Człowiek zadaje sobie pytanie o istotę własnego bytu od początku swego istnienia. Ma wątpliwości, czy to on sam decyduje o własnym życiu, czy też jest na odwrót i decyduje o tym Los już bez udziału ludzi? Pytanie przewija się przez całą historię cywilizacji i jego stałą konkluzją jest to, że odpowiedzi wciąż nie znamy, co też i wprawia nas w egzystencjalne zakłopotanie. Na przykład, czy fakt, że przydarzyło się nam być Europejczykami, a nie Azjatami, czy też Afrykanami, to nasza własna zasługa, czy tylko rezultat jakiegoś procesu wymykającego się naszej kontroli?
O tym, że Europa jest kontynentem wie każde dziecko. Wiadomo też, że Europa jest również prawdziwą matką Zachodu, który się z niej po wiekach wyłonił. Mało kto jednak zwraca uwagę na to, że jej imię jest nie tylko rodzaju żeńskiego, lecz wymienia się je również nieco pieszczotliwie, bardziej jak imię kobiety, niż jako zwyczajny element geografii. Z pozoru nie ma w tym niczego szczególnego, skoro żeńskość nazwy jakimś sposobem przydarzyła się wszystkim bez wyjątku kontynentom. Tego rodzaju jest nazwa Azji, Afryki, Australii, Ameryki i Oceanii, a nawet lodowa i niegościnna Antarktyda. Czy przypadkiem jest też i to, że rodzaju żeńskiego jest i współczesna forma Europy – Unia Europejska? Czyżby w skali globalnej dominował jednak element kobiecości nad męskością powszechnie uznawaną za wiodącą?
Wedle kanonów szkolnej geografii, Europa jest tylko jednym z siedmiu kontynentów świata, tyle, że właśnie w stosunku do niej z całą pewnością nie jest to prawdą, bo właśnie ona jedna nie spełnia kryteriów definicji. Aby móc się stać – wedle geograficznych kanonów – samodzielną częścią świata, musiałaby być odrębną masą lądu, którą Europa akurat nie jest. Jest ona – podobnie jak Indie – zaledwie jej subkontynentem, czyli częścią wielkiej Eurazji, nie będąc odrębną masą lądu, lecz tylko jego „zachodnią wypustką”. A jednak, od początku historii ludzkości Europa była uważana za część świata zupełnie wyjątkową i odrębną nazwę również otrzymała jako pierwsza. Dostała przy tym imię szczególne, z którym wiąże się równie szczególna historia. Wywodzi się z greckiego słowa Εὐρώπη (Europe) i poprzez łacińską formę Europa weszła też do wszystkich innych języków świata. Pochodzenie nazwy jest niejasne. Być może wzięło się od greckiego europos, co znaczyło – „łagodnie wznoszący się”, albo od semickiego słowa ereb – „zachód”, jako że położona była na zachód od ruchliwych portów Morza Śródziemnego i starożytnej Fenicji. Wszystko to jednak nie tłumaczy tego, że ostatecznie otrzymała nie tylko nazwę, ale i żeńską płeć oraz czysto kobiece przymioty. Świadczy o tym związany z nazwą kontynentu grecki mit.
Europa, to w greckiej mitologii imię fenicko-tyryjskiej księżniczki, a potem królowej Krety. Miała ją cechować niezwykła uroda, której sława sprowokowała samego Zeusa, władcę bogów i ludzi do szczególnej aktywności. Przybrał postać złotego byka i będąc w seksualnym napięciu porwał księżniczkę na Kretę, gdzie stała się nie tylko jego kochanką, ale również władczynią wyspy i matką jej królów. Urodzić miała Zeusowi dwóch synów i przeszła do historii jako otaczana boską czcią nie tylko dlatego, że była uznana za najpiękniejszą kobietę świata. Jej historia była też początkiem wielu greckich mitów, które stały się dziedzictwem późniejszego Zachodu. Rzecz tylko w tym, że Zeus, jej porywacz, jest dzisiaj tylko martwym echem mitów dawnego antyku, a jego twór w postaci samej Europy żyje, jest wciąż z nami i – jako Europejczycy – z trudem wyobrazilibyśmy sobie życie bez niej.
Uderzające jest przy tym ugruntowane w europejskiej tradycji eksponowanie roli kobiet w wielkich wydarzeniach i co – równie znamienne – miało miejsce tylko i wyłącznie w historii zachodniego kręgu cywilizacyjnego. Podobnych wydarzeń prawie nie ma w kulturach Wschodu. Nawet arabska opowieść o Szecherezadzie podkreślała dobroczynny wpływ na despotycznego władcę uległością, a nie samodzielnością. Starała się ograniczyć wrodzone Orientowi okrucieństwo systemów politycznych, ale nie miała ani roli władczej, ani też sprawczej. To, co osiągnęła dzięki markowaniu uległości, czyli małżeństwo z władcą zamiast śmierci czekającej ją po pierwszej z nim nocy, było skutkiem wybiegu o erotycznej naturze, ale nie następstwem poziomu wiedzy, czy też samej tylko inteligencji. W tradycji orientalnej, kobieca inteligencja nie ma większego znaczenia i jest uważana tylko za rodzaj sprytu przynależnego gatunkom niższego rodzaju.
W historii księżniczki Europy jest przy tym kilka zastanawiających elementów, prowadzących do lepszego zrozumienia źródeł odmienności naszego kontynentu od reszty świata i to odmienności realnej, nie tylko formalnej. Zatrzymamy się nad jedną tylko sprawą, a mianowicie nad inną pozycją społeczną europejskich kobiet w porówaniu z mieszkankami pozostałych części świata. Męska część rodzaju ludzkiego jest przekonana, że to ona i tylko ona jest autorem wszystkiego, co na ziemi jest ważne i co pozwoliło na wyodrębnienie się samodzielnych społeczeństw z ich prawami i zasadami współżycia. Jest faktem, że pozycja kobiet w większości regionów świata jest z reguły w stosunku do mężczyzn raczej podrzędna, o czym świadczyć może istnienie – niemal wszędzie poza Zachodem – tradycji wielożeństwa mężczyzn. To również zastanawiający fenomen. Monogamia była w całej historii świata wyłączną cechą społeczeństw europejskich, a potem zachodnich, ale wcześniej – przed przyjęciem europejskich kryteriów – nigdy nie była cechą azjatyckiego Orientu. Z Europą wiąże się również mityczna historia, która nigdy nie stała się udziałem żadnego innego kontynentu. Jednak żadna mitologia, nawet tak doceniana jak antyczna, nie może zastąpić dowodów. Te tworzą tylko fakty, a nie mity, tyle, że do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia o fakty wiążące się z istotną odmiennością procesu kształtowania się społeczeństw Europy w porównania z całą resztą, było trudno dopóty, dopóki nie została opracowana genetyczna mapa ludzkości. Wtedy, okazało się, że nasz kontynent jest w istocie szczególną częścią świata, chociaż jego początki wcale tego nie zapowiadały. Europejska linia zróżnicowania genetycznego również przebiega w zgodzie z „linią Hajnala”.
Neolityczna Europa, jak każdy inny region tego okresu, była krainą łowców i zbieraczy. Przeciętna rodzina myśliwego potrzebowała średnio 25 kilometrów kwadratowych powierzchni, by utrzymać egzystencje opartą na odnawialności środowiska roślin i łownej zwierzyny, co jednak skutkowało małą gęstością zaludnienia ówczesnego świata. Rozwijające się bliskowschodnie rolnictwo nabierało w stosunku do zbieractwa znacznej przewagi, potrafiło bowiem na tej samej przestrzeni wykarmić wielokrotnie więcej mieszkańców. Populacyjna różnica ciśnień popychała do jednostronnych ruchów migracyjnych i zagospodarowywania przez rolników coraz to nowych terenów należących dotąd do myśliwych i zbieraczy. Mapę, pokazującą dynamikę ekspansji bliskowschodniego osadnictwa w Europie opublikował w 1997 roku zespół antropologów pod kierownictwem Luigi Cavalli-Sforza, pracujący pod asupicjami Amerykańskiej Akademii Nauk (Genes, Peoples, and Languages, The National Academy of Science of the USA 1997).
1. Nasycenie Europy późnego neolitu genami bliskowschodnich rolników.
Mapa ilustruje intensywność występowania genów bliskowschodnich mężczyzn, przemieszczających się z krajów swojego pierwotnego zamieszkania w kierunku północno-zachodnim, czyli na tereny rzadziej wtedy zaludnionej Europy. Najciemniejsza barwa w jej prawym dolnym narożniku, to ówczesna Mezopotamia (dzisiejszy Irak), gdzie nasycenie populacji tego rodzaju genami było największe, praktycznie stuprocentowe. Posuwając się ku pólnocnemu zachodowi, mezopotamscy rolnicy natrafiali na lokalne populacje myśliwych i zbieraczy, co – z braku własnych kobiet – prowadziło do genetycznego miksowania. Na załączonej mapce, każda odmienność rysunku oznacza zmniejszenie poziomu intensywności występowania tych genów o 10 procent, a więc i zwiększenie udziału genów rodzimych. Dla południowej Grecji poziom nasycenia genami bliskowschodnich mężczyzn wynosi aż 80 procent, na terenie reszty Bałkanów – 70 procent, w obszarze – od północnych Włoch po czarnomorski step – 60 procent, a w pasie ciągnącym się od nich na północ – od Portugalii po środkowy Ural już tylko 50 procent. Zastanawia nie tylko to, co w tej sytuacji jest zrozumiałe, że im dalej na północ Europy, tym udział bliskowschodnich genów mężczyzn jest mniejszy. Po północnej stronie linii Triest-Petersburg, to już tylko 40 procent, w rejonie Morza Północnego – 30 procent, by na samej północy Wysp Brytyjskich i Skandynawii spaść do poziomu zaledwie 20 procent, co też oznacza, że aż 80 procent genów mężczyzn regionu miało cechy lokalne o niewielkim tylko udziale bliskowschodnich. Czy mogło to mieć wpływ na odmenność kulturowych reguł charakterystycznych dla południa i północy kontynentu?
Współgra z tym inna informacja, wiążąca się z genetycznym pochodzeniem europejskich kobiet. Z siedmiu znanych badaczom protoplastek mieszkańców kontynentu – sześć było pochodzenia miejscowego, tylko siódma, której naukowcy nadali imię Jasmine, przywędrowała z Mezopotamii i to względnie późno, bo dopiero około 8 tysięcy lat temu. Pozostałe były pierwotnymi mieszkankami Europy i żyły tam znacznie wcześniej – od 45 do 15 tysięcy lat temu. Badacze nadali kobietom – protoplastkom dzisiejszych Europejek – osobne imiona i określili czasy, w których żyła każda z nich. Z historycznego punktu widzenia, najdawniejszą była Ursula, żyjąca około 45 tysięcy lat temu, która jest też genetyczną pramatką 11 procent Europejczyków zamieszkujących Wyspy Brytyjskie i Skandynawię. Xenia, urodziła się 25 tysięcy lat temu i jest protoplastką 4 procent dzisiejszych mieszkańców zachodniej i północnej części kontynentu. Helena sprzed 20 tysięcy lat, dała początek niemal połowie Europejczyków, natomiast Velda i Tara – żyjące 17 tysięcy lat temu przekazały geny 14 procentom dzisiejszej ludności kontynentu. Katrine natomiast, żyła 15 tysięcy lat temu w północnych Włoszech, a jej potomkami jest dziesięć procent współczesnych Europejczyków mieszkających głównie w środkowej i północnej części kontynentu. Wreszcie, jedyna w Europie „nie-Europejka” – mezopotamska Jasmine, jest pramatką 12 procent mieszkańców, którzy zamieszkują głównie wschodnie wybrzeże Bałtyku, europejską Rosję oraz Kaukaz. Znamienne, że właśnie wschodnia Europa oraz Rosja aż po Kaukaz są do dzisiaj terenami przewagi rodziny typu patriarchalnego, a nie nuklearnej typu zachodnioeuropejskiego. Czyżby Katrine, jako kobieta nawykła do orientalnej uległości nie umiała, albo nie chciała narzucić swoim mężczyznom, jak sześć pozostałych, zasady partnerstwa płci, pomimo odmienności odgrywanych ról?
2. Siedem matek mieszkańców Europy.
Kojarząc wyniki badań genetycznych europejskich mężczyzn oraz ich kobiet, zauważamy pewną cechę: większość, bo znacznie ponad 50 procent Europejczyków płci męskiej, do dzisiaj posiada geny swoich męskich przodków, którzy kiedyś przybyli tu z Bliskiego Wschodu. Innymi słowy, byli to z punktu widzenia ówczesnej Europy przybysze z zewnątrz, imigranci którzy musieli dostosować się do poglądów ich lokalnych partnerek, jeśli domagali się ich partnerstwa. Geny europejskich kobiet, są – w sześciu przypadkach na siedem – echem konstrukcji genetycznej lokalnej populacji zamieszkującej Europę w okresie prehistorycznym. Inaczej mówiąc, genetyczna kompozycja, która ukształtowała współczesnych Europejczyków, to swoista mieszanina cech bliskowschodnich mężczyzn skojarzonych z czysto lokalnymi cechami europejskich kobiet. Pojawia się pytanie o to, czy ta – niecodzienna w skali światowej sytuacja – miała również następstwa mentalne, to jest czy mogła mieć wpływ na kształtowanie się odmiennego, niż gdzieindziej modelu rodziny i rodzaju społecznych więzi? Można sobie wyobrazić sytuację, gdy mężczyźni przybywający z Bliskiego Wschodu i zajmujący nowe tereny, pomimo tego, że przyzwykli do zasady uległości kobiet i wynikającego stąd ich prawa do wielożeństwa, zostali zmuszeni przez sytuację do zmiany tych upodobań i przyjęcia warunków prowadzących do monogamii. Innymi słowy, mogli usłyszeć warunek: „ja, ale nikt inny”, prowadzący w konsekwencji do ustalenia się zupełnie odmiennej pozycji kobiet w społeczeństwach Zachodu od poligamicznych praktyk powszechnych na Bliskim Wschodzie oraz całkiem innego modelu rodziny.
Sprawa ma związek z opublikowanymi czterdzieści lat temu wynikami dość szczególnych badań. W 1965 roku, brytyjski demograf John Hajnal–Kónyi, opublikował rozprawę European Marriage Pattern in Historical Perspective, która przeszła wtedy niezauważona, dotyczyła bowiem dosyć wąskiego zagadnienia, przykuwającego głównie uwagę demografów. Sprawa stała się jednak swoistym „gorącym kartoflem” w czterdzieści lat później, kiedy rozpoznana została mapa genetyczna człowieka i zrodziło się przypuszczenie, że wskazywane przez autora zjawiska demograficzne mogą wiązać się nie z samymi tylko wzorcami zawierania małżeństwa i modelem rodziny, lecz świadczą również o czymś znacznie poważniejszym, czego wcześniej nie dostrzegano. Linia nazwana imieniem Hajnala podzieliła Europę na dwie części i w wersji samego autora przebiegała w postaci linni prostej łączącej włoski Triest z rosyjskim Petersburgiem. Symbolizować miała rozgraniczenie kontynentu na dwie strefy, odmienne z punktu widzenia zasad zawierania przez mieszkańców związków małżeńskich oraz niosła równie odmienną treść samego pojęcia rodziny. Po zachodniej stronie linii, typową miała stać się tzw. rodzina nuklearna. Jej istotą było to, że za podstawową komórkę zobowiązaną do określonych świadczeń na rzecz jej członków uznawano rodzinę dwupokoleniową, składającą się z małżonków oraz ich dzieci, a bliższe kontakty utrzymywane były z reguły tylko z najbliższymi krewnymi – głównie z rodzicami małżonków, czyli dziadkami ich dzieci. Wschodnią część kontynentu Eurazji zdominował inny model. To rodzina „duża”, obejmująca kilka pokoleń tworzących jedno wspólne gospodarstwo. Jest liczniejsza, przynajmniej trzypokoleniowa, a jej członków łączy nie tylko fakt wspólnego zamieszkania, ale i wspólnota majątkowa, pomimo niejednorodności pokrewieństwa. Im dalej na wschód i południe od zachodnich krańców Europy, tym większą rolę odgrywa rodzina wielopokoleniowa, będąc wyraźną dominantą w krajach najsłabiej rozwiniętych. Po zachodniej stronie linii ujawnia się też niższa częstotliwość zawierania związków małżeńskich, niższa jest więc również stopa przyrostu naturalnego i relatywnie większa liczba osób zakłada rodzinę w późniejszym wieku, ale też stosunkowo wiele osób obu płci pozostaje samotnymi nie tworząc pełnej rodziny. Z kolei, na wschód od tej linii oraz w niektórych regionach północno-wschodniej Europy, normą są znacznie wcześniejsze małżeństwa, pojawia się też – w porównaniu z regionami po jej zachodniej stronie – znacząco wyższy przyrost naturalny, ale również i wyższy wskaźnik umieralności oraz niższa przeciętna długość życia. Późniejsze badania wykazały, co już nie było zamierzeniem autora linii Triest-Petersburg, że z tego rodzaju podziałem świata na dwa zasadniczo odmienne modele rodziny, łączy się dodatkowo szereg kolejnych następstw, z których niektórzy wywodzą nawet źródła społeczno-gospodarczego sukcesu Zachodu, jego odmienności od reszty świata i brak tego sukcesu lub znaczne opóźnienie świata niezachodniego. Najważniejszym czynnikiem był prawdopodobnie fakt jasnych kryteriów dziedziczenia w ramach rodziny nuklearnej w porównianu z rodziną wielopokoleniową opartą na zasadach własności rodowej, a nie indywidualnej. Akumulacja kapitału mogła w tej sytuacji dać rodzinie nuklearnej znaczną przewagę w procesie gromadzenia kapitału, który w przypadku rodziny wielopokoleniowej po śmierci patriarchy roztapiał się rozdzielony pomiędzy jej członków, lub lądował – jak to ma miejsce do dzisiaj w świecie islamu – w wakf’ie – „pobożnej fundacji” zarządzającej kapitałem wedle kryteriów religijnych, a nie biznesowych.
Niektórzy demografowie kwestionują poprawność wyznaczenia przebiegu rozgraniczenia i samo znaczenie „linii Hajnala”, jedno jest jednak pewne: zjawiska społeczne mają zbyt wielostronny i skomplikowany charakter, by można je było wyjaśnić przebiegiem idealnie prostej, czy też jakiejkolwiek jednej tylko linii. Samo kwestionowanie poprawności rozumowania nie dziwi, jako że w nauce żadne zjawisko nigdy nie zostaje uznane za na tyle uniwersalne i jednoznaczne, by nie budziło znaków zapytania, czy też poważnych wątpliwości. Wszystkie typy europejskich związków rodzinnych, podobnie zresztą jak i te dominujące w pozostałych częściach świata, nie dają aż tak jednolitego obrazu, by prowadziły do całkiem jednoznacznych wniosków. Jak pokazuje jednak kolejna mapa, obraz jest bardziej skomplikowany, nie ulega jednak wątpliwości, że jedną z cech społeczeństw regionów zachodniej Europy była monogamia i wynikająca stąd swoista „nuklearność” rodziny, czyli posiadanie przez nią bardzo wyraźnego jądra w postaci matki i ojca, nawet wtedy, jeśli w niektórych jej częściach pojawiały się inne modele – rodzina patriarchalna, czy też rodowa. Widoczne jest jednak i to, że te ostatnie były zawsze w mniejszości, nie będąc przy tym systemami „czystymi”, lecz mieszanymi i okupowały regiony izolowane od reszty.
3. Tradycje powiązań rodzinnych w Europie w relacji do „linii Hajnala”.
Tradycje rodzinne odziedziczone przez mieszkańców Europy potwierdzają odmienność jej modelu rodziny od wzorców powszechnych w innych regionach świata. Dominuje tu tradycja rodziny nuklearnej i konsekwentny brak wielożeństwa, co zawsze – w przeciwieństwie do poligamii – prowadzi do jakiegoś rodzaju partnerstwa małżonków. „Linia Hajnala” traci jednak na precyzyjności, kiedy kieruje się na południe od samego Triestu. Nie wynika też z jej przebiegu żadne źródło odchyleń od tej normy w rejonie Morza Śródziemnego oraz północnej części Bałtyku. Jeden z badaczy zamieścił więc nieco inną mapę Europy, z „linią Hajnala” skorygowaną o pewne fakty historyczne, skłaniając się do wyrysowania jej przebiegu bardziej w kształcie meandra, niż idealnie prostej linii łączącej dwa punkty. Wtedy, dzieli ona na dwie odmienne strefy Polskę oraz Węgry, a także oddziela Słowenię od Chorwacji. Inne regiony, położone od niej na wschód i południowy-wschód pozostają nadal terenami rodziny innego typu niż nuklearna. Zwraca też uwagę to, że pod tym względem, „stara” Unia Europejska piętnastki mieści się całkowicie w tym ostatnim modelu, podczas gdy nowa jej część, o podobnej liczbie członków znacznie przesuniętych przy tym w kierunku wschodnim, nie jest jednolita, a część bałkańska wręcz odstaje od reszty. Są to jednak bardziej subtelne różnice niż te, oddzielające model europejskiej rodziny nukleranej od azjatyckiej rodowo-patriarchalnej. Interesujące jest też i to, że przebieg linii w rejonie północnej i środkowej Europy jest zbliżony do wschodniego zasięgu dzisiejszej Unii Europejskiej. Obejmuje w całości Litwę właściwą oraz dawne niemieckie Inflanty (Łotwa i Estonia), w Polsce biegnie tak, jak przebiegała kiedyś granica między Niemcami a Rosją przed I wojną światową, dzieląc współczesną Polskę na pół. W podobny sposób, chociaż historycznie mniej klarowny, podzieliła Słowację oraz Węgry, oddzielając przy tym Słowenię od Chorwacji.
4. Skorygowana „linia Hajnala” (jaymans.wordperss.com.)
Pierwotnie, „linia Hajnala” wiązała się tylko z jednym czynnikiem związanym z modelem rodziny. Późniejsze obserwacje skłaniają jednak do podejrzenia, że sprawa ma szerszy wymiar i że ma to również związek z relacją pomiędzy kodem genetycznym mieszkańców, a ich zachowaniami społecznymi. Okazuje się, że nawet i rozkład intensywności występowania plagi, jaką jest korupcja, również ma związek z przebiegiem „linii Hajnala”, podobnie jak i wskaźniki poziomu indywidualizmu, czyli skłonności do polegania raczej na sobie samym, aniżeli oczekiwania wsparcia ze strony państwa, czy zamożniejszej części społeczeństwa.
5. Wschodni Europejczycy we wskaźnikach korupcji i poziomu indywidualizmu.
Jedną z miar poziomu społecznego niezadowolenia z własnego życia jest wskaźnik samobójstw. Również i w tym względzie wschód Europy odbiega od jej zachodniej części. Dane z przełomu XIX i XX wieku są tu bardziej klarowne ze względu na ówczesny przebieg granic państwowych. Wschodnie granice ówczesnych Niemiec i wewnętrzny podział Austro-Węgier na niemieckojęzyczny zachód i węgiersko-słowiański wschód, przebiegały niemal dokładnie wzdłuż „linii Hajnala”, tworząc jednocześnie podział na mniej i bardziej zadowoloną ze swego losu Europę. Wskaźnik samobójstw obserwowany w jej wschodniej części przewyższał dane w części zachodniej. Co istotne, wszystkie te granice potwierdziły się w przestrzeni, jak by się mogło wydawać, najbardziej odległej od genetyki, to jest w ostatnich wyborach samorządowych w Polsce. Tereny naszego kraju również i w tym względzie uległy podziałowi na dwie części – północno-zachodnie głosowały w wiekszości na koalicję PO-PSL oraz południowo-wschodnie, dotrzymujące wierności Prawu i Sprawiedliwości i jego sojusznikom.
Podobny obraz występuje też i w innych przestrzeniach życia społecznego. Wskaźniki poziomu i jakości demokracji pokrywają się z podziałem wedle „linii Hajnala” na Europę historycznie bardziej skłonną do demokratycznych rozwiązań i na jej wschodnią część chętniej hołdującą rozwiązaniom autokratycznym, czy wręcz dyktatorskim. Mieszkańcy zachodniej części kontynentu, już jako przedstawiciele szeroko pojmowanego Zachodu, byli też bez wątpienia społeczeństwami wiodącymi w procesie utrwalania idei społeczeństwa obywatelskiego.
Poziom efektywności społeczeństwa obywatelskiego może być także mierzony wskaźnikiem skłonności mieszkańców do dobrowolnego zrzeszania. Zdecydowaną przewagę w ramach tego wskaźnika mają narody z anglo-amerykańskiej przestrzeni kulturowej, a najsłabiej wypadają wschodnioeuroejskie o tradycji słowiańskiej i prorosyjskiej. Odpowiednie badania prowadzono w ośmiu przestrzeniach: organizacji religijnych, sportowych, artystycznych i edukacyjnych, poziomu „uzwiązkowienia”, przynależności do partii politycznych, organizacji ekologicznych, zawodowych i charytatywnych. W każdej z nich pierwszeństwo uzyskiwały kraje anglosaskie, drugie – „Zachód kontynentalny”, czyli Francja i Niemcy, dopiero daleko za nimi plasowały się kraje południowej i wschodniej Europy, przy czym jej część najbardziej wschodnia, znajdująca się poza „linią Hajnala”, zajmowała w tych statystykach z reguły miejsce ostatnie. Wreszcie, najważniejsze dokonania naukowe, techniczne i gospodarcze społeczeństw, dające się zmierzyć wskaźnikami rozwoju społeczno-gospodarczego, nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że to zachodnia, „rodzinnie nuklearna” część kontynentu stała się dynamicznym ośrodkiem badań i rozwoju nowych technologii, pozostawiając resztę daleko za sobą.
6. „Linia Hajnala” a wskaźnik poziomu demokracji (gradację oddaje intensywność zieleni).
To, co w rozumowaniu związanym z „linią Hajnala” jest najbardziej uderzające, to fakt, że z grubsza pokrywa się ona z wieloma innymi liniami europejskiego zróżnicowania. Niewątpliwą cechą Zachodu jest indywidualizm, polegający na tym, że ludzie są bardziej skłonni polegać na swoich własnych umiejętnościach i talentach, aniżeli oczekiwać pomocy ze strony innych ludzi, rodziny czy władz państwowych. „Linia Hajnala” dzieli i w tym względzie Polskę na dwie części i to w bardzo podobny sposób, jak wynik ostatnich wyborów samorządowych. W naszym krajowym oglądzie procesów ogólnoeuropejskich po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, uderza pewna łączność treści dwóch map, tej ukazującej rozkład głosów oddanych przez Polaków w ostatnich krajowych wyborach samorządowych oraz europejskiej „linii Hajnala”, pełniącej w coraz wiekszym stopniu funkcję rozgraniczającą tradycję „starej Europy”, od jej reszty oraz rozdzielającej jej dwa elementy – geograficzny oraz polityczno-kulturowy. Z naszego punktu widzenia, szczególnie warte uwagi jest to, że Polska według tej linii jest krajem podzielonym na niemal dwie równe części. Co jeszcze w tym bardziej uderzające, to fakt, że ta linia podziału niemal idealnie pokrywa się z linią oddzielającą regiony, w których zwycięstwo odniosły – określając to umownie – „proeuropejskie” ugrupowania PO-PSL, od tych, w których wygrała „antyeuropejska” koalicja PiS-u.
7. Wyniki wyborów samorządowych w Polsce w 2014 r.
Jakie się z tego wszystkiego rodzą wnioski? Dostrzegam dwa najważniejsze. Pierwszy, to taki, że zachowania społeczne są uwarunkowane nie tyle wyborczą propagandą, czy też wpływem mediów, ale ulegają wpływowi głęboko zakorzenionych społecznych atawizmów. Drugi natomiast prowadzi do wniosku, że te atawizmy mają jednak ograniczoną trwałość i ulegają ewolucji wraz z postępem wiedzy mieszkańców o sobie samych, niezależnie od regionu ich pochodzenia. Znamienne, że zachodnie województwa Polski, wykazujące dzisiaj więcej elementów zachodnioeuropejskiej kultury politycznej niż reszta kraju, po 1945 roku były zasiedlane przez przesiedleńców ze wschodnich terenów dawnej Rzeczypospolitej, a nie imigrantów z zachodniej Europy. Musieli więc przywozić ze sobą bardziej wschodnie i orientalne obyczaje, niż te, którym hołdowali Polacy z Wielkopolski, czy Śląska. Jednak dzisiaj, to oni są wyraźnie bardziej „zachodni”, niż cała reszta kraju. Co o tym zdecydowało? Tradycja ziemi, otoczenie urbanistyczne, a może nabyta wiedza o historii regionu i pojawienie się nowej, bardziej „zachodniej” swiadomości? Wrocławskie stare miasto jest dzisiaj pielęgnowane przez nich nie gorzej niż krakowski czy warszawskie stary rynek, pomimo tego, że jest raczej architektonicznym świadectwem gustu niemieckich mieszczan, aniżeli polskiej szlachty. Dzisiaj, nie tylko wydaje się to nie mieć znaczenia, ale staje się swoistym wzorcem gospodarnych zachowań dla reszty kraju. Jak powiadali starożytni, tempora mutantur et nos mutamur in illis – „czasy się zmieniają, a my zmieniamy się razem z nimi”. A może po prostu Zachód, tak, jak księżniczka Europa, też jest kobietą i działa na wrodzoną mężczyznom Wschodu agresywność łagodnością i ciepłem, powodując, że powoli i niespostrzeżenie dla siebie samych stajemy się coraz bardziej jego pełnoprawną cześcią?