Zarzut, z którym się czasami spotykam sprowadza się do oceny, że moje rozumowanie o islamie daje jego jednostronny obraz, ponieważ nie jest możliwe, aby tak wielki społeczny system liczący półtora miliarda uczestników składał się z ludzi spoglądających na świat z nieprzyjaźnią. Muszą tam przecież być też inni, zarówno umiarkowani, jak i całkiem liberalni, otwarci i kochający wszystkich ludzi, nie tylko pobratymców. Może i gdzieś są, lecz problem w tym, że samą istotą systemu jest jego jednolitość, a nie różnorodność. Europejskie, amerykańskie i australijskie matki zachęcają swoje dzieci do uczestniczenia w wyścigu do sukcesu, jakim jest w ich mniemaniu życie człowieka i upominają je słowami „wyróżniajcie się, bądźcie najlepsi, zwracajcie na siebie uwagę, zwyciężajcie w tym konkursie!” oraz do końca kibicują im w sukcesach. Matki muzułmańskie przekazują dzieciom coś zupełnie innego – to, co ze swojego dzieciństwa wspomina turecki noblista literacki Orhan Pamuk: „Bądźcie zwyczajni, normalni, tacy jak inni. Nie zwracajcie na siebie uwagi!”. Pod każdą szerokością geograficzną jednakowość przeistacza się w szarość, a ta z kolei – w smutek i melancholię. Oto istota życia muzułmanina. Nie może się różnić od innych, bo to nie tylko grzech śmiertelny, ale również i obraza wobec równości tych innych. Europejska „jedność w różnorodności” zostaje systemowo zastąpiona swoistą „jednością w jednolitości”. Tyle, że to zabija nie tylko wszelką debatę, ale i wynalazczość, w ramach której indywidualne ambicje odgrywają rolę kluczową.
Zbieg okoliczności akurat sprawił, że media przyniosły informację z pakistańskiego miasta Lahore, gdzie tłum wiedziony gwałtownością lokalnych imamów zamordował ponad siedemdziesięciu chrześcijan (głównie kobiety i dzieci), a trzysta z nich poważnie poranił. Przyczyna tego wybuchu agresji była z punktu widzenia ludzi Zachodu niepojęta. Oto rząd tego kraju zamierzał skierować do parlamentu ustawę uchylającą automatyczną karę śmierci za obrazę islamu i jego proroka Mahometa. Migawki rozmów z uczestnikami tego wydarzenia sprowadzały się do jednego – do zapowiedzi, że muzułmanie nie mogą pozostawić przy życiu żadnego rodzaju odmieńców, ponieważ swoim istnieniem obrażają zarówno islam, ich samych, jak i Proroka. Nie wyjaśniono tylko, dlaczego dotyczyć ma to również dzieci, które z całą pewnością odmieńcami być jeszcze nie zdążyły. Niech wydarzenie pozostanie swoistym mottem naszego rozumowania.
Jednostronność krytycznego spojrzenia na islam jest pozorna. To nie ono jest w swej istocie jednostronne, lecz przeciwnie, takim jest sam islam, nie zawierający w sobie mechanizmów zmiany i odnowy, podobnych do tych, które są przyczyną rozwoju cywilizacji zachodniej. Staje się to siłą tej ostatniej, ale jest też przyczyną cywilizacyjnej katastrofy ortodoksyjnego świata muzułmanów, której początku jesteśmy świadkami. Ci ostatni, także mają skrywaną świadomość sytuacji bez wyjścia w której się znaleźli, tyle, że reagują emocjonalnie – agresją lub apatią. Dla powstania dzisiejszego obrazu ludzkości kluczowy jest wiek dwudziesty z jego dwiema wojnami światowymi prowadzonymi przez państwa zachodnie i późniejszym rozłamaniem się świata na wielkie bloki ideologiczne – komunistyczny i gospodarki rynkowej. Upadek komunizmu obnażył całą nagość problemu, sprowadzając się na koniec do jego zapaści i zniknięcia z mapy świata, ale także nieustannego parcia pozostałej reszty w kierunku globalizacji, czyli przekształcenia świata w jeden podmiot w miejsce kilku istniejących dzisiaj. Ten proces trwa, tyle, że napotyka przeszkody w postaci ogromnej inercji Rosji oraz właśnie bariery z islamu. Rosja, to zaledwie europejskie obrzeże i nieco ponad sto milionów ludzi. Jej problem z adaptacją do nadchodzących zmian sprowadza się do stepowo-mongolskich źródeł jej pochodzenia i głębokiego zapóźnienia w tworzeniu pełnowymiarowego społeczeństwa, a jego włączenie w proces globalizacji nie obejdzie się bez rozpadu na mniejsze części. Islam napotkał na odmienną przeszkodę, czyli silnie zakodowaną w jego kulturze stabilizację systemu (celowo nie używam słowa „stagnacja”, bo słowo ma odcień pejoratywny) z jednoczesnym zablokowaniem głębszych przemian dostosowawczych. Przy coraz większym tempie przemian światowych znalazł się właściwie w sytuacji bez wyjścia, to znaczy w obliczu zwycięstwa nad resztą świata, albo zniknięcia. Przyjęcie modelu rozwoju w zachodnim, chińskim, czy indyjskim stylu grozi mu natychmiastowym zachwianiem wewnętrznej równowagi społecznej opierającej się na żelaznej zasadzie równości w niedostatku. Rozwój oznaczałby dopuszczenie do bogacenia się pewnych grup społeczeństwa szybciej od innych, co jest sprzeczne nie tylko z teoretycznymi założeniami religii Mahometa, lecz również z piętnastoma stuleciami dotychczasowej ewolucji islamskiego rdzenia, to jest obszarów persko-arabskich. Świat tradycyjnego islamu jest na perspektywę tego rodzaju wstrząsu społecznego zupełnie nieprzygotowany i broni się instynktownie sięgając do wzorców z przeszłości, kiedy to był jeszcze światową potęgą. Rzecz w tym, że od dawna nią już nie jest, a ze względu na głęboką odmienność jego konstrukcji społecznej w porównaniu z resztą ludzkości nie ma najmniejszych szans na realizację ambitnego marzenia o jej islamizacji. Na włączenie się wiernych Mahometa w proces nieuniknionej globalizacji jest jeszcze za wcześnie. To więc, co widzimy dzisiaj, to prowadzące donikąd ślepe konwulsje, tyle, że kosztowne również i dla sąsiadów.
Przedstawianym tutaj tekstom zdarzały się krytyczne oceny ze strony czytelników uważających, że kreślą one islam w zbyt negatywnych barwach, również i z tej przyczyny, że jest on też – skądinąd zasadnie i wespół z judaizmem i chrześcijaństwem – uznawany za jedną z trzech istniejących w świecie religii monoteistycznych. Skoro tak jest, to nasuwa się też wniosek, że musi być do nich podobny chociażby z racji jedynobóstwa, a jeśli takim jest naprawdę, to wydaje się oczywiste, że nie może być gorzej oceniany niż chociażby fundamenty samego chrześcijaństwa. Wysuwany bywa też argument innego rodzaju: oto agresywnym można określić jedynie islam w wydaniu bliskowschodnim, a jego mutacje rodem z Indii, Malezji czy Indonezji dają dowody, że skoro te dwa ostatnie kraje nie są mocarstwami naftowymi, a potrafiły zbudować szybko rozwijające się społeczeństwa, oznacza to też, że islam niejedno ma imię. To prawda, ale nie taka prosta jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Można przecież to rozumowanie odwrócić pytaniem o powody tego, że to właśnie „oryginalne” kraje muzułmańskie, czyli w pierwszym rzędzie świat arabski, znalazły się nie tylko na ścieżce terroryzmu, ale również i utrwalającego się zacofania. Więcej, podejmowane w ciągu ostatniego stulecia usiłowania jego unowocześnienia spełzły na niczym. Możnaby to uznać za dowód tego, że muzułmańska Azja Południowo-Wschodnia jest po prostu łagodniejszą wersją wiary w Mahometa i doświadczyła w związku z tym szybszego tempa rozwoju niż inne kraje islamu, ale nastąpiło to z tej przyczyny, że wyraźnie odstaje od arabskiego oryginału.
Próbą wyjaśnienia wyobcowania islamu z reszty świata była moja książka Islam jako system społeczno-gospdarczy, która ukazała się przed ponad trzema laty. Podjąłem w niej ten temat z tej przyczyny, że w ukazujących się w kraju opracowaniach przewija się zdumienie z jakiego to powodu Zachód uważa świat islamu za ekstremalnie odmienny od własnego, skoro łączy je podobna w swej teologii religia, wielbiąca podobnego, czy nawet identycznego Boga. O innej pozycji Allacha we wschodniej i zachodniej przestrzeni świata mahometan świadczy jednak odmienność religijnej struktury obydwu z nich. Arabski wschód, Iran i Pakistan są tak ortodoksyjne i przekonane o wyższości ich systemu nad całą resztą tak głęboko, że nie tolerują w swych granicach żadnej poważnej odmienności. Porównanie obu muzułmańskich stref nie pozostawia jednak wątpliwości w kwestii głębokich różnic.
Wzorcowym przykładem muzułmańskiej ortodoksji stał się szyicki Iran i rządy ajatollahów. Samo słowo pochodzi od arabskiego ajat Allah, czyli „cudowny znak Boga” w dawnej Persji i dzisiejszym Iranie używane dla określenia wybitnego znawcy teologii oraz islamskiego prawa. Ajatollahowie są uważani za namiestników Dwunastego Imama. To idea powstała po śmierci Ali ibn Abi Taliba, brata stryjecznego i przybranego syna, a następnie zięcia Mahometa zamordowanego przez politycznych przeciwników i uznawanego przez szyitów za ostatniego prawowiernego kalifa wszystkich muzułmanów. Panował w latach 656-661. Ich główny odłam uznaje jedenastu późniejszych podobnych mu „prawdziwych kalifów” za jego następców, z których dwunasty i ostatni – Muhammad al-Mahdi miał zniknąć w 873 roku w wieku zaledwie czterech lat, ale też ma do dzisiaj żyć w ukryciu w oczekiwaniu na dogodny moment, by z niego wyjść i zbawić świat. Dopóki to się nie stanie, rządy w jego imieniu sprawują święci mężowie – ajatollahowie, którzy mają też monopol na interpretację prawa i rządzenie wiernymi. W większościowej, sunnickiej odmianie islamu, nieco słabszą rolę odgrywają imamowie – znawcy Koranu i ludzie uprawnieni do wydawania opinii w każdej sprawie. Przewodniczą wspólnotowym modlitwom, są jednak osobami świeckimi, a nie duchownymi w rozumieniu chrześcijańskim, chociaż posiadają prawo do prowadzenia meczetu i odbywających się tam nabożeństw. Mogą też uprawnienia do udzielania ślubów, dokonywania pogrzebów i prowadzenia ksiąg metrykalnych. To do pewnego stopnia odpowiednik protestanckiego pastora tyle, że ze znacznie większymi uprawnieniami sterowania życiem wiernych również poza meczetem, które powodują, że w świecie islamu sfera świeckości praktycznie nie istnieje.
Prowadzimy do stwierdzenia, że podobieństwo islamu i chrześcijaństwa jest tylko powierzchowne i dotyczy sfery teologii i jedyności Boga. We wszystkich innych przekrojach różnią się diametralnie. Chrześcijaństwo jest skutkiem wprowadzenia wiary w tego rodzaju Boga jeszcze w społeczeństwie rzymskim w miejsce wcześniejszego wielobóstwa uważanego kiedyś za normę. Stąd, pojawienie się w nim nietolerowanej przez islam Świętej Trójcy, uznawanej tam za dowód pogaństwa mającego źródło w rzymskim wielobóstwie. Druga i rozstrzygająca różnica znajduje się poza sferą czystej teologii, lecz w umiejscowieniu prawa rządzącego społeczeństwem na codzień. W świecie chrześcijańskim prawo jest częścią świeckości, rozwija się swobodnie i z dala od religijnych dogmatów, podczas gdy w świecie islamu jest immanentną częścią wiary, a samo prawodawstwo jest tożsame z zasadami religii, zaś sędziami są specjaliści od teologii, a nie od świeckości. W rezultacie, prawo muzułmańskie uległo pełnemu skostnieniu i od XIV sulecia, gdy ukształtowały się religijne szkoły prawne, praktycznie się nie zmienia. Gdyby w świecie Zachodu ustalić tę samą zasadę, do dzisiaj rządzilibyśmy się systemem rodem z czasów Średniowiecza. Nawiasem mówiąc, zmienność zachodniego prawa i pozbawienie go charakteru religijnego jest też podstawą zarzutu ze strony uczonych islamskich, że oto system zachodniego prawa jest bezbożny i pozbawiony jakiejkolwiek prawomocności. Dla człowieka Zachodu, to stanowisko zdumiewające. Istnieje wreszcie, trzecia odmienność stojąca u podstaw drastycznej różnicy w tempie rozwoju społecznego i tego, że świat zachodni wciąż się dynamicznie rozwija i rozszerza terytorialnie, podczas gdy swiat islamu ulega stagnacji i stopniowo się kurczy. To podejście do roli konkurencji pomiędzy ludźmi. Jest ona istotą zachodniej gospodarki oraz prawdziwym źródłem jej dynamiki, natomiast islam jest tak silnie związany z zasadą równości wiernych w obliczu wielkości Allacha, że żadnej konkurencji nie dopuszcza. Idzie w tym tak daleko, że z religijnych względów zabronione jest kredytowanie dzialalności gospodarczej, jeśli wymaga to zwrotu pożyczonej sumy wraz z oprocentowanien. Odsetki, orzekł sam Mahomet, są „gorsze niż cudzołóstwo”, a ich oczekiwanie jest zwyczajowo karane wybatożeniem mężczyzny i ukamienowaniem kobiety. W rezultacie, tak zwana „bankowość muzułmańska” polegająca w guncien rzeczy na udzielaniu nieoprocentowanego kredytu zamieniła się we własną karykaturę i w praktyce nie pełni poważnej gospodarczej roli. Podobnie, świat muzułmanów za głęboko grzeszną spekulację uważa zmiany kursu walut. Z tej przyczyny odwiedzający go turysta zagraniczny ze zdumieniem zobaczy wszędzie takie same i niezmienne ceny lokalnego pieniądza, co w praktyce uniemożliwia kantorom zyskowne operacje walutowe i skutecznie zapobiega wypuszczaniu przez państwo obligacji dla finansowania swych zamierzeń. Istotą tej ostatniej jest bowiem oprocentowanie pożyczki na rzecz państwa uznawanej za tak grzeszną, że karalną. Z perspektywy doświadczeń zachodnich, świat islamu w dotychczasowej postaci rozwijać się po prostu nie może z braku wewnętrznych mechanizmów finansowania, w związku z tym też i z większymi inwestycjami, poza naftowymi, jest po prostu omijany. Jaka go więc czeka perspektywa? Nie może być inna, niż całkowite załamanie i tego początek zwiastuje powszechnie już znane i uważane z groźne zjawisko islamskiego terroryzmu. Rzecz w tym, że to nie sama choroba, lecz tylko symptom innej, znacznie poważniejszej, polegającej na niewydolności całego systemu.
Islam jest zwykle traktowany jako jedna całość, ale jest to uzasadnione tylko w ramach pewnego uproszczenia utożsamiającego jego świat z agresywnością afro-azjatyckiej i arabskiej części, na której skupiona jest dzisiaj uwaga reszty świata. Wschodnie skrzydło islamu – Bangladesz, Malezja i Indonezja, to zupełnie inny przypadek, dużo przy tym liczniejszy. Tereny te zresztą nigdy nie zostały do przyjęcia islamu zmuszone siłą, lecz akceptowały go dobrowolnie. Bezpośrednią podstawą jego sukcesu w regionie śródziemnomorskim była wojna i szybkie opanowywanie dawnych terenów rzymskich, perskich i bizantyńskich przez bitne armie Arabów z pustyni. Z tego rodzaju islamem spotyka się dzisiaj Europa. Jest on agresywny i z gruntu nietolerancyjny. Islam środkowego i dalekiego wschodu Azji jest inny, ponieważ – jak żartują niektórzy – jest tropikalny, leniwy i mało agresywny. Więcej, przyjęty tam został dobrowolnie jako wyraz sprzeciwu wobec kastowości hinduizmu, ale podstawowym źródłem białka zwierzęcego w pożywieniu była tam – ze względu na okoliczności równikowego klimatu i niesprzyjające w związku z tym warunki dla hodowli owiec – nie baranina, lecz wieprzowina, przez islam zabroniona. Kwestia omijania zakazu spożywania tego rodzaju mięsa pozostaje tam problemem do dzisiaj. Inna również była funkcja meczetu, którego zwyczajowa fontanna w pustynnym klimacie stanowiła element przyciągający spragnionych wędrowców. W klimacie równikowym wody jest nadmiar, a w niektórych rejonach meczet, to tylko większy szałas, często nawet bez obowiązkowego gdzieindziej minaretu. Religia muzułmanów była tam raczej reakcją na klasowość hinduizmu i nie nabrała tak silnego elementu mistyki, jaki miał miejsce w świecie arabskim. W związku z tym, nie jest też tak bardzo agresywna i łatwiejsza we współpracy z ludźmi innych wyznań. W konsekwencji, w regionie Azji Południowej i Południowo-Wschodniej liczebna przewaga muzułmanów nie jest aż tak miażdżąca jak w świecie arabskim, co w konsekwencji zmusza do akceptacji inności i pozwala na utrzymywanie nawet ustroju republikański w miejsce zasad islamskiego państwa religijnego.
Prowadzimy do konkluzji, że oto islamu globalizacja nie omija i biorą w tym procesie również i te kraje, w których dominują muzułmanie i gdzie ich religia została zaprowadzona dobrowolnie. Realizuje interesy ludności pochodzenia malajskiego, będącej w konflikcie z dawnymi wpływami chińskimi i hinduskimi. W naszej części półkuli zwyciężył jednak nie tyle islam religijnie radykalny, ale taki, który nie odczuwa żadnej konieczności lepszego traktowania kobiet, czyli połowy własnego społeczeństwa. Jak wielokrotnie pouczał sam Prorok: „Mężczyzna, który daje posłuch kobiecie – ginie”, a „kobietę oporną w łożu, bić należy”.
Inaczej więc niż ma to miejsce w krajach dalszej Azji, gdzie kobieta może nawet zostać prezydentem, w świecie arabskiego islamu jest to absolutnie niemożliwe i powiada się tam, że jeśli jest kobietą prawdziwie przywoitą, to opuszcza dom tylko dwa razy w życiu: kiedy jest wydawana za mąż oraz na własny pogrzeb. Miejsce żony w prawowiernej rodzinie muzułmańskiej najlepiej określiła turecka poetka Gulten Atkin w poemacie Jesień: „Umrę tej jesieni. Zrobiłam już wszystko. Myłam się w strumieniu, wspinałam na drzewo orzechowe, straszyłam ptaki. Zostałam porwana. Urodziłam dwanaścioro dzieci. Kołysałam je, pilnowałam. Ożeniłam syna, straciłam córkę, dożyłam trzydziestu lat”. Nie ma jednak wątpliwości, że system o tego rodzaju priorytetach nie ma szans przetrwania w globalizującym się świecie. Szkoda tyko, że ten proces musi mieć aż tak krwawy przebieg.