tu tradycja rodziny nuklearnej i konsekwentny brak wielożeństwa, co zawsze – w przeciwieństwie do poligamii – prowadzi do silnego wzmocnienia zasady partnerstwa małżonków. Zwraca też uwagę, że „stara” Unia piętnastki mieści się tu całkowicie w tym ostatnim modelu, podczas gdy nowa jej część, wysunięta ku południowemu wschodowi nie tylko od niego odstaje, ale też wykazuje wiele cech tradycyjnej rodziny wielopokoleniowej.

Typy_rodzinPoziom efektywności demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego może być mierzony wskaźnikiem skłonności mieszkańców do dobrowolnego zrzeszania. Zdecydowaną przewagę mają w tym względzie narody z zachodnioeuropejskiej przestrzeni kulturowej, natomiast najsłabiej wypadają te wschodnioeuroejskie, a w szczególności kraje o tradycji słowiańskiej. Odpowiednie badania prowadzono w ośmiu przestrzeniach: organizacji religijnych, sportowych, artystycznych i edukacyjnych, poziomu „uzwiązkowienia”, przynależności do partii politycznych, organizacji ekologicznych, zawodowych i charytatywnych. W każdej z nich, pierwszeństwo uzyskiwały kraje anglosaskie, drugie – „Zachód kontynentalny”, czyli Francja i Niemcy, dopiero daleko za nimi plasowały się kraje południa i wschodu Europy, przy czym jej najbardziej wschodnia część zajmowała w tych statystykach z reguły miejsce ostatnie. Wreszcie, najważniejsze dokonania naukowe, techniczne i gospodarcze społeczeństw, dające się zmierzyć wskaźnikami rozwoju społeczno-gospodarczego nie pozostawiają wątpliwości, że to zachodnia, czyli „rodzinnie nuklearna” część kontynentu stała się dynamicznym ośrodkiem badań i rozwoju nowych technologii, pozostawiając resztę Europy daleko za sobą.

To, co w rozumowaniu o powiązaniu modelu rodziny z jakością politycznej demokracji jest najbardziej uderzające, to fakt, że tego rodzaju linia podziału z grubsza pokrywa się z wieloma innymi kryteriami europejskiego zróżnicowania. Cechą Zachodu wyrosłego na formule małej rodziny jest indywidualizm, czyli tendencja, że ludzie są bardziej skłonni polegać na swoich własnych umiejętnościach i talentach, aniżeli oczekiwać pomocy ze strony sąsiadów, rodziny czy władz państwowych. Ta linia dzieli także i Polskę na dwie części i to w bardzo podobny sposób, jak uczynił to wynik ostatnich wyborów parlamentarnych i prezydenckich.

W naszym krajowym oglądzie procesów ogólnoeuropejskich uderza pewna łączność treści dwóch map – tej ukazującej rozkład głosów oddanych przez Polaków w ostatnich krajowych wyborach oraz europejskiej linii podziału na dwa modele rodziny. Z naszego punktu widzenia, szczególnie warte uwagi jest to, że Polska według tej linii jest krajem podzielonym na niemal dwie równe części. Co w tym jest jeszcze bardziej uderzające, to fakt, że ta linia podziału niemal pokrywa się z linią oddzielającą regiony, w których zwycięstwo odniosły – określając to umownie – „proeuropejskie” ugrupowania na czele z Platformą Obywatelską, od tych, w których wygrała „antyeuropejska” koalicja PiS-u.

Wskaznik_poziomu_demokracjiZ punktu widzenia długotrwałych procesów historycznych tendencja jest bardzo wyraźna i – prawdę mówiąc – nie daje pola do optymizmu konserwatywnym zwolennikom powrotu do „tradycyjnego modelu rodziny”. W całym świecie widoczny jest trend odchodzenia od niego nie tylko z powodów ideologicznych i obyczajowych, ale przede wszystkim z funkcjonalnych. Społeczeństwo oparte na rodzinie nuklearnej okazuje się nie tylko bardziej wydajne pod względem ekonomicznym, ale również bardziej otwarte na edukację, która – a co do tego nie ma dzisiaj wątpliwości – jest podstawowym czynnikiem przyspieszającym społeczny rozwój pod każdym względem. Dla zwolenników Donalda Tuska, to wiadomość krzepiąca (może dlatego nauczył się angielskiego), dla wspierających Jarosława Kaczyńskiego stresująca, ponieważ w gruncie rzeczy mówi o nieuchronnym uwiądzie rodzaju formacji, której w Polsce przewodzi. Zbliżające się parlamentarne wybory, nawet jeśli element proeuropejski i prozachodni tym razem nie wygra, nie zmienią tego trendu w dłuższym okresie czasu. Jak widać, wielkie społeczne procesy nie poczuwają się do politycznej lojalności wobec kogokolwiek. Zatem i tytułowe pytanie o Tuskowe „plusy za granicą i minusy w kraju” było w swej istocie zupełnie retoryczne. Odpowiedź jest bowiem taka, że to nie nasz krajowy interior stymuluje światowe tendencje, lecz przeciwnie, to właśnie on będzie musiał im się w końcu poddać, ponieważ jest bez szans na trwałe zwycięstwo.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.