PUTIN I RESZTA. CZY TO JUŻ KONIEC NASZEGO ŚWIATA?


Ciekawe spostrzeżenia odnaleźć można w niedawnym tekście Marka Migalskiego. Tyle, że skonstruował je w uznaniu, że winnym całego zła dokonującego się w Polsce jest jeden człowiek – Jarosław Kaczyński. Oto „jeden nieszczęśliwy człowiek zaraził swoim nieszczęściem cały kraj. (…) głęboko nieszczęśliwy wymagający pomocy terapeutycznej”. Konkluzja jest jednoznaczna: „Możliwe, że powinniśmy się obawiać koronawirusa, ale my wszyscy jesteśmy już zarażeni o wiele groźniejszym wirusem. Nie przynieśli go uchodźcy, nie rozpylili w powietrzu islamscy terroryści. Zaraził nas nim ten stary i zgorzkniały człowiek. To wirus nienawiści, zawiści, pogardy. Nieszczęśliwy starzec uczynił nas wszystkich nieszczęśliwymi”. Rzecz jednak wcale nie jest oczywista. Sam „nieszczęść” Migalskiego i fobii Kaczyńskiego nie podzielam, przyznaję jednak, że naród polski jest tworem dziwacznym, historycznie niejednolitym a jego niepokoje mają źródło w braku wiedzy, której nie tylko nie posiada, ale nie odczuwa nawet potrzeby jej posiadania. Obdarzenie przez jednego tylko człowieka własnymi fobiami całego narodu nie byłoby możliwe bez tego narodu podatności. A Polacy są podatni zarówno na fobie jak i na brak wiedzy niezbędnej dla zrozumienia istoty wydarzeń. Opublikowano gdzieś reakcję ojca na zapytanie o syna: „Jak byś zareagował gdybyś dowiedział się, że jest on ‘homo sapiens’?” Odpowiedź? – „Wyrzuciłbym zboczeńca z domu!”. Idzie to w parze z informacją, że zaledwie niewielki procent z nas przeczytał jakąś książkę w całości. Większość Polaków wspiera się wiedzą zasłyszaną w  przestrzeni bliskiej do podwórkowej.

  Idąc za tokiem rozumowania Migalskiego należałoby uznać, że dzisiejsza Białoruś z jej kulturową zapaścią, czy też Rosja z jej jałowymi nienawiściami, nigdy nie stałyby się rzeczywistością gdyby nie zawistni mieszkańcy. Tyle, że rzeczywistość jaką postrzegają jest najzupełniej fikcyjna i istnieje tylko w kulturowej  wyobraźni. Nie stałaby się prawdziwa nawet wtedy, gdyby nie narodził się Łukaszenka czy Putin a inni konkretni ludzie nie staliby się politycznymi przywódcami. To nie oni tworzą tego rodzaju rzeczywistość i przyszłość, bo te powstają same. Rodzi się tylko pytanie o to, czy gdyby ci ostatni z nagła zniknęli, czy zniknęłyby same tylko osoby, czy też i ich przekonania? Wiemy, że te ostatnie mają znacznie głębsze przyczyny aniżeli sama tylko wola choćby najbardziej wybitnych czy dziwacznych jednostek. Jak bowiem zauważono, „gdyby Napoleon się nie narodził, narodziłby się inny Napoleon” ale gdyby narodził się dwieście lat wcześniej nikt by na to nie zwrócił w ogóle uwagi, tak jak Napoleon przyszłości nie będzie dostrzeżony.

Prowadzimy do myśłi, że to, co się wokół nas dzieje wiąże się z obiektywną logiką wydarzeń i nie jest samym tylko jałowym wykwitem braku wiedzy. Tyle, że świat się wciąż komplikuje i przyspiesza a wydarzenia zdają się na siebie nakładać. Kiedyś, zażartą walkę Putina z Nawalnym i jemu podobnymi, ewolucję Międzyeuropy, czy też szarpaninę Polaków o zrozumienie samych siebie, rozważalibyśmy jako zjawiska samodzielne i od siebie oddzielone i w tym sensie warte zainteresowania. To jednak ocena zbyt uboga, bo dzisiaj wiemy ponad wszelką wątpliwość, że fakty nie istnieją same i tylko dla siebie, za to wszystko na tym świecie wiąże się ze wszystkim.

Wydarzenia związane z niedawnym uwięzieniem Nawalnego, to dowód głębokiego kryzysu rosyjskiej tożsamości a nie tylko fantasmagorie Putina. To rzeczywistość tworzona przez ludzi oraz ich wyobrażenia o świecie i sobie samych. Podobne rzeczy dzieją się nie tylko w Rosji, lecz także i w Polsce. Czy jej mieszkańcy zauważają na przykład to, że ich własna historia jest wybitnie „skokowa” a wcale nie – jak sądzą – ciągła i jednolita. W każdej epoce tworzy innych Polaków. Ci, którzy żyją dzisiaj mają prócz Sienkiewicza bardzo niewiele wspólnego z tymi z Pierwszej czy z Drugiej Rzeczypospolitej a znacznie więcej z PRL-em. Tkwią przy tym w procesie tworzenia Polski zupełnie nowej, dotąd nieznanej. A jednak postrzegają ją taką całkiem serio. Tymczasem, nieprzerwana cągłość narodowej mentalności to jaskrawa fikcja szczególnie w przestrzeni historii Polski. Podobnie Moskwa. Jest wielkim tworem państwowym, który dawno temu oderwał się od Rusi odnajdując się w mongolskiej strefie kulturowej. Jakko twór kulturowy uformowała się w gruncie rzeczy od nowa i bardzo daleka od pierwotnej ruskości. Elementy tej dawnej Rusi wciąż tkwią w Ukrainie i Białorusi, ale bardzo jest ich mało w dzisiejszej Rosji. Ta, pomimo podobieństwa nazwy jest tworem od nich odmiennym. Rosja ma tyle wspólnego z dawną Rusią co Anglia ze skandynawskimi Normanami. Proces ostatecznego odrywania się Rosji od Rusi i przekształcania pierwotnej ruskości w azjatyckość to dopiero panowanie Piotra I, czyli praktycznie początek wieku XVIII. Polska miała wtedy już za sobą z górą osiemset lat istnienia. Piotr w swej megalomanii nadał sobie jednak określenie „Wielki”, choć gdyby urodził się sto lat wcześniej, wielu czynów na miarę powołanego do życia tworu w postaci Rosji dokonać by nie mógł, nawet jeśliby potrafił to czynić. Świat bowiem toczy się na własnych kołach, wcale nie w trybie zadanym przez współczesnych.

Jest w tym wszystkim jednak pewne ‘ale’. Nie wiadomo w jakim stopniu wydarzenia w Rosji dzieją się samoistnie, w jakim są sterowane przez siły wyższego rzędu, w jakim zaś są tylko skutkiem woli współczesnych? Wiele jest danych mówiących o tym, że istnieją gdzieś ośrodki, które nimi kierują i to w przestrzeni ogólniejszych interesów niż same tylko rosyjskie. Słynny jest przypadek Lenina i jego towarzyszy przewiezionych przez Niemców ze Szwajcarii w zaplombowanym wagonie po to by dokonali zamieszania w Rosji. Wtedy jeszcze nie wróżyło to przekształcenia jej w Związek Sowiecki. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego jaki będzie tego finał i że Lenin skończy się Stalinem, ten ostatni zaś Putinem. Czy gdyby jednak to się nie wydarzyło, a carska Rosja by nie upadła, czy pojawiłyby się Sowiety? Powróciłby carat? A może powstałby w jego miejscu jakiś demokratyczny twór na europejską miarę? A przecież był to akt wpychający bieg dziejów w zupełnie nowe koryto, które legło u podstaw całego powojennego porządku. Arcyciekawa byłaby poważna analiza przeprowadzona pod kątem zamiarów wpływowych ośrodków ale też i tego obiektywnych skutków wymykających się na koniec spod czyjejkolwiek kontroli. Szkoda, że badacze koncentrują się na jednostkowych wydarzeniach nie zaś na dających się dostrzec trwałych prawidłowościach dziejowych. W rezultacie, pisane pod kątem szerszego spojrzenia na zagadnienie dzieła Konecznego, Braudela czy Huntingtona przemijają niezrozumiane i pozbawione echa. Bez nich jednak istota dziejów pozostaje dla współczesnych nieodkryta i nie ma wpływu nawet na tych, którzy pragną siebie samych widzieć jako jedyny dziejowy czynnik sprawczy. Jaką rolę odgrywają tu losy środkowej części Europy przez stulecia szarpanej wrodzonym jej położeniu sprzecznościami, ale też i ponurymi zamierzeniami wielkich sąsiadów pragnących przekształcić ją w sferę własnej wyłączności i zastąpić rodzajem kolonializmu? Europejski zachód, to historia poszukiwania korzyści oraz stałej walki o poszerzenie granic wpływów, wschód – przeciwnie, to głównie bój o przetrwanie narodów ściśniętych pomiędzy ponurymi potęgami Rosji i Niemiec. Czy dwie wojny światowe były następstwem załamania się tego porządku i pojawienia się w tych krajach ambicji jednostronnego zapanowania nad regionem jako Mitteleuropy, czy też tylko przyczyną pojawienia się bloku sowieckiego? Odpowiedź pomogłaby wyjaśnić powody dla których nasza część kontynentu jest przestrzenią skłonną zarówno do uznawania swej słabości oraz zgody na udział w strefie wpływów innych państw i narodów, jak też i tendencji do poddawania się hegemonii sąsiednich potęg.

Warto się więc zastanowić nad tym, czy wydarzenia związane ze świadomym skutków niemieckim parciem na budowę rurociągu Nordstream 2 nie są echem niegdysiejszych mentalnych powiązań Piotrowej elity władzy wyrosłej z egzotycznego zdawałoby się sojuszu moskiewskiej umysłowości azjatyckiego typu z europejską sprawnością inflanckich Niemców, stając się na koniec osobną kastą rządzącą Rosją przez ponad dwa stulecia? Następstwa tych procesów okazały się dla Europy dalekosiężne. Jej zachód, to interesy i stałe przetargi o wpływy w świecie zewnętrznym. Wschód – to nieumiejętność życia bez konliktów i niszczenie pomniejszych kultur. Wiele wskazuje na to, że historia się powtarza i stajemy się znowu świadkami echa niemiecko-rosyjskiego aliansu powstałego w celu ponownego podzielenie Europy Środkowo-Wschodniej na strefy wpływów. Tego doświadczyliśmy już dwukrotnie i wiemy, że prowadzi do próby siłowego rozstrzygnięcia zagadnienia. Ostatnie wypowiedzi kanclerz Merkel sugerują przy tym, że bałtyckie rurociągi to tylko tło dla kolejnej niemiecko-rosyjskiej próby zapanowania nad regionem.

Rosja jest największym państwem świata, ale jest też tworem jaskrawo niedokończonym a historycznie bardzo młodym. Liczy sobie zaledwie trzysta lat. To  ponad trzy razy mniej niż dzieje Polski. Jak na państwo aspirujące do miana odrębnej cywilizacji i do tego imperialnej, to mało. Tu jednak tkwi także źródło jej niedojrzałości jako tworu kulturowego. Wciąż nie uformowała wyrazistej tożsamości pozostając w swej historycznej strukturze głęboko surowa. Jej niezmiennie trwałą cechą jest przekonanie o potędze i konieczności porażania nią sąsiadów a także zasada głębokiego rozdziału władzy od społeczeństwa stawiającego ją poza europejskimi obyczajami politycznymi. Dzisiaj, załamywanie się przekonania Rosjan o imperialnej potędze ich kraju staje się coraz lepiej widoczne ale i próby powtórki z sojuszu z Niemcami są też wyraźne i marzenia o odbudowie tej potęgi. Tyle, że zapewne się nie udadzą w obliczu negatywnego doświadczenia kontynentu. Echo historii jest znamienne i nie należy go lekceważyć, choćciaż bywa czasem niepraktyczne. Powtarzające się próby podporządkowania sobie przez Rosjan ziem sąsiadów szczęśliwie są nie tylko coraz słabsze ale biegną wbrew ewolucji prącego ku jednolitości świata. Pomimo trwałości ich rzekomej potęgi Rosjanie utracili jedną trzecią terenów odziedziczonych po carskich przodkach i Sowietach. Mimo strojenia europejskich min Moskwa jest też wciąż tworem na wpół azjatyckim, nie zaś europejskim. Mylące jest to, że hołduje nieco innej formule organizacji społeczeństwa aniżeli ta czysto orientalna będąca właściwością dalszej Azji. Istotą Rosji są bowiem nie tyle odmienne wartości kulturowe ile parcie do ekspansji kosztem innych. Azja, to inna treść, Rosja, to tylko odmmienna forma.

Putin i jego towarzysze nie mają koncepcji co zrobić z Nawalnym ani też z prądem, który z jego dzialalności wyrasta i staje się coraz bardziej wyrazisty. Oczekiwania ustanowienia jakiegoś rodzaju demokracji w tym jeszcze nie ma ale też w Rosji nigdy nikt nie odniósł w tej przestrzeni sukcesu. Wcale przy tym nie wiadomo, czy ona sama przetrwałaby demokratyczny eksperyment. Przygoda Jelcyna z demokracją skończyła się fiaskiem. Postępowanie Putina świadczy o tym, że rosyjskość nie potrafi się wiązać z niczym innym jak tylko z siłą i brutalną centralizacją władzy. Nowoczesna państwowość wymaga jednak czegoś innego – społecznej koncyliacji w miejsce politycznego dyktatu. Z tym natomiast Rosjanie nie mają żadnego doświadczenia i aby nie utkwić w historycznej próżni najzupełniej sztucznie wiążą swe początki ze dawną Rusią. Losy tej ostatniej są jednak bliższe dziejom Rzeczypospolitej aniżeli Piotrowej Rosji, więc i poszukiwanie rosyjskiej tożsamości sprowadza się do postępującego niszczenia pamięci o Rusi i jej powiązanniach z Rzecząpospolitą Polski i Litwy, nie pozostawiając nic w zamian. Dowodem są ostatnie wydarzenia na Białorusi pod chylącą się do upadku władzą Łukaszenki.

Dzieje Rosji tym się różnią od historii Rusi, że nie ma tam żadnego miejsca na równoprawną dysputę polityczną. Pewnych więzów Rosji Putina i Nawalnego z dawną Rusią doszukiwać się można w dziejach Ukrainy i Białorusi a także w ich związkach z polskością, ale nie w dziejach samej Rosji. Najlepszym tego dowodem jest zaciętość z jaką tępi ona pamięć o prawdziwej ruskości tych ziem. Zwracaliśmy uwagę na to, że zmiany w urbanistycznym krajobrazie Rosji sprowadzają się do konsekwentnego niszczenia obiektów przypominających o wielosetletnich powiązaniach Rusi z Europą za pośrednictwem Rzeczpospolitej Polski i Litwy. W tym tle należy też rozważać europejską przyszłość Polski. Nie leży przecież na Księżycu ale w konkretnym  miejscu kontynentu. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego jak ogromną rolę odegrała w historii regionu. Europa przed i po rozbiorach Rzeczypospolitej to odmienne twory kulturowe.

Ziemie dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów mają coraz słabsze wpomnienia o ich powiązaniach z Rosją albowiem wiąże się to z pamięcią o utracie niepodległości. Dzisiaj wchodzą w skład kilku państw – Polski, Litwy, Łotwy, Ukrainy, Białorusi i zachodnich obrzeży Rosji. Termin „ziemie polskie” jest też czasem stosowany w odniesieniu do granic dawnego historycznego państwa, które w swej istocie nigdy nie było jednolite i składało się z dwóch odmiennych części:

  • Królestwa Polskiego, zwanego też „Koroną”,
  • Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli „Litwy”, ale w istocie była to północna część dawnej Rusi, która nie odnalazła się po Unii Lubelskiej w składzie rdzennej Polski.

Korona miała dwukrotnie wiecej ludności niż Litwa i pięć razy większe od niej dochody podatkowe, ale zasięg terytorialny całej Rzeczypospolitej (w szczególności jej wschodnie granice) ulegał częstym zmianom. Po  roku 1582 (rozejm w Jamie Zapolskim) całe państwo liczyło już 867 tys. km² (bez Inflant 815 000) oraz 6,5 mln mieszkańców. Po rozejmie w Dywilinie (1619) zasięg jej granic sięgał 990 tys. km², a cała populacja to 10–11 mln z czego 4 mln to mieszkańcy używający polskiej mowy. Taki kształt Rzeczypospolitej wcale nie oznaczał dominacji żywiołu polskojęzycznego. Podział na Koroniarzy i używających polszczyzny „Litwinów” nie był bezzasadny ale chłopi, to aż 70 procent ludności nie posiadających żadnych praw. Nie miało bowiem znaczenia jaki język był w użyciu na codzień, ważny był tylko społeczny status użytkownika. Pośród rządzącej krajem szlachty sukcesywnie powiększała się nie tyle nawet liczba samych Polaków ile spolonizowanych Rusinów. Większość bohaterów Pierwszej Rzeczypospolitej miało ruskie a nie czysto polskie korzenie. Daje to o sobie znać w historii kultury ale jest niełatwo dostrzegalne w życiu codziennym. Prestiż szlacheckości był tak wielki, że nawet dzisiejsi Polacy wbrew oczywistym faktom mają skłonność do uznawania się za potomków dawnej szlachty. Nikt już się przy tym nie zastanawia na ile była ona naprawdę polskojęzyczna, tyle, że powszechne używanie określenia „pan” w tym właśnie zjawisku ma swoje źródło.

Bliższe spojrzenie na narodowościowe pochodzenie górnych warstw społecznych nie pozostawia wątpliwości co do tego, że utkwiło w nich więcej elementów ruskości niż polskości. To bardzo mylące, ale też i wyjaśnia ewolucję samego pojęcia i jego głęboką odmienność w relacji do dnia dzisiejszego. Dodajmy, że siła napływającego z zewnątrz żywiołu żydowskiego sukcesywnie wybijającego się na niezależność była tak wielka, że niewiele brakowało by etos szlacheckiej polskości odziedziczony po Pierwszej Rzeczypospolitej został zastąpiony jakiegoś rodzaju judeopolskością.

Można domyślać się przyczyn dzisiejszego lansowania granic ewentualnej Federacji sztucznie utożsamianej z Międzymorzem, nie zaś z historyczną Polską. Jest nią głęboko skrywany strach przed wschodnim sąsiadem. Chęć przyciągnięcia Białorusi prowadzić może bowiem do gniewnej reakcji Rosji. To samo dotyczy Ukrainy, którą Rosjanie mają za Małorosję czyli „mniejszą Rosję” a nie całkiem odrębny twór kulturowy. Póki strach przed Rosją nie ustąpi, nie ustąpi też samo zjawisko.

Jest w tym też i dodatkowy czynnik sprowadzający się do dwuznaczności pojawiającej się w stosunku Niemiec do naszej części Europy. Pozbawione możności eksploatacji zamorskich kolonii po zjednoczeniu w jedną całość stanęły przed pokusą podziału regionu z Rosją. Zgubiła je jednak pewność siebie i wynikająca stąd zachłanność. Szczęśliwie, dwukrotnie ale krwawo, usiłowali „zagospodarować” region na własną rękę, przyczyniając się tym do dwóch światowych wojen. Dziś pełnowymiarowa wojna już nam nie grozi ale próba niemiecko-rosyjskiego sojuszu wciąż widnieje na horyzoncie. Obydwie kultury znacznie przeceniają dziś swoje możliwości i natkną się niebawem na niepokonalne bariery.

Może się wydawać, że ponad sto lat niewoli i rusyfikacji powinno wystarczyć aby na przykład Białoruś zapomniała o swojej polsko-litewskiej przeszłości a jej symbolika ograniczyła się do rosyjskiej wersji historii. Tymczasem tłem dla ostatnich demonstracji wcale nie były powiązania z rosyjskim wschodem ale biało-czerwono-biała flaga z symbolem Pogoni, korzeniami tkwiacej w tradycji dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nawet dzisiejsza Polska, narodowościowo i językowo jednolita, wykazuje znamiona pośredniości całkiem niezrozumiałej dla reszty Europy. W jaki sposób echo tych dawnych wydarzeń funkcjonuje dzisiaj? Jeśli to się zrozumie, zrozumie się także kierunek ku któremu zmierzamy.

Niezrozumienie istoty własnej przeszłości powoduje, że współczesne plany w postaci budowy pod polskim przywództwem Środkowo-Europejskiej Federacji są zamiarem chybionym i nierealnym w kontekście historycznej struktury regionu. Wydarzenia na Białorusi świadczą dowodnie o jej kulturowej pośredniości. Warto zauważyć, że demonstranci nie wznosili ani antyrosyjskich ani też antypolskich haseł. Jeśli więc nurt pro-polski zwycięży, to głównie dzięki Rosji, której politycy są dalecy od zrozumienia problemu. Na siłę lansowana rosyjskość wcale nie jest w regionie dobrze postrzegana. Polska tymczasem, także przestała być regionalnym mocarstwem szlacheckim, co otworzyło możliwości dla powszechnego awansu polskojęzycznych społecznych dołów gotowych i – pomimo pewnej śmieszności zamiaru – do zastąpienia dawnej szlachty. To dlatego na szlacheckie pochodzenie powołuje się większość współczesnych Polaków nie pozostawiając prawie miejsca dla swej prawdziwie post-chłopskiej tożsamości. Dlatego też – jak naśmiewają się cudzoziemcy, prawie każdy Polak to „pan” a nie byle kto, do którego możnaby zwracać się przez „ty”.

Dzisiejsza koncepcja polskiej polityki zagranicznej nieśmiało lansująca ideę Środkowo-Europejskiej Federacji jest zupełnie nietrafiona. Nie stoi za nią zrozumienie istoty historii i tożsamości regionu. Narastająca wobec reszty Europy rosyjska agresywność a także powracające wciąż pokusy niemieckie są tego dowodnym świadectwem. Wiele wskazuje jednak na to, że to już tylko echo dawnych wydarzeń bez możności realizacji tego rodzaju zamierzeń w przyszłości.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.