HISTORIA DZIEJE SIĘ POZA NASZĄ ŚWIADOMOŚCIĄ


Tytuł eseju nawiązuje do sentencji wyrażonej przez autora Cywilizacji bizantyńskiej -Feliksa Konecznego. Dowodził, że świat zmienił się tak głęboko, że nikt nie jest już prowincjuszem żyjącym bez kontaktu z innymi jego częściami. Dzisiaj, żeby nawet w samej tylko przestrzeni Zachodu zrozumieć samych siebie, trzeba pojąć czym w swej istocie różnimy się on od innych. Nie da się już żyć w izolacji, a media sobie z tym nie radzą, wciąż są powierzchowne i wykazują brak zrozumienia dla kierunku w jakim świat zmierza.

Analiza cywilizacyjna postrzega istotę głębokich różnic kulturowych w dominującej religii. To ona ma być decydującym czynnikiem w kształtowaniu społecznej umysłowości i sposobem postrzegania świata dla niej zewnętrznego. Tymczasem, komentatorzy wydarzeń międzynarodowych pozostają w tyle tej zasady i koncentrują się raczej na faktach bieżących, a więc takich, które rychło ulegają zapomnieniu wnosząc niewiele do zrozumienia rzeczywistości. Przestrzeń religii postrzega się na Zachodzie jako część świeckości  reprezentującą trwałość, za to komentarze dotyczące świata dla niej zewnętrznego przeciwnie – koncentrują się na zjawiskach, których cechą jest szybkie przemijanie. Dzieje się tak z dwóch przyczyn. Pierwsza, to dramatyczna przewaga informacji medialnej nad głębszą analizą. Ta medialna, jako łatwiejsza w percepcji jest chętnie oczekiwana przez publiczność i szybko komentowana, lecz ze swej natury powierzchowna i nietrwała. Daje odpowiedzi na pytania o wydarzenia, które szybko ulegają zapomnieniu. Z punktu widzenia szerokiej publiczności, to jednak mechanizm wystarczający, ponieważ stale pojawia się miejsce dla informacji nowej i komentarze można zaczynać od początku. Rzeczy biegną i oczekujemy wciąż kkolejnych, równie łatwych do zrozumienia opisów tego, co wokół nas się dzieje. Bierze się to z przyrodzonego naszym czasom pośpiechu codzienności i swoistego lenistwa myślenia. Na głębsze analizy ludzie nie mają czasu ani cierpliwości a taka, która może naprawdę prowadzić do zrozumienia spraw dziejących się wokół jest spychana w cień i zastępowana tą pierwszą, powierzchowną i nietrwałą. W rezultacie, to co się wokół nas dzieje, to rodzaj przemijającego chaosu tworzącego nieustannie nowe odsłony. Ta druga, głębsza, stara się uchwycić istotę rzeczy i dotyczy znacznie dłuższej perspektywy pozwalającej zrozumieć przyczyny wydarzeń i możliwe następstwa. Potrzebuje jednak dużo więcej analizy jej treści, miejsca i czasu na przemyślenia, wymaga także większej wiedzy i szerszego wyjaśniania. Głębsza analiza jest więc dla pobieżnego obserwatora trudniejsza, nie daje się jej dokonać w atmosferze pośpiechu codzienności i związanej z nią powierzchowności. Spróbujemy rozważyć istotę problemu na przykładzie cywilizacji zachodniej w obliczu widocznego wygasania prawosławia oraz dramatycznej niewiadomej jeśli idzie o przyszłość samej Rosji, wielkiego sąsiada przez stulecia dominującego we wschodniej części kontynentu. Zatrzymamy się też chwilę przy fenomenie judaizmu, którego cywilizacyjne znaczenie wydaje się być większe od jego rozmiarów na mapie świata.

            Aby zrozumieć to, co dzieje się wokół nas, trzeba najpierw pojąć sam mechanizm objawiania się treści wielkich kultur. Żadna z nich nie występuje w czystej postaci a ludzie żyjący w ich otoczeniu tylko z trudem są w stanie odróżnić elementy trwałe od naleciałości o przemijającym charakterze. Wielkie kultury mają po trosze strukturę żywego tworu – różnią się od siebie wiekiem, tempem dojrzewania i starzenia się, samą długowiecznością, ale także kulturową sprawnością oddziaływania na sąsiednie oraz zdolnością do adaptacji do wciąż zmieniających się bodźców nadchodzących z zewnątrz. Warto pamiętać, że długość życia ludzkiego określa utrwalona i niezbyt długa przeciętna, która jednak nie pozwala na widzenie zjawisk w dłuższej perpektywie niż ona sama. Cywilizacje takim prawidłom nie podlegają, mogą być krótkotrwałe, ale i długowieczne a nawet sprawiać wrażenie wiecznotrwałych. Z pewnością jednak nie są uzależnione od wydarzeń bieżących.

            Rozróżnienie poszczególnych cywilizacji i nośnej siły ich wartości oraz stopnia trwałości sprowadza się do trzech aspektów. Cywilizacja, to (i) terytorium zwarcie zamieszkałe przez ludność sobie podobną; (ii) to wspólny język, który pozwala porozumiewać się wedle tych samych kodów pojęciowych; (iii) to wspólnota religijnego obrazu świata, czyli sposobu widzenia rzeczy nadprzyrodzonych a także sposobu postrzegania relacji pomiędzy ludźmi a Transcendencją. Istotą odmienności jest zróżnicowanie w przestrzeni tych trzech elementów. Wszystkie trzy są jednak – inaczej niż widzą to publicyści – całkiem niezależne od ludzi uczestniczących w przestrzeni ich powstawania. To pozór, że człowiek kształtuje obraz własnej kultury. Życie jest za krótkie by możliwe było dostrzeżenie długofalowej roli jednostkowego bytu. W istocie, jest przeciwnie i kształt ludzkiej umysłowości, zakres świadomości oraz poglądy podlegają niezależnej od człowieka ewolucji zgodnej z treścią zmian w jego kulturowym otoczeniu a nie z jego własnymi zamiarami i przekonaniami. Są przy tym całkiem nieistotne wobec wieczności.

Głęboko zróżnicowany świat wyznań religijnych

Wedle Feliksa Konecznego, w tradycji europejskiej mieszają się trzy rodzaje wzorców, tyle, że nigdzie nie występują w formie wolnej od naleciałości z zewnątrz. Proporcje tych ostatnich są zmienne, nawet w ramach tej samej rodziny narodów. Zróżnicowanie prowadzi do nieporozumień będąc zależnym od logiki kulturowych korzeni. Istnieją trzy tego rodzaju historyczne wzorce, to – indywidualistyczny Zachód, kolektywne w swej treści prawosławie oraz kultury niewykształcone, wciąż zawieszone w próżni i tkwiące korzeniami w społeczeństwach leśno-stepowych. Wszystkie mają odmienne zasady współżycia, których źródłem jest geografia początków, posiadają też inne cele i różne wzorce etyczne. Są jednak w tym obrazie znamienne wyjątki. Ich wyjątkowość sprowadza się do tego, że zbudowane są wedle odmiennych a nawet odwrotnych kryteriów, nie mieszcząc się w tradycyjnych klasyfikacjach. Ich istnienie trudno jest ująć w wyraźne prawidła, dopuszczając nawet czynnik przypadkowości pozbawionej zrozumiałej logiki historyczej.

Podkreślmy, że żadna z wymienionych grup cywilizacyjnych nie występuje w czystej formie. Nawet twór tak wzorcowy jak Unia Europejska nie jest w tym względzie krystaliczna. Prócz krajów o ugruntowanej tradycji łacińskiej i czysto zachodnioeuropejskiej, należą do niej takie kraje jak Polska, wciąż jeszcze do pełnego miana zachodniej kandydująca, ale również państwa prawosławne jak Grecja, czy takie jak Rumunia i Bułgaria, których cała historia sprowadza się do dziejów bizantyńskiego prawosławia. Warto mieć więc w pamięci to, że i Unia Europejska nie jest w swej istocie całkiem „europejska”, a w kolejce czekają przecież nowi członkowie – prawosławna Macedonia Północna i Czarnogóra, muzułmańska Albania i Kosowo. Dziwne w tym kontekście wydają się brukselskie oczekiwania rychłej jednakowości wszystkich krajów Unii, skoro w sposób widoczny mieszają się w niej  głęboko odmienne kulturowe tradycje.

Przykładem omawianego zjawiska jest judaizm. Uderza to, że Europejczycy liczą się z jego wpływami w znacznie większym stopniu niż wynikałoby to z jego rozmiarów. Jest  przy tym głównie problemem Zachodu, chociaż Europa wcale nie jest jego ojczyzną. To kultura, która doskonalesię do niej adaptowała, ale jednak ma pochodzenie zewnątrzne – z obszarów myślenia bliskowschodniego, nie zaś tradycji rzymsko-łacińskiej i w tym sensie nie jest elementem rodzimym lecz zdecydowanie napływowym. Dziwi tylko to, że społeczności żydowskie oczekują traktowania ich w taki sam sposób jak te, które mają łacińskie korzenie. Tyle, że za tak dużym obszarem jego wpływów nie przemawia nawet statystyka. Największe skupiska cywilizacyjne – chrześcijaństwo, islam i hinduizm, to liczby działające na wyobraźnię. Rzymskich katolików i muzułmanów jest najwięcej – po niemal dwa miliardy, hinduistów niewielu mniej. Zdeklarowani Żydzi, to zaledwie kilkanaście milionów ludzi, przy czym znaczna ich część ma się za areligijnych lub całkiem niewierzących. Fenomenem jest to, że deklaracja braku przynależności do jakiejś religii ze strony chrześcijanina wyklucza go z kulturowej wspólnoty, tymczasem deklaracja bezwyznaniowości w świecie żydowskim tak nie działa. Bezwyznaniowiec nadal pozostaje częścią tego świata, nawet bez własnej woli jako nosiciela tych cech. Heinrich Heine określił kiedyś problem lapidarnie powiadając, że można przestać być Francuzem, Niemcem czy Polakiem, ale „nigdy nie można przestać być Żydem”. Jadąc na stałe do Francji czy Stanów Zjednoczonych „zwykły” imigrant szybko przestaje być tym, kim przyjechał i staje się tubylcem. Żyd nadal nim pozostaje. Jaki jest tego mechanizm oraz logika? Znaczenie problemu jest widoczne, skoro o społeczności żydowskiej, liczącej w porównaniu z innymi ilości prawdziwie śladowe (to zaledwie 0,02% ludności świata), mówi się tyle co o najliczniejszych – hindusach czy muzułmanach.

Cywilizacja chrześcijańska, to tylko z pozoru twór mający korzenie w biblijnym judaizmie. To mit pielęgnowany przez chrześcijan (ale nie podtrzymywany przez Żydów) w pragnieniu podkreślenia ich starożytnych korzeni tkwiących rzekomo w dniu stworzenia świata. Motywem jest przekonanie, że objawienie się Boga chrześcijanom jest równie starożytne jak rozmowa Mojżesza z Jahwe. Gdyby bowiem przyjąć, że chrześcijaństwo zrodziło się dopiero wraz z Chrystusem i św. Pawłem, czyli w I wieku n.e., oznaczałoby „religijną bezpańskość” wcześniejszych trzydziestu (!) stuleci. Taki problem ma islam, który nie potrafi wyjaśnić fenomenu istnienia bezbożnego świata przed objawieniem Mahometa. Zresztą, w swej istocie judaizm wcale nie jest źródłem chrześcijaństwa ani nawet ramą jego treści, lecz tworem zrodzonym w przestrzeni zupełnie innej logiki. Źródłem chrześcijaństwa jest łacińskie rozumienie uniwersalności transcendencji, nie zaś judaistyczna logika narodowego wybraństwa, Logika chrześcijańska, to logika „ludzka” z jej miłosierdziem rozumianym na człowieczy sposób. Bóg żydowski liczy się (trudno powiedzieć, że kocha) tylko z jednym niewielkim narodem – żydowskim, chrześcijański ma serce dla wszystkich ludzi bez wyjątku. Z tego poszukiwania biblijnych początków świeckich wartości, chrześcijaństwo nie potrafi się wydobyć do dzisiaj. ani też wyjaśnić tego, że większość działań jego wyznawców ma – odwrotnie niż ma to miejsce w judaizmie – całkiem świecki, dający się kontrolować i przewidzieć sposób. W judaizmie wszystko jest religijne, w chrześcijaństwie – praktycznie tylko modlitwa i Msza święta. Wszystkie drogi prowadzą tam do Rzymu, wcale nie do Jerozolimy. Inne religie nie postrzegają też człowieka jako równego Bogu, lecz jako niewiele znaczące drobne istnienie, które ma kierować się nie własnym rozeznaniem lecz jedynie odgadywaniem woli Bóstwa. Takiej tezy człowiek Zachodu nigdy nie byłby w stanie uznać, ponieważ w kulturze łacińskiej jednostka zawsze była podmiotowa, a jej uczestnictwo w Kościele miało charakter uświęcający, nie zaś na odwrót. Pogląd ukształtował się już w okresie średniowiecza, najbardziej konsekwentnie podtrzymywany przez Kościół katolicki. Nigdy nie był on delegaturą groźnego Boga, lecz przeciwnie – miejscem wspólnoty pielęgnowania miłości bliźniego. Biblia Starego Testamentu jest dla chrześcijaństwa bardziej starożytnym ozdobnikiem, aniżeli rzeczywistym źródłem wiary. Dla chrześcijanina, bliźnim jest każdy człowiek, dla Żyda jest nim tylko współplemieniec. Cywilizacja łacińska nie przejęła bliskowschodnich wartości, bo jej pierwotnym źródłem było attyckie pojęcie prawdy do której dochodzi się przez naukę i wiedzę, a nie przez ślepą wiarę w Pismo. Dostrzegła też – nieistotne dla islamu czy judaizmu – znaczenie piękna nieistniejącego bez człowieka (literatura i sztuka figuratywna) a także rzymskiego rozumienia prawa. Nasączyła je chrześcijańskim duchem uniwersalności i zastąpiła wielobóstwo jednym Bogiem. Inaczej niż ma to miejsce w innych religiach, w przestrzeni polityki chrześcijaństwo narzuca rządzącym te same prawa moralne, obowiązujące wszystkich bez wyjątku. Dąży też do rozwinięcia silnego samorządu tak, aby jednostki miały jak największy wpływ na państwo. Uznaje dualizm prawa (prawo prywatne i publiczne) ale też i wyższość nad nim etyki (prawo wywodzić się musi z etyki i podlega ocenie moralnej). W gospodarce najwyżej ceni własność nieruchomą, zwłaszcza ziemską. Jej ideałem w tej dziedzinie jest bowiem zapewnienie jak największej liczbie ludzi samodzielności ekonomicznej przez posiadanie własnego warsztatu pracy, który jest w stanie zapewnić rodzinie utrzymanie. W prawie rodzinnym i małżeńskim uznaje tylko monogamię wspierając emancypację spod dawnej dominacji struktur rodowych.

Cywilizacja bizantyńska przejęła z dziedzictwa rzymskiego przede wszystkim prawo publiczne, które Koneczny uważał za efekt wpływów wschodnich, w gruncie rzeczy obcych Rzymowi. Bizantynizm stawia prawo publiczne ponad prawem prywatnym. Jego religią jest inny rodzaj chrześcijaństwa uznający wyższość władzy politycznej nad duchową i akceptujący zwolnienie polityki z moralności. Tradycja bizantyjska nie tylko pozwalała na wyznaczanie biskupów przez władców świeckich (nie spotkało się to z oporem Cerkwi), ale ci ostatni rozstrzygali także spory dogmatyczne. Takie stanowisko prędzej czy później musiało prowadzić do schizmy w Kościele, albowiem religia stawała się częścią polityki.

Prawosławie, to produkt odmiennej cywilizacji – bizantyńskiej, budowanej jako chrześcijańskie przeciwieństwo katolicyzmu, który utworzył cywilizację odrębną nie będącą częścią struktury państwowej. Państwo w cywilizacji bizantyńskiej, to potężna biurokracja i bardzo rozbudowane prawo regulujące wszystkie dziedziny życia. Charakteryzowało się też znacznym uciskiem fiskalnym powodującym niekiedy wyludnienie całych prowincji i masowe ucieczki na pustynię (stąd tradycja pustelników). Trwałość dawało jej to, że w przeciwieństwie do większości państw wczesnego średniowiecza posiadało stałą zaciężną armię. Historia Bizancjum, to jednak dzieje upadku a nie ekspansji. Rozrośnięty aparat państwowy prowadził do niedorozwoju społeczeństwa, uwiądu nauki, sztuki i literatury. Długotrwałość tego procesu (zwłaszcza gdy porówna się z cesarstwem zachodnim), tłumaczyć można pozornością przewagi mechanizmów regulacyjnych nad adaptatywnością organizmu: mechanizm może działać jeszcze siłą rozpędu nawet wtedy, gdy nie ma już znaczenia. Rozwinięte społeczeństwa zachodnich prowincji cesarstwa nie pragnęły więc kontynuowania bizantyńskich tradycji politycznych i wolały podporządkowanie się władcom barbarzyńskim. Na wschodzie świata śródziemnomorskiego było inaczej. Podtrzymywano skazane na upadek państwo co skoczyło się katastrofą wchłonięcia przez turecki islam. Tyle, że cywilizacja ta nie upadła razem z państwem bizantyjskim, ponieważ wcześniej – na przełomie IX i X wieku – rozprzestrzeniła się na Niemicy za sprawą pochodzącej z Bizancjum cesarzowej Teofano. Późniejszymi wcieleniami cywilizacji bizantyńskiej był tam Zakon Krzyżacki oraz Prusy jako rodzaj najsilniej „zbizantynizowanej” kultury niemieckiej. Podobnie jak na wschodzie Europy bizantynizm wydał z siebie prawosławie, tak na zachodzie legł u źródeł protestantyzmu, który – na podobieństwo prawosławia – uznał dominację władzy politycznej nad religijną (cuius regio, eius religio). Zdaniem Konecznego cywilizacja bizantyńska ma do dzisiaj znaczny i negatywny wpływ na niektóre państwa zachodnie, co wyraża się w tendencji do rozbudowy biurokracji, ale też eliminacji etyki z życia zbiorowego.

Ta ostatnia teza Konecznego wydaje się dyskusyjna jako że w jego rozumieniu etyka katolicka prowadzić powinna do dominacji rzymskiego Kościoła we wszystkich krajach Zachodu oraz jego monopolu na racje, eliminując świeckie i niereligijne widzenie rzeczywistości. Wedle tej koncepcji, biurokratyczny przymus i ograniczanie swobody badań naukowych, podobnie jak ma to miejsce w przestrzeni islamu, to zjawisko naturalne. Te swobody oraz burzliwy rozwój nauki są tymczasem główną przyczyną przewagi Zachodu nad resztą świata. Wbrew Konecznemu powiedzmy, że przewaga świeckości nad religijnością jest trwałym wyróżnikiem Zachodu i jednym ze źródeł jego globalnej potegi.

Cywilizacja turańska jest przez Konecznego wyodrębniona świadomie jako odmienny od reszty fenomen. U Huntingtona jest częścią prawosławia albo islamu, wedle Konecznego, to jednak twór całkiem odrębny i wart zrozumienia, ponieważ miał znaczny wpływ na kulturowe opóźnienie wschodniej części Europy. Istnieje tego echo do dzisiaj. Jest nim przede wszystkim Rosja rozciągnięta od Kaliningradu po Kamczatkę. Problem jest widoczny, kiedy zestawi się mapy dzisiejszej Eurazji i tej sprzed półtora tysiąca lat. Uderza to, że pierwotne terytorium Rusi nie tylko nie pokrywa się dziś z obecną Rosją, lecz jej granice są zasadniczo odmienne. Dawna Ruś, to Europa jako rozciągnięcie ku wschodowi zachodniej odmiany chrześcijaństwa. Sama Rosja tylko ociera się o Europę. To przede wszystkim postkoczownicze tereny przeduralskie, Azja Środkowa i Daleki Wschód. Jej europejskie obrzeża tylko w niewielkim stopniu zazębiają się z przestrzenią dawej Rusi Kijowskiej. Jedną z przyczyn rosyjskiej agresywności w stosunku do Ukrainy jest to, żeby nie dopuścić do rozłączności pojęć „Ukraina” i „Rosja” i nie stracić alibi do tego, że ona też ma „europejskie korzenie”. W gruncie rzeczy jednak ich nie posiada. Dzisiejsza Rosja zaczyna się tam, gdzie przed wiekami kończyła się Słowiańszczyzna a zaczynała Mordwa i nadwołżański kraj tureckich Bułgarów. Z tego punktu widzenia, sama Rosja, to tereny barbarzyńskiej Azji – nawet jeśli zrusyfikowane językowo, to nie zeuropeizowane mentalnie. To jest też dzisiaj główny problem Putina: jak pozyskać uznanie Europy nie przestając być w swej treści azjatycką Rosją? Przed takim problemem stanęła kiedyś Katarzyna Wielka i rozwiązała problem rusyfikacją nadczarnomorskich krain turecko-tatarskich oraz części Rzeczypospolitej. Wynikał to z wrodzonego Rosji mechanizmu ciągłej konieczności zajmowania nowych terenów i terroryzowania już zajętych, co stało się dla niej kwestią życia i śmierci. Rzecz w tym, że każdy proces ekspansji zawiera w sobie również kres, co dzisiaj w jej przypadku wydaje się stawać faktem rzeczywistym. Rodzi się rodzaj błędnego koła, z którego wyłania się tylko jeden bliski sercu Rosjanina rodzaj działania, w którym cywilizacje turańskie są doskonałe. To wojna! Nawet taka bez głebszego sensu, jak ta z Ukrainą.

Cywilizacja turańska kształtowała się w okresie późnej starożytności daleko poza światem europejskim – na terenach Wielkiej Tajgi oraz Wielkiego Stepu. Nigdy nie rozwinęła trwałych więzi społecznych wyższych niż rodowe, ludność łączyła się we wspólnoty nie z powodów językowych czy kulturowych lecz dla celów wojennych a takie twory równie szybko znikały z mapy. W krajach mających turańskie źródła jeszcze do dzisiaj prywatna własność ziemi jest uznawana tylko dotąd, dopóki jest uprawiana własnoręcznie przez właściciela. W innym przypadku jest on jej legalnie pozbawiany. Takie jest również źródło powstania zjawiska mongolskiej ordy jako ruchliwej z natury jednostki organizacyjnej stepu, która w razie powodzenia może przybrać potężne rozmiary lecz pozbawione trwałości i rozpadające się wraz ze śmiercią wodza lub jego porażką. To jest również istota źródeł wiecznej agresywności Rosji, która jest nie tyle przemyślanym zamierzeniem ile kulturowym przymusem, a wojenne zdobycze, to nie samo tylko łaknienie dóbr, lecz pragnienie podtrzymania własnej mperialności.

Żródłem pojęcia „orda” była stepowa konieczność ruchu.  Pojawiło się wśród ludów ałtajskich prących w kierunku Europy, z początku jako określenie namiotu władcy, albo – bardziej ogólnie – jego czasowej siedziby. Złotą ordę reprezentuje złoty paradny namiot władcy. Nazwa „orda” była stopniowo rozciągana na rządzone przez władcę państwo (Złota Orda). Słowo oznaczało też „oddział”, „namiot” lub „kierunek”. Na języki europejskie – z braku odpowiednika – tłumaczone było jako obóz lub pałac, a następnie – (ruchoma) siedziba władzy lub jego dwór.

Europa wschodnia w VII i XXI wieku. Każdy kraj ma swoją historię początków, Rosja jej nie posiada.

Największe ordy tworzyli Hunowie, Turcy i Mongołowie (Koneczny wyróżniał także ordę ojgurską, afgańską i turecką). Do tego rodzaju cywilizacji należały też kultury turańsko-słowiańskie – moskiewska i kozacka. Cechą im wrodzoną było to, że cała aktywność polityczna była nastawiona nie na produktywność, lecz na wojowanie. Władców nie obowiązywała moralność a poddanych praca, nie rozwinęli więc żadnej z nauk, ale szybko i z łatwością przyswajali sobie wszelkie wynalazki w dziedzinie wojskowości. Osobną cechą ordy był – naturalny w obliczu jej składu narodowościowego – indyferentyzm religijny, co nie przeszkadzało wykorzystywaniu religii jako mechanizmu podtrzymującą agresywność. Inaczej, niż w ramach innych wielkich kultur religia w turańszczyźnie nie miała nigdy wpływu na moralność publiczną czy stosunki społeczne. Rosja i jej historia, to fenomen jedyny w swoim rodzaju, który w dużym stopniu zaważył na cywilizacyjnym opóźnieniu Polski w porównaniu z resztą Europy. Omówimy to zagadnienie w jednym z kolejnych tekstów.

Niektórzy (również i Feliks Koneczny), wyodrębniają jako twór we wszystkim odmienny i do pewnego stopnia odwrotny w stosunku do Zachodu – cywilizację żydowską. To jednak problem szczególny, ponieważ posiada na tyle nietypowe cechy, iż samo określenie „cywilizacja” przylgnęła do niej bardziej ze względu na publicystyczną siłę mediów, aniżeli rygory definicji. Nie mieści się bowiem w żadnym stopniu w pojęciu cywilizacji mającej wyraźne granice. Żydom, do odrębnego istnienia wcale jest konieczne terytorium, nie potrzebują wspólnego języka i nie muszą być nawet wspólnotą religijną. Żydzi religijni, to zaledwie kilkanaście procent ogółu. Żydowskość bowiem, to – inaczej niż w przypadku innych społeczeństw – nie tyle wspólne terytorium ani wspólnota mowy, ile bardzo szczególne, odmienne niż w pozostałych kulturach usytuowanie i pojmowanie własnej tożsamości jako następstwo urodzenia i pokrewieństwa oraz „wrodzonej odmienności” niezależnej od indywidualnych cech osobniczych, bo nadanej przez bliżej niesprecyzowane „siły wyższe” i przenoszonej wraz z urodzeniem. Narody z łatwością dostrzegają swoje pokrewieństwo jeśli jest wzmocnione wspólnotą zamieszkania. Cywilizacja żydowska od samych początków tworzyła się wedle odmiennych kryteriów, posiadając inny wymiar i głęboko odmienne od reszty narodów zasady wzajemnego rozpoznawania. Jej samookreślenie jako narodu wybranego nie jest jedynie megalomanią, lecz głębokim przekonaniem o odmienności i wyjątkowości, które nadają judaizmowi cechy nie tylko trwałe, ale i odporne na zmiany.

Wszystko, co dla sprawności cywilizacji jest ważne, związane jest z istotą jej  kultury.To legło też u podstaw względnego wywyższenia pozycji Żydów w relacji do ich liczebności. Rzecz jednak jest także związana ze szczególnymi cechami ich społeczeństwa. Dzisiaj, wydaje się oczywistością, że ojczyzną Izraelczyków jest istniejące zaledwie od półwiecza państwo Izrael. Tylko, gdzie wtedy jest ojczyzna reszty, czyli całej drugiej połowy narodu? Izraelczycy spełniają międzynarodowe kryteria bycia narodem, ale czym różnią się od Żydów mieszkających i zrodzonych w USA, Francji czy Wielkiej Brytanii?  Zaledwie 75 procent mieszkańców państwa Izrael ma siebie za „tutejszych”, ale pojęcie „Izraelczyk” nie jest tam oficjalnie uznawane lecz zastępowane szerszym – „Żyd”, które jednak też nie jest precyzyjnie zdefiniowane. Inaczej, nie byliby nimi ci, żyjący w rozproszeniu poza samym Izraelem. Jak złączyć ich w jedną całość? Mało kto wie, że pojęcie państwa jest w tradycji żydowskiej czymś nieznanym. Naród żydowski przez dwa tysiące lat istniał bez państwa i własnego „terytorium narodowego” (Polska była bliska spełnienia tej roli) i nie dostrzegał w tym żadnego problemu. Izrael pojawił się na mapie regionu nie jako narodowa potrzeba, lecz jako konieczność polityczna wynikająca z dążenia do uznania go za pełnoprawną część europejskiej tradycji zachodniej oraz uzgodnień pokojowych po II wojnie światowej, a te – dla uznania pełnoprawności – wymagały istnienia państwa. Dzisiaj ten warunek już nie jest tak ważny ale istnienie państwa Izral jest faktem powszechnie akceptowanym. Tyle, że prawdziwą istotą żydowskiej tożsamości jest właśnie brak państwa, ponieważ kulturowa odrębność podtrzymywana jest w inny sposób, niepodobny do większości narodów Europy. Judaizm doskonale czuje się bez państwa, problem w tym, że tak dobrze nie czują się goszczące go społeczeństwa, co jest też jednym ze źródeł antysemityzmu. W mediach o tym cisza, ponieważ utrwaliła się tradycja, że jakakolwiek nie autoryzowana opinia o fenomenie judaizmu jest równoznaczna z antysemityzmem. Tyle. że wymuszona cisza nie ułatwia wyjaśnienia problemu. Rezultat jest taki, że judaizmowi i światowemu żydostwu poświęcono niewiele prac prawdziwie naukowych. Pozorna obfitość literatury na ten temat nie powinna mylić, wynika bowiem z zastępowania w wiedzy naukowej rodzajem propagandy zamykającej usta „nie autoryzowanej” odmienności poglądów.

            Powszechny jest pogląd o głębokim pokrewieństwie chrześcijaństwa oraz judaizmu. Jan Paweł II zwykł był Żydów określać jako „starszych braci w wierze”. Mylił się, a jego teza nie została nigdy podtrzymana ani przez Izrael, ani przez Żydów w diasporze. To pokrewieństwo jest nie tylko zwodnicze ale i w gruncie rzeczy pozorne. Chrześcijaństwo, szczególnie w jego katolickiej formie, związane jest z judaizmem wspólnotą źródeł tylko na pierwszy rzut oka. Sama logika chrześcijańskiej tożsamości jest od żydowskiej głęboko odmienna. Mieści się w rzymskim i łacińskim, a nie bliskowschodnim pojmowaniu miejsca religii w życiu społecznym oraz w praktyce głębokiej przewagi świeckości i racjonalizmu nad wiarą i religijnością. Rzecz w tym, że w dopuszczeniu do głosu świeckiej teraźniejszości kryje się także źródło społeczno-gospodarczego sukcesu Zachodu, co ma znaczenie zarówno w skali globalnej jak i regionalnej. Pozwoliło to na szczególną symbiozę. Zachód wytworzył system, który dla społeczności żydowskiej okazał się nawet bardziej korzystny niż dla ludności miejscowej. Ta ostatnia, jako pełne społeczeństwo musiała formować organizmy składające się ze wszystkich rodzajów warstw społecznych – od bogatych kapitalistów po prostych chłopów. Goszczący w tej przestrzeni Żydzi byli od tego wolni i mogli wykorzystywać fakt, że w ich społecznościach warstw niższych i najniższych mogło nie być wcale, bo też ich kultura niejako automatycznie kierowała ich do warstw najwyższych. Tutaj znajduje się również źródło niewspółmierności ich społecznej pozycji w relacji do liczebności. Trudno się dziwić, że rodziło to negatywne reakcje.

            Czy więc żydowskość, to odrębna cywilizacja, jak wszystkie inne, czy też zupełnie odmienny twór spoza tej przestrzeni? Jesteśmy skłonni dać wiarę tezie, że podstawową przyczyną tak głębokiej odmienności żydowskości od reszty świata i jej odwiecznego z nią konfliktu jest to, że kulturowa inność judaizmu została zbudowana jako na tyle odmienna struktura społeczna, że trudność w znalezieniu przezeń miejsca w świecie jest mu przyrodzona. Jeśli tak, to na dłuższą metę nie ma on przyszłości, lecz prędzej czy później wtopi się w otoczenie. Będzie też miał coraz mniejszy wpływ na cywilizacyjny obraz przyszłego świata. Jest bowiem ze swej istoty nie tyle cywilizacją sakralną, to jest taką w której życie jednostki i społeczeństwa jest podporządkowane prawu religijnemu, ile konstrukcją quasi-sakralną, dla której – paradoksalnie – istnienie Boga wcale nie jest konieczne, lecz stanowi tylko swoiste alibi istnienia. Nawet deklarowany ateizm nie oznacza tam zerwania z religijną tradycją, która jest najważniejszą częścią żydowskiej tożsamości. Podstawą jej religijności nie jest bowiem ani wspólnota terytorium, ani wspólny język (nowohebrajski jest tworem sztucznym), ani nawet wspólnota religijna, lecz stan formalny w postaci uświęconej treści Tory, świętej księgi początków deklarującej nie tyle wiarę jako taką, ile absolutną wyjątkowość narodu i wrodzony mu zbawienny wpływ na resztę świata. Za cechę odróżniającą od innych cywilizacji sakralnych Koneczny uważał to, że – wbrew pozorom – prawa nie mają w judaizmie charakteru ściśle religijnego, lecz tylko para-religijny. Cechuje je zmienność a sam Jahwe pozostaje w tym gdzieś daleko w tle, nie zaś w decyzyjnym centrum na podobieństwo Allacha czy Boga chrześcijan. Prawa innych kultur są ze swej zasady stałe, prawa żydowskie są nie tylko zmienne ale z istoty swej elastyczne. Dawne kanony są skutecznie wypierane przez kolejne komentarze i nowe dogmaty. Tora została wyparta przez Talmud, ten przez kolejne księgi i skróty dokonywane przez „religijnych wielkich” w rodzaju Majmonidesa i Mendelsona, a w niektórych środowiskach żydowskich przez Kabałę. To wyparcie nie oznaczało odrzucenia najstarszych dogmatów. Inaczej niż ma to miejsce  w chrześcijaństwie czy islamie, Żydzi różnych opcji, a nawet bezwyznaniowi, bez zastrzeżeń uznają pierwotność Tory, co jednak nie przeszkadza w przyjmowaniu nowych tekstów i dogmatów całkiem z nią niezgodnych. Kabałę często uważa się przy tym za wiedzę praktyczną, a nie księgę religijną wymagającą samej tylko wiary. Otwierać ma bowiem ukryte przesłanie Tory, którą postrzega nie jako nienaruszalną świętość, lecz jako zestaw wskazówek w jaki sposób można doprowadzić do ostatecznego naprawienia świata i wywyższenia żydowskiego narodu. Jego prawo, mimo że z istoty sakralności powinno być niezmienne, w rzeczywistości stale się zmieniało w następstwie komentarzy mędrców dostosowujących je do historycznych okoliczności. Z tego narodziło się też podejście do kwestii ekonomii i zasad gospodarowania. Najistotniejszym tego elementami było przyjęcie zasady wyższości własności ruchomej nad nieruchomą i oparcie się na finansach oraz na kredycie jako podstawie działalności. To nadało żydowskiej kulturze nie tyle nawet dynamikę, ile pozwoliło na rozwijanie wrodzonej ruchliwości i brak przywiązania do miejsca zwanego w innych kulturach ojczyzną. Konsekwencją jest to, że ważnym wyróżnikiem żydowskiego postrzegania moralności jest jej dwoistość, czyli odmienne zasady obowiązujące w stosunkach między Żydami i w relacjach z innowiercami. „Goj”, to nie tylko innowierca, lecz również i odmieniec, który z tej przyczyny, że jest „nie-żydem” nie podlega ochronie ani zasadzie wzajemnej lojalności. To zresztą jedno ze źródeł antysemityzmu prowadzącego nawet do eksterminacji. Ludzie źle tolerują uznawanie ich za gorszy sort człowieczeństwa. Każda kultura ma się za doskonałą, więc zrodzony z tego antysemityzm jest zjawiskiem pozwalającym się zrozumimeć.

Żydzi tylko z konieczności uznawali zasadę przestrzegania praw narodów wśród których żyli, lecz uzasadniano to dążeniem do zachowania pokoju nie zaś równości między ludźmi czy uznawania odmmiennych racji. Słabsze niż wśród innych narodów poczucie więzów terytorialnych prowadziło do trwałego pozostawania w rozproszeniu. To, z kolei, stawało się przyczyną kulturowego rozdarcia pomiędzy dwiema lojalnościami – wspólnotową i ponadnarodową oraz lokalną i patriotyczno-terytorialną. Z tych wszystkich względów można uznać, że cywilizacja żydowska pojawiła się razem z wrodzonym sobie konfliktem z otoczeniem, który nie może być wyeliminowany bez pozbycia się tożsamości. To jednak droga prowadząca do błędnego koła – poczucia wyższości wobec innych, tej wyższości odrzucenie i w rezultacie – rodzący się w otoczeniu judaizmu antysemityzm.

            Jedna z cech zaważyła najbardziej na losie judaizmu. Na terenie Europy poszczególne cywilizacje religijne – w różnych proporcjach – ale wzajemnie się zazębiały. Nie dotyczyło to judaizmu, jako że gdyby dopuścił do trwałego zazębiania się z innymi kulturami, rychło się by pośród nich rozpłynął. Jego trwałość polegała na tym, że tworząc wokół siebie ostre i często sięgające śmieszności linie graniczne zapobiegł wchłonięciu przez kultury sąsiednie. Przy braku własnego terytorium oraz jego granic, te ostatnie musiały mieć charakter szczególny, ujawniając się również odmiennie – kulturowo, nie zaś terytorialnie. Tkwiły w samych ludziach, nie zaś w terenie i z ludźmi mogły swobodnie się przemieszczać. Oznaczało to jednak wrodzony brak ojczyzny. To jedna z najważniejszych cech żydowskości, która jest tajemnicą jej długowieczności, pomimo niezbyt wielkiej liczebności samej populacji, ale też i główną przyczyną konfliktowości.

Prowadzimy zatem do konstatacji, że świat od czasów Huntingtona utknął w swoistym poczuciu bezradności wobec fenomenu cywilizacji. Ludzie w jej przestrzeni żyją, ale nie mają na na nią wpływu. To frustrujące. Idziemy bowiem ku przyszłości po omacku i nie wiemy nic o tym, co nas tam może czekać.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.