JAK ROZUMIEĆ DOGMATYKĘ PRAWOSŁAWIA?

                Ogłoszenie przez cerkiew ukraińską zamiaru podporządkowaniu się Konstantynopolowi w miejsce dotychczasowego zwierzchnictwa Moskwy przeszło w Europie niezauważone. W Moskwie zostało za to odczute jako prawdziwe trzęsienie ziemi. Ta bowiem pozostaje w świecie prawosławia praktycznie osamotniona a jeszcze niedawno wydawać się mogło, że to właśnie Rosja jest niekwestionowanym przywódcą jego świata. Co sie właściwie stało i dlaczego stało sie to tak wielkim wstrząsem dla rosyjskiej świadomości narodowej? 

            W świecie, z którego zniknął marksistowski socjalizm jako zideologizowany rodzaj religii, a narody przestały się różnić „stosunkiem do środków produkcji” i kiedy uznano istnienie własności prywatnej za legalną i godną wolnego człowieka, zmienić się może wszystko. Dziś, różnimy się od siebie cechami kulturowymi, nikt jednak nie pamięta o niedawnych podziałach wedle społecznych egoizmów a jednocześnie doszukujemy się w różnicach kulturowych zasad ponadczasowych. Głównym wyróznikiem każdej z wielkich cywilizacji okazuje się być określenie prowadzące do ustalenia sposobu postrzegania miejsca Boga w relacji do świata ludzi. Skoro wielkich kultur jest wiele, a – jak to ujął Huntington – w ich ramach stosunek pomiędzy świeckością („Cesarzem”) a religijnością (Bogiem) jest odmienny, może to również oznaczać, że i w oczach ludzi Bóg jako taki też nie ma cechy jedyności i wyłączności, ale zostaje dostosowany do ich własnego sposobu postrzegania. To zrozumiałe z punktu widzenia chłodnej analizy cywilizacji, ale całkiem niejasne w obliczu wiary w ponadczasowość samej boskości, która – jeśli jest wszechświatowym faktem -powinna mieć jednoznaczny walor jednolitości. W ramach każdej religii Bóg jest nie tylko wyrocznią złego i dobrego, ale zawsze jest On tylko Jeden Jedyny. Jeśli jest inaczej postrzegany przez Żydów, inaczej przez muzułmanów a jeszcze inaczej przez chrześcijan wschodnich i zachodnich, to powstaje wrażenie, że wcale nie jest jeden, jedyny, ale przeciwnie – jest ich wielu. Żadna religia nie może jednak tego uznać jeśli nie chce sprzeniewierzyć się własnej doktrynie. Oznaczałoby to przyznanie, że jest On raczej wytworem umysłów ludzi a nie bytem w pełni obiektywnym. Konkurencja w tej przestrzeni sprowadza się do licytacji, która z Jego postaci jest jedyna i który z Jego wizerunków jest tym jedynym i jedynie prawdziwym.

Skoncentrujemy się na pytaniu: jak to się właściwie ma do relacji pomiędzy cywilizacją prawosławia a chrześcijaństwem zachodniego typu, skoro ich źródła są pod każdym względem te same, ale utworzyły na tyle odmienne wzorce kulturowe, że na przykład chrześcijańska Rosja nawet uznaje, iż mogłaby być uznana za głównego wroga teoretycznie równie chrześcijańskiego Zachodu? Rzecz staje się szczególnie aktualna w obliczu wyraźnego poszerzania się Unii Europejskiej ku wschodowi kontynentu i przybliżania do sfery uznawanej przez Rosję za przestrzeń jej wyłączności.

Z czysto teologicznego punktu widzenia, a także jeśli idzie o względy teologiczne i doktrynalne, ze wszystkich odłamów chrześcijaństwa katolicyzmowi najbliższe jest prawosławie, a wcale nie – jak sugeruje Huntington – zachodni protestantyzm czerpiący wiele z judaizmu. Religijnie, Bóg prawosławny jest niemal tożsamy z katolickim, a protestancki jest kimś innym. Dlaczego więc w ujęciu autora myśli, cywilizacja zachodnia, to wspólnota katolicyzmu i protestantyzmu, podczas gdy prawosławie należeć ma do odrębnego kręgu kulturowego z centrum mieszczącym się w odległej rosyjskiej Moskwie? Dlaczego zresztą jego centrum miałaby być Moskwa, a nie Konstantynopol, skoro wielki rozdział chrześcijaństwa na zachodnie i wschodnie zrodził się jeszcze w czasach rzymskich i w ramach sporu o Jego ziemską reprezentację a także jako rozbieżność w postrzeganiu religijnej struktury władzy, a nie samej tylko teologii Boga. Jak mocno prawosławie oddaliło się od europejskiego pojmowania religii w społeczeństwie i dlaczego ten proces w ogóle miał miejsce? Czy był tylko następstwem teologicznej dysputy, czy też jego źródło miało jakiś inny, bardziej społeczno-polityczny wymiar?

Jest faktem, że tekst Biblii, przełożony na grekę w okresie II-I wieku p.n.e. długo docierał do mieszkańców rzymskiego imperium wyłącznie w greckiej wersji językowej, nie zaś w łacińskiej. Co istotne, nie była to dawna greka klasycznych Aten i Sokratesa, która stała się później częścią cywilizacji Zachodu, lecz greka znacznie późniejsza, zwana koine, zbudowana jako lingua franca ogromnego obszaru wielu różnych narodów podbitych przez Aleksandra Macedońskiego, która na koniec stała się też wspólną mową Bizancjum. Ta wersja Biblii nie była zresztą uznawana za wytwór europejski, lecz – skądinąd słusznie – uważana za dzieło sporządzone na potrzeby żydowskich emigrantów licznie zamieszkujących aleksandryjską metropolię. Zarzucili hebrajszczyznę na rzecz powszechności greki koine a tę pierwszą uczynili językiem martwym. Następstwem była konieczność dostosowania biblijnego tekstu do lingwistycznej rzeczywistości. Nie miało to związku z chrześcijaństwem, ponieważ pojawiło się dopiero w dziesięć pokoleń później. Może to zabrzmieć dwuznacznie, ale bibijny tekst, który stał się potem istotą prawosławia nie mógł mieć jeszcze z chrześcijanstwem żadnego związku. Miał za to związek z Izraelem i Jerozolimą. Tyle, że język grecki, na który – jak głosi opowieść – przetłumaczyło Biblię ze starohebrajskiego 72 żydowskich „uczonych w Piśmie”, to mowa indoeuropejska, mająca głęboko inną strukturę pojęciową i odmienne od języków semickich cechy. Starożytna hebrajszczyczna była mniej rozwinięta od greczyzny, bardziej sformalizowana, uboższa i znacznie mniej elastyczna. Żydzi, pragnący zachować narodową odrębność założyli więc w Aleksandrii własną dzielnicę, by móc swoją wiarę kultywować swobodnie, ale od dawnej hebrajszczyzny odeszli w obliczu niekwestionowanej konkurencji ze strony greki. Hebrajski zestarzał się przy tym na tyle, że przestał być użyteczny i w coraz większym zakresie zastępowano go bliskowschodnią lingua franca, czyli wspomnianą greką koine. Starożytny hebrajski obumierał a dla podtrzymania odrębności religijnej konieczne stało się przełożenie na grekę także i samej Biblii. Starohebrajski nie ożył do dzisiaj pozostając tylko językiem synagogalnej liturgii, a sama hebrajszczyzna, będąca ze względów nacjonalistycznych oficjalnym językiem współczesnego Izraela, to – w gruncie rzeczy – twór dwudziestowieczny, w dużym stopniu sztuczny i nie mający wiele wspólnego ze starożytnym oryginałem.

Septuaginta, to greckie określenie Biblii jako zbioru siedmiu ksiąg Starego Testamentu spisanych w przeszłości przez biegłych w hebrajszczyźnie „uczonych w Piśmie”. Tłumaczenie greckie powstało w Aleksandrii na długo przed misją Jezusa i pojawieniem się chrześcijaństwa. Dokonali tego uczeni mężowie sprowadzeni w tym celu z Jerozolimy. Początkowo, obejmowało tylko Pięcioksiąg, lecz później przełożono również dwa pozostałe zbiory, czyli księgi Proroków i Pisma. Grecka ingerencja językowa w hebrajski tekst wiązała się z koniecznością jej uporządkowania zgodnie z charakterem samej greki, a także i z innych względów. Układ ksiąg staje się odmienny od Biblii Hebrajskiej. Stary kanon odzwierciedlał porządek chronologiczny w jakim poszczególne zbiory do niego wchodziły, niezależnie od sensu i wzajemnej logiki. Septuaginta porządkuje je, ale już po nowemu, zgodnie z grecko-łacińskim sposobem myślenia, czyli na podobieństwo śródziemnomorskich gatunków literackich. Najpierw, umieszczono księgi historyczne, potem dydaktyczne, na końcu prorockie. Nowością Septuaginty był nie tylko sam fakt tłumaczenia, lecz otwarcie jej na świat zewnętrzny w ramach odmiennej niż hebrajska mentalności. Umożliwiło to dotarcie biblijnego orędzia daleko poza obręb samego Izraela i żydostwa – do świata grecko-rzymskiego.

Tego rodzaju sytuacja prowadziła do korekty samej treści przekazu. Wiadomo, że każda ingerencja w tekst – nawet tylko porządkowa – może mieć głębokie znaczenie dla interpretacji prezentowanych zagadnień, zgodnie z charakterem języka na który jest tłumaczona. Rzecz posunęła się jeszcze dalej, gdy w sześćset lat później pojawiła się nowa wersja świętego tekstu w postaci Biblii łacińskiej (Vulgata), prowadzącej do kolejnych przemian w treści będących już następstwem własnej logiki łaciny. Tak więc greckie czytanie Biblii Starego Testamentu bez świadomości późniejszej misji Chrystusa i ograniczenie do przestrzeni samego tylko judaizmu, musiało prowadzić do odmiennego rozumienia istoty Boga niż miało to miejsce w okresie wczesnej chrystianizacji Rzymu. Istnieje jednak pogląd (podzielany przez cerkiew), że to właśnie prawosławie jest jedynie „prawdziwą” i „prawidłową” wiarą, natomiast jego łacińska odmiana, to tylko skutek schizmy. Grecka orthodoxía, jest jednoznaczna. Oznacza „prawidłowość”. Jest też w tym i dodatkowy element. Katolicy czytają Nowy Testament jako dokument będący częścią większej całości (ich Biblia, to Stary oraz Nowy Testament razem), prawosławni mają jednak prawo mieć wrażenie, że oto misja Chrytusa, to nie rodzaj mentalnej rewolucji po Jego narodzinach, lecz rezultat ewolucji judeochrześcijaństwa „postaleksandryjskiego”. To głęboko zmienia sam rodzaj odczuwania istoty chrześcijańskiego Boga i nie pozostaje bez związku z odmiennością prawosławia od świata katolików pomimo doktrynalnych podobieństw.

            Ówczesny podział religijny miał źródła geograficzne i polityczne. W 1054 roku ustaliła się granica pomiędzy chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim. Jej echo trwa do dzisiaj i z tej między innymi przyczyny Polska jest w Europie wschodnią flanką Zachodu, ale Ukraina należy już do zachodniego obrzeża strefy prawosławia. Jeszcze do niedawna, do roli jego niekwestionowanego centrum pretendowała Moskwa. Tak również postrzegał sprawę Huntington i w ramach jego modelu niekwestionowanym ośrodkiem prawosławia była właśnie Moskwa. Ostatecznie jednak i ku oburzeniu tej ostatniej, sprawa pobiegła innym torem, a ukraińska dezercja spod parasola moskiewskiego prawosławia skutkowała wypchnięciem tego ostatniego poza obręb starej „ruskiej wiary”. Kijów, ogłaszając swoją autokefalię zdecydował o pełnej autonomii cerkwi ukraińskiej ograniczonej teologiczną podległością wobec Konstanynopola, lecz nie wobec osamotnionej już Moskwy. To nie tylko nowość, lecz religijny i kulturowy wstrząs, który wypycha Rosję poza obręb europejskości. Warto zauważyć, że historycznie rzecz ujmując, to powrót do stanu wyjściowego. Tak było tysiąc lat temu w okresie tworzenia się głównych podziałów w chrześcijaństwie. W początkach ruskiego prawosławia, kwestia kulturowej przynależności jego wschodniego obrzeża, czyli późniejszej Rosji i usytuowania jej religijności w przestrzeni chrześcijaństwa, stawała się coraz bardziej problematyczną. Na początku, Rosja tak bardzo pomieszana była z sąsiednią tatarsko-turecką turańszczyzną, że nawet nie brano jej pod uwagę jako części Europy. Okazało się to w konsekwencji kwestią bardziej polityczną, niż teologiczną. Prawosławie w czasach Rusi Kijowskiej nieodwołalnie kończyło się na jej wschodnich rubieżach, czyli tam, gdzie moskiewska suzdalszczyzna dopiero się zaczynała ale i kończyła zarazem ograniczona turecko-tatarską azjatyckością. Jej dalekie obrzeże wychylające się w kierunku terenów, które nigdy wcześniej nie były Rusią były zgodnie uważane za część Azji, nie zaś Europy. Sytuacja zmieniła się wskutek kompleksów, które ujawniła pochodząca z Niemiec caryca Katarzyna II. Pragnęła być wzorem dla Rosjan, ale też i nie chciała przestać być Europejką. Reszta świata przyjęła to w milczeniu przez wzgląd na rosnącą potęgę Rosji i tak już zostało. Rosja przed Katarzyną była Azją, w trakcie jej panowania stała się częścią Europy i dzisiaj sama się dziwi, że nią tak naprawdę nie jest i nigdy nie była. Tyle, że kulturowa i historyczna prawda zawsze wychodzi kiedyś na jaw, problem tylko w tym, że Rosja jako rezultat ewolucji kultur azjatyckich nigdy nie miała szacunku dla prawdy. Prawdą zawsze było tam tylko to, co było politycznie wygodne i co Rosjanie za prawdę gotowi byli uznać, niezależnie od prawdziwych faktów. Jest to jednak tak bardzo sprzeczne z racjonalistyczną tradycją Zachodu, że prawdziwa granica staje się niemożliwa do zatarcia pomimo dramatyczności rosyjskich wysiłków.

Gwałtowność moskiewskiego oburzenia z powodu przywrócenia pierwotnej sytuacji Rusi i ogłoszenia autokefalii przez Ukrainę podkreśla nie tylko samą problematyczność dzisiejszego przywództwa Rosji w świecie prawosławia, ale więcej – stawia znak zapytania wobec jej własnego usytuowania. Czy Rosja wciąż ma podstawy do pretendowania do światowego przywództwa wschodniej Słowiańszczyzny? Jaka jest przyczyna pojawiających się tendencji do poddawania się kościołów prawosławnych autorytetowi Konstantynopola, a nie przywództwu Moskwy?

            Echo dawnych wydarzeń odbija się na rzeczywistości dnia dzisiejszego. Ogłoszenie przez Ukrainę tego, że opuszcza obszar cerkwi moskiewskiej na rzecz religijnej jurysdykcji Konstantynopola jest niczym innym, jak powrotem do stanu dawnej Rusi sprzed pojawienia się Rosji jako regionalnego mocarstwa. Stało się to przyczyną wahań nawet cerkwi białoruskiej, uchodzącej za nieodwracalnie prorosyjską, lecz w istocie mającej te same, co ukraińska, korzenie. Pozostaje ostatnim obszarem przewagi rosyjskiego modelu prawosławia nad innymi mutacjami (poza samą Rosją), będąc tylko formalnie egzarchatem cerkwi moskiewskiej. Oznacza to, że decyzje o tym, kto jest jej zwierzchnikiem podejmuje patriarcha w Moskwie, a tym, który panuje nad nim samym jest już tylko Putin jako spadkobierca rosyjskich carów. Dla religijnej wrażliwości Zachodu, to rzecz niewyobrażalna, lecz otwiera Ukrainie długą drogę do europeizacji.  Z kolei Białoruś, to największy stopień zależności od Moskwy pośród wszystkich krajów prawosławia. W innych państwach, nawet tam, gdzie Cerkiew uznaje duchowe zwierzchnictwo moskiewskiego patriarchy, wciąż wiele decyzji podejmują miejscowe synody. Mianują też nowych biskupów. Ma to wymiar w znacznym stopniu symboliczny, przypomina jednak o tym, że niegdysiejszy unicko-prawosławny kościół Wielkiego Księstwa Litewskiego nie przestał istnieć w sposób naturalny, ale dlatego, że po upadku Rzeczypospolitej był konsekwentnie niszczony przez Moskwę. Siłowe rozwiązania okazują się jednak na dłuższą metę niepewne i ta niepewność udzieliła się także i samemu Mińskowi. Ku oburzeniu Rosji, tendencja do powracania do punktu wyjścia staje się aż nadto wyraźna.

            Nieuchronnie pojawia się więc pytanie o samą istotę chrześcijańskiego Boga, skoro w przestrzeni różnych religii monoteistycznych jego wizerunek i pozycja są tak bardzo zróżnicowane i zależne nie tyle od teologii, ile od geografii i polityki. Bóg żydowski jest krańcowym nacjonalistą i opiekuje się tylko Żydami, nikim więcej. Bóg zachodni odczuwa jakiegoś rodzaju otwartość na resztę świata jednak waha się pomiędzy miłością do katolików i protestantów, tyle, że nie stawia tego na pierwszym planie starając się obdarzać uczuciem wszystkich ludzi. Bóg prawosławny, przynajmniej na pierwszy rzut oka, także rozdarcia nie odczuwa, ale głębsze ujęcie prowadzi do konstatacji o jego płytkości i wrodzonym strachu przed władzą świecką. Bóg zachodni wyszedł od łacińskiej uniwersalności, prawosławny takim nigdy nie był. Kościół grecki komunikuje się więc z wiernymi po grecku, rosyjski po rosyjsku a cerkwie bałkańskie używają od dawna już martwego języka starocerkiewno-słowiańskiego. Prowadzi to do pytania ilu Ich właściwie jest, skoro formalnie jest tylko Jeden, ale z różnych stron świata ludzie widzą Go jak kogoś zupełnie innego i słyszą przy tym głęboko odmienne przesłanie?

            Ilustracje pokazują właściwie całą historię prawosławia. Pierwsza podkreśla średniowieczną granicę pomiędzy religią rusko-bizantyńską a chrześcijaństwem zachodnim w okresie ostatecznego rozłamu, który przeszedł do historii pod mianem Wielkiej Schizmy. Każda ze stron za winnego odstępstwa uznaje przy tym swego adwersarza. W roku ostatecznego rozejścia się obu rodzajów chrześcijaństwa (1054), region rozdzielony był na dwie wielkie części: zachodnią – z Polską, Węgrami i Świętym Cesarstwem Rzymskim oraz wschodnią – z Rusią i Bizancjum. W końcu XX stulecia Huntington opracował jednak radykalnie odmienny obraz największych cywilizacji, który pozyskał nawet miano „paradygmatu”, czyli opisu oczywistości na tyle jednoznacznej, że nie wymagającej dalszego dowodzenia. Na pierwszej z map, tej sprzed tysiąca lat, Rosji nie było wcale, a miejsce późniejszej Moskwy zajmowało na wpół pustynne i nieostre pogranicze z tatarsko-turecką Azją. Na drugiej, euro-syberyjska Rosja jest już centralnym i największym elementem prawosławia sięgającym od Bugu po Pacyfik, a cała zachodnia reszta ma być mało istotnym dodatkiem do jej wielkiego terytorium. To trudne dziś do wyjaśnienia jakim sposobem coś, czego nigdy wcześniej nie było mogło z nagła stać się elementem centralnym i narzucającym swoje wzorce. Jakie? Jak to rozumieć dzisiaj, kiedy niektóre kraje prawosławne (Rumunia, Bułgaria, Grecja) stały się pełnoprawną częścią Unii Europejskiej, równie prawosławne kraje bałkańskie mają status formalnego z nią stowarzyszenia lub do niego dążą, a Ukraina ogłasza odrębność własnej Cerkwi poddając się władzy patriarchy Konstantynopola w miejsce moskiewskiego? Nawet Białoruś zajmuje niejednoznaczne stanowisko. Czy prawdziwie prawosławna pozostaje więc jeszcze tylko Rosja, czy też przeciwnie, to ona znalazła się poza tradycyjnym pojmowaniem chrześcijaństwa, a obraz regionu jest w swej istocie zupełnie inny i Rosja jest w nim elementem obcym, euroazjatyckim, a nie europejskim?

            Wydarzenia zmierzają w wyraźną stronę. Dawne prawosławie, kierowane przez Moskwę w twardej opozycji wobec Zachodu zanika i jest przezeń zwolna wchłaniane, pozostawiając Rosję poza europejskim kręgiem cywilizacyjnym. Tyle, że względna gładkość tego zanikania i wtapianie się w przestrzeń Zachodu skłania do zadania pytania o to, czy istotnie prawosławie zasługuje na miano odrębnej cywilizacji, nie zaś na postrzeganie go jako rodzaju przejściowej międzycywilizacyjnej mutacji. Jeśli uznać dość powszechnie akceptowaną tezę, że punktem wyjścia dla ewolucji prawosławia wcale nie był Nowy Testament, lecz dawniejsza hebrajska Biblia przystosowana tylko do greki koine, jako codziennej mowy aleksandryjskich Żydów, to kulturowe miejsce samego prawosławia jawi się w innym świetle. Nasuwa domniemanie, że tkwi ono raczej w azjatyckości, proces jego europeizacji jest widoczny, ale dopiero się rozpoczął. Jest to zresztą następstwo znacznie wcześniejszych wydarzeń i podziałów związanych z powstaniem wielkiej przestrzeni hellenizmu jako skutku dawnych podbojów Aleksandra Wielkiego sięgających od Grecji na zachodzie po Indus na wschodzie. Nie należy przy tym mylić hellenizmu z helleńskością. Pierwszy, to Sokrates, Platon i Arystoteles. Hellenizm to coś innego. To skutek symbiozy myśli greckiej z tradycją azjatycką, w której to nie jednostka odgrywa główną rolę, a motorem jest władza polityczna panująca nad zbiorowością. Bez wątpienia, prawosławie jest więc podstawą cywilizacji odmiennej od zachodniej, ale nie mamy jasności, czy Huntington miał rację uznając za rdzeń tej odrębności Rosję i same tylko różnice w religijnej dogmatyce, skoro w gruncie rzeczy nie są one wielkie. Na przestrzeni wieków pojawiały się między Kościołem wschodnim a zachodnim spore różnice kulturowe, doktrynalne i liturgiczne, ale nigdy nie były tak duże, by same z siebie stały się przyczyną cywilizacyjnego rozerwania. Przez pierwsze tysiąc lat chrześcijaństwa można było być dobrym wiernym uczestnicząc w łacińskiej liturgii rzymskiej, albo też w greckiej. Świątynie stały obok siebie a wierni modlili się bez większych konfliktów, tyle że w obrządku bizantyjskim posługiwano się greką, Rzym natomiast odszedł od greki w kierunku łaciny. W odmienny sposób uprawiano też teologię – zachodni teologowie rozumowali w sposób praktyczny i konkretny, natomiast wschodni preferowali bardziej ogólne, abstrakcyjne i teoretyczne ujmowanie świata. Łacinnicy używali do Eucharystii chleba niekwaszonego, a Grecy zwykłego. Inne było również podejście do celibatu – do dziś w Kościele prawosławnym celibat obowiązuje wyłącznie biskupów. To jednak wciąż zbyt małe różnice, aby je uznać za na tyle istotne, by samoistnie prowadziły do kulturowego podziału prowadzącego do rozbicia na dwa odmienne twory cywilizacyjne. Dzisiejszy proces odwrotny polegający na wzajemnym zbliżaniu się do siebie obu skrzydeł chrześcijaństwa potwierdza to domniemanie, ponieważ prawosławie okazało się nie być w tym poważną przeszkodą. Jeśli cywilizacje podążają ku sobie, znaczy to, że ich wcześniejszy rozdział mógł być raczej wynikiem historycznego przypadku a nie dziejowej logiki. Rodzi się przy tym jeszcze jedna myśl, że oto istotą podziału na chrześcijaństwo zachodnie i prawosławie wcale nie były różnice teologiczne, ale całkiem świecka społeczno-polityczna wizja ustroju państwa. Warto zastanowić się nad tą myślą w obliczu postępującej degradacji prawosławia, utraty przez nie wyrazistości i oddawania pola Zachodowi. Czy przyczyną tego nie jest to, co naprawdę różni wschód i zachód chrześcijaństwa, a mianowicie niezależność religii w ramach tego ostatniego i jej polityczna podległość w przestrzeni prawosławia. W wielu jego krajach duchowni są często uważani za rodzaj urzędników państwowych opłacanych przez rząd. To zjawisko politycznego cezaropapizmu trapiące dawną wschodnią część imperium Rzymu, z którego prawosławie wyrosło, a które stało się czymś trwałym drążącym samą Rosję?

            Początków odmienności prawosławia można doszukiwać się w swoistej syntezie hebrajskiej Biblii oraz nurtu, który dla podkreślenia odmienności tego, co w Europie pozostawił z helleńskości Aleksander Wielki otrzymał miano hellenizmu. Podobieństwo brzmienia słowa hellenizm z helleńskością jest mylące, ponieważ pierwszy stał się istotą Bliskiego Wschodu, drugi – źródłem odmienności Zachodu. W wyniku podbojów Aleksandra świat grecki rozszerzył się na ogromne obszary. Faktem stało się bezpośrednie spotkanie kultury helleńskiej ze starszymi cywilizacjami Wschodu. Pojawiły się też nowe prądy w religii, filozofii i sztuce, rozwinęła się nauka. Polityczną dominację zyskały nowe organizmy państwowe – monarchie hellenistyczne, podczas gdy rozsiane dawne greckie polis straciły na znaczeniu. Centrami kulturowymi przestały być miasta europejskie, a stały się nimi nowe ośrodki położone w Azji – Aleksandria w Egipcie, Antiochia w Syrii czy Pergamon w Azji Mniejszej. W procesie powiększania się obszaru łacińsko-helleńskiej przestrzeni coraz wyraźniejsze stawały się też różnice pomiędzy konstrukcją społeczeństw Europy i Azji. Pierwsze opierały się na dwupokoleniowej rodzinie, drugie wciąż miały charakter rodowy, w którym walory indywidualności odgrywały mniejszą rolę. Znajdowało to wyraz w powiększających się różnicach pojmowania procesu wzajemnego przenikania religii i świeckości. Wciąż jednak miały miejsce próby połączenia tej wody z ogniem i utworzenia jednego systemu uniwersalnego. Kością niezgody okazała się jednak wspomniana idea cezaropapizmu, czyli przewagi świeckości nad religijnością, będąca pokłosiem nieudanych prób przekształcenia obu skrzydeł chrześcijaństwa w jedną całość. Przykładem mogą być wszystkie koncepcje rodzące się z myślą o zablokowaniu jego rozbicia na katolicyzm i prawosławie. Najbardziej spektakularna była w tym względzie klęska rzymskiego cesarza Juliana, do którego z tej przyczyny przylgnęło określenie „Apostata”.

Neo-platoniści, włączając w to wspomnianego cesarza Juliana, podjęli próbę zorganizowania rzymskich religii w całościowy i uporządkowany system wierzeń odmienny od chrześcijaństwa. Cesarz, nazwany przez przeciwników Apostatą, czyli Odstępcą, próbował zorganizować kult dawnych bogów w postaci jednolitej i hierarchicznej organizacji. Nie przyniosło to sukcesu a czczenie bogów olimpijskich zostało ostatecznie zdelegalizowane przez cesarza Teodozjusza I, co podtrzymali też jego następcy. Elementy przetrwały jedynie na terenach wiejskich pod postacią rozmaitych rytuałów i obrzędów. Zrodzony podział na chrześcijaństwo wschodnie i zachodnie był jednak rezultatem obiektywnych przyczyn tkwiących w głębokiej różnicy kulturowej obu części Sródziemnomorza, nie zaś czymś wydumanym przez księży, władców czy też efektem różnic teologicznych. Istotą czasów dzisiejszych jest proces odwrotny, czyli globalizacja i powolna eliminacja odmienności niezależnie od ich źródeł i treści.

W 1054 roku nastąpiło ostateczne, jak się wtedy wydawało, rozejście się dwóch mutacji chrześcijaństwa. Tyle, że logicznie rzecz biorąc, skoro możliwe było rozejście się wielkich systemów kulturowych, równie możliwe jest ponowne złączenie ich w całość, co wydaje się mieć powoli miejsce. Rzecz w tym, że nie mieści się w tym Rosja.  Inaczej mówiąc, jeśli świat prawosławia podda się zasadom zachodniej demokracji, jego przedkładanie „Cesarza” ponad „Bogiem” przestanie mieć znaczenie. Tendencja do przesuwania się politycznych sympatii prawosławnej cześci Europy w kierunku Zachodu, najwyraźniej przestaje mieć związek z opcją religijną. Jej zachodnia część nie ma dziś nic przeciwko ortodoksyjnej religijności części wschodniej, pod warunkiem wszakże, że nie będzie to rejon dominacji Moskwy. Inaczej mówiąc, kwestia nie sprowadza się do określenia granicy pomiędzy prawosławiem europejskim i azjatyckim, ale do stwierdzenia, że Rosja jest i zawsze była poza Europą. Wtedy, analiza jej działań staje się w praktyce jałowa a ich perspektywa bezprzedmiotowa. Globalizacja ma niewiele wspólnego z konkurencją imperialnych dotąd mocarstw. Coraz bardziej liczy się otwartość i spolegliwość na wartości przychodzące od innych. Dla zamkniętej w sobie i niedorozwiniętej kulturowo Rosji, to wiadomość hiobowa.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.