Na tytułowe pytanie niełatwo jest odpowiedzieć. Właściwie każda odpowiedź ma swoje racje, tak jak i każdy Polak wie, że trzy liczby – I, II i III, to trzy kolejne numery tej samej przecież Rzeczypospolitej. Tyle, że zwykły człowiek oczekuje odpowiedzi prostej, lecz niekoniecznie prawdziwej. Te trzy twory były przecież od siebie dramatycznie różne, o całkiem innej długotrwałości i odmiennych początkach. Różniły się też właściwie wszystkim, poza samym tylko określeniem „Polska”. Uderzająca jest różnica w rozmiarach granic i długości trwania każdej z nich, co dla utwalania się tożsamości oraz wartości kulturowych ma znaczenie zasadnicze. Pierwsza Rzeczpospolita, to 900 tysięcy km2 i nie mniej niż ćwierć tysiąclecia (!) istnienia. Druga, teoretycznie wciąż ta sama, tyle, że późniejsza od Pierwszej o z górą sto lat i również od Pierwszej mniejsza obejmowała tylko niecałą połowę pierwotnego obszaru (388 tys. km2), istniała też krótko, krócej nawet niż życie jednego pokolenia. Trzecia – obecna, oddzielona od Drugiej zaledwie czterema latami wojny i niemieckiej okupacji, pojawiła się na europejskiej mapie jako kraj całkiem odmienny od poprzednich i była tylko z nazwy wciąż tą samą Polską. To zaledwie 312 tysięcy kilometrów kwadratowych, czyli rozmiar trzykrotnie mniejszych od pierwszej i obejmowała przy tym tereny (Śląsk, Pomorze), których polskość ulegla zapomnieniu, utraciła za to całe swoje wschodnie korzenie. Ma też zupełnie niepodobne do poprzednich granice i strukturę ludności. Wszystkie trzy różniły się wewnętrzną strukturą narodowościową i społeczną. W Pierwszej, mówiących po polsku było niespełna czterdzieści procent mieszkańców, w Drugiej, to już procent siedemdziesiąt, a w Trzeciej – prawie sto. W Pierwszej, najbardziej wielonarodowościowej, używana na codzień mowa nie miała większego znaczenia kulturowego, za to Trzecia jest Pierwszej odwrotnością jako całkiem jednolita i – przynajmniej teoretycznie – nie ma problemów narodowościowo-kulturowych ani też konfliktów klasowych. W Pierwszej, inaczej niż w Drugiej, obywatelska pełnoprawność nie zależała od używanej mowy, lecz od społecznego statusu. Tylko dziesięć procent ludności (herbowa szlachta) posiadało wszystkie prawa obywatelskie. Drugie dziesięć procent mieszkańców, to Żydzi będący osobną warstwą społeczną i czymś pośrednim pomiędzy szlachtą i stanem mieszczańskim. Posiadali własny samorząd, pełną autonomię i stale rosnącą siłę ekonomiczną. Kolejne dziesięć procent, to mieszkańcy relatywnie słabych miast, więc praktycznie bez praw i politycznych wpływów. Reszta – czyli siedemdziesiąt procent, to chłopi, których pańszczyźniane niewolnictwo nie pozostawało w żadnym związku z używaną mową a społeczna pozycja była pod wieloma względami bliska niewolnictwu. Trudno nie domniemywać, że tak bardzo różne struktury narodowościowe kraju posługującego się jako państwo jednakowym określeniem wskazują raczej na to, że polskość, to z tego punktu widzenia pojęcie co najmniej nieostre i kryje się pod nim treść inna niż powszechne rozumienie pojęcia narodu w Europie.
Pod koniec XVI stulecia państwo Obojga Narodów wraz z Inflantami było ojczyzną około 8 mln ludzi, a Pierwsza Rzeczpospolita to teren zamieszkiwany przez tak wiele narodów, że pojęcie „Polak” długo nie było nawet używane. W skład narodowości wchodzi nie tylko język, ale i odrębność kulturowa oraz tradycja. Pod tym względem różnice były ogromne. Pierwsza Rzeczpospolita składała się z trzech wielkich prowincji – Małopolski, Wielkopolski i Litwy, ale po unii z Litwą mówiący po polsku nie byli już większością. Okres pomiędzy pierwszą unią w Krewie (1385) a Unią Lubelską (1569) rozpoczynającej formalnie okres I Rzeczypospolitej, to prawie dwieście lat, które są już częścią historii wielonarodowej Polski Jagiellonów, nie zaś jednolitego kraju Piastów. Tak licząc, musimy uznać, że historia wspólnej polsko-litewskiej Rzeczypospolitej, to razem ponad cztery stulecia. Jeśli dodamy prawie sto trzydzieści lat porozbiorowych po formalnej likwidacji państwa stanowego na którego czele stał stan szlachecki, to robi się z tego całe pół tysiąclecia (!). Z tego punktu widzenia późniejsze jej oblicza różnią się wszystkim. Pierwsza Rzeczypospolita, to – jak powiedzieliśmy – łącznie pół tysiąclecia, Druga – zaledwie lat dwadzieścia, a Trzecia tylko dwadzieścia pięć. Czy można w tej sytuacji mówić o prostej kontynuacji Pierwszej przez Drugą, a tej przez obecną, Trzecią? Już pod względem rachunkowym rzecz jest trudna do akceptacji skoro Rzeczpospolite, zarówno ta Druga, jak i Trzecia, to razem (!) niespełna dziesięć procent okresu istnienia Pierwszej? Czy więc dzisiejsi Polacy nie są w znacznie większym stopniu następcami tej Pierwszej, aniżeli jej kolejnych wcieleń? Wątpliwości rodzi się więcej, gdy weźmie się pod uwagę dramatyczne odmienności w ich strukturze społecznej i narodowościowej. Pierwsza Rzeczpospolita, to przykład ustroju stanowego, dalekiego od klasowej równości. Trzecia, na odwrót, stany znikają całkowicie, ale echo przeszłości jest tak silne, że aż 90 procent jej mieszkańców uważa się za potomków szlachty. Prowadzimy do tezy, że aby zrozumieć współczesnych Polaków trzeba też uznać przemożne piętno przeszłości na ich współczesnej świadomości. W tym kierunku pójdą nasze wywody.
Wśród niepolskich narodów Rzeczypospolitej da się dostrzec podział na dwie wielkie grupy. Jedna, to mieszkający tu od wieków autochtoni – Rusini, Litwini, Białorusini i Łotysze. Druga, to narodowości napływowe – Żydzi, Niemcy, Ormianie, Karaimi, Tatarzy, Cyganie i Wołosi. Trzeba też wspomnieć o przedstawicielach narodów, które przybywały na ziemie polskie, lecz pozostawały na nich tylko przez jakiś czas, po czym wracano do siebie (Szkoci, Turcy) oraz tych, którzy osiedlając się w Polsce stopniowo integrowali się z tutejszą ludnością zatracając własny język (Holendrzy, Tatarzy). Rzeczpospolita była wtedy (oprócz samych Polaków) miejscem zamieszkania jedenastu (!) większych narodowości. Gdyby miało to miejsce dzisiaj nie byłaby nie tylko krajem szczęśliwym, ale wręcz wrzącym od konfliktów.
Ze wszystkich narodów Rzeczypospolitej etniczni Polacy, jako autochtoni, byli najliczniejszą grupą narodościową, ale ich status był zróżnicowany. Tylko szlachta miała pozycję uprzywilejowaną jako warstwa rządząca posiadająca wpływ na losy kraju i jego organizację. Członkowie najwyższych stanów społecznych Rzeczypospolitej – magnaterii, szlachty oraz duchowieństwa rekrutowali się przede wszystkim z polskiej grupy etnicznej albo też z narodowości, które uległy polonizacji. Urzędy obejmowali z reguły szlachcice mówiący po polsku i oni też zasiadali w obu izbach polskiego parlamentu. Panującym językiem była polszczyzna, która funkcjonowała również w życiu publicznym i towarzyskim. Ogólnoeuropejska łacina w Koronie i język ruski na Litwie były stopniowo wypierane.
Obszary zamieszkiwane przez Rusinów sięgały od wschodniej, zadnieprzańskiej granicy państwa w kierunku zachodnim, po Sądecczyznę i Podlasie. Rusini używali różnych dialektów, ale nie przeszkodziło im to w odczuwaniu narodowej wspólnotowości. Stawało się to wyraźne, kiedy jednoczyli się dla obrony Kozaczyzny. Odrębną grupą spokrewnioną z Rusinami południowymi (późniejszymi Ukraińcami) byli mieszańcy Białej Rusi, czyli Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ruski, jakim się posługiwali, długo miał na Litwie status języka urzędowego, ale od XVII w. ulegał stopniowemu zanikowi.
Na najdalej na północ położonych ziemiach Rzeczypospolitej mieszkały niewielkie narodowości bałtyckie – Łotysze i Estończycy. Ich ośrodkiem były Inflanty. Obydwie grupy etniczne, jako lokalni chłopi, nie miały jednak większego znaczenia.
Ważną autochtoniczną zbiorowością była ludność litewska. Zamieszkiwała Wielkie Księstwo Litewskie ciesząc się tam podobnymi prawami jak Polacy w Koronie. Ludność litewska nie dorównywała jednak liczbie Polaków, w ramach których wykształcił się stosunkowo liczny stan szlachecki posiadający prawo do zasiadania w sejmie i mający decydujący wpływ na funkcjonowanie państwa. Proces polonizacji poczynił wśród litewskiej ludności znaczne spustoszenie. Doprowadził do osłabienia roli języka litewskiego. Pomimo, iż wyższe warstwy litewskiego społeczeństwa mówiły już po polsku, to zachowały poczucie odrębności i czuły się Litwinami wedle dość szczególnej definicji, którą wyraził Adam Mickiewicz („Litwo, ojczyzno moja!”). Przyczyny pojawienia się na ziemiach Rzeczypospolitej innych, poza miejscowymi, grup etnicznych były różne. Najczęstsze, to szukanie schronienia i lepszych warunków życia.
Spośród grup napływowych liczną zbiorowością odgrywającą przy tym pod wieloma względami rolę szczególną byli Żydzi. Etnicznie, rasowo i kulturowo głęboko odmienni, przybywający z zachodniej Europy, między innymi z Niemiec, Włoch i Hiszpanii, ale także z dawnych terenów Chazarów ze wschodnich krańców Europy. Osiedlali się w Rzeczypospolitej otrzymując wiele przywilejów i udogodnień. Z punktu widzenia obszarniczej władzy byli ludnością wygodną i pożyteczną, politycznie bardziej bezpieczną niż zepchnięte na dno rodzime chłopstwo, czy marginalizowane mieszczaństwo. Nadawało to I Rzeczypospolitej unikalną cechę – wrogość polskojęzycznej władzy do równie polskojęzycznej ludności chłopskiej, za to przyjazne nastawienie do użytecznej, choć kulturowo obcej ludności napływowej. Doprowadziło to do sytuacji, kiedy Żydzi stali się w Rzeczypospolitej nie tylko odrębną grupą etniczną, lecz również uznanym za osobny stanem społecznym dysponującym autonomią i własnym systemem prawnym. Wyróżniali się zajęciem – ich domeną był handel i lichwa. Trwale unikali rolnictwa pozostawiając je szlachcie i chłopom, co nadawało systemowi zarówno trwałość jak i rodzaj kompletności. Majątki rolne były własnością herbowych Polaków. Pracowali dla nich półniewolniczy chłopi w znacznym stopniu też polskojęzyczni. Handel i bankowość (lichwa) były za to monopolem ludności pochodzenia żydowskiego. Pożyczanie pieniędzy na procent utożsamiane z lichwiarstwem było działalnością dla chrześcijan zakazaną, a handlowanie uznawane za niegodne szlachectwa. W tej sytuacji, Żydzi stopniowo uzyskiwali dominujący udział w rzemiośle i manufakturach, co na koniec przyczyniło się do monopolizacji przez nich działalności przemysłowej i bankowości. Gminy żydowskie cieszyły się przy tym znaczną autonomią, a sami Żydzi mogli zakładać własne organizacje cechowe niezależne od innych. Stanowili społeczność wyróżniającą się zamożnością, doskonałą organizacją i silnym poczuciem więzi, a zarazem odrębności od reszty ludności. Sprzyjała temu religia oraz język jidisz oparty na prowincjonalnej niemczyźnie i niezrozumiały dla większości Polaków. U schyłku XVI w. oraz w wieku XVII przenosili się na obszary wiejskie, tyle, że w coraz bardziej zwartych grupach i głównie jako obsługujący interesy polskich właścicieli ziemskich. Osiedlali się nawet na najdalszych krańcach państwa. Przeludnianie niektórych ziem powodowało protesty lokalnych społeczności, szczególnie w obliczu tego, że Żydzi pełnili funkcje arendarzy, czyli tych, którzy w imieniu właścicieli zarządzali majątkami i reprezentowali ich wobec ludności miejscowej. Otrzymywali też pewne uprawnienia feudalne i autonomię sądową. Magnaci i szlachta chętnie z tego korzystali, ponieważ ich dochody przestawały być wtedy zależne od miejsca rezydencji. Można było mieszkać w warszawskim czy wiedeńskim pałacu i nawet nie bywać w prowincjonalnch włościach. Odnosiło się to głównie do wschodniej i południowej części Rzeczypospolitej. Bardzo często zdarzało się, że arendarze dopuszczali się nadużyć w stosunku do ludności miejscowej. Chodzi przede wszystkim o wyzysk gospodarczy i społeczny. Narastające antagonizmy miały potem negatywne konsekwencje w postaci antysemityzmu ujawniającego się na coraz wiekszą skalę od połowy XVII stulecia. Była to również jedna z przyczyn ukraińskiej wrogości i rozmachu niszczycielskiego powstania Chmielnickiego. Na bardzo wysokim poziomie stała za to kultura i nauka a Żydzi często mogli pochwalić się o wiele lepszym wykształceniem i znajomością świata niż polska szlachta czy mieszczanie.
Niemcy zamieszkiwali dość zwarte obszary – głównie Prusy Królewskie oraz zachodnią część Korony. Historia ich osiedlenia się w Rzeczypospolitej była niejednakowa. Część, to ci, którzy wywodzili się jeszcze z czasów krzyżackich, część przybyła z Inflant, inni z głębi Rzeszy. Ludność niemiecka mieszkała przede wszystkim w miastach trudniąc się rzemiosłem a mieszczaństwo trwale podtrzymywało kulturową i językową odrębność. Niemiecka szlachta ulegała jednak polonizacji.
Liczącą się grupą napływową byli Ormianie. Przybyli na Ruś Czerwoną już w XII w. Stamtąd zasiedlali Bracławszczyznę i Podole. Ich migracja spowodowana była prześladowaniami, jakie spotykały ich ze strony Turków. Stopniowo przenikali na inne ziemie Polski. Zamieszkiwali przede wszystkim miasta, a do ich głównych skupisk należały Lwów i Warszawa. Część Ormian posiadała dobra ziemskie, ponieważ byli społecznością wolną i stosunkowo zamożną. Proces polonizacji Ormian miał miejsce, ale był powolny. Utrzymali swój język w obrzędach religijnych oraz w sądach. Mieli także własne obyczaje. Niektórzy Ormianie weszli stopniowo w skład polskiej szlachty.
Jeszcze inną grupę stanowili Karaimi. Na Litwę sprowadził ich w XV w. wielki książę Witold. Siedziby mieli głównie w Trokach, Haliczu i Łucku. Kulturowo byli spokrewnieni z Żydami (nazywano ich Żydami statarszczonymi). Różnili się jednak tym, że odrzucali Talmud przyjmując jedynie Stary Testament. Niektóre praktyki religijne przejęli przy tym z muzułmańskiego Koranu. Cieszyli się zwykle sympatią sąsiadów jako ludzie pracowici i pozbawieni agresywności.
Litwę zamieszkiwali w zwartych grupach również Tatarzy, których sprowadził jeszcze wielki książę Witold. Przybywali tu także i później, kiedy w ich kraju miały miejsce zamieszki za to Rzeczpospolita przyciągała wieloma swobodami. Często też byli osiedlani na ziemiach polskich po wojnach z Chanatem Krymu i nobilitowani. Była to grupa, która później wiernie służyła Rzeczypospolitej (Tatarzy utworzyli w polskim wojsku własne oddziały konne, a nawet elitarne szwadrony ułanów).
Schronienia na ziemiach Rzeczypospolitej szukali również Wołosi – późniejsi Rumuni. Uciekali przed prześladowaniami i uciskiem, jakie spotykały ich ze strony Turków. W Polsce osiedlali się głównie w jej południowej części. Niektórzy zamieszkali we dworach i miastach, inni zasiedlili tereny wiejskie. Ci ostatni zakładali często wolne wsie w oparciu o „prawo wołoskie”. Wołosi, którzy służyli w polskim wojsku tworzyli całe chorągwie. Podobnie jak Tatarzy, byli bardzo przywiązani do Rzeczypospolitej.
Cyganie byli grupą etniczną, przybywającą z głównie z Mołdawii i Węgier od XV wieku. Wyróżniali się koczowniczym trybem życia – ich mieszkania, to wozy lub namioty. Nie wyznawali określonej religii, cechowali się jednak bardzo niskim poziomem wykształcenia i nie zyskali sobie nigdzie sympatii ludności lokalnej.
Wszystkie grupy etniczne zamieszkujące Pierwszą Rzeczpospolitą w XVI w. odegrały w życiu państwa mniejszą lub większą rolę, więc uznawanie jej za twór „czysto polski”, to mit. Dzięki obecności wielu narodowości przenikały się różne kultury, co czyniło polską tradycję bogatszą, ale i niejednolitą. Wielonarodowa struktura groziła jednak łatwą destabilizacją, zwłaszcza w czasie wojen, ponieważ wśród mieszkających narodowości często zwyciężało poczucie lojalności w stosunku do innych narodów oraz własnych interesów a poczucie polskiego nacjonalizmu mogło być im obce. Konflikty między mniejszościami też nie ułatwiały porozumienia. Pierwsza Rzeczpospolita każdej mniejszości zapewniała pewne prawa i swobody, które z czasem nabierały charakteru autonomii. Masowym wyjątkiem byli chłopi, którzy praktycznie nie posiadali żadnych praw niezależnie od pochodzenia etnicznego. Czyniło to ówczesną Polskę krajem wyjątkowo zróżnicowanym w skali całego kontynentu. Tyle, że później, w dobie nacjonalizmów, narodowościowa, kulturowa i językowa różnorodność przyczyniła się również do trwałej dekompozycji kraju stając się jedną z przyczyn jego słabości prowadzącej w końcu do rozbiorów i upadku państwowości. Druga Rzeczpospolita, to do pewnego stopnia kraj w rozkroku pragnący być kontynuatorem wielonarodowościowej Pierwszej, lecz jednocześnie coraz bardziej kultywującym polski nacjonalizm.
Pierwsza Rzeczpospolita jako państwo o określonych granicach istniała niemal ćwierć tysiąclecia (1569-1795). W społecznej świadomości ten czas trwał jednak dłużej, niektórzy nawet twierdzą, że jego echo słyszalne jest do dzisiaj. W porównaniu z Pierwszą, istnienie Drugiej (międzywojennej), to tylko mgnienie oka, bo zaledwie dwie dekady, czyli niespełna jedno pokolenie, Trzecia, obecna, jest nieco trwalsza. Liczy lat siedemdziesiąt jeśli akceptuje się PRL jako twór polski lub zaledwie ćwierćwiecze, jeśli się go uznaje za narzucony. Trudno się w tej sytuacji dziwić, że to właśnie najdawniejsza Rzeczpospolita nadała krajowi dość unikalne cechy i ukształtowała swoiście nieostre rozumienie polskości. Warto pamiętać, że z punktu widzenia prawa polskiego Pierwsza Rzeczpospolita przestała istnieć nie wraz z III rozbiorem, lecz dopiero w 1921 roku, kiedy to Sejm formalnie uchwalił jej likwidację. Niektórzy uważają, że ten moment miał miejsce jeszcze później, bo dopiero w 1952 roku, kiedy to komunistyczna władza ostentacyjnie zerwała z historyczną przeszłością i nadała Rzeczypospolitej – wbrew językowej logice – miano Ludowej. Dodanie słowa „Ludowa”, to oczywisty błąd logiczny, ponieważ „ludowości”, czyli powszechność mieści się w pojęciu „pospolitości”. Podobnie nielogiczna jest oficjalna nazwa kraju – „Rzeczpospolita Polska”, jako, że „pospolitość” czyli powszechność jest czymś znacznie szerszym niż polska narodowość. Jeśli bowiem uznać ją za tylko „polską”, czyli ograniczoną do Polaków, to tym samym nie może być „pospolita” ani „powszechna”. Jak widać, jej cechy już dawno uległy pomieszaniu, co musiało mieć wpływ na kształtowanie się sposobu odczuwania polskości przez mieszkańców. Do tego, przemożna część historii najdawniejszej Rzeczypospolitej (z górą czterysta lat) w porównaniu z krótkotrwałością zarówno Drugiej (dwadzieścia), jak i Trzeciej (dwadzieścia pięć) jest uderzająca. Trudno się dziwić, że do dzisiaj Polacy nie mogą się od tej przeszłości oderwać, a sienkiewiczowskie Ogniem i mieczem opowiadające dawne historie jest wciąż uznawane za prawdziwy symbol polskości.
Wspólną cechą Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej była jej niejednolitość narodowościowa i społeczna. Elementem nieznanym w takich rozmiarach w innych krajach Europy było za to przywiązanie do szlacheckiej tradycji z jednej strony i wysoka pozycja społeczności żydowskiej – z drugiej. Ta ostatnia często traktowała Rzeczpospolitą zgodnie z treścią słowa jako i swoją ojczyznę, nie za kraj polskiej wyłączności. Zagadką było jedynie przekonanie, że można ją utożsamiać z ojczyzną, skoro większość mieszkających tu Żydów nie znała dobrze języka polskiego lub nie znała go wcale. Do tego judaizm jako religia grupowa a nie powszechna, to swoista odwrotność chrześcijaństwa. Trudno zresztą uwierzyć w trwałość pokrewieństwa kulturowego bez poczucia etnicznej i religijnej wspólnotowości. Ten fenomen pozwolił jednak ludności żydowskiej wyodrębnić w Polsce własne cechy, tyle, że uniemożliwiło jej to integrację z tym wszystkim co uznaje się za polskość. Skutkiem było to, że straszliwe wydarzenia Holokaustu przeszły pośród Polaków jakby niezauważone. Sam pamiętam dzieciństwo i lata młodości, kiedy sprawa, która z punktu widzenia historii polskich Żydów była więcej niż katastrofą, w umysłach ówczesnych Polaków prawie nie zaistniała. Odrodzenie powszechnej świadomości trwałego i szerokiego udziału Żydów w polskiej kulturze i historii, to dopiero ostatnie lata, ale i dzisiaj wciąż przedziera się poprzez bariery niechęci i poczucia kulturowej obcości z niejakim trudem.
Prowadzimy do konkluzji, że tak naprawdę, ten powszechnie uznawany podział historii kraju na Trzy Rzeczpospolite – twory od siebie odrębne, lecz związane jednością ciągłości kulturowej – jest w gruncie rzeczy fikcją. Już same liczby mówią, że to niemożliwe. Największe piętno odcisnęła na polskości tradycja Rzeczypospolitej rządzonej przez polską szlachtę przez ponad czterysta (!) lat jej historii. Druga Rzeczpospolita, to zaledwie dwie dekady, a jej pierwszorzędnym celem nie było stworzenie jakiejś nowej Polski, ale dążenie do odtworzenia „wielkości” Pierwszej. Była bardziej próbą odtworzenia tej Pierwszej, niż zapowiedzią Trzeciej. Niezależnie jak to zabrzmi w uszach nacjonalistów i patriotów, ale to dopiero PRL przyniósł klarowne i nowe w historii kraju wartości w postaci klasowego wymieszania, narodowościowej jednolitości i bezklasowości, choć też nie nastąpiło to od razu. Polska niejako z dnia na dzień i pod sowieckim przymusem, stała się – przynajmniej na powierzchni – jednorodna i równościowa. Echa poprzednich okresów są jednak wciąż słyszalne, tyle, że zmiany dostosowawcze do reszty świata trwają i mają charakter nieodwracalny.
Proces zanikania społecznej świadomości utrwalonej w okresie I Rzeczypospolitej był długi i stopniowy. Kraj nie mógł łatwo upodobnić się do Zachodu, skoro brakowało mu ważnych klas społecznych, a w szczególności własnego mieszczaństwa zastępowanego jednostronną aktywnością ludności żydowskiej. Ta, nie mogła jednak z oczywistych przyczyn spełniać funkcji narodowo-kulturowej, więc dawna polskość pędziła ku rozproszeniu, niejednolitości a może i frontalnego zderzenia odziedziczonych odmienności. Katastrofa nastąpiła wraz z rozbiorami, a wiele „polskich niemożności” stało się też częścią późniejszej historii kraju i charakteru narodowego jego mieszkańców. Pewnym surogatem dawnej formuły Rzeczypospolitej był okres porozbiorowy, kiedy jej terytorium stało się czymś zawieszonym w próżni jako wciąż niepodobne do żadnego innego kraju Europy. Funkcje zdeklasowanej szlachty przejęła tak zwana inteligencja. Definicyjnie, to klasa społeczna, czyli jeden z podstawowych terminów służących do opisu stratyfikacji społeczeństwa. Termin wprowadzony został przez Hegla, który wyróżniał klasy: rolniczą, przemysłową i myślącą. Tyle, że myślenie gospodarcze, szczególnie to wyższego rzędu było najsłabszą stroną imperialnej na pozór tradycji Rzeczypospolitej, a miejska inteligencja nie potrafiła tej luki zapełnić.
Marks rozważał klasę społeczną jako pojęcie historyczne: jego koncepcja struktury klasowo-warstwowej była rozbudowana, nie zaś jak w Polsce – dualistyczna. Uogólniając, można powiedzieć, że klasa społeczna była rozumiana tak, jak obecnie rozumiemy każdą większą grupę społeczną i posiadała wszystkie jej elementy definicyjne. W społeczeństwach Zachodu klasy społeczne w rozumieniu historycznym, to rezultat ewolucji dawnych stanów. To struktura klasowo-warstwowa składająca się z wielkich właścicieli, drobnomieszczan, chłopów i robotników. Warto wspomnieć także i to, że grupa społeczna może mieć różne położenie klasowe, z drugiej jednak strony definiuje się klasę społeczną jako pojęcie socjologiczno-ekonomiczne. W tym ujęciu mamy dziś w Polsce strukturę dualistyczną – dwie antagonistyczne warstwy społeczne i to nie tyle w samej przestrzeni społeczno-gospodarczej, ile mentalno-świadomościowej, czyli dość umownej, kształtującej jednak tozsamość społeczeństwa. W przestrzeni kapitalizmu klasy są związane ich stosunkiem do środków produkcji (burżuazja oraz robotnicy/proletariat) i nie zależą od walorów indywidualnej umysłowości i wykształcenia. W Polsce takiego związku nie ma. Przeciwnie, „inteligencja” uważa wciąż gospodarowanie za czynność inteligenta niegodną i właśnie „nieinteligentną”, uznając jednak siebie samą za warstwę wiodącą i twórczą.
Pojęcie inteligencji jest nie bez powodu uznawane za specyficzny twór historii społecznej Europy Wschodniej powstałe w następstwie jej peryferyjnego usytuowania w europejskich przemianach. Polska inteligencja, to echo zdeklasowania dawnej szlachty oraz miejskich przedstawicieli innych kultur i narodowości. Szlachta może być uważana za ułomny, wschodnioeuropejski odpowiednik dronomieszczaństwa (zawody takie jak prawnik, lekarz, nauczyciel, inżynier), ale „przy okazji” zajmującego się również twórczością artystyczną i intelektualną. Wiązało się to ze słabością mieszczaństwa jako klasy społecznej na całym wschodzie Europy. Dla podkreślenia inności rozumienia słowa inteligencja we wschodniej Europie używa się czasem pojęcia „intelektualista”. Pomimo werbalnego podobieństwa kryje się jednak za tym odmienna treść. Intelektualista, to wybitny przedstawiciel warstwy żyjącej z pracy umysłu i do całej grupy każdy kwalifikuje się indywidualnie nie zaś automatycznie. Nie jest nim szeregowy dziennikarz małego dziennika, ale może już nim być „dziennikarz wybitny”. Tymczasem tradycyjna inteligencja polska, to szczególny rodzaj wspólnotowości, to twórcy kultury (artyści, literaci, naukowcy, filozofowie) i jej „kibice”. Pojawiła się w XIX wieku w rozwiniętych państwach Zachodu jako warstwa intelektualna, ale bardzo wąska i elitarna. Czym jest więc dzisiaj w Polsce „inteligencja” i jaki jest jej związek z dawną herbową szlachtą? To, co dzieje się dzisiaj dla wielu jest niezrozumiałe. To jednak żywa ilustracja dokonującego się procesu przemiany dawnej, rzekomo wysublimowanej inteligencji posiadającej nieco nadprzyrodzone cechy społeczne – w warstwę „zwyczajną”, wyróżniającą się tylko rodzajem zajęcia, a nie intelektem. Traci tym sposobem, to prawda, swoją wyjątkowość i rodzaj sakralności, ale zyskuje na normalności, chociaż dla jej przedstawicieli odczuwających z tego powodu brak satysfakcji i osłabienie pozycji społecznej może to być uczucie bolesne. Tyle, że procesy historyczne na lokalne bóle nie zwracają uwagi.
Polacy mają utrwaloną cechę, która polega na rodzaju dumy zrodzonej jeszcze pod stuleciami. Jak nie być dumnym z niegdysiejszych słów Piotra Mieszkowskiego (1782) wypowiedzianych w „Polonus iure politicus”, że oto: „szlachta polska jest Elektorką Królów, matką i zarodem Senatu, stawicielką Praw, sprawczynią Sądów, mocą wojska, ozdobą pokoju, tarczą wolności. Zaszczytów tych zadroszczą jej sąsiedzi, nie pojmują barbarzyńcy, lękają się nieprzyjaciele”. Piętnaście lat później pozostała po niej już tylko pamięć, która tłukła się w świadomości narodowej przez kolejne dziesięciolecia, a i dzisiaj nie jesteśmy od niej całkiem wolni, bo jest to pamięć tak dumna, że nawet jeśli się do tego nie przyznajemy, to gdzieś w głębi duszy pielęgnujemy. Czterysta lat tak miłych i podnoszących na duchu doświadczeń nie może przecież zniknąć, ot tak, bez śladu…
Ciekawa refleksja odnośnie określenia „rzeczpospolita” w odniesieniu do „ludowa” i „Polska”. Wcześniej tak o ty nie myślałem.
Nawiasem mówiąc Estończycy należą do narodów Ugrofińskich.
1. „Już pod względem rachunkowym rzecz jest trudna do akceptacji skoro Rzeczpospolite, zarówno ta Druga, jak i pierwsza, to razem (!) niespełna dziesięć procent okresu istnienia Pierwszej?”… Oczywisty lapsus [2+1= 0,1…???], gdyż to Druga i Trzecia to niespełna 10% etc…
2. Interesująca próba zgłębienia treści i zakresu znaczeniowego pojęć „Polska”, „polskość” i – przede wszystkim „Polak”, gdy „Litwo, Ojczyzno moja” oraz „Jam Polak narodowości ruskiej” [Dymitr z Goraja]… A znacznie później… Chopin, Jan Niecisław Baudouin de Courtenay , Pol, Matejko, Scipio del Campo, Grottger, Gloger, Adalbert von Winkler czyli W. Kętrzyński, Thomee, Schyling, Rómmel… Lam, Lem… i inni…[„Książę Pepi był Włochem, Czechem i Austriakiem” – A. Waligórski].