Marzenie Kaczyńskiego
jest jedno. Żeby wszystko
zostało podporządkowane
jego wizji. Za wszelką cenę
i bez wyjątku.
(A. Lepper w 2007 roku)
Staropolskie dywagacje o stryjku, co “zamieniał siekierki na kijek” miały ilustrować częste zjawisko reform, które są udawane, pozorne i markują tylko ich świadome nieczynienie. Idzie o to by społeczeństwo uspokoić, ale nie zaszkodzić elitom, czyli sobie – rządzącym. To błędne koło, które na koniec prowadzi do rewolty. Elity bowiem nie są w stanie wciąż akumulować bogactwa kosztem społecznych dołów, a te ostatnie nie zamierzają wciąż godzić się na taki proceder. To bodaj najlepiej rozpoznany mechanizm każdej rewolty .
Wspomnienia Andrzeja Leppera z bezpośrednich rozmów z Jarosławem Kaczyńskim nie pozostawiają jednak złudzeń, co do egoistycznej ślepoty przywódców. Mamy tu do czynienia z rzadkim zjawiskiem zaburzeń psychicznych o daleko idących następstwach. Tego rodzaju sytuacja zdarza się nieczęsto i nie poddaje się zwykłej analizie, wymykając się też debacie politologicznej. Łączenie w całość odchyleń psychicznych niektórych polityków (Hitler, Stalin, Mussolini, a dzisiaj Kaczyński) jest jednak ryzykowne. Ich powiązanie z szerszymi procesami społecznymi udaje się tylko na krótką metę i jest kwestią wybitnie indywidualną. Jest spektakularne, ale i jałowe. Na dłużej, indywidualne psychozy ustąpić muszą trwałościom dziejowej logiki. A ta jest sprzeczna z próbami rządzących dzisiaj w Polsce, dążących do ukształtowania kraju nie na wzór ogólnoświatowej logiki, jakąkolwiek by nie była, ale w zgodzie z wyobraźnią jednostki o szczególnej konstrukcji psychicznej. Ta, w swoistej żądzy władzy nie dopuszcza ani do wyjaśnienia, ani też do samego. zrozumienia otaczającej ją rzeczywistości. To, co dzisiaj dzieje się w Polsce byłoby dwa lata temu uznane za fantazję na granicy horroru. Teraz jednak staje się swego rodzaju normą. Z czego to wynika i czy jej mechanizm istotnie jest czytelny i czy w ogóle daje pomysłodawcom szansę na polityczny sukces?
Jak zauważa historyk idei, “obecne władze nie są niczyim reprezentantem, ani narodu, ani suwerena, to tyrania większości parlamentarnej”. Dla porządku dodajmy, że podobnie niejasne było to, kogo reprezentuje dotychczasowa elita, bo jeśli też tylko siebie samą, to i jej upadek jest nieunikniony w ramach tego samego mechanizmu. A jeśli tak, to żywot przeciwstawnych sobie elit musi być z natury krótki i efemeryczny.
Trend swoistego uwstecznienia politycznych obyczajów daje o sobie znać w wielu regionach świata – w Ameryce Trumpa i w Turcji Erdogana. Dlaczego miałby ominąć Polskę Kaczyńskiego, skoro – jak wspominał kiedyś Lepper, wicepremier w jego rządzie, zawsze dążył on do realizacji jedynie swojej wizji kraju, niczyjej innej, chociaż od tamtych wydarzeń upłynęła cała dekada. Wciąż sprowadza się do przemożnej chęci zemsty i eliminacji wszelkich odstępstw. Wizja Kaczyńskiego różni się jednak od Erdoganowej, czy tej realizowanej przez następcę Hugo Chaveza w Wenezueli. Te ostatnie mają źródło w zwyczajnym wśród ludzi pożądaniu władzy i bogactwa, a biedniejsze warstwy przyłączają się do nowych elit z prostej chęci polepszenia własnego bytu. Podobnie rzecz się ma z dzisiejszą Turcją, że oto zamiar eliminacji dotąd rządzących i mocno już świeckich elit czyści pole dla biednych i niedouczonych, ale ze swej natury pasywnych wiernych meczetu. Te więc rosną licznie i wszędzie, entuzjastycznie witając zmiany oferujące im lepszą pozycję i stratę dla dotychczasowych elit. Kto w takiej sytuacji jest gotowy by z nich zrezygnować i kto myśli o skutkach w dalszej przyszłości?
Mało kto zauważa, że to w gruncie rzeczy objaw naturalny. W jaki bowiem inny sposób mogą trwale zaktywizować się warstwy dotąd nie mające we władzy udziału? Powiadają, że są niekompetentne, ale jak miałyby tych kompetencji nabrać bez uczestnictwa? To swoiste błędne koło przerywane zwykle wydarzeniami typu rewolucja lub rewolta. Dla dotychczasowych warstw górnych, to wstrząs prawdziwy, złączony przy tym z nagłą utratą pozycji. Dla historii to jednak norma. Pytanie, jakie się zatem rodzi w relacji do Polski sprowadza się do kwestii zakresu towarzyszących zjawisku wydarzeń anormalnych, to jest takich, które nie są zwykłą częścią procesu przemian, lecz niosą elementy dodatkowe w postaci szkodliwej psychozy? Trzeba więc dodać, że w te ostatnie, polska historia jest szczególnie bogata, a bieżące wypadki są tego dowodem.
Proces dołączania “nowej inteligencji” do poprzedniej mógłby przejść bardziej gładko, jednak głównym celem obecnego przywódcy wcale nie jest czyste dążenie do władzy dla samych tylko korzyści materialnych. Jego prawdziwą motywacją jest bardzo szczególna żądza zemsty i upokorzenia innych, wszystkich, którzy się mieli mu okazję narazić. Taka zależność odnosi się do konkretnych ludzi, ale ma także wymiar ogólny, jako nienawiść do każdej odmienności. Tyle, że o ile zwyczajna żądza władzy dla samego tylko bogactwa daje się w końcu jakoś ucywilizować, to chęć zemsty i upokorzenia innych mieści się w przestrzeni psychiatrii a nie socjologii, a na stępienie jej ostrza w procesie adaptacji nie można liczyć. Dałaby się eliminować tylko przez niedopuszczenie do władzy pewnej kategorii osób, ale na to w Polsce jest już za późno. Co więc dalej? Jedyna w swoim rodzaju głęboka zmiana ustrojowa, czy tylko tego nieudana próba? A jeśli nieudana, to wciąż co dalej, skoro wrócić do dawnego stanu samozadowolenia elit już się nie da?
Polityczne działania są przy tym wyrazem pewnego szerszego zjawiska dającego się uogólnić. Żywią się nie tylko chciwością, jak ma to miejsce w Turcji i Wenezueli i kryzysem tradycyjnych elit, które pragną wciąż rządzić zarówno w imieniu swoich, jak też i tych mniej obytych, gorzej wykształconych i biedniejszych obywateli. Nie dostrzegają też tego, że ta cała reszta się jednak mocno podciągnęła, przynajmniej w ambicjach i wcale nie chce być biernie rządzoną, ale przeciwnie, zamierza coś z tego narodowego tortu urwać dla siebie. Kliniczny przypadek, to wspomniana Wenezuela, gdzie lud woli grzęznąć w śmieciach i stać w kolejkach po wszystko, byle nie przywrócić pozycji dawnym elitom. Tym sposobem jęczą i jedni i drudzy, ale równość w biedzie mają zgodną.
Podobne, ale bardziej brutalne zjawisko, ma miejsce w Turcji, gdzie niemal stuletnia tradycja świeckiego kemalizmu jest dławiona i na pozycję uprzywilejowaną powraca islamskie nieuctwo wraz z przenoszeniem się do miast dotychczasowych anatolijskich chłopów.
W tym kontekście pojawia się pytanie o geopolityczne miejsce Polski, w której procesy zdają się mieć podobny charakter, choć z całą pewnością nie jest muzułmańska.
Gdzie się ona dziś właściwie znajduje – bliżej europejskiego Wschodu czy Zachodu?
Opozycja, zamiast rzecz rozważyć, jest bliska histerii. “Dyktatura jest coraz bliżej! Albo my albo on!” woła okładka najnowszego numeru Newsweek’a. Redaktor naczelny tygodnika przestrzega przy tym, że “Jarosław Kaczyński ma już niemal wszystkie narzędzia, by dyktaturę zainstalować”. Marek Król sięga do greckiej historii tyranów: “To z czym mamy do czynienia w Polsce, to tyrania większości parlamentarnej”. Inaczej mówiąc, niczego już nie da się uratować bez narodowego powstania powszechnego. Newsweek cytuje przy okazji innego polityka PiS,że oto “Duda został ograny jak dziecko i w praktyce stał się tylko notariuszem Zbyszka Ziobry“. Tygodnik jest jeszcze ciepły – jego datowanie, to 24-30 lipca tego roku a tytuły artykułów sugerują, że czeka kraj jeszcze tylko siedem dni wolności. I oto w pierwszym dniu po tej deklaracji o śmiertelnym zagrożeniu i niezbędności powszechnego buntu, tegoż 24 lipca następuje zupełna odmiana i niebezpieczeństwo krwawej dyktatury rozwiewa się jak dymek z papierosa a polityczna konstrukcja zamierzonego zamordyzmu rozpada się na podobieństwo budowli z klocków Lego. Miny twórców projektu państwa na kształt Imperium Ducklandu rzedną z minuty na minutę. Po prezydenckim veto wobec dwóch z trzech kontrowersyjnych ustaw pomysłu ministra Ziobry rzecz uległa dodatkowemu pomieszaniu. Wydawało się że kraj jednoznacznie zmierza już ku wschodowi, a Europejska Unia będzie niebawem ciałem dlań zupełnie obcym. “Stajemy się – wołał Balcerowicz – drugą Białorusią!”
Dodatkowe zamieszanie sprawiło porównanie dwóch ustaw zawetowanych razem z tą jedną – podpisaną, ale merytorycznie najważniejszą. Dwie – o Sądzie Najwyższym i o Krajowej Radzie Sądownictwa, to czysta polityka. Ich uchwalenie dałoby ministrowi sprawiedliwości pełną polityczną i jednocześnie jednoosobową kontrolę nad sądownictwem w całym kraju, we wszystkich przekrojach i bez wyjątku. Niezależne sądy przestałyby istnieć, zamieniając się tylko w surowe ramię władzy wykonawczej. Trzecia ustawa – O Ustroju Sądów Powszechnych, tego mu nie daje, ale wskazuje na kierunek koniecznych i głębokich zmian w systemie sądownictwa. Okazało się jednak, że celem Ziobry nie było uszczęśliwienie narodu, ile własna satysfakcja z rozgromienia przeciwników i przejęcia pełni władzy. Więc to co się stało, to dla niego klęska, skoro prawdziwym zamiarem było podporządkowanie sobie wszystkiego, co ma jakikolwiek wpływ na polską rzeczywistość prawną. Napotkałem tylko na jedną opinię, że prezydenckie veto to jedynie umówiona sztuczka i niebawem wszystko wróci do zamierzonej wcześniej “normy “. Tymczasem, nie tylko nie wróci, ale wyszło na jaw, że cała misternie budowana konstrukcja jest zjawiskiem mentalnym i skutkiem głębokiej wiary Kaczyńskiego w to, że polityka, to tylko kwestia manipulacji, a wszystkie nici są w jego ręku. Otóż nie są, a każda manipulacja ma swoje niedokładności. Kaczyński nie jest Bogiem (w co jednak zdaje się święcie wierzyć), a jego działanie – tak jak każdego z nas – podlega prawom od nas niezależnym. A te mówią, że jedynowładztwo jest dzisiaj czymś niemożliwym do osiągnięcia, niezależnie od ambicji i manipulacyjnych umiejętności pretendenta. Niespodzianką być może tylko sama forma zderzenia tej myśli z rzeczywistością.
Decyzja prezydenta o zastosowaniu veta zaskoczyła wszystkich. W gruncie rzeczy obie strony konfliktu były przekonane, że Kaczyński ma już tyle władzy, że gdy zechce, to może zrobić wszystko i nikt nie jest w stanie mu w tym przeszkodzić, a szczególnie taki słabeusz jak Andrzej Duda. Okazało się że nie tylko nie może wszystkiego, ale na drodze do dyktatorskiego sukcesu stanął mu ktoś powszechnie uznawany za rodzaj politycznej niedorajdy. I nie tylko na tej drodze stanął, lecz mu ją skutecznie zdemolował. Spektakularne wdarcie się prezesa na sejmową trybunę i zalanie niekontrolowaną wściekłością zaskoczonych parlamentarzystów świadczy tylko o jego poczuciu zderzenia z resztą świata, którego istoty nie rozumie. Więc, co teraz?
Teraz, wszystko znów pójdzie zapewne swoim trybem. Kaczyński będzie markował wygraną i stroił się w pióra nieomylnego, ale się z kretesem pogubi, bo nie potrafi się odnaleźć w roli mediatora, co jeszcze bardziej osłabi jego pozycję w partii, podważa władzę zbudowaną na wierze w jego polityczną nieomylność i ujawni istnienie sejmowej “frakcji normalności“. U reszty wzbudza nadzieję na powrót jakiegoś rodzaju porządku i otworzy drogę do przemieszania dzisiejszych struktur politycznych z poprzednimi i wyłonienia się zupełnie nowej, w której nie będzie dominować ani inteligenckie pochodzenie, ani polityczna mściwość, lecz przede wszystkim kompetencje. I to właśnie będzie ta nowa normalność.
Moim zdaniem to jednak sztuczka polityczna. Wiele wskazuje na to, że Kaczyński chce mocnej pozycji prezydenta. Nie obecnego prezydenta Dudy, ale następnego. Zgaduję, że może nawet kogoś z prawej strony sceny politycznej. Duda świetnie się przyczynia do umacniania wizerunku prezydentury. Wetuje ustawy prawie jak mąż stanu. Prezydent uratował naród. Dajmy mu więcej władzy – wprowadźmy system prezydencki i… wybierzmy swojego prezydenta. W zamian za poparcie zmiany Kukiz dostanie swoje JOWy, a PSL wygra samorządy. Potem mamy władzę w rękach jednego człowieka. Sądzę, że w dużym uproszczeniu, to właśnie ten kierunek.
„…Podobne, ale bardziej brutalne zjawisko, ma miejsce w Turcji, gdzie niemal stuletnia tradycja świeckiego kemalizmu jest dławiona i na pozycję uprzywilejowaną powraca islamskie nieuctwo wraz z przenoszeniem się do miast dotychczasowych anatolijskich chłopów…” – no to autor popłynął, że hej! 😀
Całość powyższego tekstu jest bardzo słabą i naiwną próbą analizy faktów i wpasowania ich w ograniczony światopoglądowo nurt „nowoczesnych obywateli tzw. UE”…