CO DALEJ Z UKRAINĄ? JAKIE ZNACZENIE MA SPRAWA JĘZYKA?

            Niedawne wybory prezydenckie na Ukrainie stały się przyczyną nie lada zamieszania. Jeden z największych krajów Europy, znajdujący się w politycznym starciu z Rosją stał się nagle obiektem szczególnego zainteresowania. Jego źródłem nie były same wybory, które – w przeciwieństwie do Rosji – na Ukrainie mają znaczenie, lecz zwróciło uwage obserwatorów widoczne odwrócenie się Ukraińców od przypisywanego im dotąd antysemityzmu. Już sam ten fakt zastanawia. Oto kraj położony na dalekich obrzeżach Europy – z języka słowiański, z tradycji kulturowej – uznawany za schedę po imperium Rosji, wybiera na prezydenta osobę nie kryjącą żydowskich korzeni i kolportującą zdjęcie z wizyty w synagodze. Nowy prezydent Ukrainy, Wołodymyr Żeleński i jego bogaty mentor Igor Kołomyjski nie ukrywają swej przynależności do tradycji judaizmu. Ten ostatni mieszka zresztą w Izraelu na stałe. Rzecz była znana od samego początku procesu wyborczego i w świetle przypisywanej Ukrainie tradycji anysemityzmu miażdżące zwycięstwo Żeleńskiego to nie lada zaskoczenie. Jak to więc jest z politycznymi następstwami przynależności do jakiejś grupy kulturowej i narodowościowej? W tym wypadku problem polega na tym, że obie tradycje – żydowska i ukraińska, chociaż są – skądinąd słusznie – uznawane za przeciwności, mają jakieś wspólne cechy prowadzące do swoistej izolacji w europejskiej przestrzeni kulturowej.

Paradoksalnie, ale istnieje pewne podobieństwo niektórych cech ukraińskości i żydowskości. Jest nim trudność zdefiniowania dokładnej tożsamości każdej z tych nacji w porównaniu z od dawna utrwalonymi narodowościami Europy. Obydwa pojęcia – „ukraińskość” i „żydowskość” odbiegają przy tym od powszechnie uznawanej definicji narodu. By taki został potraktowany jako pełnowartościowy i w pełni europejski oprócz konkretnej lokalizacji terytorialnej musi mieć też trzy dające się sprawnie opisać cechy: własny język różniący go od innych, zajmować wyraźnie odgraniczone i uznawane za historycznie przynależne terytorium oraz być częścią jednej z wielkich uniwersalnych religii. Spełniają te warunki Francuzi, Hiszpanie, Polacy, Szwedzi i inne narody europejskie. „Naród żydowski” nie spełnia żadnej z nich, a ukraiński tylko w części. Powstaje pytanie, na jakiej podstawie w obiegu funkcjonuje pojęcie „naród żydowski” czy też „naród ukraiński” jako równoznaczne wobec francuskiego, polskiego czy włoskiego skoro nie posiadają wspólnotowego języka, nie zajmują niekwestionowanego terytorium i nie są częścią jednolitej grupy religijnej. Wspólna cecha obydwu z nich to tylko nieostre poczucie żydowskości czy też przynależności do lokalnych cerkwi prawosławnych. Jest nieostre w tym znaczeniu, że zastępuje je rozumienie obiegowe nie dające się jednoznacznie zdefiniować. Żydem, ale i Ukraińcem jest ten, kto się za niego uważa. nie istnieje bowiem kryterium dający określeniu jednoznaczną wykładnię. Istnieje państwo Izrael, ale nie wystarcza być jego mieszkańcem aby być uznanym za Żyda. Jest Ukraina i ukraiński język, lecz to nie wystarczy, aby być uznanym za pełnego Ukraińca. Obowiązujący w Izraelu język nowohebrajski też jest zjawiskiem jedynym w swoim rodzaju, skoro z nazwiska i imienia znany jest zmarły sto lat temu jego autor i twórca. Co więc było przedtem, przez dwa tysiące lat istnienia hebrajskości i przed pojawieniem się na mapie Ukrainy jako państwa?  Pojawiła się opinia, że wybór Żeleńskiego, to przypadek szczególny nie mający związku ani z jego wyznaniem ani z poczuciem przynależności narodowej. Wyborcy nie głosowali bowiem na Żeleńskiego, lecz na odgrywaną przez niego popularną postać telewizyjną. Sytuacja nie jest typowa jeśli wyborcom może się pomylić filmowa fikcję i prawdziwa rzeczywistość. Istnieją domniemania, że stoi za tym oligarcha Kolomojski, który zamierza rządzić Ukrainą z tylnego fotela poprzez swoją marionetkę. Czy tak istotnie będzie, czas pokaże.

W starożytności, jeszcze na dwieście lat przed zburzeniem jerozolimskiej świątyni Żydzi nie mieli wspólnego języka, a hebrajski był dla nich już tylko tworem sakralnym.  W średniowieczu, w codziennym użytku zastąpiły go dwa zupełnie odmienne języki. W Hiszpanii – to ladino wyrosłe na bazie hiszpańskiego, we wschodniej części Europy jidisz będący odmianą dolnoniemieckiego. Tyle, że hiszpański należał do romańskiej wspólnoty mowy, a dolnoniemiecki – do zupełnie innej, germańskiej posiadającej zupełnie inną tradycję, ducha i konstrukcję. Więcej, żaden z języków używanych przez społeczności żydowskie w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat nie wywodził się już ze starożytnej hebrajszczyzny. Czy można uważać się za część narodu, jeśli jego członków nie łączy trwała wspólnota językowa?

Język ukraiński, z kolei, ma inną niecodzienną cechę, ponieważ jest również daleki od jednolitości i nie może być uważany za wystarczający dla precyzyjnego określenia narodowości mieszkańców państwa. Jest bowiem głęboko podzielony. Przed trzema stuleciami, w okresie rozbiorów Rzeczypospolitej uważany był tylko za dialekt ruskiej przestrzeni kulturowej nie mającej z europejskością wiele wspólnego. Nowohebrajski za to był w pełni „wymyślony” dopiero przed stu laty. Z punktu widzenia tradycji językowej pojawienie się języka wynikającego z politycznej potrzeby, a nie z przyczyn naturalnych i przekształcenie go w obowiązującą mowę państwową jest samo w sobie czymś niepojętym. Również uznanie za Ukraińców ludzi nie znających ukraińskiego wcale, lecz mówiących na codzień po rosyjsku jest podobnie rzeczą niecodzienną. Każdy język swoją przestrzeń tworzy sam i w sposób naturalny a „wymyślenie” go jest w gruncie rzeczy czymś niepojętym, ale – jak widać – się zdarza. Tyle, że język kształtuje społeczną umysłowość. Odmienna mowa oznacza odmienny sposób rozumowania. Różnice pomiędzy narodami europejskimi są również następstwem tego zjawiska. Natomiast pomieszanie języków wśród ludności tego samego kraju prowadzi raczej do dalszych pytań niż jasnych odpowiedzi.

            Inaczej niż w przypadku wszystkich innych języków, tożsamość twórcy mowy obowiązującej w Izraelu jest znana. To rzecz niespotykana, ale narodowy język używany w kraju jako oficjalny ma pomysłodawcę i autora. Zwykle tworzy się sam, jako element jego cywilizacji. Współczesna hebrajszczyzna nie pojawiła się jednak w drodze ewolucji, tak jak języki romańskie są następstwem łaciny, lecz „wymyślił” je w końcu XIX wieku niejaki Lejzer-Icchok Perelman urodzony w podwitebskich Łużkach w województwie połockim na terenie dawnej Rzeczypospolitej. Nie do wiary, ale zmarły 16 grudnia 1922 w Jerozolimie językoznawca, pisarz i działacz syjonistyczny był faktycznym i najzupełniej jednoosobowym pomysłodawcą współczesnej nowohebrajszczyzny. Inaczej mówiąc, w przestrzeni trzech tysięcy lat historii Izraela zaledwie kilka ostatnich dziesięcioleci łączy się z używaniem przez Żydów dopiero co powstałego języka nowohebrajskiego. Przedtem używali języków gospodarzy, ich własny – w wersji sprzed dwóch tysięcy lat – był już tylko częścią judaizmu jako religii. Nigdy nie nabrał cech żywego języka narodowego na podobieństwo języków europejskich, które ze swej natury są jednolite i stanowią podstawę narodowej świadomości. Ze światem żydowskim jest odwrotnie, jego język nie kształtuje narodowości, jest tylko elementem wskazującym na przynależność kulturową. Dla Żydów hiszpańskich była to wspomniana judeo-romańska odmiana kastylijskiego (ladino), dla wschodnioeuropejskich – mowa oparta na konstrukcji dawnego dolnoniemieckiego (jidisz). Można uznać za fenomen, że w 1900 roku tylko twórca nowohebrajszczyzny, sam Perelman, znał język, którego wedle szacunków dzisiaj używa 5 milionów obywateli Izraela. Stał się jego językiem urzędowym, lecz nie „żywą mową” na kształt języków Europy. Jego mieszkańcom często wygodniej jest posługiwać się językami, z którymi przybyli z dawnych miejsc pobytu.

                        Nowohebrajski jest uważany w Izraelu za język ojczysty dla 5 milionów ludzi. Jest oficjalną mową państwa Izrael, ale z jej upowszechnieniem wiążą się wspierane przez rząd wysiłki akademii językowej i wprowadzenie go do szkół jako przedmiotu obowiązkowego. Wysoką efektywność osiągnął przy tym system nauczania tego języka wśród imigrantów. Nowohebrajski stał się nawet instrumentem współczesnej literatury w Izraelu i coraz częściej uczą się go również Żydzi z diaspory. To językowe odrodzenie od dawna martwego języka jest swoistym fenomenem na światowa skalę. Trudno jednak uwierzyć w jego trwałość.

Perelman, zachęcony hasłami głoszącymi odrzucenie diasporycznego stylu życia, tworzył nowohebrajszczyznę na kształt równie sztucznego esperanto, tyle, że  „utylizowano” ją jako język państwowy, podczas gdy wynalazek Zamenhoffa pozostał domeną amatorów. Praca nad modernizacją starohebrajskiego polegała na ujednoliceniu i uproszczeniu zasad gramatycznych oraz tworzeniu nowych słów, których źródłem – w braku podobnych pojęć w starożytności – musiały stać się żywe języki Europy. Większość z nich ben Jehuda zbudował z rdzeni słów czerpanych z literatury, głównie z Biblii, ale także wziętych z arabskiego oraz języków indoeuropejskich, zwłaszcza germańskich i słowiańskich. Część z nich wymyślił sam. Wprowadził też nowoczesne, wzorowane na językach zachodnich zasady interpunkcji i gramatyki. Początkowo nikt nie traktował jego pracy poważnie a środowiska ortodoksyjne wręcz się jej sprzeciwiały wciąż pragnąc uznawać jedynie starohebrajski jako język świętych ksiąg. Wysiłki ben Jehudy szybko okazały się jednak cenne, ponieważ wspólnota językowa pozwoliła państwu Izrael uformować się – przynajmniej formalnie – jako naród na podobieństwo europejskich. Tyle, że miało to miejsce późno, bo dopiero na przełomie XIX i XX stulecia. Dla koordynacji prac nad nowohebrajszczyzną powołano w 1890 roku Komitet Języka Hebrajskiego przekształcony w 1953 roku w istniejącą do dzisiaj Akademię Języka Hebrajskiego.

Ben Jehuda rozpoczął jeszcze za życia publikowanie Kompletnego słownika antycznego i współczesnego języka hebrajskiego (Millon ha-laszon ha-iwrit ha-jeszana we-ha-chadasza), który stał się podstawą dla popularyzacji neohebrajszczyzny. Opracowanie ukończono po jego śmierci i liczyło ogółem 17 tomów. W roku 1948, po utworzeniu państwa Izrael, język, który nigdy dotąd nie istniał, został zadekretowany jako żywy język urzędowy. Żydzi nie mają więc własnego języka z prawdziwego zdarzenia, ani też wspólnotowego terytorium a jedynie mowę mającą być surogatem poczucia jednolitości. Izrael jako państwo jest tworem istniejącym dopiero od kilku dekad. Trudno jest przecież za prawdziwą ojczyznę Izraelczyków uznać Judeę sprzed dwóch tysiącleci.

Paradoksem jest to, że nieco podobną „przygodę z historią” odnotowała Ukraina, której prezydentem został właśnie Żelenski. Historia spłatała psikusa nie tylko dlatego, że stał się nim obywatel kraju uważanego za antysemicki nie ukrywający przy tym przynależności do świata synagogi i słabo posługujący się ukraińskim ale też – podobnie jak większość Żydów – z trudem tylko używający hebrajszczyzny. Językiem codzienności Żeleńskiego jest wschodnioukraińska odmiana rosyjskiego, nie zaś jakaś wersja ukraińskiego. Tyle, że i w tym można doszukać się podobieństw, jako że większość mieszkańców Ukrainy również nie używa wspólnej wszystkim mowy, lecz tylko różnych odmian ukraińskiego (zachodnia część kraju) oraz lokalnej wersji rosyjskiego (Odessa, Krym, Donbas). Okazuje się, że dwa narody – żydowski i ukraiński – tak odmienne i od siebie pod każdym względem odległe, posiadają na swój sposób podobne obciążenia. Zauważmy jednak, że zarówno pojęcie „Ukraińcy”, jak i „Żydzi” nie spełnia kryteriów „czystej” definicji narodu.

Członkostwo narodu jest następstwem kilku czynników. Głównym jest używanie wspólnego języka oraz zamieszkiwanie jednolitego terytorium. Tymczasem, „bycie Żydem” oznacza zupełnie coś innego i ma niewiele wspólnego z używanym jęzeykiej ani też z miejscem zamieszkania. Według Biblii, Żydem jest się wtedy, gdy miało się żydowskiego ojca, według Talmudu spływa to po matce i nie ma z tym nic wspólnego ani miejsce urodzenia, ani zamieszkania, ani używany na codzień język. Równie nieostra jest definicja ukraińskości. Czy to człowiek, który używa jakiejś odmiany ukraińskiego języka, czy też taki, który mieszka na terytorium ukraińskiego państwa, używając zwykle rosyjskiego? W pierwszym przypadku Ukraińców na Ukrainie jest około trzydzieści milionów, czyli więcej niż połowa ludności. Kim jest jednak reszta, skoro naukowcy uważają, że to właśnie język jest kluczowym narzędziem budowania narodowej wspólnoty? Ukraiński powstawał jako „język ruski” w przestrzeni dawnej Rzeczypospolitej oi był toczony przez polszczyznę. Rosyjski powstał i rozwijał się całkowicie poza nią i raczej w łączności z językami mongolskimi.

Bez własnego języka naród nie odczuwa swej tożsamości.. Wyjątkiem w tej przestrzeni są właśnie Żydzi i do pewnego stopnia Ukraińcy. Języka wspólnego nie mają, ale mimo to są uznawani za odrębne narody. Jak skategoryzować samych Żydów, skoro w ich przypadku prawdziwie wspólny język, czy też wspólne terytorium zamieszkania nie istnieje od ponad dwóch tysięcy lat a pojęcie narodu musi być definiowane w szczególny sposób i zupełnie odmienny od innych narodów?

Określenie „ukraińskość” ma również charakter historyczny, tyle, że wywodzi się ze struktury narodowościowej Pierwszej Rzeczypospolitej i nie ma wiele wspólnego ze współczesnymi granicami Ukrainy. Wtedy, za jej czasów, nie szło zresztą o etniczność a jedynie o nadanie nazwy nadgranicznemu województwu. Słowo „Ukraina” pochodzi od polskiego określenie „u kraju”, co kiedyś oznaczało „na krańcu” państwa. Ten „kraj” był w wtedy ulokowany w zakolu Dniepru. Granice dzisiejszej Ukrainy sięgają znacznie dalej na wschód – prawie do doliny Donu, więc i „Ukraińcami” są nazywani też mieszkańcy Donbasu. Tyle, że ci poczuwają się bardziej do rosyjskości, aniżeli ukraińskości. W jaki zatem sposób Ukraina ma stać się jednolitym państwem?

            Kiedyś, po rozbiorach Rzeczypospolitej, Moskwa uznawała język ukraiński za nieco zapóźnioną odnogę rosyjskiego. Dzisiaj wiadomo, że „mariaż” ukraińskiego z rosyjskością, to zabieg sztuczny mający na celu zamazanie faktu, że w swej istocie ukraińskość jest następstwem uczestnictwa w kulturze I Rzeczypospolitej, a nie w Rosji i ma wszystkie cechy odrębnej mowy. „Ukraina”, to tylko jej skraj. Powiększanie pojęcia o okoliczne tereny na wschód i południe od granicy Rzeczypospolitej zaczęło się od Katarzyny Wielkiej – niemieckojęzycznej carycy, której dziełem był podbój i przyłączenie do Rosji odebranych Turcji terenów nadczarnomorskich a potem większości terenów Rzeczypospolitej. Przyłączany obszar był pośpiesznie zaludniany ludnością okolicznych ziem i to niezależnie od jej własnego poczucia narodowościowego i kulturowego.  W równym pośpiechu obszar został na koniec włączony w pojęcie „Ukraina”, tracąc pierwotne znaczenie pograniczności. W rezultacie, w oczach Moskwy Ukraińcem był ten, kto te tereny zasiedlał, choć nie mówił po ukraińsku lecz jakąś odmianą rosyjskiego. Rdzennych Ukraińców a także potomków Kozaków uznano za odmianę Rosjan, nie zaś za odrębny naród. To nieporozumienie trwa do dzisiaj i podważa perspektywę zespolenia mieszkańców w jedną całość, tak jak to miało miejsce z Irlandią, która przyjęła angielszczyznę w miejsce dawnej mowy celtyckiej.

            Kijowszczyzna, zwana kiedyś Naddnieprzem, to część dzisiejszej centralnej i południowo-wschodniej Ukrainy, położona na wschód od Podola i Wołynia pomiędzy rzekami Boh i Worsklą po obu stronach Dniepru. Do drugiego rozbioru Rzeczypospolitej (1793) była jej południowo-wschodnim krańcem. Sama nazwa została użyta po raz pierwszy w 1590 roku w tytule sejmowej konstytucji: Porządek ze strony Niżowców i Ukrainy. Określenie obejmowało dwa ówczesne województwa: kijowskie i bracławskie. W sto lat później,  na przełomie XVI i XVII wieku nazwą „Ukraina” zaczęto określać całą krainę leżącą nad środkowym i dolnym Dnieprem (Naddnieprze). Później, dołączono do niej województwo czernihowskie. Na wydanej w Amsterdamie w 1613 roku mapie obszar prawego brzegu Dniepru widnieje jako „Wołyń Dolny, który nazywają Ukrainą lub Niżem”. W 1648 francuski kartograf Beauplan sporządził mapę na której potraktował wymiennie nazwy „Dzikie Pola” oraz „Ukraina”. W wydanym w 1651 dziele „Opisanie Ukrainy, którą tworzą liczne prowincje Królestwa Polskiego leżące pomiędzy granicami Moskowii i Transylwanii” umiejscowił ją pomiędzy Rosją a Siedmiogrodem lecz z wyłączeniem Rusi Czerwonej (Lwów). W czasie sejmu 1659 roku mianem  „Woiewództwa Ukrainne” określono Kijowskie, Bracławskie, Czernichowskie” – wszystkie w granicach Rzeczypospolitej, Jak widać, istota „ukraińskości” narodziła się jako najbardziej na wschód wysunięt pogranicze Rzeczypospolitej. Inaczej mówiac „ukraińskość” Ukrainy, to efekt jej historii bez związku z dziejami Rosji lecz wynikającej z faktu jej pograniczności widzianej z polskiej perspektywy. Jak się okazuje, historyczne korzenie nie giną nawet wtedy, gdy kraj zostaje wchłonięty przez potężnego sąsiada. Trzysta lat dziejowej wspólnoty pozostawiło jednak silny ślad na współczesnym ukraińskim państwie, a jego przyszłość – rozpad albo pozostanie w dzisiejszych kranicach – będzie zależała od uświadomienia sobie przez mieszkańców, że istnienie kaju nie może być trwałe bez uporaniem się z tym problemem. Są w tym względzie trzy możliwości:

  • Ukraina pozostanie w jej dzisiejszych granicach wynajdując sposób na przekonanie ludności mieszkającej poza jej dawnymi granicami, że inne wyjście, to tylko wydzielenie jej jako odrębnego tworu spokrewnionego z Rosją;
  • Dzisiejsza Ukraina ulegnie podziałowi na dwie części na bazie odmienności językowych – na południowo wschodnią z Odessą oraz północno-zachodnią ze Lwowem. Łuckiem i Stanisławowem.
  • Rozpad państwa stanie się punktem wyjścia dla powiększenia Rosji i akceptacji jej zaborczych ambicji. Wtedy Ukraina stałaby się tylko skrawkiem tej dzisiejszej.

            Dzisiaj, niepodległe państwo utworzone w wyniku oderwania się sowieckiej Ukrainy od ZSRR składa się tylko w połowie z terenów związanych niegdyś z ukraińskością rozumianą jako pogranicze dawnej Rzeczypospolitej. Co ważniejsze, linia podziału oddziela odmienne języki, czego istotą jest to, że wiąże ludzi w jednolite grupy kulturowe ze względu na szczególność wymagań wspólnoty wspólnej mowy::

  1. Konieczności istnienia nadawcy i odbiorcy. Nadawca nadaje komunikat odbiorcy dysponującemu tym samym kodem. Język jako narzędzie komunikacji zakłada możliwość efektywnego porozumiewania się nim przez obie strony.
  2. Język wiąże mieszkańców systemem znaków oraz ich fonicznością, czyli szczególnym powiązaniem dźwięków z pismem.

Język starohebrajski, inaczej niż współczesne języki Europy, służy wyłącznie celom liturgicznym, a nowohebrajski to twór nowy i podtrzymywany ideą narodowościowej wspólnoty. Został utworzony na bazie starohebrajszyzny, ale głęboko przekształconej zgodnie z wymogami gramatycznymi języków Europy.

Jak zatem wyjaśnić przypisywany Ukraińcom antysemityzm jako element wrodzony ich kulturze skoro na prezydenta wybrali obywatela nie ukrywającego związków z judaizmem? Są trzy możliwe wyjaśnienia tego fenomenu:

(i) To oznaka, że ukraiński antysemityzm po prostu wygasa;

(ii) Kandydat na prezydenta był wcześniej popularnym aktorem, w polityce narodowościowej nie zapisał się niczym – ani złym ani dobrym. Nie był więc politycznie obciążony a medialna popularność obdarzyła go szczególnym rodzajem autorytetu. Jego żydowskość nie ma w tej sytuacji znaczenia.

(iii) Ukraińcy mają dosyć oligarchicznych układów finansowo-politycznych. Oczekują nie tylko świeżej krwi, ale i świeżej myśli politycznej.

            Kwestia antysemityzmu Ukraińców, to jednak osobna sprawa i wiąże się z analizą bardzo szczególnej tradycji jaką w całym regionie, nie tylko na Ukrainie, odegrał judaizm. Pamiętamy, że zgodnie z „paradygmatem Huntingtona” ziemski glob jest wypełniony przestrzenią dziewięciu różnych cywilizacji począwszy od zachodniej – na chińskiej i japońskiej kończąc. Autor paradygmatu wyjaśniał, że w swoim modelu nie uwzględnił cywilizacji żydowskiej ze względu na zbyt mały obszar jaki zajmuje w porównaniu z innymi oraz stosunkowo niewielką liczbę ludności. Dzisiaj, to tylko maleńki Izrael otoczony krajami islamu i parę milionów światowej diaspory. Prawdę mówiąc, uciekł on jednak od problemu – delikatnego zarówno pod względem kulturowym i politycznym. Na pierwszy rzut oka tak jest w istocie: Izrael, to – łącznie z Palestyńczykami – 7,5 miliona mieszkańców. Prawie 3 miliony Żydów mieszka w USA, reszta pozostaje w rozproszeniu w różnycyh krajach. W porównaniu z innymi – 1,5 miliardowymi Chinami, Indiami z niemal miliardem hinduistów, czy półtora miliardem muzułmanów, to jedynie 1 procent. Czy można to uznać za zjawisko kulturowe o podobnej skali i uznać za odrębną cywilizację? Rzecz jednak w tym, że o ile o problemach Chińczyków, Rosjan czy Afrykanów więcej wiedzą specjaliści, to z „problemem żydowskim” spotyka się cały świat i wielu ludzi stara się wyrobić sobie dokładniejszy pogląd na zagadnienie. Z czego to wynika, skoro żyjąca dzisiaj stosunkowo niewielka liczba Żydów powinna skłaniać do bagatelizowania zagadnienia? Jak wiadomo, Holocaust doprowadził do wymordowania ponad 6 milionów Żydów, ale przed II wojną światową ich liczba w zestawieniu z innymi wielkimi cywilizacjami też nie była nadzwyczaj wielka. A jednak sprawa miejsca i roli społeczności żydowskiej od lat okupuje pierwsze strony gazet. We wschodniej części Europy prowadzi nawet do poczucia „zagrożenia obcością”, albo też do wybuchów niechęci. Czy to znaczy, że europejscy Żydzi są ludem napływowym? Jeśli tak, to skąd przybyli? A skoro nie przybyli z określonego miejsca – bo taka jest rzeczywistość – czemu byli uznawani za obcych a nie „tutejszych”? Bez zrozumienia tej zagadki trudno byłoby pojąć historię Europy a także proces kształtowania się jej narodów. To jednak zagadnienie wymagające odrębnej analizy.

            W tym miejscu warto stwierdzić jedno. To, co wedle Huntingtona składa się na cywilizację, czyli jej dziewięć formuł zawierających kompendium kulturowej treści: cywilizacja zachodnia, prawosławna, muzułmańska, hinduistyczna, chińska, japońska, buddyjska, afrykańska i latyno-amerykańska, to tylko pobieżna formuła kulturowa. Teza powstała ćwierć wieku temu. Dzisiaj wiadomo, że uznawana przez Huntingtona Rosja jako centrum prawosławia wcale nim nie jest, lecz stanowi odprysk azjatyckiej turańszczyzny, nie zaś śródziemnomorskiej odmiany chrześcijaństwa. Jednocześnie, nie uznany za odrębną kulturę judaizm święci na Zachodzie triumfy politycznych i gospodarczych wpływów. Sytuacja sprowadza się do konieczności uznania tego, że oprócz wielkich cywilizacjji kształtujących globalny obraz świata, pojawiły się też trzy defektowne, zamazujące jednolity obraz. To islam, judaizm i rosyjska odmiana prawosławia.

            Defektem islamu jest wmontowana weń głęboka i agresywna wrogość w stosunku do reszty świata. Rosyjskie prawosławie jest za to w tym sensie nieprawdziwe, że azjatyckie, nie zaś europejskie. Nie ma więc prawa na dłuższą metę utrzymać swej niezależności. Judaizm też jest skazany na powolne wymieranie, a wrodzona mu ekskluzywność pogłębia tylko niechęć reszty świata dążącego do jednolitości,  nie zaś do pogłębiania różnic. I taka też jest zapewne perspektywa XXI wieku.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.