NIEMCY I ROSJA. ZNOWU LOVE STORY?


„Nikt nie powinien mieć
więcej pieniędzy niż rozumu”.
„Wolność każdego kończy się
tam gdzie zaczyna się wolność
sąsiada”. F f (F. Koneczny)

Najważniejszą cechą  zmian jakie dokonują się w świecie jest ich nieprzewidywalność. Jaka jest tego procentowa miara? Praktyka wskazuje na to, że nie tylko nie daje się określić żadną liczbą, ale gorzej – z doświadczenia wiemy że w praktyce nie daje się przewidzieć nic, chyba że w grę wchodzi przyszłość będąca na wyciągnięcie ręki i dostrzegalna nagim okiem.  Oznacza to, że w sprawie naszej przyszłości jesteśmy tak naprawdę ślepi i głusi. Do niedawna Europejczycy byli pewni, że ich Unia to nie tylko byt spokojny i szczęśliwy  ale także trwały. Dzisiaj zupełnie niespodziewanie ta wizja zaczyna się załamywać.

Wspólnota europejska to więcej niż siedemdziesąt lat historii kontynentu. Dwa ostatnie pokolenia nie zaznały ani walki zbrojnej ani też poważniejszej sprzeczności interesów mogącej wywołać poważniejsze starcie. Młodemu pokoleniu wydaje się, że taka jest już europejska norma i spokój cechą jej wrodzoną. Skoro skończyło się wojowanie trwające dwa tysiąclecia, to wydaje się, że wszystko jest w naszych rękach. Doświadczy jednak zdziwienia, gdy dowie się, że nie tylko jest inaczej, ale też, że to wszystko może rychło wywrócić się do góry nogami. Za świadectwo takiego stanu rzeczy można uznać nie tylko opuszczenie Unii przez Wielką Brytanię, ale też pojawiające się znamiona powracania dawnego mechanizmu sprzeczności interesów i perspektywy zarzucania idei „europejskiej jedności” na rzecz narodowych egoizmów. Na Unii skorzystały przede wszystkim kraje słabsze i mniejsze przez wzgląd na zasadę, że „jeden kraj to jeden głos”, Dawne potęgi (Wielka Brytania to dobry przykład) nie czują się jednak wystarczająco zaspokojone i to z ich kręgów biorą się pokusy powrotu do dawnych układów. Zachodnia Europa i tak nie jest zagrożona a losy jej wschodniej części już tak ważne nie są. Już rodzi się tam pragnienie aby kraje europejskiego wschodu podzieliły się z zachodem problemami jako następstwem ich kolonialnej przeszłości. Dotyczy jednak tylko tych państw, które mają taką przeszłość. Dlaczego ten ciężar mają nieść także i te, które nie mają na sumieniu kolonializmu? Jak to więc jest, ważne są tylko fakty czy równie ważne jest sumienie? Teraz pokusie zdają ulegać Niemcy wciąż pamiętające, że miały imperialną pozycję, ale także i Rosja tęskniąca za dawną wielkością. Jak bowiem powiadał Michał Wołodyjowski przecież „lepiej by się ciebie bali niż żeby się z ciebie śmiali”. A Rosji boi się dziś już mało kto…

Kolejną analizę poświęcimy więc nieczęsto rozważanej sprawie, na którą składają się dwa obszary zagadnień. Pierwszy, to próba odpowiedzi na pytanie z jakiej przyczyny ludzie są przekonani, że to oni tworzą historię nie zaś – co jest prawdziwym faktem – sami są jej wytworem. Drugi – z tym ściśle związany – to ugruntowana niechęć przyjęcia do wiadomości, że istota międzynarodowych stosunków etnicznych leży poza granicami jednostkowej świadomości i znajduje się w przestrzeni społecznych emocji, gromadnych sympatii-antypatii a także miłości i nienawiści, nie zaś indywidualnych doznań i poglądów. O istnieniu swoistej „czkawki historii” świadczyć może niemiecko-rosyjska przygoda z rurociągiem bałtyckim powstającym wbrew zwykłej racjonalności. Prawdę mówiąc, druga jego nitka jest ekonomicznie zbędna lecz mimo to coraz bliższa ukończenia. Tworzy podstawę dla nowego kształtu kontynentu otwierając drogę do odnowienia jego tradycyjnych podziałów. Wiele wskazuje na to, że tajemna siła znów pcha Europę do rozbicia conajmniej na dwie części – wschodnią i zachodnią, a punktem wyjścia będzie uruchomienie drugiej nitki rurociągu kontrolowanego przez dwa jego krańce – niemiecki i rosyjski. Tak jak w porozbiorowym stuleciu środek kontynentu nie miał geograficznego lecz czysto polityczne znaczenie, tak i teraz przyszłość rysuje się jako próba powtórzenia podobnego układu. To, co przetrwa pomiędzy nimi nie będzie już zespołem samodzielnych bytów. Wszystko to jednak jest pod względem prawa międzynarodowego i zasad przyświecających powołaniu do życia Unii Europejskiej niezgodne z jej tożsamościowym przesłaniem, prowadząc wprost do przywrócenia dawnych problemów i podziałów do niedawna uznawanych za przeszłość. Pozostaje nadzieja, że historia nie ma zwyczaju się powtarzać.

Nikt z obiektywnych obserwatorów nie ma wątpliwości, że bałtycki rurociąg zrodził się jako inicjatywa przywracająca możność podziału Europy na dwie części i ponowne zagarnięcie wpływami jej wschodniej części przez Rosję przy niemieckim wsparciu od zachodniej strony. Motywacje Rosji są zrozumiałe i dobrze znane. Sama jest bowiem Europie pod każdym względem obca a jej celem zawsze było rozbijanie i osłabianie europejskiej wspólnotowości. Jakie są jednak motywacje dzisiejszych Niemiec formalnie odżegnujących się od imperialnej przeszłości i rzekomo pragnących być uznawanymi za państwo takie-jak-inne? Czy wciąż więc można oczekiwać jednolitości Unii Europejskiej? Czym wtedy wyjaśnić odradzającą się wbrew reszcie Europy przyjaźń niemiecko-rosyjską? Jakie są tego przyczyny i jakie mogą być następstwa? Dziwne, że nie słychać alarmów, iż oznacza to również koniec Wspólnoty w jej dotychczasowym kształcie. Czy więc to tylko „czkawka historii” i nowy rodzaj niemiecko-rosyjskiego imperializmu, czy te przetasowanie nie mające na dłuższą metę większego znaczenia?

Wydawać się mogło, że geograficzne usytuowanie obu krajów – Niemiec i Rosji nie stoi już na drodze do pogłębiania się jedności kontynentu. Niemcy przestały być agresywnym mocarstwem, stając się średnich rozmiarów fragmentem Europy graniczącym wyłącznie z unijnymi członkami. Rosja z kolei, to tylko geografia formalizująca istnienie jej najdalej wysuniętych na wschód krańców. Nie powinno ich nic specjalnie łączyć skoro niemiecka najdawniejsza przeszłość to ciągłe próby uznania się za spadkobiercę imperialnej tradycji rzymskiej (Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego), za to dzieje Rosji, to trwała chęć zerwania się z więzów azjatyckości. Tyle, że Rosja nigdy nie potrafiła tworzyć niczego pozytywnego poza rozwijaniem swego braku atencji dla grecko-rzymskiej przeszłości Europy. Niemcy uważają się za twór czysto europejski i na pozór nic ich nie łączy z Rosją, przy czym coraz słabsze stają się między nimi więzy a mocniejsze przeciwności. Tyle, że dzisiejsze starania o dokończenie rurociągu Nordstream 2 świadczą o tym, że sprawa jest poważniejsza i nosi pewne znamiona powracania do dawnych podziałów kryjąc argumenty o politycznym charakterze.

Powojenną dominantą Europy był związek krajów tworzących Unię, twór nie tylko niecodzienny i – jak by się mogło wydawać – trwale przemieniający kontynent złożony kiedyś z wielu konkurujących ze sobą państw. Wydawać się mogło, że kilkadziesiąt lat wytrwałej pracy nad pogłębieniem europejskiej integracji i budowania dla Niemiec nowego otoczenia, nie powinno sprzyjać odnawianiu się ich agresywności. Dało jakiś rezultat skoro obraz kontynentu się zmienił a same Niemcy stały się już trwałą, pokojową i lojalną częścią Europy. Rosja jednak pozostała wciąż echem dawnego imperium, tyle, że echem gasnącym skoro nie tworzącym już dla reszty zagrożenia. Jednak wytrwałe próby odtworzenia układu europejskiego w którym te dwa kraje mogłyby znów stać się jego dominantą, zdają się przekształcać w realną perspektywę zagrażającą jedności samej Unii a także powrotem do dawnych sprzeczności i rozproszenia interesów.

Zgodnie z paradygmatem sformułowanym przez Huntingtona (1927-2008) wciąż uznawanym za guru globalnej analizy cywilizacyjnej a także z przesłaniem pozostawionym przez wcześniej zmarłego Feliksa Konecznego (1862-1949), wielkie kultury żyją własnym życiem niezależnym od naszych bieżących poglądów i sporów. Czymś innym jest według obu uczonych aktualna ocena wydarzeń z punktu widzenia jednostkowego żywota, a czymś odmiennym postrzeganie zjawisk w kategoriach dziejowych i w długich ciągach czasowych, kiedy nie mogą na nie wpływać współcześnie żyjący. W przypadku tych ostatnich ani człowiek jako jednostka, ani też naród jako całość nie jest podmiotem ale częścią większej całości.

Huntington wylicza dziewięć wielkich kultur świata z których trzy zrodziły się w Europie: zachodnia, latynoamerykańska i prawosławna, Koneczny dodaje cywilizację żydowską podkereślając, że jest całkowicie odmienna z powodu azjatyckich korzeni. To też powoduje, że od tamtych trzech głęboko się różni. Huntington jednak tę cechę bagatelizuje uznając za nie tylko mało znaczącą ale i wygasającą. Koneczny z kolei, uważa kulturę niemiecką za głęboko niejednolitą i niegodną uznania za w pełni europejską, dostrzega w niej bowiem mocne ślady wystawienia na wpływy bizantyńskie nie zaś łacińskie. Niemiecki luteranizm ma tym różnić się od innych odmian protestantyzmu, że ani jednoznacznie, ani wprost nie wiąże się z europejską łacińskością. Niemcy są według Konecznego głęboko niejednolite i podzielone na część najbardziej zachodnią, poddającą się wpływom łacińskości (Nadrenia, Alzacja i Lotaryngia) i wchodnioeuropejską mającą źródło w pruskości a nie w łacińskości. Oznacza to wspólnotę języka lecz nie prowadzi do wspólnoty mentalności.

Jeśli idzie o kulturę rosyjską – inaczej niż czyni to Huntington, który nadaje jej w przestrzeni prawosławia rolę przywódczą – Koneczny od niej ją odrywa uznając za odmianę kultury wyrosłą wcale nie z tradycji śródziemnomorskiej lecz stepowo-leśnego żywiołu turańskiego Azji.  Ma Rosję nie tylko za głęboko odrębną od reszty prawosławia ale też i za rezultat azjatyckości nie zaś chrześcijaństwa. Oba kraje, Rosję i Niemcy, choć tak od siebie odmienne, ma jednak spajać to, że odegrały podobną rolę w militaryzacji Europy a także w procesie likwidacji Rzeczypospolitej głęboko zmieniając przy tym mapę kontynentu. Bieg zdarzeń okazał się bliższy rozumowaniu Konecznego niż Huntingtona i pokazał, że dawne podziały mają głębszy i trwalszy charakter niż sądził ten ostatni.

Warto przy tym dać posłuch podejściu zmarłego w 1993 roku rosyjskiego historyka i więźnia sowieckich łagrów Lwa Gumiłowa. To o tyle ważne, że z jego rozumowania wynikają przewidywania co do przyszłości regionu. Unia Europejska boryka się z brakiem wizji własnej przyszłości i z coraz większym trudem doszukuje się wspólnotowości. Gumiłow, jako jeden z niewielu uczonych włącza do historii regionu odległą na pozór kulturową tradycję dalekiej Mongolii wskazując na jej rolę w tym, że powstająca z Rusi Rosja odrywała się od europejskich korzeni trwale przechodząc na azjatycką stronę pod względem najważniejszych cech.  Od z górą pięciuset lat wygasają jej europejskie źródła za to powiększa się strefa jej azjatyckości. Rosja już od dawna ma pod względem cywilizacyjnym coraz mniej wspólnego z Europą bo jej głęboka tożsamość wiąże się z dawnymi imperiami przychodzącymi z Azji. Inaczej niż zachodni historycy, którzy mongolskość Rusi i Rosja mają za mniej istotny epizod, czystej krwi Rosjanin Lew Gumiłow uznaje ją za jej cechę fundamentalną trwale odrywającą społeczeństwo od ruskich korzeni umożliwiając przejęcie mongolskiej tradycji imperialnej. To ona pozwoliła Rosji stać się światową potęgą ale też trwale odwróciła ją od Zachodu.

Historia Niemiec jest z naszego punku widzenia zastanawiająca w co najmniej dwóch przestrzeniach. Pierwsza to następstwo tego, że inaczej niż śródziemnomorska „szóstka” (Hiszpania, Portugalia, Włochy, Francja, Cypr i Malta) a także reszta krajów Unii, nigdy nie były pełnym elementem tej strefy, więc też nie mogą powoływać się na tak starożytne początki. Nie mogą tego także czynić i pozostałe kraje Unii, ale w tym już nie ma dwuznaczności. Przystępowały do unijnej „szóstki” z zewnątrz i bez możliwości powoływania się na „grecko-łacińską” przeszłość. W przypadku Niemiec ma za to miejsce inna dwoistość. Ich średniowiecze, to Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego i nieskrywana nadzieja na uznanie jej „rzymskości”, tyle, że jeszcze bez związków z Rosją. Później, to już gładka akceptacja rosyjskiej odrębności – zarówno od łacińskiej „rzymskości”, jak i od prawosławnej „reszty”, ale też i odnowienie się żądzy pretendowania do mocarstwowości. Niemcy wciąż w tej sprawie maszerują w rozkroku.

Rosja pojawia się na europejskim firmamencie późno –  dopiero za panowania Iwana Groźnego. Wcześniej, była uważana tylko za najbardziej na wschód wysunięte księstwo Rusi. Kiedy więc stała się Rosją  przestając być Rusią i czemu jest to istotne? Ktoś powie, że to ma niewiele do rzeczy, bo Niemcy nie graniczą z Rosją i są od niej oddzielone grupą państw Europy Środkowo-Wschodniej. Nie graniczą też z żadnym z krajów nie będących członkiem Unii Europejskiej. Czy jednak parcie na budowę rurociągu Nordstream bez względu na koszty i polityczne komplikacje nie świadczy o istnieniu drugiego dna? Do czego jest on Rosji właściwie potrzebny? Ropę ma u siebie, eksportowa wydajność dotychczasowych rurociągów jest wystarczająca. O co w tym idzie Niemcom a o co Rosjanom? O skłócenie państw oddzielających je od siebie? Idzie więc tylko o ropę naftową, czy jednak o politykę i powrót do ‘dwuczęściowej’ Europy?

Głównym celem ukształtowanych narodów jest rozwój ich własnej tożsamości. Gwałtowne zmiany nigdy nie są autentyczne. Niemcy wciąż nie potrafią się odnaleźć w roli „łagodnego baranka”, za to Rosjanie nie mogą zapomnieć tego, że kiedyś bali się jej wszyscy sąsiedzi. Dzisiaj, Rosja jest o jedną trzecią mniejsza niż w czasach carskich i sowieckich a relatywnie znacznie słabsza, boi się jej mało kto, jest przy tym za słaba by inkorporować to, co jej się wciąż należy (Donbas, południowo-wschodnia Ukraina, Odessa). W rosyjskim rozumieniu, to sytuacja upokarzająca jako że w innej roli niż brutalne mocarstwo trudno jest się Rosjanom odnaleźć.

Trzysta lat historii kontynentu to również powtarzające się próby poszerzenia go ku wschodowi. Ze strony Europy wchodzi w grę jakiś rodzaj samoczynnego postępowania, jednak dla Rosji, to sprawa na tyle zasadnicza że metody jej osiągania przestają się liczyć. W jej imperialnej tradycji nie ma miejsca ani na neutralność, ani na obiektywizm. Kraj wchodzący w rosyjską orbitę jest traktowany jak jej „przedłużone ramię” i spada nań obowiązek traktowania siebie jako części globalnej rosyjskości. Doskonale o tym świadczą losy Białorusi. Oznacza też brak samodzielności i jakiś rodzaj podległości. Z historycznego doświadczenia wiemy, że tertium non datur. Rosja posiada przy tym własny, przyrodzony mechanizm ekspansji i podporządkowania sobie innych. Tradycja europejska taka nie jest, bo jej główną wartością jest rozwój gospodarczy i społeczny, nie zaś rozrost terytorialny. Historia, to nieustanne zderzanie się dwóch przeciwnych mechanizmów i powtarzające się zmiany linii rozgraniczenia. Stają się też przyczyną wstrząsów wzdłuż obszernej granicy styku, którego kształt wypływa z następstw ogólniejszych na które pojedyncze kraje wpływu nie mają. Proces trwa wieleset lat, dadzą się w nim jednak dostrzec pewne trwałe tendencje.

Europa rosła długo i powoli, a używanie nagiej siły nie było jej zasadą poza znamiennymi wyjątkami w postaci Niemiec i Rosji. Kiedy po śmierci Karola Wielkiego tworzyły się jej zręby powstałe z jego państwa nowe twory poddały się pewnej logice. Część zachodnia, romańska, okazała się zaczynem dla Francji, Włoch i Hiszpanii, część wschodnia jako mentalnie germańska punktem wyjścia dla niemieckości. Część trzecia środkowa i wydzielona sztucznie w tej logice się nie utrzymała więc i zniknęła z mapy a część wschodnia to nieustająca przepychanka z rosyjskością

Powiększanie się Europy we wschodniej części kontynentu powodowało, że zamiast lokalnego pogłębiania „europejskich wartości” istotą procesu stała się tendencja do przesuwania kulturowej granicy wciąż dalej i dalej ku wschodowi. Tam z kolei, następowało zderzenie z wartościami azjatyckimi wciąż nie dającymi się pokojowo adaptować. Były trzy wielkie usiłowania zjednoczenia kontynentu w całość w ramach narzucanej ze wschodu jedności. Najpierw był to napór ludów tureckich zatrzymanych dopiero nad Renem w 451 r. przez Aecjusza nazwanego też „ostatnim Rzymianinem”. Stałe osłabianie się azjatyckości od strony wschodniej skutkowało jednak poszerzaniem się europejskich granic w tym właśnie kierunku. Później gwałtownie narastał napór mongolski. Wraz z końcem średniowiecza osłabł jednak na tyle, że w środku kontynentu pojawiła się z tej przyczyny pewmego rodzaju krzyżówka wschodu i zachodu w postaci Rzeczpospolitej Polski i Litwy. W części południowej regionu podobną rolę odegrało Królestwo Węgier. Teraz to one tworzyły zaporę dla azjatyckiej ekspansji. Wpływy mongolskie sukcesywnie słabły, pozostawiając miejsce dla zastąpienia ich przez twór nowy w postaci Rosji. Wedle cytowanego Lwa Gumiłowa, przez ponad tysiąc lat istnienia, kontynent był bliski zjednoczenia w orientalną całość trzy razy. We wczesnym średniowieczu uczyniły to ludy tureckie, w późnym – Mongołowie, aby na koniec zadanie przypadło Rosji. Kierunek parcia rosyjskiego był przeciwny niż poprzednich azjatyckich potęg. Turecka i mongolska napierały na Europę od wschodu, podczas gdy Rosja natknęła się tu na barierę w postaci Rzeczypospolitej która jako sama przesuwająca się ku wschodowi stawała się konkurencją sama nabierająca przy tym cech azjatyckich. Tak więc to co widzimy na wschodzie Europy dzisiaj, to nic nowego jak próba rosyjskiego powrotu na scenę i powtórzenia roli, którą Rosjanie pełnili w całej ich historii – wypieranie Zachodu i zastępowanie go azjatyckością. Nie wydaje się jednak aby dziś ta sztuka się udała.

Patrząc na europejskie dzieje od rosyjskiej strony, Gumiłow zwraca uwagę na to, co jednak uchodzi uwadze historyków zachodnich, że oto „można wejść w krąg cywilizowanych narodów, to znaczy w inny superetnos ale, niestety, nic za darmo. Należy pamiętać, że ceną integracji Rosji z Europą Zachodnią będzie w każdym przypadku całkowite odejście od rodzimych tradycji i następująca po tym asymilacja”. Jednynie na pierwszy rzut oka może wydawać się, że jest to w zasięgu ręki. Świadczą o tym niedawne rosyjskie próby udowodnienia swej mocarstwowości. Nie wykazują jednak skuteczności. Jest to również przyczyną tego, że dzisiaj ma miejsce swoiste odreagowanie w postaci niezrozumiałej dla otoczenia agresywności Rosji wobec Zachodu przy zamykaniu oczu na rosnącą potęgę Chin, które konsekwentnie strącają ją z piedestału. Nie dostrzeganie Chin jest też dowodem na to, że dla Putina nie są istotne fakty, liczy się jednak budowanie wrażenia, że wciąż rządzi superomacarstwem układając się w logiczną całość dopiero w dłuższej perspektywie. To, co współcześni mają za swoje odkrycie jest tylko echem splotu dawniejszych zjawisk. Powtórzmy więc za Gumiłowem, że oto „zdawałoby się, że prosty wniosek można wysnuć kierując się prawdziwymi przesłankami. My zaś z jakiegoś powodu uparcie nie chcemy uznać oczywistej prawdy: podstawa stosunków etnicznych leży poza granicami sfery świadomości – w naszych emocjach, sympatiach-antypatiach, miłości-nienawiści a kierunek tych sympatii-antypatii w każdym etnosie jest dokładnie określony”. Ilustracją tego może być przypadek szlacheckiej Rzeczypospolitej, która upadła z tego względu, że własne marzenia brała naiwnie za rzeczywistość.

Podstawą wielkich przemian jest chęć realizacji równie wielkich koncepcji. Tylko historycy wiedzą, że i one są echem tendencji na codzień niedostrzegalnych nie zaś ich prawdziwą przyczyną. Ta poddaje się osobnym, nie bardzo jeszcze nam znanym mechanizmom. Dlatego też postępowanie współczesnych ma tendencję do chaotyczności

Wywody Gumiłowa są interesujące jeszcze z jednego względu. Jako jeden z niewielu historyków nie obawia się opisywać dziejów bez oglądania się na polityczny kontekst współczesności. Doszukuje się prawdy nie pragnąc przypodobać się politykom. Koneczny dzieli je na cztery wielkie części:

  1. Czasy przed najazdem mongolskim (862-1224);
  2. Okres Wielkiego Księstwa Moskiewskiego (1263-1440;
  3. Carstwo moskiewskie (1505-1725);
  4. Carstwo rosyjskie (1725-1914);

W tym podziale gubi się jednak ważny element zaprzeczający jednolitości ewolucji tworu wyrastającego z niegdysiejszej Rusi. Za jego część nie mogą być uznane tereny, które przypadły kiedyś Rzeczypospolitej powodując, że to one stały się najzupełnie odrębną kontynuacją średniowiecznej ruskości. Tylko tak mogły stać się ukraińskościa i białoruskością, pośrednio tylko współtworząc Rosję jako tworu zupełnie odmiennego. Pamiętać tylko trzeba, że Koneczny wydał swoje „Dzieje Rosji. Od najdawniejszych do najnowszych czasów” w roku 1921, czyli jeszcze przed powstaniem Związku Sowieckiego.

Gumiłow umierał w świadomości rozpadu tego tworu i pojawienia się zupełnie nowej dla Rosji perspektywy. Jego książka zatytułowana: „Od Rusi do Rosji” różni się też od innych opracowań dotyczących dziejów tej części świata tym, że włącza do procesu powstawania Rosji także i znaczną część historii Mongolii i zauralskiej Azji i tam też doszukuje się głębszych źródeł rosyjskości. Mongolia staje się wtedy nie ciałem dla Rosji obcym i zagranicznym, lecz jednym z istotnych elementów złożycielskich. To własnie oddają tytuły trzech części książki. Pierwszy, to Ruś Kijowska, drugi – W sojuszu z Ordą oraz trzeci – Na obszarach Eurazji, na progu imperium. Dopiero w ramach tego rodzaju analizy, kiedy mongolska Orda zostaje uznana za ważne źródło kształtowania się rosyjskości, staje się widoczne, że Rosja nie jest po prostu następcą Kijowskiej Rusi lecz tworem głęboko odmiennym, którego źródła tkwią mocniej w Azji niż w Europie. Tylko taką przeszłością da się wyjaśnić to co dzieje się także dzisiaj pomiędzy Europą i Rosją oraz głębokie trudności tej ostatniej w godzeniu się na istnienie jednolitej Unii Europejskiej.

By Rafal Krawczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

No widgets found. Go to Widget page and add the widget in Offcanvas Sidebar Widget Area.