ISLAM I EUROPA. REALNE ZAGROŻENIE, CZY TYLKO PODRYGI OSTRYGI?

Islam zagrozeniePojawił się oto namacalny dowód europejskości polskiego rządu. Zgodził się mianowicie bez żadnych warunków wstępnych ugościć w kraju nielegalnych imigrantów. Jak dotąd, mówi się tylko o dwóch tysiącach ludzi, ale nikt nie zapewnia, że na tym się skończy. Wciąż napływają do Europy dziesiątkami tysięcy i gdzieś trzeba ich osiedlić, by respektować prawa, aczkolwiek nienabyte, to jednak takie, którym nie można się sprzeciwić, choćby z powodu politycznej poprawności. Wiele wskazuje na to, że to zaledwie początek problemów. Poprawność samego Zachodu musi być większa od polskiej, skoro już na początku nowej i coraz większej fali przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu akceptowała ich setki tysięcy i nie wykazuje dążenia do zamknięcia bram kolejnym łodziom wypełnionym ludźmi wyznającymi ideologię nie pozwalającą im z nikim się asymilować. Islam nie ukrywa tego, że jego celem jest walka z każdym innym poglądem na świat, jeśli tylko nie jest jego własnym. Każdy muzułmanin, który przyjmie inną wiarę oraz kobieta, która wyjdzie za mężczyznę innego wyznania, są karani śmiercią, a wyrok może wykonać każdy i nie tylko nie będzie sądzony, ale pójdzie wprost do Raju. Ukrywa się w tym też inny „drobiazg”, którego wielbiciele politycznej poprawności starają się nie dostrzegać. Ma wybitnie jednostronny charakter. Europejczykom przypada oto moralny obowiązek wykazywać stałą i rosnącą tolerancję dla krańcowej odmienności muzułmańskiej wizji świata, ale nie mają prawa żądać tego samego dla siebie. Wyznawcy islamu, z kolei, nie tylko nie deklarują woli asymiliacji, lecz przeciwnie – dają wszelkie dowody, że tego zrobić nie chcą, nie mogą i nie potrafią, a ich obowiązkiem jest asymilacja ludzi inych wyznań.

Idea politycznej poprawności miała w zamierzeniu prowadzić do unikania w dyskursie publicznym obraźliwych słów i zwrotów oraz do zastąpienia ich wyrażeniami bardziej neutralnymi. Nigdy nie obejmowała żądania, czy choćby nawet sugestii ucywilizowania podejścia islamu do innych kultur. Nie ma w tym żadnej równowagi: uczucia niemuzułmanów nie muszą być przez jego świat tolerowane, bo w procesie ekspansji zostały tam bez litości wyeliminowane. Pozostały tylko mało liczące się resztki, którym ustawowo nie wolno rzucać się w oczy, ani budować nowych obiektów kultu. W przekonaniu islamistów, prawdziwe oceny o innych mogą wydawać wyłącznie muzułmańscy imamowie, a nie katoliccy księża, czy protestanccy pastorzy, ani też świeccy sędziowie. To nie tylko gra do jednej bramki, ale więcej – strona europejska bez oporu wyzbywa się w niej bramkarza. Przywódca brytyjskich muzułmanów – Anjem Choudary, głosi otwarcie konieczność wprowadzenia na Wyspach muzułmańskiego prawa szariatu w miejsce Common Law. „Wierzę – oświadczył publicznie – że przyjdzie dzień, kiedy Wielka Brytania i każda inna część świata (włącznie z resztą Europy, USA, Chinami i Rosją) będą poddane władzy muzułmanów wprowadzających prawo islamu. Oto w co wierzę i do czego dążę. Allach jest wielki!”. Pięknie! Co wy na to, drodzy Europejczycy?

Z pozoru, powstrzymanie islamizacji Europy jest proste. Należy zahamować napływ imigrantów z krajów muzułmańskich i zlikwidować zachęty socjalne skłaniające do osiedlania się na kontynencie. Podnoszą się jednak głosy, że Zachód stał się ofiarą ideologii politycznej poprawności nakazującej bezwzględną tolerancję dla odmienności, sprzeciwiając się jakiejkolwiek dyskryminacji, ale faworyzując mniejszości kosztem rodzimych większości. Nadzieja na zmianę tej sytuacji się nie pojawi póki taka definicja poprawności obowiązuje tylko Europejczyków, a nie jest wymagana od innych. Na pierwszy rzut oka widać, że to stanowisko jest nie tylko nierealne, ale i samobójcze, bo prowokuje nasilenie jednostronnej migracji. Istnieją szacunki, że – jeśli nic się nie zmieni – do końca stulecia Europejczycy staną się w Europie etniczną mniejszością i to tylko z powodu słabego oporu. Co właściwie jest treścią tego sposobu myślenia, bo z całą pewnością nie jest nim ani logika, ani samozachowawczy instynkt?

Dowody poprawnosci politycznej            Polacy, jak dotąd, mogą mieć wrażenie komfortu, jeśli komfortem można nazwać atut, że kraj jest za mało zamożny, by stać się celem afrykańskich i bliskowschodnich muzułmanów, a nie tylko ich drogą tranzytową do bogatej Skandynawii. Pobliscy Węgrzy już takiego komfortu nie mają, skoro w ciągu siedmiu miesięcy tego roku, ich granicę z Serbią przekroczyło ponad sto tysięcy ludzi, a tempo procesu ulega przyspieszeniu. Nietrudno obliczyć, że po 20-30 latach, rodowici mieszkańcy mogą stać się mniejszością. Pojawiła się też i druga informacja, że oto wędrowcy wcale nie pragną zatrzymać się na Węgrzech, lecz ich celem jest znacznie bogatsza Wielka Brytania i kraje skandynawskie. Łatwo zauważyć, że jest ona również celem łodzi wyładowanych wiernymi Proroka i podążających coraz gęściej z północnej Afryki do Włoch i Grecji. Jak dotąd, te ostatnie kraje są traktowane tylko jako etapy przejściowe, ale to się przecież może zmienić. Możemy założyć, że w samym tylko bieżącym roku w Wielkiej Brytanii będzie usiłowało osiedlić się pół miliona emigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Jednocześnie ogłoszono alert, że oto rodzimi brytyjscy muzułmanie mają przygotowany – i to w poważnym stanie zaawansowania – plan zamachu na królową Elżbietę. Jak połączyć skądinąd zrozumiałą chęć ucieczki przed wojną i niedostatkiem oraz nadzieje na humanitarne przyjęcie przez Europejczyków z nieskrywaną odrębnością i kulturową wrogością tak przy tym głęboką, że aż niemożliwą do akceptacji przez mieszkańców kontynentu? Co z tego ma wyniknąć za dziesięć i trzydzieści lat?

Mało kto zdaje sobie sprawę, że niespodziewany kryzys imigracyjny może również oznaczać bliski koniec wynalazku jakim była Unia Europejska. Spory dotyczące podziału władzy między Brukselą a rządami krajowymi mogą się okazać niczym w obliczu nagłej paniki, jaką wywoła utrwalenie się tego trendu. Przy jego dzisiejszym tempie, to kwestia najbliższych lat, a może i miesięcy, nie zaś jakaś odległa perspektywa. Anglicy są o tyle w lepszym położeniu, że mają Kanał, który ich odgradza od Europy, ale wcale nie odgradza od problemu, skoro nie mogą sobie dać rady z kontrolą tunelu pod jego dnem. Węgrzy budują ochronny płot na granicy z Serbią, Estończycy zapowiadają budowę podobnego na granicy z Rosją, lecz ile jeszcze granic pozostaje bezbronnych? Rosyjsko-fińska? Estońsko-rosyjska? A co z granicą Chorwacji z Serbią oraz Bośnią i Hercegowiną i Czarnogórą? Co z krajami europejskiego południa na wielkim obszarze wybrzeży Morza Śródziemnego, które będą zupełnie bezbronne dopóty, dopóki ich floty nie zaczną zatapiać łodzi pełnych imigrantów, ich żon i dzieci. A że tego nie zrobią możemy być pewni. Nie nastąpi to nawet w razie zerwania z zasadą politycznej poprawności. Co wtedy?  Czy powinniśmy zacząc uczyć się Koranu na pamięć?

Jest oczywiste, że cała ta sprawa przypomina bombę o coraz krótszym loncie i powiększającym się ładunku wybuchowym. Sprawa jest przy okazji świetnym narzędziem politycznego szantażu. Władze sąsiadującej z Europą Rosji mają wystarczające doświadczenie z islamem, by sami się napływu imigrantów nie obawiać, a gdyby taka groźba się pojawiła, posiadają w swoim arsenale zasadę nieprzestrzegania żadnych zasad z poprawnością polityczną włącznie. A co zrobić z informacją, że oto w przyszłości mniej samolotów NATO ma strzec krajów bałtyckich, skoro Rosjanie latają tam coraz częściej? I co, jeśli Rosji, co jest pewne, mur się nie spodoba, bo przecież wiadomo, że Moskwa dąży do zwiększania napięcia w stosunkach z krajami bałtyckimi? Władimir Putin wiele razy przypominał, że doskonale pamięta, że Łotwa – podobnie jak Litwa i Estonia – jeszcze niedawno były trwałą częścią rosyjskiego imperium.

      Polacy mieli dotąd na sprawę pogląd zdystansowany, nie widząc w niej większego problemu. Są tego bardzo nietypowe przyczyny historyczne, nie tylko sama geografia, ale te zawsze mają ograniczoną siłę działania. Rzecz w tym, że nie mieliśmy z muzułmanami zadrażnień, a niegdysiejsza ludność tatarska asymilowała się w kraju bez przeszkód. Więcej, wiele znanych rodów szlacheckich brało swój początek w takiej imigracji. Na przykład, szlachecki herb Araż należał do litewsko-tatarskiej rodziny Smolskich, używających też nazwisk – Smólscy i Smoleńscy, a Achmat do tatarsko-polskich Abrahimowiczów.

Islam w Polsce            Historia Tatarów z terenów Rzeczypospolitej Obojga Narodów jest sama w sobie unikalna ze względu na gładkość asymilacji, nie budzącej przy tym kontrowersji po żadnej stronie. Źródłem tego braku sporów była jednak nie jakaś ukryta liberalność islamu, ale sam ustrój I Rzeczypospolitej, której obywatelstwo nie pozostawało w związku z etnicznością, czyli używanym na codzień językiem, lecz ze społecznym statusem posiadania szlachectwa, z którym wiązał się symbol w postaci herbu i związanego z tym prawa do własności ziemi i uczestnictwa w sejmikach. Dawni tatarscy wojownicy na służbie Rzeczypospolitej otrzymali ziemię z królewszczyzn jako rekompensatę za zaległy żołd i stali się pełnoprawną szlachtą.Tyle, że nie można nadać herbów szlacheckich i obdarzyć ziemią miliardowi wyznawców. Nie jest też przypadkiem, że dawni tatarscy wojownicy w służbie Rzeczypospolitej ulegali szybkiej polonizacji jeśli posiadali ziemię, ale stawali się Rusinami, gdy – jako dawni koczownicy – do niej nie dążyli i osiedlali się w miastach. Największa fala nobilitacji Tatarów miała miejsce w drugiej połowie XVII wieku, za panowania Jana III Sobieskiego, po uśmierzeniu powstania Chmielnickiego i zakończeniu wojen ze Szwecją i Moskwą. Nastąpił wtedy okres względnego spokoju i przez ponad sto lat szlachta mogła zajmować się swoimi majątkami zamiast wojowaniem. Echem tego wydarzenia jest współczesna wspólnota tatarsko-muzułmańska skupiona wokół kilku podlaskich meczetów. Jej organizacją jest Muzułmański Związek Religijny w Rzeczypospolitej, który skupia ponad 1100 rodzin (czyli wielokrotnie mniej niż zaledwie promil wiernych islamu) odmiany sunnicko-hanafickiej. To szkoła prawna szczególnie popularna w Turcji, na Bałkanach oraz w Iraku. Obejmuje ponad jedną trzecią świata muzułmanów, czyli około pół miliarda ludzi. Uchodzi za najbardziej otwartą spośród wszystkich środowisk sunnickich. Trzeba jednak wiedzieć, że – wbrew przekonaniu wyznawców innych religii – istotą islamu wcale nie jest wiara w Allacha na podobieństwo chrześcijańskiego Boga, pobożność, czy osobista modlitwa, lecz postępowanie zgodne z rozbudowanym systemem religijnego prawa i opartymi na nim zasadami społecznego współżycia. Inaczej niż w tradycji zachodniej, w świecie islamu, religią kierują tam nie ludzie wyświęceni – zakonnicy, księża, popi, biskupi i pastorzy, bo i takich tam nie ma, lecz zawodowi i całkowicie świeccy koraniczni prawnicy i politycy – mufti. To ten element stał się przyczyną drugorzędności kwestii narodowości muzułmanina oraz języka, jakim posługuje się na codzień. Znacznie ważniejsze jest, czy postępuje zgodnie prawem szariatu aniżeli to, jakiej mowy używa w domu. Świeckie prawo kraju zamieszkania nie ma nic do rzeczy.

            Historia polskich Tatarów jest pouczająca z innego powodu, niż sama tylko ich religijna przynależność. Jest dowodem na to, że islam – wbrew utrwalonej opinii – nie jest religią w powszechnym rozumieniu słowa, lecz kompletnym systemem społecznym i podlegać powinien, nie analizie teologicznych aspektów Koranu, roli Mahometa i jego związków z Allachem, lecz studiom nad rządzącymi nim ramami współżycia społecznego. Można uznać za chichot historii to, że jego dzisiejsza agresywność wobec reszty świata nie jest następstwem głębokiej odmienności wiary w Boga, ale echem dawnego sukcesu i międzynarodowego poważania. Powstał jako mieszanka głębokiego poczucia społecznej sprawiedliwości egalitarnego związku muzułmańskich mężczyzn. Było to kiedyś wielkim źródłem jego siły, ale – nie poddając się dostosowaniu do stale zmieniającego się świata – pozostał mu dzisiaj z tego tylko głęboki kompleks niższości, a sam Allach nie bierze w tym już żadnego udziału. To wyłączna sprawa ludzi oraz ich społecznego otoczenia i ich niespełnionych ambicji. Nie jest przypadkiem, że taką samą mieszaninę mentalnych ograniczeń i psychologicznych uwarunkowań prezentują również jego nowi wyznawcy rekrutujący się z krajów Europy o tradycji chrześcijańskiej, lecz pragnący wtopić się w ortodoksyjne otoczenie. Ciekawe, że nie dotyczy to polskich Tatarów. Ci nowi wierni, to bez wyjątku ludzie którym się nie powiodło i pokutuje w nich to samo, co jest kulą u nogi całego islamu – zderzenie niespełnionych ambicji, kompleksu niższości, nieprawdziwego oglądu świata z żądzą odegrania się na mniej lub bardziej wyimaginowanych wrogach. Polscy Tatarzy, to grupa muzułmanów, która znalazła swoje autonomiczne miejsce, albowiem w strukturze I Rzeczypospolitej stała się pełnoprawną szlachtą, czyli najbardziej uprzywilejowaną warstwą społeczną, a islam nie miał tu nic do rzeczy. Ludzie sukcesu nie mają żadnych powodów by chwytać się terroryzmu. Nie tak dawne stwierdzenie imama Anjema Chudary’ego, że oto pewnego dnia prawo szariatu zostanie wprowadzone nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale w całej Europie, dla wielu Polaków brzmi jak wróżenie z fusów albo kiepski żart. Jednak Brytyjczycy i Francuzi już dawno przestali się śmiać. Polacy też już się śmieją ciszej. Czy imam Chudary ma szanse odnieść sukces i zrealizować swoje zapowiedzi?

Obawy przed ekstermizmem            Grafika pokazuje zmiany stosunku mieszkańców niektórych krajów do ekstremizmu islamskiego. Zadziwiające, że spadek obaw przed jego agresywnością nastąpił tylko w Rosji, co można wiązać z likwidacją zagrożenia ze strony czeczeńskiego terroryzmu. We wszystkich innych społeczeństwach, widoczny był ich znaczny wzrost, związany z jego nasileniem się w samej Europie, ale też i katastrofalnymi następstwami dla krajów Bliskiego Wschodu. Warto zwrócić uwagę na odmienność Polski w tej przestrzeni. Wskaźnik z 2005 roku był uderzająco niski i zaledwie 7 procent ludności kraju czuło się zagrożone islamem. W ciągu dziesięciolecia, chociaż wzrósł czterokrotnie (!), to Polacy wraz z Turkami (obie nacje z odmiennych przyczyn), wciąż znajdują się najniżej na skali poziomu strachu przed islamskim terroryzmem. We Francji i Hiszpanii odczuwa go trzykrotnie więcej mieszkańców, ale wcale nie widać, by poziom bezpieczeństwa tam się podnosił, lecz przeciwnie, faktyczne zagrożenie wydaje się być coraz większe. Nikt przy tym nie prowadzi już badań nad terroryzmem jako takim, bez przymiotnika „islamski”.  Dzisiejszy „terroryzm” jest tylko islamski, innego nie ma. Co spowodowało taką zmianę?

Sprawa zrobiła się tak poważna, że skłania do unikania działania na oślep, wymagając rozszerzenia i pogłębienia badań nad islamem oraz narastającą agresywnością jego społecznego systemu, a także jego systemowym przyzwoleniem na stosowanie przemocy w każdej sytuacji, która da się usprawiedliwić Koranem. Narasta potrzeba badań nad tym fenomenem ze strony psychologów specjalizujących się w pewnego rodzaju przypadłościach ludzi. Niezrozumienie istoty problemu powoduje coraz szybszy wzrost obaw przed „islamskim ekstremizmem”, nic więcej. Opatrujemy pojęcie cudzysłowiem ze względu na jego eufemiczność. Analitycy żyją w strachu przed koniecznością nazywania rzeczy po imieniu. Wiedzeni polityczną poprawnością nie odważają się stwierdzić, że groźny nie jest „islamski ekstremizm”, ale istotą problemu jest sam islam – wyjątkowo nieudana konstrukcja społeczna, lecz równie wyjątkowo atrakcyjna dla nie ceniących wysiłku i wykształcenia mas mężczyzn. A łatwa atrakcyjność jest powszechna i pociągająca, więc atakowanie jej ideami nadchodzącymi z Zachodu i nęcącymi wyższą stopą życiową powiększa tylko irytację muzułmanów. Przypominają mi się gwałtowne pretensje uchodźców zapełniających grecką wyspę Kos, oburzonych zbyt długim okresem oczekiwania na żywność, odzież i mieszkania oraz zbyt według nich powolne udzielanie im azylu, skoro w myśl zasad islamu, należy to się jednakowo wszystkim ludziom, a szczególnie wiernym prawdziwej wiary. Godzi się zadać pytanie, dlaczego nie potrafili tego wszystkiego zorganizować w krajach swego pochodzenia, zastępując to nędzą, wojną i ruiną?

 Islam nie jest systemem zdolnym do obiektywnej analizy ani siebie samego, ani też własnego otoczenia, lecz wyłącznie do bezkrytycznej samoakceptacji. Muzułmanie nawykli do oczekiwania zapewnienia im przez system minimum egzystencji bez wysiłku z ich strony, co w koranicznej tradycji ma nazwę zakat, tłumaczoną jako „jałmużna”. Jest ona jednym z „pięciu filarów islamu” uświęconych tysiącletnią tradycją. W rzeczywistości, to utrwalony obowiązek składania się przez zamożniejszych na tych uboższych tak, by zapewnić im godne minium egzystencji bez żadnego z ich strony wysiłku i zobowiązań. W myśl tego rozumowania to, czy ktoś jest bogaty, czy biedny, nie jest ani jego zasługą, ani winą. Wszystko jest w ręku Allacha, a człowiekowi nic do tego. W związku z tym, rozumowanie imigrantów jest proste: Europejczycy są z woli Boga zamożniejsi, muzułmanie ubożsi, więc ci pierwsi mają obowiązek przyjąć ich do siebie oraz na nich łożyć, niezależnie od liczby posiadanych przez nich żon. Są przy tym nęceni własnym wybobrażeniem Europy, w której – jak sądzą – ludzie bogacą się szybciej tylko z tej przyczyny, że tam mieszkają, a nie dlatego, że lepiej pracują. Islam, w swej istocie, jest systemem przeciwnym efektywnej pracy i nigdzie, w żadnym wersecie Koranu, ani w innych tekstach, nie ma mowy o obowiązku pracy, produkcji, jej efektywności, czy o tworzeniu ekonomicznej nadwyżki. Obowiązkiem jest za to zakat, czyli systemowe łożenie na innych, a praca dla zysku i własnych korzyści jest grzechem większym niż cudzołóstwo. Z punktu widzenia muzułmanów, wystarczy przenieść się do Europy i sprawa załatwiona! Niestety, rozpoczęty trend imigracyjny będzie się niechybnie nasilał wobec narastającej bezradności Europy, co prowadzi do możliwości załamania się całej Unii Europejskiej oraz jej wspólnotowej idei. Polska premier odnosząc się do podobnej sytuacji zakrzyknęła kiedyś – „dzieci za ręce i do domu!”. Przy tym  „dom”, w jej rozumieniu, mieści się przy ulicy rodzinnego miasteczka, a nie w jakiejś tam Brukseli. W polskiej tradycji porzekadeł, to rozumowanie w rodzaju „moja chata z kraja”, tyle, że jest też najprostszą droga do unicestwienie idei europejskiej wspólnoty, jak i siły wynikającej z tego zgodnej współpracy dla dobrobytu. W historii Polski zapisało się fatalnie.

Sprawa wymaga wszechstronnych badań, ale bezpośrednia przyczyna systemowego kompleksu niższości muzułmanów wobec reszty świata jest widoczna w liczbach tabeli. Warto przypomnieć, że tego rodzaju problem, został wyprowadzony z doświadczenia lekarzy i psychoanalityków. Nikt dotąd nie zajmował się jednak zagadnieniem w szerszej przestrzeni kulturowej i porównaniem pod tym kątem wielkich cywilizacji.

Dynamika przemian systemow kulturowychZeszłotygodniowe wnioski eksponowane przy okazji analizy ewolucji wielkich światowych cywilizacji są w tej sytuacji podwójnie zadziwiające. Okazuje się, że świat islamu nie tylko odniósł najmniejsze spośród wszystkich wielkich kultur świata korzyści z własnego istnienia, to więcej – był jedynym z wielkich systemów kulturowych, który się nie rozwinął, ale w swej ewolucji odnotował znaczący wynik ujemny, czyli stratę bezwzględną. Przed tysiącem lat był cywilizacją wiodącą i swoistym wzorem dobrobytu, ładu i politycznej potęgi. Dzisiaj jest jednym z najbiedniejszych regionów świata oraz wzorcem tylko dla dla ludzi prostych, prymitywnych i pozbawionych ambicji. Inaczej mówiąc, warunki życia społeczeństw muzułmanów pogorszyły się w ciągu tysiąca lat o połowę w stosunku do okresu jego największego rozkwitu. To wynik katastrofalny, szczególnie w obliczu głębokiego przekonania ludności oraz ideologii ich religijnych przywódców, że stworzyli oto pod względem jakości życia system doskonały, tak doskonały, że nie może mieć miejsca żadna wobec niego konkurencja. Wszystkie inne rozwiązania z samej definicji muszą być gorsze. Może się tak wydarzyć w przyszłości, że ta podświadoma i narastająca frustracja stanie się lontem, który sprowokuje powszechny pożar.

            Nasunął mi się przy okazji wniosek, co do powiązania dzisiejszego świata islamu z pochodzącym z języka arabskiego pojęciem huzun, które wymienił kiedyś jako psychologiczny problem muzułmanów turecki laureat Nagrody Nobla – Orhan Pamuk. Sam pisał o tym tak łagodnie i wspomnieniowo, że czytając jego autobiobrafię trudno było skojarzyć, że kryje się za tym dowód potencjalnego zagrożenia dla całej reszty świata, a nawet i to, że stanie się przyczyną upadku islamskiej cywilizacji jako takiej. Islam, z którym Europa wchodzi właśnie w najpoważniejszy w dziejach konflikt, okazał się jedynym systemem społecznym, co do którego rodzi się wrażenie, że ubiegłe tysiąclecie było zmarnowaniem nie tylko potencjału dawnego sukcesu i niegdysiejszych triumfów, ale jest też w coraz większym stopniu przyczyną drastycznego nieprzystosowania do ewolucji ku jakiej zmierza świat. Nie tylko wróży to źle samemu wojującemu islamowi, ale również naraża na niebezpieczeństwo jego bardziej koncyliacyjną resztę sprawiając, że możliwość pokojowej absorbcji tej cywilizacji przez pozostałą resztę okaże się niemożliwa. Oznacza to również, że proces globalizacji będzie przebiegać nie tylko w formie kulturowej wojny, ale możliwe, że i wojny gorącej. Atak afro-azjatyckich imigrantów na Europę może być tylko początkiem znacznie poważniejszego procesu gwałtownego zderzania się islamu z resztą świata.

Jeśli psychologiczna skaza staje się przypadłością nie tylko indywidualnej osoby, ale całego systemu kulturowego, w którym tkwi półtora miliarda ludzi, warto zastanowić się nad następstwami. Huzun, to rodzaj kompleksu niższości tyle, że dotykającego całą cywilizację żyjącą w świadomości faktu, że nigdy nie będzie w stanie spełnić oczekiwań Allacha. Mechanizm kompleksu niższości pasuje do tego doskonale. To pojęcie wprowadzone na początku XX wieku przez austriackiego psychologa i pedagoga Alfreda Adlera. Według jego opinii człowiek od wczesnych lat dzieciństwa przeżywa – z powodu odkrywanych u siebie niedostatków – poczucie niskiej wartości, kompensowane dążeniem do podkreślania przewagi na innymi. Świadomość tych niedostatków oraz potrzeba kompensacji wpływa na kształtowanie się indywidualnego planu życiowego, który buduje podstawowe ideały i kierunki działania oraz kształtuje osobowość. Zadaniem otoczenia staje się wtedy udzielanie pomocy w przezwyciężaniu zarówno poczucia małej wartości, jak i dążenia do przewagi nad innymi. Historia dowodzi jednak, że udaje się to z wielkim trudem i bardzo rzadko. Teoria Adlera uznawała, że potrzeba agresji jest wśród ludzi ważniejsza niż seksualność, ponieważ bierze się z dążenia do osiągnięcia wyższości nad innymi. Adler rozumiał to jako konsekwentną chęć samorealizacji osobowości i sformułował twierdzenie, że celem życia takiego osobnika jest osiągnięcie stadium doskonałości. Poczucie niższości staje się wtedy główną siłą napędową i motywem postępowania wielu ludzi. Tego rodzaju dążenie staje się cechą powszechną, jeśli jednostki są zbyt rozpieszczane, zawstydzane lub odrzucane, rozwija się w to miejsce kompleks niższości, polegający na tworzeniu się wyobrażeń o dużej sile emocjonalnej, które nie są uświadamiane, ale nadają treść codziennym odruchom. Tego rodzaju przypadłość wpływa też na odbiór świata zewnętrznego, na działanie, uczucia, hierarchię wartości i sposób postępowania, stając się filtrem przesiewającym przychodzące informacje. Trudno może uwierzyć, ale tego rodzaju cechy towarzyszą islamowi od samych jego narodzin, a dzisiejsza furia muzułmanów skierowana przeciwko każdej inności jest tylko punktem kulminacyjnym długiego procesu.

            W niedawnym programie telewizyjnym z ust polskiej komentatorki z renomowanego instytutu naukowego usłyszałem diagnozę, że oto islam jest nie tylko systemem bardziej humanitarnym niż chrześcijaństwo, ale posiada też większą energię rozwojową niż świat Zachodu. Innymi słowy, wsparła powszechne odczucie muzułmanów, że dysponują systemem doskonałym tyle tylko, że niedocenianym i zwalczanym przez bezbożną resztę świata. Wiadomo, że wiara może czynić cuda, nawet w świadomości naukowca wierzącego w Allacha i jego człowieczego sługę – Mahometa, ale dowód na swoje wywody przedstawiła słaby. Wskazała mianowicie na tradycję (w przeciwieństwie do Zachodu) rzekomej tolerancyjności światopoglądowej islamu oraz jego gospodarczo-społecznego sukcesu w piętnastowiecznej Hiszpanii. Bagatela! Wydarzyła się sześćset (!) lat temu. A czemuż to nie można dopatrzeć się tego sukcesu dzisiaj, a w jego miejscu ukazuje się nam tylko ślepa chęć czynienia zła w stosunku do wszystkiego, co wykazuje znamiona odmienności?

By Rafal Krawczyk

1 Comment

  • „postępowanie zgodne z rozbudowanym systemem religijnego prawa i opartymi na nim zasadami społecznego współżycia. Inaczej niż w tradycji zachodniej, w świecie islamu, religią kierują tam nie ludzie wyświęceni – zakonnicy, księża, popi, biskupi i pastorzy, bo i takich tam nie ma, lecz zawodowi i całkowicie świeccy koraniczni prawnicy i politycy – mufti. To ten element stał się przyczyną drugorzędności kwestii narodowości muzułmanina oraz języka, jakim posługuje się na codzień. Znacznie ważniejsze jest, czy postępuje zgodnie prawem szariatu aniżeli to, jakiej mowy używa w domu. Świeckie prawo kraju zamieszkania nie ma nic do rzeczy.” W chrześcijaństwie też nie ma podziału „na Greka i Żyda”. Członkowie Kościoła musza przestrzegać zasad Prawa Kanonicznego. W islamie istnieją zakonnicy – sufi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.